Starzy panowie dwaj

Mieszkamy z Pawłem po sąsiedzku już przeszło pięćdziesiąt lat; dopiero teraz, od niedawna zaczęliśmy się prawdziwie przyjaźnić. Gdy budowaliśmy nasze domy, bardzo mi imponował, wszystko wiedział lepiej. Pewnie bym go naśladował, ale głównie musiałem słuchać małżonki.

Przed wejściem do nowego domu sąsiada stanęły piękne cztery kolumny, na nich opiera się balkon na piętrze. Moja zażyczyła sobie ganeczku, na dachu też mamy balkon. Paweł orzekł, że takie coś, to tylko na wsi! Po jakimś czasie okazało się, że ganek chroni przed wyziębianiem korytarza; sąsiad musi zabezpieczać drzwi wejściowe ciężką kotarą.

Gdy przyszło do obsadzania posesji żywopłotem, żona stanowczo stwierdziła:

- Żadnych tui! To mi się kojarzy z cmentarzem. No i mamy żywopłot z róży jadalnej i derenia. Sąsiad sadził świerki, my drzewka owocowe! U niego jednolity trawnik, u nas także grządki z warzywami.

Budowa pochłaniała mnóstwo pieniędzy, Paweł kupił żuka dostawczego , jeździł po wsiach, kupował warzywa, owoce, mięso, jajka itp. – wszystko to sprzedawał w mieście stałym odbiorcom. Poświęcał na to każdą niedzielę. W naszej rodzinie musiało być tradycyjnie: rano kościół, później lepszy obiad, spacerek i kawka z dobrym ciastem . Nie chciałem być jego wspólnikiem. Jak mnie bieda przycisnęła i poszedłem pożyczyć od niego pieniędzy, spytał z przekąsem:

– Co, nie wymodliłeś gotówki? Ja, grzesznik muszę cię ratować?

Jak tylko podrośli jego dwaj synowie, jeździli z nim. Wcześnie stali się posiadaczami własnych samochodów i własnych biznesów. Paweł często powtarzał, że najważniejsze – nauczyć dzieci zarabiać. Papier [ dyplom] można sobie kupić! Sąsiedzi z przepychem urządzili mieszkanie – najdroższe meble, dywany, kryształy, zastawy! W moim domu było skromnie, trójka dzieci studiowała, no i te kredyty...

W samym środku dobrobytu, ciężko zachorowała, i mimo wszystkich możliwych terapii – zmarła żona Pawła. Wtedy zamieszkał u niego syn z rodziną. Po roku ojciec doszedł do wniosku, że lepiej się opłaci załatwić sobie opiekunkę z MOPS –u. Mniej kosztów i kłopotu; no i młodzi wyprowadzili się.

Z nami latami mieszkała córka z mężem i dziećmi, a kiedy kupiła posiadłość na wsi, został jej syn z żoną i naszym prawnuczkiem. Jakie to szczęście ,że mam ich pod swoim dachem, przekonałem się, gdy nagle odeszła z tego świata moja żona.

Synowie sąsiada przyjeżdżają, wnoszą do mieszkania zapas żywności i odjeżdżają, bo interesy! My, tak, jak matka wpoiła, spotykamy się często na niedzielnych obiadach, u nas albo u córki na wsi lub też u któregoś z synów. Mamy na to czas!

Z czasem Paweł bardzo spokorniał; już umie słuchać rozmówcy, przyznać się do błędu. Bywa że mi go żal – całe życie ciężko pracował – teraz jest opuszczony, samotny, coraz słabszy i bezradny. Teraz, po latach, nabrał do mnie szacunku, mimo że dalej nie dorównuję mu w zamożności. Lubi do nas przychodzić, rozmawiamy wtedy szczerze o wszystkim. Niedawno zapytał mnie, ze łzami w oczach, czy będę go odwiedzał w Domu Opieki, gdyż prawdopodobnie tam dożyje swoich dni.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Celina 02.03.2021
    Smutne trochę.
  • Narrator 03.03.2021
    Przypomina mi to bajkę o mrówce i pasikoniku. Kiedy mrówka pracowała ciężko, pasikonik zabawiał się graniem. Aż nadeszła zima (czytaj: kres życia) i pasikonika dopadł mróz. Jaki z tego morał? Cierpienie uszlachetnia, a dobre rzeczy potrzebują czasu. Napisane na piątkę :)
  • Pan Buczybór 04.03.2021
    Ciekawa historia. Bardzo autentyczna jakby nie patrzeć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania