Stabilizacja (sprawdzam)
Boże,
błagam cię, daj mi we właściwym czasie
sklepik osiedlowy
i sąsiadów do zakupów gotowych.
Gdzie na półkach ułożone zgrabnie
lśniące pudełeczka - małe i duże
I wonne pomarańcze sprzedawane luzem,
jasny tytoń wirgiński pod szkłem gablotki
dużo snów słodkich
rodzynki, orzeszki i chleb pański,
I wagę nie za bardzo ubrudzoną,
I dziwki, co wpadają na słowo
czy dwa, przechodząc,
na cięte ripso i żeby poprawić włosy.
częściej w deszcz
lub wieczorem
najlepsza pora
Panie,
Użycz mi małego sklepiku ze wszystkim,
lub w jakiejkolwiek urządź mnie profesji,
gdzie czas się dobrze mieści.
Z zyskiem.
Byle nie w tej cholernej literaturze,
gdzie trzeba wciąż ruszać mózgownicę.
Komentarze (23)
Wielbiciele byli przede mną jak widzę. Pozdrawiam.
Nie bez powodu jest podtytuł - sprawdzam :)))
A co do strzelenia sobie samemu w kolano... no fakt, sam sobie winien.
Dzięki Jamciowa.
Wielki Głąb :)
Dzięki Demo.
Wyginaj zwoje za dwoje, a nie marudź jakby tylko to zostało. :)
Wyginam te zwoje, aż czasami pętli się.
Dzięks.
I klonowy syropek, jak rześki miodek.
A komórki szare... byle zostały szare:)
Pozdrawiam:)↔5
Przezornie nie wspomniałem o ohydnej brukselce i rabarbarze. :)
Nostalgiczny.
A bo to czasami nie ma się dość tego zabiegania, tempa i wariactwa?
Stanąć sobie za ladą u siebie, pogadać z ludźmi, poczuć zapach pomarańczy i tytoniu?
Ech...
Wiersz wnosi przecież o małą stabilizację... telewizor, meble, mały fiat...
Cześć Sowo.
Dobrze, że jeszcze ma się te zwoje jasne, a nie w galarecie. Kiedy stabilizacja nadejdzie to pewnie i nas już nie będzie.
Pozdrawiam
A małe marzenia to szybsze spełnienia.
Niech wielcy tego świata marzą wielko.
Prawda, spotkałam kiedyś dentystę w hurtowni, pierdutnął zawód, miał dość walki z rekinami, którzy już mieli prywatne gabinety ?
I nie to, żeby daczę wybudował. Słomkowy, stary kapelusz, za 5 zł/h robił przy wyrębie lasu i stara chata na obrzeżu wsi.
To oczywiście skrajny przypadek, ale o ten kierunek mi chodzi w tym wierszu.
Wiem, o święty spokój i samowystarczalność, żaden dureń się nie wymądrza ani nikomu nie trzeba w tyłek włazić ?
Ja wiem, że właściciel wstawał o czwartej, ganiał po giełdach i hurtowniach, ale klimat był. Schodziłem tam w kapciach i gadało się czasami godzinę ze sprzedawcą i ludźmi.
Takie małe wspomnienia przekładające się na małe marzenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania