Stay with me | Rozdział 2

Jeszcze wczoraj sądziłem, że to wszystko jest iluzją; że wstanę rano i zapomnę o tej całej rozmowie z lekarzem. O diagnozie również. Przeliczyłem się.

Wzdycham, a następnie obracam się w sąsiednim kierunku i od razu wlepiam nieprzytomne ślepia w śpiącą twarz Williama. Od razu zagryzam wargę, aby nie wydać z siebie żadnego zbędnego dźwięku. Jest źle. Bardzo źle. Oddech ugrząza mi gdzieś w płucach, przez co na moment odpływam. Błądzę wzrokiem po bladej twarzy przyjaciela, lekko zaciskając dłonie na pościeli. Odnoszę wrażenie, że za moment wybuchnę. Jeszcze wczoraj zachowywałem się normalnie. Nawet nie miałem problemu z ukrywaniem uczuć przed innymi. A dzisiaj? Dzisiaj cudem powstrzymuję się od płaczu.

Dopiero teraz wszystko do mnie dociera.

Jestem chory na raka.

Ale... nie mogę tego zrobić. Nie mogę zacząć wrzeszczeć i wyć. Nie, kiedy w pobliżu jest Will.

***

William wrócił do domu zaraz po ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania. Do samego końca był święcie przekonany, że coś przed nim ukrywam. Zapewnił mnie, że dojdzie do prawdy – czy tego będę chcieć, czy też nie. Pożegnałem go ze szcztucznym, acz dobrze wyćwiczonym uśmiechem. Mam nadzieję, że ten gest choć odrobinę uśpił jego podejrzenia.

Odrywam oczy od ekranu telefonu i automatycznie zwracam się w kierunku drzwi, które dosłownie sekundę później stają otworem. Od zawsze miałem dobry słuch. Pomimo zamkniętych drzwi i pełnemu wyciszeniu potrafiłem bez problemu wychwycić chrapanie ojca czy wchodzenie bądź schodzenie po schodach. W takich chwilach za każdym razem biorę swój instynkt za jakieś przekleństwo, lecz nie mogę zaprzeczyć, że ma on też swoje pozytywne strony. Potrafię na przykład wyłapać zawczasu, że ktoś zbliża się do mojego pokoju. Zupełnie, jak teraz.

Twarz mamy koi moje nerwy. Odkładam telefon na bok i posyłam kobiecie uśmiech. Ciemnowłosa wchodzi do pokoju i siada obok mnie. Pyta mnie, jak się czuję. Nie zamierzam kłamać. Szczerze wyznaję, że jest gorzej, niż przypuszczałem.

– Boję się, że sobie nie poradzę – mówię skruszonym tonem.

Kobieta od razu obejmuje mnie ramieniem i zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Mimo iż sam w to nie wierzę, to wiem, że mama chce podnieść mnie na duchu dzięki temu nastawieniu, dlatego nic nie komentuję. Jedynie odpowiadam jej uśmiechem i spuszczam wzrok. Przez moment tkwimy w tej pozycji, lecz niebieskooka nagle odchrząka, co przykuwa moją uwagę.

– Pomyślałam, że przyda ci się pomoc. – Mama zaczyna głaskać mnie po plecach, a ciepło jej dłoni natychmiastowo mnie rozluźnia. Jako dziecko uwielbiałem czuć tę bliskość. Teraz jednak czasy się zmieniły. Ja się zmieniłem.

Spinam barki i odsuwam się na niewielką odległość. Mama jedynie uśmiecha się w smutny sposób, przez co automatycznie mam chęć dać sobie samemu w twarz.

– Jaką pomoc masz na myśli? – pytam, unosząc lekko brwi.

– Jesteś w ciężkiej sytuacji. Powinieneś porozmawiać z kimś, kto zna się na ludziach. Z kimś, kto udzieli ci odpowiedniego wsparcia.

Nie odpowiadam od razu. Zastanawiam się, co ciemnowłosa ma na myśli mówiąc „odpowiednie wsparcie”, a wniosek, który po chwili napływa do mojej głowy trochę mi się nie podoba.

– Psycholog? – pytam, nerwowo zaciskając dłonie w pięści.

– Tak.

I tyle. Nie mogę nic powiedzieć. Jestem nie tyle zły, co przerażony. Osoby specjalizujące się w ludzkiej psychice od zawsze przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Wystarczy, że trochę z tobą porozmawiają, i zaraz będą znać całą prawdę na twój temat. Nie podoba mi się to. Jednak mimo wszystko kiwam głową na znak zgody, gdyż zdaję sobie sprawę, że pomoc specjalisty naprawdę może mi się przydać. Widzę po sobie, że jest źle. Wiem, że może być jeszcze gorzej. Na pewno będzie. Jeśli jest jakaś szansa, aby choć trochę temu zapobiec...przełamię się.

Kobieta po chwili wychodzi z nieco większą ulgą malującą się na twarzy, a ja zostaję sam i zastanawiam się, co teraz. Ciężkie pytanie. Podobne do tych o egzystencj człowieka.

Mija niespełna godzina. Przebieram się w czyste rzeczy i schodzę na dół, następnie kierując się do kuchni. Na stole czeka na mnie gotowy obiad. Nie mam apetytu, lecz domyślam się, że to wszytko jest wynikiem wrażeń, dlatego bez słowa siadam przy stole i biorę się za posiłek. Mimo wszystko nie udaje mi się wmusić całości. Resztki przesypuję do worka na śmieci, natomiast talerz wkładam do zmywarki. Jest prawie pełna. Pewnie wieczorem będę musiał wstawić zmywanie.

Idę na korytarz. Z szafki wyjmuję niewielki jeansowy plecak, do którego pakuję składaną parasolkę – od wypadku, jakby nagle pogoda postanowiła zrobić mi niespodzienkę – portfel z dokumentami oraz klucze. Wychodzę z mieszkania, a drzwi zamykam na zamek. Lepiej nie ryzykować zbędnym wtargnięciem. Zerkam na wyświetlacz telefonu, gdzie widzę wcześniej zapisany adres do gabinetu psychologa.

Nie spieszę się. Nie mam na to ani siły, ani ochoty. Wiatr w pewnym momencie rozwiewa moje brązowe kłaki, co z kolei zmusza mnie do zmrużenia oczu. Zaczynam odczuwać lekki chłód, więc wkładam dłonie do kieszeni bluzy z nadzieją, iż pomoże mi to w jakikolwiek sposób. Idąc do celu, rozglądam się po budynkach miasta. Pomimo tego, że mieszkam tutaj ponad dwa lata, to nadal czuję się obco. Wciąż mieszają mi się ulice i kierunki.

Doprawdy, jestem beznadziejny.

W końcu zatrzymuję się pod ładnie wykonanym budynkiem. Ściany z zewnątrz są ciemne i jednolite, lecz jasne ramy okien tworzą nieco milszy klimat. Łapię większy oddech, po czym wchodzę do środka. Od razu robi mi się cieplej, więc ściągam z siebie bluzę. Zostaję w samej koszulce. Wchodzę do pokoju, w którym mam umówione spotkanie z psychologiem, a następnie rozsiadam się na białej, zamszowej kanapie. Jest wygodna. Rozluźniam ramiona i zaczynam oczekiwać przybycia mężczyzny, z którym mam odbyć rozmowę na temat swoich uczuć, myśli i innych pierdół tego typu.

Nie czekam długo. Ledwo mija trzecia minuta, jak drzwi do pomieszczenia stają otworem. Mężczyzna nie raczy mnie nawet spojrzeniem. Wchodzi do środka i siada za biurkiem, następnie sięgając po notes, w którym od razu zaczyna coś sprawdzać. Wreszcie zakłada nogę na nogę, a przedmiot, w którym dopiero co coś sprawdzał, odkłada na biurko.

– Jesteś Glenn, zgadza się? – pyta, spoglądając prosto w moje oczy. Czuję dziwny dyskomfort, dlatego szybko odwracam wzrok i skupiam się na błękitnym kubku, który stoi na biurku obok paru segregatorów.

– Tak. – Kiwam twierdząco głową, dodatkowo splatając ze sobą palce obu dłoni. To na nich w następnej kolejności skupiam swoje spojrzenie.

– W porządku. – Mężczyzna znów bierze coś do ręki, lecz nie wiem, co to takiego, gdyż nie patrzę w jego kierunku. Szelest kartek uświadamia mnie, że tym przedmiotem jest jakiś zeszyt bądź dziennik. W każdym razie coś o podobnej formie.

Zapada chwila ciszy. Siedzę spokojnie i czekam, aż mężczyzna ponownie się odezwie. Sam nie mam zamiaru tego zrobić.

– No dobrze. – Specjalista nagle wzdycha, przyciągając moją uwagę. Spostrzegam, że mężczyzna w dalszym ciągu spogląda, jak się okazuje, w notes, dlatego chwilowo nie martwię się kontaktem wzrokowym. W spokoju przyglądam się jego twarzy. Moje oczy od razu rejestrują niewielką bliznę nad prawą brwią, a także znikome ilości zmarszczek. Prostuję się, kiedy mężczyzna nagle kręci nosem. Odwracam wzrok, nim zostaję przyłapany na wgapianiu się. – Na początek spytam, co cię tutaj sprowadza – oznajmia, następnie przejeżdżając językiem po dolnej wardze. – Więc?

Mrużę oczy na myśl o rodzicielce, z którą jeszcze niedawno rozmawiałem. Kobieta chce dla mnie jak najlepiej, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak mimo to po prostu nie potrafię się przełamać i tak po prostu porzucić swą wyjątkowo dobrze dopasowaną skorupę.

– Mama mnie tu wysłała – odpowiadam zgodnie z prawdą. Mężczyzna nagle zabiera długopis z biurka i zaczyna coś notować. Pewnie będzie to robić przez cały czas, aby sporządzić jakiś opis mojej osoby, którym następnie posłuży się do zdefiniowania problemu. Co za pech, że przy obcych jestem małomówny. Opis najpewniej będzie biedny.

– Rozumiem. – Mężczyzna drapie się po prostym nosie, po czym cicho odchrząka. – Jaki był powód wysłania cię tutaj?

Na to pytanie chyba nie mogę odpowiedzieć wymijająco. O ile dobrze pamiętam, psycholodzy i inni tacy wyznają jakąś zasadę poufności, co zobowiązuje ich do milczenia. Zupełnie, jak na jakimś przesłuchaniu. Z tą różnicą, że to ja tutaj jestem tym, co musi gadać.

Wzdycham cicho, nastawiając się do zabrania głosu.

– Wczoraj dowiedziałem się, że choruję na raka – wyznaję ze spokojem, na co mężczyzna unosi wzrok znad kartki i rozdziawia usta.

– Mówisz to z taką obojętnością, jakby to było coś normalnego – stwierdza zaskoczony.

Może tak jest? Może rzeczywiście mam takie podejście, bo nie uważam tej sprawy za nic wyjątkowego?

Jednakże szybko porzucam tę myśl, a to za sprawą przypomnienia sobie dzisiejszego ranka.

To nie tak, że jestem obojętny na wszystkie przykrości czy złośliwości. Ja po prostu staram się na takiego wyjść. Wierzę, że udawana obojętność w pewnym momencie przerodzi się w prawdziwe emocje. Byłoby miło.

– Być może. – Wzruszam ramionami, czym jeszcze bardziej zadziwiam lekarza.

Mężczyzna głośno wzdycha, zamykając na moment oczy. Łapie się za skronie, które po chwili ściąga, na skutek czego między jego brwiami powstaje niewielka zmarszczka.

– Nie powinieneś postępować w taki sposób – mówi twardym tonem, co mnie trochę zadziwia. Koniec końców nie daję tego po sobie poznać. – Jak złe by nie było twoje podejście do życia, mówienie o śmiertelnej chorobie z taką łatwością jest kompletną przesadą. – Posyła mi ostre spojrzenie, które, chcąc nie chcąc, wyłapuję od razu.

Mimowolnie nabieram nieco grymasu na twarzy.

– Glenn... – Wzdycha ponownie, kręcąc przy tym głową. Zgaduję, że jego rozczarowanie moją postawą nie jest udawane. Cóż, jeśli mam być szczery, ten facet nie jest pierwszą osobą, która reaguje w taki sposób na moje podejście, ale jednak jest w nim coś, co sprawia, iż szczerze mam chęć zastanowić się nad sposobem, w jaki postępuję ze wszystkim. – Coś czuję, że nasze rozmowy nie będą należeć do łatwych. – Uśmiecha się lekko, bez problemu podłapując moje spojrzenie. – Dlatego proszę cię o współpracę.

Współpracę?

To naprawdę może zadziałać?

– Nie lubię rozmawiać z innymi o tym, co czuję – wyznaję szczerze, zaciskając dłonie na materiale spodni.

Nie skłamałem. Naprawdę tego nie znoszę. Mówienie o uczuciach jest cholernie ciężkie. Coś takiego od zawsze przychodzi mi z trudem. Wisienką na torcie jest nienormalna krępacja, która pojawia się za każdym razem, jak ktoś poruszy jakiś osobisty temat. Żyć nie umierać. Choć nie wiem, czy powinienem wspominać o śmierci z taką łatwością, zważywszy na sytuację, w której się znajduję.

No cóż. Odrobina czarnego humoru nikomu nie zaszkodzi.

– Zdradzisz mi powód? – pyta lekarz po chwili ciszy, przez co machinalnie unoszę brwi.

Powód?

Jaki powód? W tej kwestii nie ma powodu. Tak po prostu mam i już.

Milczę.

– Rozumiem. – Mężczyzna odchrząka, następnie na nowo wbijając spojrzenie w kartkę notesu. – Czyli jednak to nie będzie łatwe. – Milknie na moment. Przez ten niedługi odcinek czasu słyszę jedynie bicie własnego serca i przeskakiwanie wskazówek zegara. Lekarz wreszcie odkłada zeszyt na bok i opiera się łokciem o biurko. Zaraz po tym uśmiecha się kącikiem, co mnie trochę onieśmiela. – Jednak jednego jestem pewien.

– Hm? Czego? – pytam znużonym tonem.

Uśmiech mężczyzny poszerza się, a mi momentalnie przechodzą po plecach ciarki.

– Już niedługo to się zmieni – mówi pewnie, na co ja unoszę jedną brew. Nagle dopada mnie nieuzasadniona złość. Nie wiem nawet, czemu. Prawdopodobnie powodem jest to, że ja sam nie potrafię być taki pewny i po prostu czuję zazdrość w stosunku do ludzi, którzy posiadają tę kluczową cechę.

Doprawdy, jestem beznadziejny.

– Skąd pan może o tym wiedzieć? – pytam zupełnie nieświadomie. Mam chęć ugryźć się w język.

– Tajemnica zawodowa – odpowiada z podstępnym uśmiechem, na co wywracam oczami. – Myślę, że tyle wystarczy, jak na pierwszą wizytę – mówi, a następnie zerka na zegarek. – Czy masz jakieś pytania?

– Nie – zaprzeczam od razu. Chcę jak najszybciej opuścić to miejsce.

– W takim razie do zobaczenia.

Bez słowa podnoszę się z sofy, w międzyczasie chwytając za swój plecak, i szybko wychodzę z tego niepokojącego pomieszczenia. Do samego końca czuję dziwne spięcie. Tacy ludzie od zawsze przytłaczają mnie swoją obecnością.

***

Powrót do domu nie zajmuje mi aż tyle czasu, jak początkowo przypuszczałem. Nim jednak wchodzę na teren swojej posesji, przed drzwiami do mieszkania dostrzegam znajomą twarz. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem, a następnie podchodzę do chłopaka.

– Cześć – witam się ze szczerą radością w oczach. Sam dziwię się tym nagłym skokiem szczęścia, lecz powstrzymuję się przed zbędnymi gestami. Pewne pytania i tak pozostają w mojej głowie.

Czy ten chłopak naprawdę potrafi zmienić moje samopoczucie w jednym ułamku sekundy? Samą swoją obecnością?

Czarnowłosy odrywa oczy od jasnego ekranu, niemal od razu kierując je na mnie.

– Nowe wieści – mówi nagle, a następnie bierze głęboki wdech. – Postanowiłem dać jej szansę.

Mija chwila, zanim docierają do mnie słowa chłopaka. Mrugam parę razy, nim rozchylam wargi i wymuszam uśmiech.

– To naprawdę świetnie, Willy.

Mój głos brzmi dziwnie, ale chłopak chyba nie zwraca na to uwagi.

– Doszedłem do wniosku, że nie powinienem tak po prostu jej odrzucić. Postanowiłem zacząć od zwykłej znajomości. Chcę ją lepiej poznać. – Uśmiecha się ciepło, wlepiając spojrzenie w czubki własnych butów.

Nagle zdaję sobie sprawę, że to wreszcie się stało. Zdaję sobie sprawę, że wreszcie pojawiła się osoba, która ma szansę stać się kimś ważnym dla Willa; która ma szansę na zdobycie jego serca; która ma szansę na zajęcie jego myśli; która ma szansę... na rozdzielenie naszej dwójki.

Mrugam szybko, aby rozproszyć prowizoryczne łzy.

– Oczywiście nie nastawiam się z góry na związek, nic z tych rzeczy. – Will drapie się po potylicy. Najpewniej zastanawia nad tym, jak określić swoje myśli. – Póki co nie potrzebuję drugiej połówki – mówi pewnie, a ja momentalnie odczuwam ulgę. Lecz nie na tym odczuciu zatrzymują się moje myśli. Po chwili dopada mnie rozczarowanie. Dlaczego? – Wystarczy mi to, co mam. – Uśmiecha się pod nosem i obdarowuje mnie wyjątkowo ciepłym spojrzeniem. Nie wiedząc, jak to odebrać, jedynie wzruszam ramionami. – No i związki to same problemy. – Wywraca teatralnie oczami.

– Haha, z pewnością. – Śmieję się cicho i kręcę głową. Nie dowierzam, że to właśnie Will jest autorem tych słów. – Masz jakieś plany na resztę dnia? Czy może raczej... wieczoru? – Poprawiam się szybko, machinalnie zerkając na ciemne niebo.

– Planuję wrócić do domu i porządnie się wyspać. Jestem padnięty. – Nagle ziewa, co jest idealnym dowodem na szczerość jego słów. Wprawdzie nie potrzebuję żadnego dowodu, aby mu uwierzyć. Wierzę mu i bez tego.

– No tak, rozmowa z tą dziewczyną musiała cię baaardzo zmęczyć. – Umyślnie przeciągam jeden wyraz, uśmiechając się w duchu.

– Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo. – Chłopak posyła mi rozbawione spojrzenie. Chcąc nie chcąc, śmieję się, co wychodzi mi wyjątkowo melodyjnie. Jakimś cudem odkładam na bok zmartwienia. Zasługi znowu przypadają tej jednej osobie. Williamowi.

Znowu dopada mnie poczucie winy. Znowu jest mi źle z myślą, iż w sekrecie przed Williamem trzymam fakt, iż jestem chory. I to poważnie chory.

Chwilę później chłopak idzie w swoją stronę, a ja zostaję sam. W wyniku znowu żałuję, że nie wyznałem mu prawdy, choć miałem ku temu dobrą okazję.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania