Poprzednie częściStreetlights
Pokaż listęUkryj listę

Streetlights. Rozdział 2

Rozdział 2

 

/Tori/

 

"Trina zabiję Cię!'

Nie jestem nawet w stanie policzyć jak często wypowiadam te słowa. Zatrzaskując drzwiczki od szafki rzucam siostrze gniewne spojrzenie. Ona oczywiście leży rozwalona na kanapie, jedna noga zwisa na jej oparciu, ręka dynda przy podłodze, druga zajęta grzebaniem w paczce moich chipsów, kupionych za moje własne pieniądze. Nawet nie podniesie wzroku tak ją wciągnął jakiś kolejny głupi TV show.

Zrezygnowana zajmuję miejsce po przeciwnej stronie kanapy. Trina uradowana tym faktem zarzuca mi nogi na kolana. Staram się posłać jej najbardziej przerażające spojrzenie na jakie mnie stać, bardziej przerażające niż Jade West nosi na co dzień. Ale albo w ogóle nie jestem przerażająca, albo moja siostra jest na mnie odporna. Dalej się szczerzy, po czym wpycha do buzi ostatniego chipsa zgniatając opakowanie w małą kuleczkę. Rzuca ją w moją stronę z nadąsaną minką jakby nie miała dwóch zdrowych nóg a kosz nie stał kilka metrów od niej.

Gdy nie reaguję od razu Triny niezadowolenie się pogłębia. Oczy jej się zwężają, wargi układają w grymas i mogłabym przysiąść, że łzy zaczynają napływać jej do oczu. Gdy mówię ludziom, że Trina jest na prawdę utalentowana nigdy mi nie wierzą. Śpiewanie to zdecydowanie nie jest jej mocna strona, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że nie ma zdolności aktorskich. To po pierwsze, a po drugie jestem strasznym naiwniakiem, a Trina mistrzem w sprawianiu, że robię wszystko o cokolwiek poprosi.

Ze złością zabieram puste opakowanie, zrzucam jej nogi ze mnie i udaję się do kuchni. Udając jakbym grała w kosza wykonuję rzut za trzy punkty, uśmiecham się triumfalnie pod nosem. W drodze powrotnej moją uwagę przykuwa dzwonek do drzwi.

Trina jest tak szybko na nogach, że prawie bym to przegapiła jakbym mrugnęła. "To musi być kurier z moimi włoskimi butami!"

"Trina, jest 21:30"

Trina zatrzymuję się przed drzwiami odwracając na pięcie. "Oni się już nauczyli, że jeżeli chodzi o moje przesyłki, to doręczają je migiem, niezależnie od czasu." Podnosząc głowę do góry otwiera drzwi. "No w końcu, to już najwyższy...oh"

Staram się zajrzeć jej przez ramię. "Kto to?"

Trina spogląda na mnie, ewidentne zakłopotanie na jej twarzy. "Twoja dziwaczna przyjaciółka."

Teraz to ja jestem zakłopotana. Mijam moją siostrę i tak jak myślałam. Jade West stoi na mojej werandzie, bez kurtki, ubrana na czarno z dodatkiem ciemnego niebieskiego. Ma ten sam wściekły wyraz twarzy co zawsze, ten którego ja chiałabym się nauczyć a teraz jest skupiony na Trinie.

"Okej, zajmę się tym. Powinnaś sobie iść zanim Ci przywali."

"Pff." Trina zarzuca dramatycznie włosami przez ramie. "Jakby mogła. Mam czarny pas Tori."

Przewracam oczami usuwając ją z drogi. "Mogłabyś sobie iść? Proszę?"

Odwracam wzrok ku Jade, która gapi się teraz w ziemię, widać jak zaciska mięśnie. Co ona tu robi? Jade nigdy nie zjawia się w moim domu z wizytą niespodzianką. Nie jesteśmy takim typem przyjaciółek. W ogóle nie jesteśmy przyjaciółkami. Spotykamy się w tej samej grupie, która zmusza nas do integracji. Nie zrozumcie mnie źle, chciałabym się z nią przyjaźnić, ale ona zbudowała wokół siebie te wszystkie mury z drutami kolczastymi, że chyba tylko Beck wie jak je obejść. Więc jej wizyta jest tymbardziej dziwna, ostatni raz gdy mi taką sprawiła, to gdy ona i Beck..

O nie.

Odwracam się szybko do Triny. "Możesz iść do swojego pokoju, proszę?"

" O nie, zapomnij. Moje show się własnie zaczyna, idź sobie do swojego."

Nagły przypływ przekleństw stara się wydostać z moich ust, ale w porę się powstrzymuję. Staram się złapać kontakt wzrokowy z Jade ale ona wciąż patrzy w dół. Może to dlatego, ze stoi w cieniu ale jej oczy wyglądają jakby były czerwone...i trochę spuchnięte.

"Chodź. Pójdziemy do mojego pokoju."

Nadal na mnie nie patrzy ale kiwa twierdząco głową wchodząc do środka. Zamykam za nią drzwi obserwując ją lekko podejrzanie. Nie jestem przyzwyczajona do Jade tkwiącej w takiej ciszy. Zazwyczaj nie mówi wiele, a jak już mówi to niekoniecznie miłe rzeczy, ale ta cisza jest inna. Jest głębsza, jakby była pod czymś pochowana.

W pokoju zapalam światło, które rozświetla fioletowo-białe ściany. Jade już tu wcześniej była, ale nie razem ze mną..lubi sobie trochę powęszyć. To tak naprawdę pierwszy raz kiedy jesteśmy tu obie i czuję się dziwnie. Nigdy nie miałam szansy pokazać jej innej strony mnie, niż ta którą pokazuję w szkole. Potem stwierdziłam, że to i tak nie miałoby sensu bo ona nigdy nie będzie dla mnie takim typem przyjaciela jakim jest Andre bądź Cat'e, więc wysiłek wydawał się zbędny.

A jednak, teraz tu jest, drugi raz zjawia się w moim domu ze śladami łez na jej policzkach. Siadam na łóżku złączając razem ręce, oczekując. Ona zajmuje krzesło przy biurku, palcami łapiąc za obicie.

Cisza trwa już za długo, sprawia, że czuję się niezręcznie. Wierce się nie wiedząc co powiedzieć, co zrobić, więc po prostu wyskakuję z " Znowu zerwałaś z Beck'iem i chcesz żebym Ci pomogła?"

Kąciki jej ust lekko się podnoszą. Nie nazwałabym tego ani uśmiechem, ani złośliwym uśmieszkiem, niczym w sumie bym tego nie nazwała, nie ma za tym żadnych emocji. Jej zielone oczy dalej studiują podłogę. "Strzał pierwszy."

"Umarł Ci dziadek?"

"Drugi."

"Dom Ci spłonął?"

"Wykorzystałaś szansę" Opiera głowę na oparciu bawiąc się długim kosmykiem swoich czarnych włosów. "To on ze mną zerwał"

Na początku myślałam, że się przesłyszałam. "Co?"

"Skup się Vega"

Widzę jak krzyżuję ramiona a jej wzrok powraca do tego samego, wściekłego spojrzenia.

"Beck. Zerwał. Ze..." Bierzę głęboki wdech przez nos. Klatka piersiowa lekko jej drga, musi odwrócić wzrok ode mnie, oczy lekko się błyszczą. "Mną."

Ostatnim razem gdy zerwali, Jade była chodzącym nieszczęściem, spływająca maskara na mojej poduszcze, błagała mnie o pomoc. To był szczyt emocji, które kiedykolwiek od niej otrzymałam. Tak powinna zachowywać się kochająca dziewczyna, która wie, że popełniła błąd co nie? Ale teraz jest gorzej, poważniej. Jade prawie dusi się powstrzymując szloch. Zupełnie inaczej jest gdy ktoś rzuci Ciebie.

"Ale.." Otwieram buzię, żeby ponownie ją zamknąć. Beck ją kocha. To oczywiste dla wszystkich, nawet obcy mógłby to stwierdzić. On zawsze wydawał się być przy niej szczęśliwy, taki optymistyczny mimo jej negatywnego nastawienia, jak słońce na pochmurnym niebie. Owszem, ona często bywa dość nieprzewidywalna i przesadnie zazdrosna ale nigdy nie słyszałam by na to narzekał. "Dlaczego?"

Jade zaczyna się śmiać ale ten śmiech nie ma nic wspólnego z humorem.

"Ponieważ on nie wie czego chce od życia. Nie wie czy chce mnie w nim, czy nie." Kręci głową zatykając usta. Patrzę jak zaciska oczy i staram sobie wyobrazić jak się czuję, jaki to jest rodzaj bólu, ale nie jestem w stanie. Nie mam pojęcia jak to jest być z kimś dwa lata i kochać tą osobę, nie mam pojęcia jakie to uczucie być Jade w tej chwili.

"Jade..." Moim naturalnym instynktem byłoby przytulenie jej, pogładzenie po włosach, tak jak robiłam z kilkunastoma innymi osobami, które przechodziły przez zerwania. Ale ich zerwania były inne, związki przelotne, bardziej schadzki niż coś więcej, i zawsze szybko im przechodziło. Dwa lata to zdecydowanie dużo więcej czasu, żeby kogoś pokochać, żeby nazywać kogoś naszym, i to zdecydowanie inne uczucie, gdy ktoś kogo uważałaś za miłość swojego życia Ci to zabiera.

Jade nie jest typem przytulacza, jedyną osobą, przy której była choć odrobinę czuła, i której poświęcała uwagę był Beck. Mimo wszystko wstaje z łózka i zmierzam w jej stronę, ponieważ tak zawsze się zachowuję i może tym razem będę w stanie jej pomóc. Wyciągam ręce w oferujący sposób, oczekuję że odmówi, ucieknie w bok rzucając pogardliwy komentarz, tak jak zawsze i czego się po niej absolutnie spodziewam. Ku mojemu zdziwieniu, wstaje szybko zarzucając mi ręce na szyję, blokując je w żelaznym uścisku. Zaskoczona, przez chwilę nie jestem w stanie się ruszyć. Mrugając, powoli obejmuję ją w pasie. Jej twarz spoczywa przy mojej szyji, czuje jak się trzęsie, tak jakby szwy ,które trzymały ją razem nagle puszczały. Nigdy nie widziałam Jade w takim stanie. Gorące łzy spotykają się z moją skórą. To nie pierwszy raz, gdy widzę ją płacząca, ale jest to pierwszy raz gdy widzę ją naprawdę skrzywdzoną, bez nadzieji że można coś jeszcze naprawić.

Nie poprosiła mnie, żebym pomogła jej odzyskać Beck'a. Nie poprosiła o pomoc w naprawię tego zerwania. Tym razem to on zerwał a to wszystko zmienia.

"Posłuchaj.." Powoli odsuwam ją od siebie zataczając kółka na jej plecach. Głowę ma spuszczoną w dół, czarne włosy zasłaniają jej twarz. Zakładam część z nich bezpiecznie za jej ucho. Wciąż nie podnosi wzroku ale też sie nie odsuwa, zastanawiam się ilu osobom dane było widzieć ją w tak bezbronnym stanie. Chyba do tej pory był to tylko Beck. "Teraz zrobimy tak.. Włączę jakąś komedię, dam Ci jedną z moich piżam, zostaniesz tu na noc i będziesz mogła płakać ile chcesz a ja w tym czasie postaram się dawać Ci najlepsze rady jakie tylko znam, okej?"

Usta Jade układają się w lekko zauważalny uśmiech. Tym razem da się dostrzec coś jeszcze w jej oczach, ale to coś jest bardzo głęboko, przysłonięte cieniem i łzami. Kolejny głęboki wdech sprawia, że jej płuca się trzęsą, ale kiwa twierdząco głową. "Okej, ale jeżeli kiedykolwiek, komukolwiek o tym powiesz Vega.."

"Tak, tak wiem...obliżesz po mnie kości. Już to słyszałam. A teraz.." Obejmuję ją w kolejnym uścisku, a ona po raz kolejny trzyma mnie tak samo mocno jak poprzednio. To takie dziwne widzieć ją tak jak teraz. To ta jakby zaglądać przez dziurkę w skorupce od jajka i widzieć to delikatne wnętrze. Pachnie jak świeże, chłodne powietrze i kawa..tak jak wyobrażałam sobie, że pachnie złamane serce. "Zostań tutaj a ja zaraz wracam." Posyłając jej pogodny uśmiech popycham ją w kierunku łózka. I gdy wychodzę zostawiając ją w moim pokoju, zdaję sobie sprawę, że nawet kamienne mury mogą kiedyś upaść, a najbardziej strzeżony zamek może mieć swoje mosty zdobyte siłą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania