Mutant - Stara miłość
Notka:
Zastanawia was co znaczy mutant w tytule? Chodzi o zadanie dla mnie, piszecie jedno słowo, a ja robię z tego opko. Po szczegóły odsyłam do wątku “Wyzwania”. No, a teraz najważniejsze, info, słowa jakie mam wykorzystać to:
- Wzruszająca miłość.
- Sołtys.
- Kawaii.
- Bigos.
A więc zaczynamy:
Gospoda pachniała chlebem i piwem. Panowały tu piękne, żywe i jasne kolory. Tłok i gwar jaki towarzyszył takim miejscom nie był zbyt nachalny. doprawdy, aż chciałoby się spędzić tu całe życie. Jednak tak jak w każdym miejscu, tak i tu znalazło się miejsce dla rozpaczy.
Para ludzi, siedząca przy stoliku w karczmie, zajadała się gorącym bigosem. To znaczy, wysoki i lekko otyły mężczyzna po pięćdziesiątce się nim zajadał, podczas gdy niewysoka, zadbana kobieta wertowała wzrokiem list od pana okolicznych ziem. Pappier był już nieco pognieciony od przekazywania go z rąk do rąk, ale ciągle sprawiał wrażenie czegoś zakazanego. Tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na zakup takich luksusów. Zresztą, to samo tyczy się szmaragdowego atramentu, którym zapisano słowa.
“Pani Amaso,
Z przykrością informuję, że w związku z długami pani męża zostaliśmy zmuszeni do aresztowania go. Areszt potrwa najpewniej rok, chyba że do mojego skarbca wpłynie równowartość wszystkich pożyczonych mu przedmiotów, póki co niewycenionych.
Z wyrazami szacunku,
Minian Staloręki.”
Do błękitnych oczu Amasy napłynęły łzy. Nie wiedziała nic o długach Williama. Jak on mógł ją oszukiwać przez tak długi czas? Ufała mu, a on ją wykorzystał, żeby móc dalej grywać w karty. Dla niego pożuciła wszystkie swoje marzenia. Nawet nie zauważyła kiedy schowała twarz w dłoniach.
- Już nie płacz, wszystko się jakoś ułoży. - Jej towarzysz pogładził ją po długich, kruczoczarnych lokach.
- Nic się nie ułoży - zaszlochała odpychając jego rękę. - On siedzi w więzieniu! Rozumiesz to kur… - Rumieniec oblał jej policzki. - Rozumiesz to? - wyszeptała cicho.
- Jedynie za długi, zrobimy z mieszkańcami zbiórkę i jakoś je oddamy.
- Jesteś sołtysem, nie możesz nic zrobić? - zapytała błagalnie.
- Już ci mówiłem, że nie - westchną smutno. - Nasza wieś do niego należy Amase. Ale są też plusy, nic nie zrobił dzieciom.
- Wiem, nie jestem głupia Elowen - spuściła wzrok - ale co ja powiem synkom? Że tata wróci dopiero za rok? - Spojrzała na niego swoimi wielkimi oczyma.
- Powiesz im, że damy sobie radę. - Chwycił ją delikatnie za rękę. - Razem.
- To się nie uda - westchnęła. - Wszystko się posypało.
- To nieprawda, spójrz na to z innej strony, myślisz, że życie to życie…
- Może dlatego, że to prawda? - zapytała retorycznie.
- Nie… ono jest… - Elowen zaczął rozglądać się po karczmie w poszukiwaniu ratunku. - Jest bigosem! - wykrzyknął radośnie, kiedy ujrzał własną miskę.
- Bigosem? Wybacz, ale pogubiłam się.
- No, ale to przecież proste. W bigosie masz wszystko, kapusta to nasze dni, kiełbasa to rozmowy, miłość to przyprawy i takie tam. Razem tworzą one coś pięknego i pysznego.
- Jak niby długi Williama mają być piękne?
- No, nie są piękne. To tylko przygryzione ziarenko pieprzu, niemiłe uczucie, ale przejdzie. Musisz jedynie trwać.
- To głupota wymyślona na poczekaniu! - Amasa wstała gwałtownie.
- Masz rację, moja droga - rzekł zakłopotany. - Ale damy radę. Razem. Jeżeli przejdziemy się po domach to wystarczy, że każdy da nam garść monet, a uzbieramy tą sumę.
- Myślisz? - zapytała się z resztką nadziei.
- Jestem tego pewien. - Na twarzy sołtysa zagościł uśmiech.
- A więc… - Podała mu dłoń. - … przejdźmy się po domach, jak za dawnych czasów.
Wychodząc z karczmy mieli nadzieję, że wszystko się uda, a ich dawne uczucie jednak nie wybuchnie nowym płomieniem. Tak, jak za dawnych dni.
Słowa do przyszłego mutanta:
- Kapcie.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania