StoryCreatedByMe - Rozdział II
Czuję się jakbym płynęła. Jest mi ciepło i przyjemnie co wydaje mi się nieprawdopodobne. Nie powinnam czuć się bezpiecznie. Stało się coś strasznego, tylko nie mogę sobie przypomnieć co. Czuję wokół siebie uścisk silnych ramion i nagle wszystko staje się jasne. Przed oczami, przewijają mi się wydarzenia z poprzedniego wieczoru, począwszy od rozmowy z chłopakiem o imieniu Marcel do ataku kłusowników na moją rodzinną wioskę. Gwałtownie otwieram oczy i próbuję wyrwać się z uścisku chłopaka. Trzyma mnie mocno co skutecznie ogranicza moje ruchy. Czuję się strasznie słaba. Gdy moje wygibasy nie skutkują, próbuję bić go pięściami po piersi i twarzy ale najwidoczniej w ogóle nie uważa moich wyczynów za groźne bo dalej idzie spokojnie patrząc przed siebie.
-Postaw mnie!- próbuję mówić stanowczo ale głos mam zachrypnięty i słaby. Chłopak zwraca w końcu na mnie uwagę i nie przerywając marszu spokojnym głosem mówi:
-Masz na ramionach poważne obrażenia od pazurów kłusownika. Straciłaś sporo krwi, a do tego jesteś wygłodzona. Czy naprawdę myślisz że pozwolę ci w takim stanie iść samej? -Rzeczywiście minęło już na pewno więcej niż półtorej miesiąca od kiedy opuściłam wioskę. Uciekając przed kłusownikami, nie miałam nawet możliwości żeby na coś zapolować. Chłopak unosi brwi i zwraca ku mnie swoje ciemne oczy. W świetle poranka zauważam że jest niesamowicie przystojny. Ma ciemną karnację i błyszczące kruczoczarne włosy. Zastanawiam się czy widziałam kiedykolwiek tak przystojnego faceta jak on. Odchrząkuję i odwracam wzrok. Robi mi się gorąco kiedy na mnie patrzy. Po chwili znowu patrząc przed siebie mówi:
-Tak w ogóle to dlaczego chcesz uciekać? Nie ufasz mi?
-Przepraszam. To był odruch.- mówię i patrzę na mijany przez nas las. Nagle coś sobie przypominam.
-Gdzie jest ten chłopak który mnie uratował? Patryk?
-Peter- poprawia mnie- Poszedł zapolować. Nie martw się znajdzie nas. Znamy te tereny od dziecka. Przez to że nocą las jest niebezpieczny, musieliśmy nadrobić drogi a do wioski pozostało jeszcze parę godzin marszu, więc postanowiliśmy że wcześniej lepiej dać ci coś do jedzenia. Wiesz, zanim umrzesz z głodu. – znowu na mnie patrzy z błyskiem rozbawienia w oczach.
-Haha bardzo śmieszne- mówię i spuszczam wzrok. Jakoś odzwyczaiłam się od żartów. Gdybym po paru dniach bez jedzenia miała umrzeć, to już dawno byłabym martwa.Od moich bliskich wiem, że kiedyś ludzie nie mogli przetrwać nawet tygodnia bez jedzenia. A uwzględniając fakt że wtedy dwa dni były dla nich jak teraz jeden, to nie mogę sobie wyobrazić jak bardzo byli słabi. W ciągu tych dwustu lat ludzie przystosowali się do ciągłego braku jedzenia. Po użyciu broni jądrowej która w większym stopniu przyczyniła się do zniszczenia ludzkości, zapasy zgromadzone przez grupy ludzi którzy przetrwali uległy zakażeniu, więc nie nadawały się do spożycia. Ludzie zaczęli polować, i przyzwyczajać się do ciągłego głodu. Osobiście, myślę że najdłużej mogłabym wytrzymać bez jedzenia jakieś dwa miesiące. Marcel oczywiście musi dobrze o tym wiedzieć. Patrzę na niego. Jest w dobrej formie skoro potrafi dźwigając mnie, iść tak bez żadnej przerwy przez kilkanaście godzin,cały czas oddychając miarowo. Ja z moją drobną budową, nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić. Moim największym atutem jest to że potrafię bardzo szybko biegać. W swojej wiosce, byłam w grupie nowicjuszy którzy uczyli się polować, i nieraz trenerka chwaliła mnie że biegam najszybciej ze wszystkich. Teraz kiedy o niej myślę, przed oczami staje mi obraz jej śmierci. Potrząsam głową jakby to mogło pomóc mi pozbyć się z myśli tych okropnych scen. Nagle bezszelestnie pojawia się przy nas Peter. Ma mokre od mgły ciemne blond włosy i niebieskie oczy. Zgaduję że jest w moim wieku, ale wygląda na to że jest młodszy skoro Marcel traktuje go jak swojego podopiecznego. Kiedy Peter widzi że jestem przytomna, jego twarz rozjaśnia uśmiech od ucha do ucha.
-Hej Annie! Widzę że się obudziłaś, jak się czujesz?-patrzy na mnie radośnie, a ja nie potrafię się nie uśmiechnąć.
-Jest dobrze, dzięki Peter.- Chłopak szturcha Marcela za ramię i patrzy na niego z wyższością.
-Ha! Zapamiętała moje imię! I co teraz Marcuś, kto tu jest lepszy, hę? – uśmiecha się kpiąco.
-Przed chwilą myślała że masz na imię Patryk.- mówi bez wzruszenia Marcel spokojnie patrząc przed siebie.
-Co? Jak mogłaś?- chłopak patrzy na mnie z wyrzutem- Twój wybawca uratował ci życie a ty zapomniałaś jego imię.. Ech, ciężki jest los bohatera… – przesadnym gestem zakrywa sobie ręką czoło i wzdycha. Marcel przewraca oczami.
-Nie pajacuj młody. Lepiej powiedz co znalazłeś. – Peter uśmiecha się, podnosi rękę i pokazuje nam dwa upolowane zające. Nie mogę się nadziwić jak tak szybko mógł zdobyć taką ilość jedzenia. W mojej wiosce polowanie trwało cały dzień a przychodziliśmy prawie z niczym. Uświadamiam sobie że Peter i Marcel są o wiele lepsi od trenerów, którzy uczyli mnie polować i przemieszczać się po lesie.
Rozbijamy mały obóz i rozpalamy ognisko. Chłopcy wszystkim się zajmują więc mi wystarczy tylko siedzieć i patrzeć. Mam na sobie ciepłe futro Marcela. W świetle poranka widzę że jest wykonane z jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie rasy niedźwiedzia białego, którego geny zmieniły się pod wpływem promieniowania jeszcze za czasów wojny. Jest o wiele większe i grubsze od zwykłego futra. Od dłuższego czasu nie było mi tak dobrze jak teraz. Zamykam oczy. Ciepło promieniuje od ognia ogrzewając mi twarz i przypominam sobie wieczory w mojej wiosce, kiedy wszyscy siadaliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy. Byliśmy jak jedna wielka rodzina. Teraz powinnam się rozpłakać, ale właśnie w tej chwili postanawiam że nie będę taka słaba. Wszyscy zginęli a ja przeżyłam. Nie mogę się wiecznie mazgaić i zmuszać ludzi by poświęcali za mnie swoje życia. Stanę się tak silna, że nikt nie będzie musiał tego robić. Nagle przed oczami staje mi śmierć mojej matki, kiedy kłusownik odgryza jej głowę a krew oblewa cały pokój, ale ja nie czuję już obrzydzenia. Otwieram oczy i wbijam wzrok w ogień. Czuję nienawiść tak wielką że z całych sił zaciskam pięści i obiecuję sobie że pozbędę się wszystkich kłusowników.
CO DO JEDNEGO.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania