Poprzednie częściStoryCreatedByMe - Rozdział I

StoryCreatedByMe - Rozdział III

Odrywam wzrok od ognia i widzę że Peter i Marcel patrzą się na mnie z lekkim przerażeniem w oczach.

 

-Co jest?-pytam. Peter patrzy na mnie zszokowany.

-Wiesz, przed chwilą wyglądałaś jakbyś chciała kogoś zamordować. Przez to że jesteś taka mała i bezbronna to trochę dziwnie to wyglądało..

Bezbronna. To słowo muszę na zawsze wymazać ze swojego słownika. Muszę umieć się bronić. Może tam gdzie teraz zmierzamy znajdę kogoś kto mnie tego nauczy.

Marcel się nie odzywa. Zdejmuje gotowe mięso z ognia, dzieli na równe porcje i podaje na dużych liściach zerwanych z sąsiedniego drzewa. Kiedy jemy, moi nowi znajomi opowiadają mi o sobie. Oboje mają na nazwisko ,, Hyouka” więc jest to także nazwa wioski do której zmierzamy. Rodzice Petera nie żyją. Jego matka została pożarta przez kłusownika-odmieńca który znalazł sposób na przejście przez zabezpieczenia obronne wioski. Zanim został zabity, zdążył zabić większość zbierających właśnie owoce kobiet. Czuję smutek, ale nie jest to już coś, co kiedyś wywołałoby u mnie płacz.

Marcel nic nie mówi, tylko od czasu do czasu spogląda na mnie podejrzliwie tymi swoimi ciemnymi, przenikliwymi oczami. Kiedy to robi, moje serce bije szybciej, a ja karcę się w głowie za takie głupoty. Teraz najważniejsza jest zemsta, nawet jeśli będzie mnie to kosztować życie. Marcel gwałtownie wstaje. Podskakuję na miejscu, bo wydaje mi się że usłyszał moje myśli i chociaż się nie znamy to spróbuje mnie od tego jakoś odwieść. Ale on tylko zbiera rzeczy i mówi że czas już iść. Wstaję. Patrzy na mnie, a ja na niego.

-Dzięki że niosłeś mnie tyle drogi ale już nie trzeba. Dam sobie radę.- mówię z przekonaniem i idę za Peterem który na wieść o powrocie, nagle staje się rozpromieniony i gotowy do drogi. Zastanawiam się skąd ten jego entuzjazm by powrócić do wioski. Chłopak łapie mnie za rękę i odwraca się do Marcela

- Teraz moja kolej żeby zaopiekować się naszą nową koleżanką!- mówi to jak dziewczynka króra znalazła sobie zbawkę i nie chce się nią podzielić z innymi. Peter odwraca się do mnie i przybliża swoją twarz do mojej.

- Ja też mogę cię ponieść?- mówi cichym uwodzicielskim glosem i wbija we mnie swoje niebieskie oczy. Patrzę się na niego oszołomiona i w tej samej chwili czuję że za drugą rękę łapie mnie Marcel i wyrywa do przodu zostawiając Petera w tyle. Zauważam że przedtem jak chwycił mnie za rękę, szepnął coś Peterowi do ucha, bo ten nagle się zaczerwienił i spuścił głowę. Zastanawiam się co sprawiło że ten wesoły chłopak tak się zawstydził. Marcel dopiero po chwili zauważa że za bardzo szarpie mnie za ramię, a rana znowu zaczyna krwawić. Przeprasza mnie i zwalnia żebym mogła dorównać mu kroku.

Rozmawiamy na różne tematy, opowiadamy sobie o naszym dotychczasowym życiu a czasem nawet żartujemy. Z każdą minutą znam go coraz lepiej. Już po chwili rozmowy zauważam że jest inteligentny i ma niezłe poczucie humoru. Kiedy coś opowiada, robi to z pasją i zaangażowaniem. Można zauważyć entuzjazm w jego oczach który wzrokiem chce przelać na mnie. Za każdym razem kiedy patrzy mi w oczy, czuję drżenie w sercu i zastanawiam się dlaczego tak jest skoro znam go dopiero od wczoraj. Po paru godzinach rozmowy, następuje chwila ciszy a ja oglądam się przez ramię. Przez cały ten czas Peter wlecze się za nami, jakiś przybity, co wydaje mi się bardzo dziwne bo do tej pory brał czynny udział w naszej rozmowie. Zastanawiam się czy czymś go nie uraziłam ale nie mogę sobie przypomnieć co to mogłoby być. Wychodzimy z lasu na małą polanę, a przed nami wyrasta wysoka, górska ściana. Zastanawiam się czy nie zabłądziliśmy, ale Marcel zdaje się tym nie przejmować tylko podchodzi bliżej ściany. Nagle Peter zasłania mi oczy. Jego ręce pachną lasem.

-Nasze zabezpieczenia są tak dobre tylko dlatego że prawie nikt nie wie jak działają.-tłumaczy prowadząc mnie z rękami przyciśniętymi do mojej twarzy. Próbuję się nie potykać ale przy nierównym podłożu, nie jest to wcale takie łatwe. Po paru minutach chłopak zabiera ręce a ja aż zachłystam się powietrzem z zaskoczenia. Wioska o której mówili to wcale nie jest wioska tylko jakieś zabytkowe miasto. Patrzę właśnie na piękne jezioro, z trzech stron otoczone przez górskie ściany. Wszędzie jest pełno zieleni, i drzew które kwitną na różowo. Wszystko jest tak piękne że nie da się tego opisać słowami. Największe wrażenie wywierają na mnie domy, które zbudowane są w starym, orientalnym stylu, o którym opowiadała mi kiedyś matka. Wtopione w górskie ściany wyglądają tak naturalnie że aż trudno uwierzyć że zbudował je człowiek. Kiedy Peter zabiera ręce z mojej twarzy, nagle wstępuje w niego nowy duch, i wydaje się że to jego wcześniejsze przygnębienie było tylko złudzeniem. Rozradowany jak nigdy dotąd, biegnie wąską ścieżką w stronę jeziora.

Po chwili zauważam że zareagował tak na widok młodej dziewczyny biegnącej właśnie w naszym kierunku. Chwilę potem dziewczyna jest już w ramionach Petera, który unosi ją wysoko nad ziemię, obkręca dokoła i całuje prosto w roześmiane usta. Odwracam wzrok bo czuję się trochę głupio i widzę że Marcel robi to samo.

-Zakochani idioci.- mruczy pod nosem. Patrzę na niego i z rozbawieniem zauważam że jest zażenowany. Nagle uświadamiam sobie dlaczego Peter tak się wcześniej zachowywał. Marcel musiał mu zagrozić że poskarży na niego jego dziewczynie. Tłumię śmiech. Po chwili, Peter nadal obejmując dziewczynę w talii podchodzi do nas rozpromieniony i przedstawia nas sobie.

- Annie, to jest moja narzeczona, Rena… – mówi takim tonem jakby się czymś chwalił. Aż się uśmiecham. Podaję jej rękę by się przywitać ale ona jest szybsza, wyślizguje się zwinnie z ramion Petera i ściska mnie mocno. Choć zawsze myślałam że jestem strasznie mała, to teraz przekonuję się że są niższe osoby ode mnie. Dziewczyna ma około metr sześćdziesiąt wzrostu, porcelanową cerę i długie, gęste, blond loki. Wygląda jak jedna z nimf leśnych, o których babcia opowiadała mi kiedyś bajki na dobranoc. Po chwili Peter dokańcza-.. a to Annie. Znalazłem ją w ,,Starym Mieście”.- Rena kieruje na mnie swoje niewinne, zielone oczy, a ja czuję taki przypływ czułości jakbym trzymała w ramionach młodszą siostrę której nigdy nie miałam. Dziewczyna patrzy na mnie z przerażaniem.

-Ale tam jest strasznie niebezpiecznie! Co tam robiłaś siostro? – z jej ust brzmi to tak naturalnie jakby to była prawda. Przed chwilą pomyślałam o niej w ten sam sposób. Już mam jej odpowiedzieć, ale do rozmowy włącza się Marcel.

-Twój chłopak uratował ją przed kłusownikiem. Gdyby nie on to na pewno by już nie żyła..- jeszcze nie kończy mówić a Rena skacze na Petera, zarzuca mu ręce na szyję i obdarowuje go tysiącami pocałunków. Chłopak przestaje zwracać na nas uwagę tylko mocno przytula do siebie dziewczynę i całuje w usta- długo. Są tak szczęśliwi że nikt nie śmiałby im przerywać.

Właśnie zastanawiam się w którą stronę uciec, gdy Marcel łapie moją dłoń w swoją i delikatnie ciągnie, pamiętając o zranionej ręce. Pozwalam się prowadzić i zerkam sobie przez ramię, by zobaczyć czy ta ,,para idiotów” jak ich nzwał Marcel, w ogóle zauważyła naszą nieobecność. Widzę że stoją pod pięknie kwitnącymi drzewami i dalej się całują pogrążeni w swoim własnym świecie.

Nagle czuję mocniejszy powiew wiatru i widzę tak niesamowity widok że łzy wzruszenia napływają mi do oczu. Peter i Rena złączeni w uścisku, stoją wśród różowo-białej burzy kwiatów i patrzą na siebie pełnym miłości wzrokiem. Wiatr rozwiewa im włosy, targa ubrania i sprawia że wokół nich tańczą miliony jasnoróżowych płatków. To jest chyba najpiękniejsza scena jaką do tej pory widziałam.

Marcel czeka na mnie, a ja zdaję sobie sprawę że nie powinnam się im tak przyglądać. Czuję gorąco w policzkach i zawstydzona odwracam wzrok. Kątem oka zauważam że Marcel szeroko się uśmiecha. Śmieje się ze mnie. Tym razem to ja biorę go za rękę i obrażona z całych sił ciągnę w stronę w którą chciał wcześniej iść. Próbuję się nie śmiać ale nie za bardzo mi to wychodzi. Po chwili oboje się śmiejemy i ręka w rękę idziemy w dół jeziora. Nie mogę uwierzyć że tak szybko ich polubiłam. Do tej pory nie miałam żadnych przyjaciół. Moja wioska nie była nawet w połowie tak duża jak ta, do tego nie rosły w jej obrębie prawie żadne rośliny. Panował wieczny głód i strach przed kłusownikami. Po lewej stronie rozciąga się nieduże boisko i widzę dzieci grające w jakąś grę. Wszystkie są uśmiechnięte i szczęśliwe. Wydaje mi się że i ja będę tutaj naprawdę szczęśliwa. Jednak najpierw, muszę się pozbyć wszystkich kłusowników.

 

Sprawię, że żadna wioska nie przeżyje terroru którego doświadczyła moja rodzina.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • BreezyLove 04.03.2015
    Przyjemnie się Ciebie czyta :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania