Poprzednie częściStar Wars - W nicość

Star Wars - Solo

Tatooine, pomimo tylu długich lat, które minęły od momentu śmierci Palpatine’a i upadku jego imperium terroru, nadal nie straciło nic ze swej reputacji siedliska największych mętów oraz oprychów galaktyki.

Potężnie zbudowany mężczyzna, ubrany w czarne szaty Jedi, krążył po wąskich, spalonych słońcem uliczkach tego przestępczego raju, niczym od natrętnych owadów opędzając się od wędrownych sprzedawców pragnących wcisnąć mu swe towary, dilerów oferujących wszelkie używki dostępne na międzyplanetarnym rynku oraz podrzędnych łowców nagród pragnących zaoferować mu swe usługi. Nie był nimi zainteresowany. Interesowało go tylko jedno – pewna kobieta, w poszukiwaniu której bezskutecznie przemierzył już prawie połowę galaktyki…

Mężczyzna skręcił w kolejną wąską uliczkę zabudowaną niewysokimi, białymi budynkami. Moc wręcz buzowała w tym miejscu, naładowana wszelkimi możliwymi emocjami. Z tysięcy nakładających się na siebie prądów usiłował wyodrębnić niegdyś drogą jego sercu obecność. Kiedy wreszcie mu się to udało, na jego usta wypłynął lekki uśmiech. Kobieta znajdowała się w pobliżu. Widział jej obecność niczym delikatny, pulsujący czerwienią strumień światła. Nieco przygaszony jednak i niestabilny, jak gdyby znajdowała się o krok od śmierci, choć nie wyczuł żadnego bezpośredniego niebezpieczeństwa, które mogłoby jej zagrażać. Przyspieszył kroku. Tropił ślad jej aury w Mocy niczym wygłodniały vornskr. Była niedaleko. Tym razem już mu nie umknie…

Po pewnym czasie Jedi przystanął przed wejściem do hałaśliwej kantyny. Z jej wnętrza wylewały się dźwięki szarpiącego uszy rzępolenia. Mężczyzna wszedł do środka. Musiał zgiąć się przy tym niemal w pół, gdyż prosta dziura w ścianie, wykuta zamiast drzwi była zbyt niska jak dla kogoś, kto wzrostem dorównywał dorosłym osobnikom rasy Wookiee. Znalazłszy się w kantynie, Jedi rozejrzał się dookoła. Cuchnęło tam smażonym jedzeniem, alkoholem oraz czymś, czego mężczyzna wolał nawet nie próbować identyfikować. Zapach ten nieprzyjemnie przywodził mu na myśl smród panujący na najniższych poziomach Coruscant, gdzie spędził większość swego dzieciństwa. Wszystkie stoliki oraz bar okupywane były przez ludzi oraz istoty innych ras, przeważnie z trudem będących w stanie utrzymać się na nogach. W tłumie zapijaczonych twarzy wreszcie dostrzegł także tę, po którą przybył w to obrzydliwe miejsce.

Siedziała samotnie przy okrągłym stoliku w najciemniejszym kącie kantyny. Długie włosy, pozlepiane w tłuste strąki, opadały smętnie na jej plecy oraz ramiona. Lekko pochylała się do przodu, łokcie opierając na blacie stolika. W dłoniach obracała szklaneczkę napełnioną do połowy bursztynowym płynem. Mężczyzna zbliżył się do niej. Nie uniosła głowy, aby na niego spojrzeć, nawet gdy zajął miejsce naprzeciwko niej.

— Proszę, proszę… — rzuciła tylko. Jej głos brzmiał obco. Bardziej ochryple, niż to zapamiętał. — Cóż za niespodzianka… Czego chcesz, Zekk?

Jedi zmarszczył brwi, spoglądając na nią z troską. Twarz dziewczyny była blada, bardzo szczupła, wręcz wysuszona. Skóra ciasno opinała się na jej kościach policzkowych. Wyglądała na wręcz zapadniętą. Gdy w końcu podniosła na niego wzrok Zekk przeraził się ogromem beznadziei, rozpaczy oraz cierpienia, które dostrzegł w jej oczach.

— Megan, wróć do domu… — poprosił cicho.

Roześmiała się gorzko. Odchyliła się na oparcie rozklekotanego krzesła.

— Dom? — syknęła. — Ja już nie mam domu!

— To nieprawda! — zaprzeczył gorąco. — Zakon jest twoim domem!

Pobladła jeszcze bardziej, choć Zekk sądził, że to już niemożliwe. W jej zaczerwienionych oczach odbiła się cała gama uczuć, lecz zdecydowanie górowała między nimi rozpacz oraz paląca nienawiść.

— Jak śmiesz?! — warknęła. — Zakon?! Zakonowi przewodzi morderca! — Uderzyła pięścią w stół. — Co, Skywalker przysłał cię tutaj, żebyś pozbył się także mnie?! — Niespodziewanie sięgnęła dłonią do paska, odpięła od niego niewielki, cylindryczny przedmiot i rzuciła go na blat. — Proszę bardzo! Nie będę się bronić!

Zekk pokręcił głową. Długie, czarne jak noc włosy opadły mu na ramiona.

— Megan, to nie tak. Luke nie chce twojej śmierci. On chce ci tylko pomóc…

— Tak jak pomógł Jacenowi?! — warknęła. Jej głos załamał się nagle, a oczy zaszły mgłą.

Jacen. Zawsze chodziło tylko o niego. Zekk nadal z trudem był w stanie uwierzyć w wydarzenia ostatnich lat. Jacen Solo, gwiazda Zakonu Jedi, dał się skusić Ciemnej Stronie Mocy i usiłował wprowadzić w galaktyce kolejny krwawy reżim, co dla każdego, kto go znał, było ogromnym zaskoczeniem. Jacen postąpił zupełnie jak jego dziadek, Darth Vader. Przybrał imię Darth Caedus oraz przywdział czarne szaty, czym złamał serca nie tylko członków własnej rodziny, ale także przyjaciół, którzy niegdyś byli gotowi oddać za niego życie. Gdyby nie jego bliźniacza siostra – Jaina – Solo zbudowałby nowe Imperium. Najgorsze było jednak to, że co poniektórzy młodzi Jedi stanęli po jego stronie, doprowadzając niemal do wybuchu buntu w Zakonie, który mógł w przyszłości poskutkować obaleniem mistrza Skywalkera. Wśród nich była między innymi Megan. Choć po śmierci Jacena większość z nich opamiętała się i wróciła na łono Zakonu, ona postąpiła zupełnie inaczej… Porzuciła nauki Luke’a i udała się na dobrowolne wygnanie. Miała żal do mistrza oraz do rodziców Jacena za to, że żadne z nich nie pomogło młodemu Solo. Jej serce przepełniały także wściekłość oraz nienawiść do Tenel Ka, królowej Hapes, która będąc dzieckiem wraz z nimi uczęszczała do Akademii Jedi na Yavin IV, a później została kochanką Jacena i urodziła mu córkę. Megan wolała uciec jak najdalej, gdyż nie chciała ryzykować spotkania z Tenel Ka. Zbyt mocno pragnęła zabić ją oraz jej dziecko. Zaczęła obwiniać je o upadek Jacena. Zresztą, obwiniała o to chyba wszystkich oprócz samego Solo. Jak każda zakochana kobieta nie potrafiła (a może nie chciała?) dostrzec wad Jacena oraz tego, jakim stał się potworem. Zekk wiedział, że Megan kochała Jacena ponad życie, choć on nigdy nie odwzajemnił jej uczuć. Ta nieodwzajemniona miłość oraz uczucie, jakim Zekk darzył Jainę Solo, pchnęły ich oboje ku sobie. Przyjaźnili się, a później wspierali w swej rozpaczy po utraconych miłościach. Wreszcie zostali kochankami. Zekk po pewnym czasie zaczął jednak czuć do niej coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń oraz pożądanie. Miał cichą nadzieję, że Megan pewnego dnia zapomni o historii z Jacenem, lecz teraz rozumiał już, iż to niemożliwe. Gdy pewnego dnia Zekk zbudził się rankiem, Megan zniknęła. Zabrała wszystkie swoje rzeczy i odeszła bez słowa. Od tamtej pory szukał jej bezustannie. Aż do dziś. Spędził dwa długie lata, przeczesując za nią galaktykę wzdłuż i wszerz, a ona nadal potrafiła myśleć jedynie o Jacenie.

— Megan, Solo wybrał własną drogę — powiedział. — Nie słuchał nikogo. Palił za sobą wszystkie mosty. Co Luke musiałby zrobić, żebyś przestała go nienawidzić i obwiniać o wszystko?

— Zdechnąć — parsknęła. — Razem z Tenel Ka oraz państwem Solo. — Pociągnęła potężny łyk alkoholu ze szklaneczki.

Zekk pochylił się do przodu. Wyciągnął dłoń, jakby chciał nakryć nią dłoń kobiety, ale ta cofnęła rękę.

— Nie, Zekk — powiedziała tylko.

Mężczyzna westchnął ciężko.

— Szukałem cię przez dwa lata, od dnia, w którym zniknęłaś. Nie miałem pojęcia, co się z tobą dzieje, czy żyjesz, czy nie. A ty spójrz, co ze sobą zrobiłaś! Marnujesz swoje życie i szukasz zapomnienia w tanim lumie! Po co? Pozwól przeszłości umrzeć. Chodź ze mną. Jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko naprawić. Wróć do domu… — poprosił cicho.

Twarz Megan stężała.

— Naprawić?! — wrzasnęła, podrywając się na równe nogi. Stolik zatrząsł się pod wpływem jej nagłego ruchu. Szklanka z lumem przewróciła się, a jej zawartość rozlała na blat stołu. — Jak chcesz naprawić to, że Jacen nie żyje?!

Zekk zacisnął usta w wąską linię.

— A jak naprawisz całe zło, które wyrządził galaktyce?!

Dziewczyna powoli opadła na swoje krzesło. Podniosła szklankę, ponownie napełniając ją alkoholem z butelki, która stała pod stolikiem.

— Ty zacząłeś jakieś bzdury o naprawianiu wszystkiego — rzekła. — Nie ja…

Podniosła naczynie do ust i opróżniła je do dna. Zekk nie mógł już dłużej na to patrzeć. Megan nigdy nie należała do osób tryskających optymizmem na prawo i lewo, lecz patrzeć, jak nisko się stoczyła, to… To było dla niego zbyt wiele. A przez kogo to wszystko? Przez człowieka, dla którego nigdy nie znaczyła więcej, niż drobny pyłek unoszący się w powietrzu. Przez człowieka, który poświęciłby ją bez mrugnięcia okiem, gdyby mógł cokolwiek na tym zyskać. Przez człowieka, który nigdy jej nie kochał. A ona, głupia, przez tyle lat żyła nadzieją, że pewnego dnia Jacen zmieni zdanie. Przekona się do niej. Pokocha ją. Kropla drąży skałę, powtarzała. Lecz teraz młody Solo nie żył, a ona niepotrzebnie zadręczała się przeszłością, zamiast dać sobie szansę na nowe życie. Na nową miłość.

Miecz świetlny dziewczyny nadal leżał na blacie stolika, tam, gdzie go rzuciła. Zekk wyciągnął dłoń i przesunął srebrny cylinder w jej stronę. Następnie delikatnie wyłuskał spomiędzy jej palców pustą już szklankę.

— Megan, nadal masz dla kogo żyć! — powiedział z przekonaniem. — Jesteś Jedi! Zostałaś obdarzona niesamowitym darem. Twój talent nie może się zmarnować. Jesteś to winna galaktyce…

Mężczyzna za późno zrozumiał, że popełnił błąd. Oczy Megan zapłonęły. Pochyliła się nad stołem, chwyciła Zekka za poły płaszcza i szarpnęła mocno.

— Galaktyce?! — wycedziła. — A co takiego ta galaktyka zrobiła dla mnie, żebym miała być jej cokolwiek dłużna?! — Z całych sił pchnęła mężczyznę na oparcie jego krzesła. — Zabieraj się stąd, Zekk. Nie potrzebuję tych twoich umoralniających gadek!

— Megan… — Ponownie spróbował dotknąć jej ramienia, ale bez słowa odsunęła się przed jego dotykiem. Z ciężkim sercem podniósł się z krzesła. Zrozumiał, że nic tam po nim. Na próżno przez tyle długich dni szukał jej po całej galaktyce. Wszystko na próżno… — Naprawdę nic nie będzie już w stanie skłonić cię do powrotu do Akademii? Ze mną?

Pokręciła głową. Zniszczone, brązowe włosy, które zbyt długo nie widziały już szczotki, ani wody czy szamponu, opadły na jej bladą twarz.

— Nie, Zekk — odparła. — Od teraz, już na zawsze jestem wyłącznie solo…

Spuściła wzrok, a mężczyzna spostrzegł kilka łez, które spłynęły po jej policzkach i rozprysnęły się na stole. Popatrzył na nią z żalem. Rękojeść miecza świetlnego wciąż spoczywała tuż przy jej dłoni. Nie wziął jej jednak. Megan zbudowała swoją broń. Nie miał prawa odbierać jej dziewczynie, tak, jak nie miał prawa bezkarnie odebrać żadnej części jej ciała.

— Rozumiem — rzekł, chociaż wcale nie rozumiał. Pragnął wykrzyczeć jej prosto w twarz, jaką jest idiotką, pławiąc się w swoim bólu i rozpaczy, i nie dopuszczając do swych myśli nikogo oprócz Jacena. — Uważaj na siebie… — dodał ciszej, po czym nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku wyjścia z kantyny. Niektórym, pomimo najszczerszych chęci, nie można było pomóc.

Przeciskając się przez tłum przedstawicieli najróżniejszych ras, tylko raz odwrócił się, aby rzucić Megan pożegnalne spojrzenie. Nadal siedziała przy stoliku, tam, gdzie ją zostawił. Pustym wzrokiem wpatrywała się w dno trzymanej w dłoni szklanki, jakby pragnęła wyczytać z niej swą przyszłość. Przyszłość, w której byłby Jacen…

Usta Zekka wykrzywił grymas złości. A może ogarniającego go, bezdennego smutku? Z nisko opuszczoną głową wyszedł z kantyny. Prosto na palące słońca Tatooine.

 

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pontàrú 25.05.2020
    Uuuu, co tu taki wysyp Star Wars? Bardzo podoba mi się Twój styl. Cudownie opisana scena także zasłużone 5. Czy ten napis "koniec" oznacza, ze nie będzie więcej odcinków tej serii?
  • Megs1709 26.05.2020
    Może moda na SW wraca? ;) Dziękuję bardzo za przemiłe słowa! "Solo" to tylko krótka miniaturka, podobnie jak "W nicość", które też już tutaj opublikowałam, więc dalszych części tego nie ma, ale mam jeszcze mnóstwo innych krótkich opowiadań, które pewnie też tutaj wrzucę, jak już wystarczająco dobrze zapoznam się z działaniem tej strony, i kilka dłuższych :) Coś ode mnie na pewno się tutaj jeszcze pojawi. :)
  • Megs1709 26.05.2020
    Może moda na SW wraca? ;) Dziękuję bardzo za przemiłe słowa! "Solo" to tylko krótka miniaturka, podobnie jak "W nicość", które też już tutaj opublikowałam, więc dalszych części tego nie ma, ale mam jeszcze mnóstwo innych krótkich opowiadań, które pewnie też tutaj wrzucę, jak już wystarczająco dobrze zapoznam się z działaniem tej strony, i kilka dłuższych :) Coś ode mnie na pewno się tutaj jeszcze pojawi. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania