Apokalipsa Basic

Stary wrócił z marketu, jakby wracał z negocjacji pokojowych.

W kieszeni paragon – 67 zł. W oczach – geopolityka.

Mówi: „Synu, dzisiaj będzie wybuch jądrowy”.

Rozkłada to na stole jak mapę świata: trzy rury, jedna „bateria”, coś z napisem „TITAN”, co wygląda jak lek – tylko ambitniejszy.

Z wiarą w instrukcję. Z tą miękką pewnością, że obietnice działają.

Na podwórku stoi w kurtce, jak generał od świąt.

Odpala lont. Cofamy się.

Jest syk – jakby wszechświat przypomniał sobie czajnik.

Jest trzask – jak zamykana lodówka.

I jest fajerwerk – mały, dzielny, wstydliwie kolorowy. Wyskakuje w niebo, robi „pif”, a potem znika, jakby przeprosił, że żyje.

Patyk po nim spada na śnieg i robi „pyk” – konfetti dla ubogich.

Firanka drga. Milknie.

Stary patrzy w górę z twarzą człowieka, któremu obiecano apokalipsę, a dowieziono migający brelok.

Paragon mięknie w dłoni.

– 67 zł… – mruczy.

Zawiązuje reklamówkę na supeł.

– Idę spać. Niech myślą, że to był plan.

Średnia ocena: 3.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Mona Demona 7 godz. temu
    Bardzo trafna mała apokalipsa. Świetne szczegóły i puenta — śmiech z nutą smutku.
  • NinjaC 4 godz. temu
    Mona, Dzięki ;)
  • Grafomanka 2 godz. temu
    Fajne, nie tak, fajnie opisane, bo w gruncie rzeczy smutne, ale ratuje wszystko zakończenie - optymistyczne, pogodzone
  • NinjaC godzinę temu
    Grafomanka, przynajmniej niech finał nie kopie leżącego. Dzięki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania