Starość
Gdy obchodziła swoje trzydzieste trzecie urodziny, rozbiłem skarbonkę i z całą reklamówką miedziaków, poszedłem do sklepu. Kupiłem wtedy jeden z reklamowanych płynów do mycia ciała w ozdobnej, czerwonej buteleczce. Pamiętam do dzisiaj wzrok sfrustrowanego kasjera, który z niechęcią przeliczał, grosz po groszu, kwotę, jaką przyszło mi zapłacić za zakupy. Osoby stojące za mną w kolejce aż westchnęły ze zniecierpliwieniem na widok sterty grosików. Pewnie wszyscy chcieli szybko wrócić do domu, a tymczasem z przymusu stali się świadkami popisu matematycznego chłopaka zza kasy. Widać było już na pierwszy rzut oka, że na lekcjach matematyki zapewne chodził na wagary. Gdy tylko opuściłem sklep, w podskokach wróciłem do domu, uważając przy tym, rzecz jasna, żeby nie uszkodzić prezentu.
Stanąłem twarzą w twarz z mamą, po czym zacząłem recytować wiązankę życzeń. Kochana mie okazywała jednak urodzinowej euforii. Ja na samą myśl o własnych urodzinach cieszyłem się już miesiąc wcześniej... Toteż nie byłem w stanie zrozumieć smutku bijącego z jej oczu. Ba, nawet nie mieściło mi się to w głowie... Jak można nie doceniać tak wyjątkowego dnia? I nagle przypomniały mi się słowa ciotki, która kiedyś wytłumaczyła mi, że z czasem obchodzenie urodzin przestaje sprawiać przyjemność, gdyż przypomina o zbliżającej się starości. "Nierozsądnie byłoby świętować z tego powodu, że jedną nogą jest się w grobie" – tak to ujęła. Zapewne właśnie w tym tkwił problem. Mama nie chciała tak szybko przeprowadzić się na cmentarz...
W pewnym momencie na mojej twarzy musiało wymalować się przygnębienie, ponieważ moja rodzicielka szybko przyjęła prezent, przytulając się do mnie, dziękując i zarazem przepraszając. Zdążyła nawet uronić kilka łez. Nie wiedziałem, że aż tak cierpi z powodu starości. W końcu według mnie nadal była młoda...
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, niechcący wlazłem do łazienki, kiedy mama się kąpała. Moje roztargnienie było nie do opisania. Często zdarzało mi się zapomnieć, żeby najpierw zapukać. Ba, nigdy nie pamiętałem, aby to zrobić. Jak zawsze, paląc się że wstydu, planowałem wyparować stamtąd z prędkością światła i już nawet zdążyłem się obrócić do wyjścia, gdy kątem oka spojrzałem na wodę, w której się taplała... czerwonkawą wodę. W pierwszym momencie nie wierzyłem własnym oczom i zamiast wyjść z łazienki, żeby nikt nie uznał mnie za podglądacza, stanąłem jak wryty, po czym zapytałem, dlaczego woda ma taki kolor. Wanna wyglądała bowiem tak, jakby ktoś zarżnął w niej prosię. I z ulgą odetchnąłem, gdy kochana wytłumaczyła, że wytestowała nowy płyn do mycia ciała, ten ode mnie. Jak mogłem nie wpaść na to, iż płyn może mieć czerwony kolor... W końcu tyle nowości wprowadzają na rynek... Popatrzyła wtedy na mnie, a ja dostrzegłem czarne smugi tuszu pod jej oczami. Najwyraźniej nie zdążyła zmyć makijażu. Gdy uśmiechnęła się lekko, uznałem, że wszystko jest dobrze i w pośpiechu wyszedłem z łazienki, nawet nie domykając za sobą drzwi. Cieszyłem się, że przynajmniej prezentem zdołałem poprawić mamie humor. Ostatnio często chodziła smutna, a jeszcze częściej pod jej oczami można było dostrzec rozmazany tusz... Powinna zainwestować w lepsze kosmetyki, bez wątpliwości. Chwilę później, jak co dzień, zasnąłem.
Dzień po trzydziestych trzecich urodzinach mamy, z samego rana, miałem przyjemność wyłowić ją z wanny. A czerwony płyn do mycia, który zabarwił wodę okazał się krwią... Właśnie wtedy zrozumiałem, że jedną nogą w grobie można być już za młodu.
Komentarze (9)
Bardzo smutna opowieść o niepogodzeniu się z przemijaniem czasu. Tak blisko jesteśmy, ale czasem nie potrafimy pomóc. Czerwony płyn, rozmazany tusz i krew zamazały obraz rzeczywisty pomiędzy matką, a synem.
Dobrze napisany tekst i powodujący refleksję nad życiem.
Pozdrawiam serdecznie
Przygnębiające, ale nie wiem czy wyróżnia się na tle innych, przygnębiających historii.
Poćwicz opis, obczaj klawe synonimy. Wiesz, krew nie musi być jedynie czerwoną cieczą. Więcej szczegółów, żeby bardziej przerazić, obrzydzić, zasmucić. Jeżeli chcesz, aby zapadło to komukolwiek w pamięć.
Ale anyway, od tego typu historii serce się kraja. Współczuję ogromnie kazdej osobie, która doświadczyła w swoim życiu tego typu traumy. A z perspektywy dzieciaka to już w ogóle horror.
Więc tak, nie ma tragedii, czytaj, inspiruj się, pisz.
Pozdrawiam.
Z niecierpliwością czekam na kolejne teksy.
Pozdrawiam ciepło
Takie strasznie smutne a zarazem życiowe.
"Pewnie wszyscy chcieli szybko wrócić do domu, a tymczasem z przymusu stali się świadkami popisu matematycznego chłopaka zza kasy. Widać było już na pierwszy rzut oka, że na lekcjach matematyki zapewne chodził na wagary"
Ej no, to jest krzywdzące. Ja chodziłam na lekcje z matmy, a i tak 20 * 3 wiecznie myli mi się z 30 * 3.
No i co zrobić.
Kariera zawężona.
"Powinna zainwestować w lepsze kosmetyki, bez wątpliwości. "
To ostatnie zastąpiłabym "bez wątpienia". Zgrabniejsze, imo.
No nie wiem, Szalo. Mam mieszane uczucia.
Z jednej strony podoba mi się konstrukcja. Naprawdę. Ten element zaskoczenia, na końcu, robi robotę.
To, co mi nie pasowało stylistycznie, to trochę "za ładny" język, jakim prowadzisz narrację.
Mowa o chłopcu, przeciętnym, nie znamy go, ale chyba nie ma sensu robić z niego oczytanego na potrzebę one shoota.
Trochę zaburza to wiarygodność.
Ponadto, troszkę powtórzeń, co mi się rzuciło w oczy:
woda, woda, woda w może nie az tak bliskim sąsiedztwie, ale dałoby się uniknąć stosując synonim.
I tyle chyba.
Bez ocenki dziś.
PS: Żałuję, że nam sie nie udało dziś. Ale pamiętaj, nie twoja wina.
Buziaczki :*
I ja również żałuję, że dzisiaj nam nie wyszło... Ale nadrobimy to z pewnością!!!
Cieszę się, że mogłam pomóc.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania