Strefa skażenia cz. 1

Dojechaliśmy na miejsce koło godziny trzynastej, ostatni etap trasy jadąc nieco zarośniętą, szutrową drogą. Po wyjściu ze Sprintera uderzyło nas mocno świecące słońce, przyjemnie grzejąc. Przed nami ukazała się całkowicie zarośnięta fasada niepozornego budynku. Na samą myśl o tym, co czeka nas wewnątrz, mimowolnie odczuliśmy dreszcz. Piękne, porośnięte bluszczem mury miały bowiem skrywać makabryczne szczątki zmutowanych organizmów, wyłowionych ze skażonego jeziora. Misja była z pozoru prosta, znaleźć probówki ze szczątkami, nie zastanawiać się, wziąć i uciekać ze skażonej strefy. Zająć się nimi mieli ludzie mądrzejsi od nas, które nigdy nie przekroczyli płotów wyznaczających skażoną strefę. Kto chciałby pakować się w łapska przerażających mutantów wyhodowanych w tej wymarłej krainie?

 

Odrzuć te czarne myśli, mówię sam do siebie. Im szybciej się za to weźmiemy, tym lepiej. Przypominając sobie pod nosem procedury, sięgam do busa po niewielki aparat fotograficzny i ruszam w stronę zabudowań. Kilka kroków i już jestem we wnętrzu budynku, które to na pierwszy rzut oka nie różni się zbytnio od innych opuszczonych obiektów w Strefie. Nie tracąc jednak czasu, zgodnie z instrukcjami kieruję się w lewo, w stronę laboratorium. Nie będąc jeszcze w środku, wiem, że zbliżam się w to miejsce. Za dobrze pamiętam rozmazane zdjęcia ze szkoleń i strzępki informacji, jakie wyszły poza mury tego budynku. Nikt nie był w stanie powiedzieć, kiedy to miejsce zostało opuszczone ani z jakiego powodu. Nie wróciła stąd żadna wysłana w to miejsce ekspedycja, choć trzeba przyznać, że były to dość skromne drużyny. Nasza nie była skromna, nasza miała zakończyć się sukcesem.

 

Przede mną widzę nasz „sukces", choć widok jest wręcz paraliżujący. Z najbliższego słoika łypie na mnie para wyłupiastych oczu należących do organizmu, który najpewniej niegdyś był rybą. Innych nie sposób zidentyfikować, poza kilkoma również przypominającymi ryby. Niektóre wyglądały jak białe masy ze skrzelami wciśnięte w słoik, niektórym wyrosły ponadwymiarowe kły, nadając im makabryczny wygląd. Niektóre słoiki mieszczą same organy wewnętrzne, co również nie uspokaja. Zgodnie z procedurami, fotografuję każdy słoik, nieco w pośpiechu, co skutkuje jednym rozmazanym zdjęciem. Klnąc pod nosem, ponawiam ujęcie i zawiadamiam ekipę.

 

- Mamy je.

 

- Super, pakujemy je, a ty zajrzyj czy czegoś ciekawego nie ma przy klatkach.

 

Właśnie, przecież są jeszcze klatki. Wskazywano nam je dokładnie na zdjęciach satelitarnych, są tuż obok głównego budynku w podłużnych halach. W nich trzymano... oficjalnie norki, ale, do cholery, wszystko w tej przeklętej strefie ma jakieś oficjalne, miłe dla ucha wyjaśnienie. Z reaktorem wszystko w porządku, no dobra, jest mała awaria, ale to drobna, nic się nie stało, no dobra, jutro to naprawimy... Ludzie w mieście? Czują się świetnie, nic im nie dolega. Okaleczenia, napady agresji? To tylko drobne zamieszki, zabrakło prądu wskutek awarii... a to wojsko podążające w stronę miasta? Ah, to tylko ćwiczenia... dobra, wsadźcie sobie nie powiem gdzie te wyjaśnienia. W głębi ducha jednak pragnę, by klatki naprawdę służyły norkom. Chcąc jak najszybciej mieć to za sobą, ruszam w stronę blaszanej hali. Usiłuję sobie przypomnieć zalecenia dotyczące tego obiektu - rozejrzeć się, zrobić ogólne zdjęcia hali i każdego nietypowego elementu. Czym są owe nietypowe elementy, już nie wyjaśniono. Zdaj się na intuicję.

 

Cisza. I klatki. Setki klatek, tworzące dwa długie korytarze ciągnące się przez całą długość hali. Żadnego zwierza, ani żywego, ani martwego. W zasadzie mógłbym postać tu chwilę i wrócić do ekipy, meldując o absolutnej pustce wewnątrz hali, ale wrodzona ciekawość okazuje się silniejsza. Przejdę się tylko na koniec budynku i wrócę. Wzrok skierowałem ku najbliższej klatce – niewielka, druciana, niepozorna. Wygląda, że faktycznie trzymano tu norki. Tylko dlaczego drzwiczki są wyrwane z malutkich zawiasów? Aż taka licha konstrukcja? Nie była to jedyna uszkodzona klatka. Wiele z nich przejawiało wyrwanie drzwiczek, niektóre były wręcz rozprute od środka. Uplecione ze sznurka, czy co? - myślałem na głos. Momentalnie stanąłem w miejscu, słysząc szelest w krzakach obok hali. Jej blaszane ściany dawno odpadły, przez co wejść do środka można było w każdym miejscu. Dosyć. Nic tu nie ma. Chłopaki zbiorą próbki i uciekamy z tego przeklętego miejsca, i tak za bardzo szczęście nam sprzyja, nie nadużywajmy go. Już miałem ruszać w stronę wyjścia, gdy coś przykuło moją uwagę. Kolorowe strzępki materiału na podłodze. Zabrudzone.

 

Aparat wypadł mi z rąk. Usilnie staram się unikać skojarzenia z poszarpanymi resztkami koszuli splamionej krwią, lecz nie mogę oszukać sam siebie. Spoglądam na poszarpane resztki koszuli splamionej krwią

 

Przeraźliwy krzyk momentalnie mnie otrzeźwia. Odwracając szybko głowę, lokalizuję źródło hałasu we wnętrzu budynku, który przed chwilą opuściłem. Moja grupa! Zacząłem instynktownie biec w stronę busa, zapominając o wszystkich procedurach i wyuczonych zachowaniach. Dobiegając do wrót hali, usłyszałem rumor dochodzący z drugiej strony obiektu. Odruchowo spojrzałem w tamtą stronę i wtedy je ujrzałem. Stworzenia, które właśnie wkroczyły do hali, z pewnością norkami nie były. A może norkami zwano je dawniej, przed serią mutacji, których doświadczyły.

 

CDN

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • P.J.Otter 29.09.2020
    Zacznę od błędów, bo te mocno rzucają się w oczy. Przede wszystkim powtórzenia, których jest całkiem sporo. Przydałoby się nad nimi popracować. Dalej widzę problem z odmianą. Przykładowo zauważyłam złą odmianę "który". Wydaje mi się też, że są tutaj pewne błędy logiczne, które wymagałyby naprostowania. 1 - W jaki sposób na zdjęciach z satelity zobaczyli klatki, skoro były one hali? 2 - Akcja ma miejsce w świecie pełnym mutantów, o czym główny bohater mówi niemal przez cały czas. Trochę nieprawdopodobnym jest więc, że na widok pustych klatek, z rozerwanymi od środka drzwiczkami, nie ma on jakichś domysłów i bagatelizuje sprawę. Ogólnie lubię opowiadania w klimatach postapo, z mutantami i innymi tego typu dziadostwem, ale żeby mnie wciągnęły, muszą być przynajmniej przyzwoicie napisane. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej gdyby popracować troszkę nad tym fragmentem. :)
  • 7empest 29.09.2020
    Dzięki za komentarz! Powtórzenia są nieco specyfiką mojego stylu - korzystam z nich świadomie, choć mogą komuś przeszkadzać, rozumiem to. Złą odmianę również znalazłem - to literówka, niejedna niestety.
    1. Niezamierzony skrót myślowy, chodziło oczywiście o budynek, w którym znajdowały się klatki.
    2. Celowy zabieg - nie chcę spoilerować kolejnych części, ale skoro lubisz klimaty postapo, zakładam że oglądałaś serial Czarnobyl, w którym doskonale pokazano mentalność ludzi próbujących zaprzeczyć oczywistemu zjawisku, które widzą - ot, reaktory RBMK nie wybuchają! Podobny zabieg chciałem uczynić w tym miejscu, zaprzeczenia, nawet okłamywania samego siebie.

    To konkretne opowiadanie napisałem już kilka lat temu, pierwsze w gruncie rzeczy moje konkretniejsze wypociny. Odgrzebałem je po latach, poprawiłem parę rzeczy, opublikowałem. I w gruncie rzeczy nic tak nie cieszy jak merytoryczny feedback. Będę miał go na uwadze poprawiając następne części.
  • P.J.Otter 29.09.2020
    Odnośnie 2. Może warto to w jakiś sposób zaakcentować. Choćby mimochodem. Chyba że jest tak jak piszesz i będzie to wytłumaczone w dalszych częściach. Wtenczas taka czytelnicza konsternacja byłaby nawet plusem.
    W każdym razie, na pewno zapoznam się z kolejną częścią.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania