Uliczny stacz

- Dlaczego pan się nie rusza?

,,Kolejny dzieciak przeszkadza…”

- Halo, proszę pana! Dlaczego pan tak długo się nie rusza?

,,Długo? Ile to?”

- Proszę, pana?

,,Ile?”

Zmywam farbę z twarzy. Patrzę w lustro. Widzę tylko ciało zniszczone przez czas. Czas, on zabija.

,,Zabij go pierwszy…”

Spoglądam na zegarek. Już tak późno. Gdzie ten czas się podział?

,,… Zanim on ciebie zabiję.”

Wyjmuje pieniądze z kapelusza. Wkładam je do skarbonki. Siadam przy stole i czekam.

,,Na co?”

Stukam w stół w rytm mojego serca. Coraz szybciej i szybkiej. Wpatruje się w pojemnik z pieniędzmi, ale ich nie widzę. Widzę godziny. Godziny pozowania dla ludzi. Dla idiotów.

,,Ile to jeszcze?”

Liczę papierki od nowa.

,,To jeszcze za mało.”

Liczę znowu. Na pewno się pomyliłem.

,,Za mało.”

Otacza mnie tłum ciał. Patrzą na mnie. Co jakiś czas chichoczą.

- Jak on może tak długo nic nie robić?

- Mamo, czy to clown?

- Ha ha ha.

Ja obieram sobie punkt i na niego patrzę. Dach budynku. Jest to najwyższe miejsce jakie widzę. Można dostrzec wyraźną granicę między niebem, a ziemią. Jest tam mnóstwo szczegółów. Każdego dnia coraz to inny dostrzegam.

,,Niebo jest czystsze niż to co na dole. Dachówki ceramiczne? Drogie pewnie były…”

- Halo, co pan robi?

,,Droższe niż to co mam?”

Ten sam chłopiec stoi naprzeciwko mnie. Dzień w dzień przychodzi. Pyta się.

- Zatrzymuje czas.- Odpowiadam nie patrząc mu w oczy.

- Ja też chcę zatrzymać.

,,Ja tego nie dokonałem, a ty dokonasz?”

Wykładam pieniądze na stół.

,,Za mało.”

Zmywam farbę. Orientuje się, że się kończy. Biorę to co mi zostało i idę do sklepu obok. Wszystko wydaje. Siadam i liczę.

,,Nic.”

Pozbyłem się godzin, jakby nigdy ich nie było.

Widzę chłopca na dachu.

- Zatrzymam czas!

Sznur oplata. Skaczę.

,,Zatrzymał. Udało mu się!”

Budzę się. Moje ciało oblane jest potem, a płuca nie nadążają.

,,To tylko sen.”

Nakładam farbę. Maluje uśmiech. Zakładam kapelusz.

,,Czy nadal śnie?”

Obieram pozę tą co zawsze. Już ludzie się śmieją. Po jakimś czasie odchodzą. Zostawiają.

,,Zatrzymaj.”

Liczę to co mam. Nic nie mam. Co mam liczyć?

,,Czas leci.”

Nie oddam. Nie spłacę. Gdyby tak tylko…

,,Zatrzymać czas.”

Siadam przy stole. Obserwuje zegar. Wskazówka ciągle chodzi. Wyciągam z niego baterie. Zatrzymałem?

,,Nie zatrzymałeś.”

Patrzę w punkt. Nie ruszam się. To samo, dzień w dzień. Tak jak wskazówka ma swój okres czasu i wszystko od nowa się toczy, tak samo, tak ja tu stoję i czekam.

,,Na co czekasz?”

Na ludzi. Przecież ich nienawidzę… A jednak wszystko od nich zależy. Oni zdecydują.

,,W każdej chwili możesz zatrzymać. Ty, nie oni.”

Mogę zatrzymać.

Jestem w tym punkcie. Stąd można dostrzec cały rynek i niekończące się stoisko z pamiątkami. Widzę siebie stojącego na dole. Patrzy na mnie. Przygląda się. Wygląda jak mrówka, którą można zdeptać. Oplatam szyję nie spuszczając z niego wzroku. Śmieje się mu w twarz, ale on nawet nie drgnie.

,,Zatrzymaj to w końcu.”

To co robi jest komiczne, a robi to nadal z powagą.

,,To co robi? On nic nie robi.”

Stawiam krok do przodu. Czuję koniec krawędzi.

,,To początek.”

Zatrzymuje. Wskazówka już nie tyka. Godzin nikt nie zabierze.

,,Czy na pewno?”

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 27.11.2019
    Sisi55→Ciekawie napisane. Jakby rozmowa z czasem?
    Tak jakoś pół realnie. Zajmujący dialog i zakończenie niejednoznaczne:) Pozdrawiam:)→5
  • sisi55 27.11.2019
    To w apostrofach to jakby takie ,,złe" myśli. A na koniec się po prostu zabija, żeby zatrzymać czas. Dzięki za kom.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania