Subordynacjonizm

podlegam ci — to chyba bardziej, niż jasne.

 

jedno z najpiękniejszych uczuć, jakie znam: móc

zmiąć swoją egotyczną, przepełnioną trudnym

do zniesienia Ja, rzeczywistość-więzienną celę,

potraktować ją jak kartkę, na której

nawypisywano łzawych, kataralnych chlipoz,

 

i rozprostować na stole, wygładzić "papier",

czuć, jak zmienia się treść przesłania,

przepis na niestrawną zupę przeistacza się

w krajobraz z bajki: literki pełzną ku sobie,

obejmują jedna drugą, by stać się górami,

strumykiem, ścianą pałacu

niedokończonego po napisaniu pierwszego słowa,

teatrem urwanym wpół zdania, czekającym

na wyartykułowanie za pomocą liter

głębokim oceanem, który zamieszkują

ośmielnice, diabelnie towarzyskie

kraby eks-pustelniki, rekiny ludoluby.

 

patrz tam: obrzękadełka, ludzie aż rozdęci

od frustracji, przekarmieni ambicjami. grube,

jakby namalowane przez Fernando Botero Angulo

panie w za ciasnych garsonkach,

chłopy o za ciasnych gardłach (żaden nie jest

w stanie wydusić komplementu, odezwać się miło,

nie cedząc pełnym zawiści głosem).

 

za nimi suną wyprowadzacze latarń,

guwernerzy mający pod opieką przerywane światło,

treserzy błysków (wiodą w ciemnicę, oszuści!).

 

a tam — my! wydzieramy sobie z rąk własne ciała,

jakbyśmy grali w specyficzną (co tu ukrywać —

zwyrolską, zdegenerowaną) odmianę buzkaszi.

 

jestem ci podporządkowany, niziuchno w hierarchii

i biorę delikatnie w palce (nie śmiem mocniej!).

okazuję się, że rozgniotłaś na płasko i zostałem

płatkiem miododajnej rośliny.

 

za to ty — wyszarpujesz się z objęć, energicznie

ciskasz w głąb "kartki". wpadamy w jej zagniecenia,

pozornie płytkie fałdy (przesiąknięty potem papier

zdaje się być tkaniną, którą trzeba wyprasować).

 

pozostali mieszkańcy pejzażu patrzą z zazdrością.

 

musimy, nawet będąc w środku, strzec "kartki"

przed spaleniem, albo inną grozą

typu porwanie na strzępy

 

nie zdajesz sobie sprawy, ilu jest wokół wandali,

piromanów, złodziei plądrujących skarbce,

bandytów napadających na banki, gdzie zdeponowano

czyste, różowe, ciepłe,

 

ilu niegodziwców chciałoby wpaść z bronią w łapach,

krzyknąć po angielsku: "Zamarznij!"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Rozpierdalające, jeszcze głębiej w perfekcję - ogólnie ujmując, nie zinterpretowawszy, żeby nie ująć dziełu.
  • Florian Konrad 30.08.2022
    Ależ dziękuję serdecznie w imieniu wiersza i swoim!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania