Staż
Kolejny staż mnie czeka, już sam zaczynam zapominać gdzie poprzednie odbywałem, aż tyle ich było. Ciężko znaleźć zatrudnienie, kiedy nie ma się wyuczonego zawodu, a o dobrze płatnej pracy można tylko sobie pomarzyć. Nikt nie chce pracownika bez kwalifikacji, tylko dobrze wykształconego i wszechstronnie uzdolnionego. Gdybym potrafił wykonywać jakiś konkretny fach byłoby mi na rynku pracy znacznie lżej.
Tym razem zostałem skierowany do rozgłośni radiowej, już sam fakt pracy w mediach wywołał na moich plecach gęsią skórkę. Przyczłapałem się z „listem polecającym” wysmarowanym z musu w Urzędzie Pracy, wprost go gabinetu szefa rozgłośni. Ten odebrał skierowanie do pracy i nawet go nie czytając odłożył na bok. Spojrzał na mnie znad okularów i ograniczył się tylko do pytania:
- No dobra, co ty właściwie umiesz.
Powiedział to z taką łatwością, jakby w swoim życiu zawodowym już przyjął dziesiątki stażystów w tym swoim biurze. Zastanawiające, co taki gość oczekuje po takim jak ja, pewnie, że powiem coś oszałamianego. Języki znam tak jak wszyscy jeden średnio w mowie i piśmie, drugi słabo w mowie i właściwie to wszystko. Kierunek, jaki ukończyłem, zaliczyło w sumie tysiące osób i tak jak ja teraz wędrują z firmy do firmy za pracą z lepszym, lub gorszym skutkiem.
- Właściwie za ciebie płaci urząd, to pójdziesz do działu reklam – wydukał i ręką wskazał kierunek, czyli drzwi własnego gabinetu.
Zwlokłem się z niewygodnego krzesła i skierowałem się do działu reklam. Osoba odpowiedzialna za ten zwierzyniec już wiedziała, że kolejny pawian dochodzi na kilka dni do zespołu.
- Siadaj przy telefonie, będziesz przyjmował zgłoszenia reklam i życzenia do koncertu życzeń. Dokładnie wszystko zapisuj, zwłaszcza, kto płaci i dlaczego tak mało. Staraj się przeciągać rozmowę jak najdłużej, tylko najlepszych zatrudniamy – oznajmił tonem niepodzielnego władcy.
Umościłem się na niewygodnym krzesełku, którego lata świetności dawno minęły w ubiegłym wieku. Prawda była taka, że mogłem się pomylić, co do wieku siedziska nawet i o sto lat. Zanim przystąpiłem do wykonywania obowiązków, przypatrzyłem się dokładnie aparatowi telefonicznemu. Chyba tak się mówiło na telefon w czasach, gdy został wyprodukowany, prawdopodobnie przez jakiś zakład rzemieślniczy metodą chałupniczą. Pod słuchawką była taka śmieszna tarcza z ogranicznikiem obrotów i numerami od jeden do zera. Przypatrywałem się temu urządzeniu dokładnie i zastanawiałem się gdzie jest przycisk do wybierania tonowo i do powtarzania ostatniego numeru.
- Nie gap się tak na telefon, tylko go odbierz, dzwoni już z piętnaście minut – ponaglił mnie szef tej menażerii.
Słuchawkę poderwałem z widełek, wtedy on przestał dzwonić i po przyłożeniu jednej części do ucha powiedziałem do niej.
- Dzień dobry, rozgłośnia radiowa słucham.
- Chciałem przekazać życzenia z okazji urodzin – powiedział męski głos.
- Proszę mówić, ja zanotuje – odpowiedziałem.
- Najserdeczniejsze życzenia z okazji czterdziestych urodzin dla mojej ukochanej byłej żony Cecylii, przesyła były mąż Marek z nową rodziną.
I w tym momencie okazało się, że cały polski system edukacyjny na moim przykładzie legł w gruzach, ja ni cholery z tego nie zrozumiałem. Logika zawiodła mnie na całej linii i klient musiał kilkakrotnie powtarzać swoje życzenia.
- Posłuchaj debilu, tak ciężko jest zrozumieć i zapisać kilka słów? Zamiast zapłacić dwa czterdzieści sześć za minutę połączenia, to przez ciebie zapłacę dziesięć razy tyle – wydarł się na mnie, a następnie rozłączył.
Szefuńcio reklamy nawet się do mnie uśmiechnął, jak podliczył na ile skasowałem pierwszego gościa. Kolejne dwa telefony były normalne i bez problemów zrozumiałem życzenia, lecz trzeci w kolejności był zgoła odmienny. Standardowe dzień dobry i po słowach powitania nastąpiła treść życzeń.
- Najgorsze życzenia w zdrowiu i chorobie dla złodzieja ( nastąpiło pełne podanie danych personalnych), który sprzedał mi samochód, powypadkowy z przeznaczeniem do kasacji, jako nówka nieśmigana. Niech go szlag trafi choćby dziś – dodał na zakończenie rozmówca.
Niestety musiał swoje życzenia powtarzać kilka razy, w tym czasie sprawdzałem czy nie pomyliłem się w treści zapisu. Tym razem szczerze współczułem poszkodowanemu i się rozgadaliśmy, ponieważ zajęło mi to całe dwadzieścia minut, za które interesant musiał zapłacić. Emocje jego były tak wielkie, że nawet tego nie zauważył, tylko przez ten czas trochę się wyluzował, tak pomstował.
Tego dnia telefon przyniósł spore dochody, rozgłośni radiowej i operatorowi sieci współpracującego z nią. Na zakończenie dnia nastąpiła rozmowa, jaką często słyszałem w innych odwiedzanych przeze mnie przedsiębiorstwach.
- Trzymaj tak dalej, to masz szanse na pozostanie u nas na stałe. Potrzebujemy osoby ambitne, kreatywne i gotowe do podejmowania nowych wyzwań –wymamrotał oklepaną formułkę szef reklamy.
Wtedy już z doświadczenia wiedziałem, jaka jest polityka kadrowa w tej rozgłośni, w niczym nie odbiega ona od prowadzonej u innych pracodawców. Stara metoda kija i marchewki, wpierw obiecują gruszki na wierzbie, stażysta haruje jak wół, a później zastępują go nowym niewolnikiem. Następnemu obiecują to samo i kolejnemu również. Najważniejsze jest to, że interes się kręci i stale pojawiają się nowi naiwni. Oni nic nie wiedzą o swoich poprzednikach i mają nadzieje na zatrudnienie.
Najwyższy jest czas w moim życiu na znalezienie swojego miejsca w świecie i w tym celu jestem zmuszony się usamodzielnić. Pora stanąć na własnych nogach i odciąć pępowinę w wieku trzydziestu lat. Koniecznie muszę zdobyć stałe źródło dochodów, poprzez wyjazd do pracy poza granice kraju. Wtedy jednak porzucę rodzinę i mnie nie będzie przy nich jak będą potrzebowali pomocy na stare lata. Teraz najszybciej i najłatwiej dla mnie będzie zostać kierowcą zawodowym do trzech i półtony. Dołączę do dużego grona szoferów z królowej tirów, choć tylko z takim małym załadunkiem. Jak wytrzymam kilka lat w pokonywaniu minimum dziesięciu tysięcy kilometrów tygodniowo, to zrobię kurs i przeniosę się na duże auto. Tam, chociaż będzie mnie obowiązywał tachograf i dzięki niemu będę miał udokumentowane godzin pracy. Odpoczynek będzie mi się należał na przydrożnym parkingu, o higienie kierującego już nikt w przepisach nie pomyślał. Przecież jak posłowie głosujący za przyjęciem ustawy, sami sikają w krzaki, to wydaje im się, że kierowcy zawodowemu to też powinno do życia wystarczyć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania