Stay with me | Epilog
Nigdy nie zapomnę tego koszmarnego dnia, w trakcie którego już na zawsze straciłem swojego najlepszego przyjaciela. Jedząc śniadanie z chłopakami z drużyny dostałem wiadomość, której treść pozbawiła mnie tchu, a następnie poprowadziła prosto do wyjścia ze szkoły. Stanąłem przed wysoką bramą i dopiero wtedy zrozumiałem, co mama Glenna mi przekazała.
Glenn zmarł.
Kaszel nie chciał ustąpić. Chłopak zaczął się dusić, co doprowadziło do… jego śmierci.
Tak po prostu. Nie było żadnego ostatniego spotkania, pożegnania czy uczuciowej rozmowy. Nasze ostatnie chwile wyglądądały tragicznie — może obaj siedzieliśmy w jednym pomieszczeniu, ale i tak niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić. I tym sposobem doprowadziłem do takiego żałosnego zakończenia.
Nawet nie zdążyłem się pożegnać.
Przez długi czas nie mogłem zrozumieć dlaczego to stało się tak nagle. Nie znam się szczególnie na medycynie, nie mam zbyt wielkiego pojęcia na temat chorób, ale mimo to coś mi mówi, że to dość nietypowe — mam na myśli dobry przebieg leczenia, powoli zanikające obawy, a finalnie i tak… nic nie kończy się dobrze.
Ta myśl nękała mnie przez pierwsze dwa tygodnie. Zastanawiałem się nad tym dniami i nocami. Kto zawinił? Lekarze? Czyżby z wynikami było coś nie tak? Złe odczyty? Złe wnioski? Kolejne pomyłki? Nieświadomie obwiniałem innych o śmierć Glenna, co było kompletnie pozbawione sensu, ale w tamtej chwili poziom mojej desperacji przerastał wszelkie oczekiwania. Nie mogłem pogodzić się z tą stratą. Nie potrafiłem.
Dopiero tydzień po pogrzebie poznałem pewien przykry fakt.
Spotkałem mamę Glenna. Jej wyglądu chyba nie muszę opisywać. Jestem pewien, że każdy bez problemu wyobrazi sobie kobietę skąpaną w żałobie po stracie jedynego syna. To naprawdę przykry widok.
Dzięki niej poznałem odpowiedzi na pytania, które przez ostatni czas nie chciały dać mi spokoju. Jego śmierć wcale nie nastąpiła nagle. Koniec zbliżał się małymi kroczkami i Glenn bardzo dobrze o tym wiedział, lecz mimo to milczał. Siedział cicho i udawał, że jest dobrze, aby nie martwić ani rodziców, ani mnie. O wynikach dowiedział się zaraz po rozpoczęciu terapii. Jego stan pogorszył się niezapowiedzianie i to już pogrzebało jego szansę.
Glenn milczał przez taki długi czas, nie dając nic po sobie poznać.
I żadne z nas nawet nie domyśliło się, że coś jest nie tak. Mimo iż znałem Glenna tak dobrze, nawet nie pomyślałem, że jego postawa może być jedynie maską, a te prawdziwe uczucia skrywane są gdzieś głęboko pod sztuczną powłoką.
Już rozumiem, czemu za każdym razem wyglądał przez okno z tym piekielnym żalem. Robił to, ponieważ czuł, że już wkrótce nie zdoła tego ujrzeć. A ja jak idiota stałem obok i nawet nie wpadłem na pomysł, że z tym spojrzeniem coś nie gra. Dobra, może i czułem pewnego rodzaju obawę, ale i tak nie zrobiłem kompletnie nic.
Pozwoliłem, aby Glenn przechodził przez to piekło sam.
Byłem obok, ale nie w pełni.
A na końcu nawet nie zdołałem się pożegnać.
Co ze mnie za przyjaciel?
Cóż… zdaniem Glenna — najlepszy.
***
Staję przed grobem i wlepiam ślepia na gruby napis przedstawiający imię, którego właściciel już dłużej nie może stać u mego boku. Czuję nieprzyjemny ścisk w piersi, ale daję radę wytrzymać bez wybuchu. Wzdycham, po czym sięgam do kieszeni spodni, z której wyciągam złożoną na cztery części kartkę.
W trakcie rozmowy z mamą Glenna nie tylko dowiedziałem się, dlaczego śmierć chłopaka nastąpiła tak nagle, ale też dostałem od niej coś, co Glenn zdążył spisać jakiś czas przed swoim odejściem. Nie zdołałem przeczytać całości przy pierwszym podejściu. Pękłem po dwóch pierwszych linijkach. Czytając, słyszałem jego głos w głowie. Pełnił rolę narratora, który wypowiadał każde słowo z garścią emocji. To mnie niszczyło. Minęło trochę czasu, zanim zdołałem w pełni przeczytać ten list.
A ból, jaki przyniosła jego treść, trzyma mnie do tej pory za serce.
Cześć, Willy.
Spytałbym „jak tam?”, ale… zgaduję, że jest kiepsko. Wprawdzie mogę się wszystkiego domyślić.
Pewnie zastanawiasz się czemu nie powiedziałem ani słowa o zmianach jakie zachodzą wewnątrz mnie. Nie bądź zły, ale… w pewnej chwili sam zacząłem wierzyć, że z tego wyjdę. Wtedy jednak przystąpiłem do leczenia, a wyniki, które otrzymałem wkrótce po tym… zniszczyły wszystko, w co zacząłem wierzyć.
Widziałem, jak bardzo cieszysz się z tych wszystkich „postępów”. Nie chciałem tego psuć. Nie chciałem martwić ciebie i mamy. Jestem samolubny, prawda? Przepraszam za to, ale nie mogłem postąpić inaczej. Chciałem do samego końca korzystać nawet z fałszywego szczęścia, byle tylko mieć was wszystkich u swego boku z szerokim uśmiechem. Tak niewiele wystarczyło, abym mógł poczuć się lepiej. I to działa, wiesz?
Poznaliśmy się dwa lata temu — z małym hakiem, rzecz jasna. Mimo niewielkiego stażu przyjaźni czułem się, jakbym nie mógł poznać lepszej osoby od ciebie. Pomyślisz, że ci słodzę — no cóż, być może. Ale to są moje szczere uczucia. Nie wiem, czy jest wiele ludzi, którzy kompletnie nie przejęliby się tym, że ich przyjaciel coś do nich czuje. I mówię tutaj o dwóch facetach. Ty jednak zostałeś u mego boku, mimo iż dowiedziałeś się co tak naprawdę do ciebie czuję. Nie odrzuciłeś mnie, nie zostawiłeś. Zostałeś ze mną. Dzięki temu dalej mogłem cieszyć się z faktu, że mam kogoś, na kogo mogę w pełni liczyć. Dziękuję i przepraszam, że nie odwdzięczyłem ci się tym samym.
Twoja przyjaźń, bliskość, wsparcie — to chyba najlepsze, co mnie spotkało, bo gdyby nie ty i twoja obecność, w życiu nie zaszedłbym tak daleko.
Dziękuję za wszystko — zarówno za te wspólnie spędzone chwile, jak i twoje wsparcie, a także każdą, nawet najdrobniejszą pomoc. Ale też przede wszystkim dziękuję ci, że do samego końca byłeś moim przyjacielem.
Będzie dobrze. Wierzę w to.
Glenn
Nie płaczę. Znam tą treść na pamięć. Przeczytałem ten list już tyle razy, że zdołałem zapamiętać każde słowo.
A teraz stoję tutaj — przed twoim grobem i ściskam w dłoni napisany przez ciebie list. Wiem, że tego nie widzisz. Wiem, że tego nie słyszysz ani nie czujesz. Ale i tak chcę, abyś wiedział, że nie masz za co przepraszać. Tak samo, jak ty podziękowałeś mi za wsparcie i obecność, ja chcę powiedzieć to samo o tobie — dziękuję. Również za wszystko.
Wzdycham głęboko, a następnie obracam się na pięcie i odchodzę.
Będzie dobrze — myślę.
Kiedyś na pewo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania