Sucker Punch

----Dziennik z okresu mojej ciąży----

(Some add note)

 

15.02.20?

Jestem w ciąży. Z Czarnym Panem. Stało się. Ciekawe, jak to jest, być Matką Diabła? Co się wtedy czuje? Jak przebiega ciąża? I poród? Czy miewa się przeróżne zachcianki? Najważniejsze: jak wygląda dziecko? Nikt nie potrafił, nie potrafi i nie będzie potrafił odpowiedzieć mi na to pytanie. Nigdy. Tylko dlaczego? Może lękają się ciemnej strony? Boją się zła? I don’ t know. Ostatnio zauważyłam u siebie dziwne wahania nastrojów. Do tego doszły typowe anomalie kulinarne: ogórek z czekoladą, papier i… TO. Przemożna chęć na krew. Skąd to się bierze? Codziennie mam ochotę rzucić się na kogoś i go „opróżnić”. Walczę z tym jak mogę, ale jak długo można? W końcu dojdzie do tego, że nie będę w stanie normalnie funkcjonować bez rozmyślań o uporczywym pragnieniu. Będą musieli mnie zamknąć. Co się stanie z moim maleństwem? Kto się nim zajmie? Wolę o tym nie myśleć.

 

12.03.20?

Dzisiaj dobiega końca drugi trymestr ciąży. Czuję, że prawdopodobnie poczułam do mojego Maleństwa jakiś rodzaj przyjaźni, może nawet miłości. Dlaczego? Otóż ostatnio ciągle przyłapuję się na tym, że gładzę się po brzuchu i mówię do Niego. Chyba rozumie, kim jestem, bo uświadamia mi to kopnięciami. Co prawda, czasem boli, ale zdarza się to praktycznie bardzo rzadko.

 

10.20

Może wyjazd Adama coś zmieni? Na jak długo?

 

15.20

Może wydaje się to dziwne, nawet bardzo, ale mój Syn będzie prawdopodobnie żywił się tylko krwią. Kurde. Kurde, kurde, kurde. Powiedziałam „mój Syn”? No cóż, będę musiała nauczyć się z myślą, że jestem Matką Diabła. Skąd to wiem? Otóż po każdym posiłku czuje nieznośne bóle brzucha. Nie mogłam powiedzieć o nich moim rodzicom, bo zaczęłyby się niewygodne pytania. Radziłam sobie sama. Z niewielką pomocą moich przyjaciół. Próbowałam prawie wszystkiego. Niestety. Została mi tylko jedna możliwość. Muszę napić się krwi. Ludzkiej krwi. Na szczęście Ann wpadła do mnie z „wizytą”, jak to określiła, i przyniosła ze sobą mały powitalny prezent. Połowę wypiłam przy niej, pozostałą część ukryłam w bezpiecznym miejscu. Chciała się przekonać, czy to, co mówiłam jej ostatnio, to prawda. Ku jej zdziwieniu, przytaknęłam. Gdy tylko wyszła, spróbowałam ponownie, tym razem ostrożnie. O dziwo, nie poczułam żadnego bólu, chociaż zaledwie chwilę temu pojawił się ostry i dokuczliwy. Poczułam coś w rodzaju błogości; widocznie mojemu Maleństwu też smakowało, skoro się nie poruszyło.

 

16.02.20?

00.00

Przyzwyczailiśmy się już do mojej nowej figury . Dzięki mojej ciąży ja i Nergal (dziwnym trafem Nergal również ma na imię Adam; a nazywamy go N. ze względu na jego uwielbienie dla Behemotha i jego wokalisty- Adama Darskiego) mocno się zbliżyliśmy do siebie. To miłe, jak ktoś, kogo kochasz okazuje ci tyle uwagi . Uwielbiam te krótkie, ulotne chwile, w których Adam staje za mną, kładzie dłonie na moim brzuchu i rozmawia z naszym Synem. W związku z moją ciążą Adam zaproponował, abym na te niezwykłe miesiące zamieszkała z nim w jego home. Niestety, z wielkim żalem musiałam mu odmówić. Jednak przydzielił mi dwóch postawnych ochroniarzy, którzy chodzą za mną tylko wtedy, gdy

a) Poproszę ich o to,

b) Nocuję u Adama,

c) Wychodzę, np. na większe zakupy.

Na każdym kroku stara się o mnie troszczyć jak tylko może najlepiej.

Jeśli nie ma ze mną Adama, czuję się mocno nieswojo. Jest tak, jakbym nie miała nikogo. Ci dwaj ochroniarze są świetnie wyszkoleni; ostatnio obronili mnie przed napaścią dwóch łysych. Mało brakowało, a straciłabym wszystko, jednak dzięki natychmiastowej interwencji moich ochroniarzy i doktorów: Sapirsteina i Fanga udało się tego uniknąć. Widocznie Szatan nade mną czuwa.

 

16.02/17.02

Od pewnego czasu w ogóle nie miewam miłych snów. Za każdym razem śnię o krwi, diable i wszystkim, co jest z tym w jakikolwiek związane. W innej scenerii. Rano najczęściej nie pamiętam niczego, chociaż zdarzają się dni, w których zastanawiam się nad tym, co mi się śniło. Doktor Sapirstein twierdzi, że nie ma powodu do obaw. To zupełnie naturalne, nawet to, jak własnymi zębami rozszarpuję ofiarę (i/lub jej gardło) - we śnie, oczywiście. Mam tylko unikać wysiłku i nie przemęczać się(?). Musi mieć doświadczenie, skoro nie zdziwiła go wiadomość, że mam ochotę na surowe mięso. Poradził tylko, żeby nie przesadzić.

 

21.02.20?

Mimo tego, że do końca ciąży zostało jeszcze trochę czasu, „wybrałam się” na internetowe poszukiwanie wyprawki dla mojego, przepraszam, naszego, Syna. Niestety, nigdzie nie mogłam znaleźć czarnych śpioszków i ubranek dla bobasów; będę zmuszona złożyć zamówienie. Wypatrzyłam za to świetną czarną kołyskę, mogącą równocześnie służyć jako wózek. Wszystkie zakupy złożyłam u naszego przyjaciela Paula, „Najstarszego”.

 

01.03.20?

Pozostali Sanguinarianie bardzo troszczą się o mnie i o mojego nienarodzonego Syna Adriena Damona. Poprosili nawet doktora Sapirsteina, żeby zamieszkał z nimi na czas ciąży i dorastania Adriena. Oczywiście doktor jest we wszystko wtajemniczony; a nawet został, kilkanaście lat temu, jednym z Nas. Każdego dnia dziękuję Stwórcy, że pozwolił na to, by Sapirstein zamieszkał z nami. Sanguinarianie to bardzo przewidujący ludzie. Wiele lat temu zbudowali obszerny pokój, z myślą, że zamieszka tam ich wymarzone Maleństwo. Czekali na nie długo, ale opłaciło się. Już wkrótce będą mieli Tego, którego chcieli. Pokój jest gotowy, czeka tylko na swojego mieszkańca. Wszędzie widać czerń, pojawił się nawet księżyc w pełni (dzieło Adama); wchodząc tam, ma się wrażenie, że jest się albo w nocnym lesie albo w kubełku czarnej farby. Kołyska przypomina piękny czarny kuferek.

 

04.03.20?

Całe szczęście, że nikt do tej pory nie zauważył, że jestem w ciąży. I tak ma pozostać. W sobotę znów planuję wpaść do Paula. Musimy skończyć to, co zaczęłam. Mam nadzieje, że Sapirstein coś mi doradzi. Nie mogę, ot tak, wszystkiego zostawić. Byłoby to bardzo nieeleganckie zachowanie z mojej strony po tym wszystkim, co dla nas zrobił. Zauważyłam, że moje maleństwo lubi dosyć dziwną muzykę, w tym Claude ’a Debussy’ ego („Clair de Lune”), ostry łomot metalowych kapel albo Mozarta („Summer Overture”). Lubi też dźwięk mojego (Adama 2) głosu, ciszę i BICIE DZWONU OZNACZJĄCEGO ŚMIERĆ. Jest bardzo wyjątkową Istotą, która nigdy nie była tak wcześnie rozpieszczana jak żadne inne dziecko. Nawet ludzkie. Zasługuje na to. Chciałabym, aby mój Syn miał czarne jak krucze pióra włosy i oczy. Oczy, od których nie można oderwać wzroku. Cóż, to tylko moje pobożne życzenie. Myślę, że się spełni. Powinno.

 

13.03.203?

Moje maleństwo będzie nosiło imiona Adrien Damon lub Adrien/Ian lub Damon Ian. Adrien, bo takie jest moje życzenie, a Damon… no cóż… Po prostu Damon. Damon Salvatore (un vampire).

Chciałabym móc trzymać już mojego Syna w ramionach. Patrzeć na jego oczy, oczy Jego Stwórcy. Chcę wreszcie poczuć się pełnoprawną Matką mojego Maleństwa. Mój Syn zasługuje na wszystko, tak jak Jego Stwórca.

 

05.03.20?

00:08

Po narodzinach Adriena Damona zamieszkamy pewnie u któregoś z członków sekty. Nie mamy na razie żadnego wyjścia. Każdemu z nich bardzo zależy (dążą do tego), by kobieta urodziła im Dziecko Szatana. Przez cały czas trwania ciąży i dorastanie chłopca otaczają Matkę i Dziecko szczególną opieką. Dbają o to, by NICZEGO im nie brakowało, nawet krwi. Zwłaszcza krwi.

 

05.00

Nie mogę pozbyć się wrażenia, że z Adrienem Damonem jest coś nie tak. Zasięgnęłam więc porady u doktora Sapirsteina. Powiedział, że to zupełnie normalne w połowie ciąży, że z moim Maleństwem wszystko jest w porządku. Myślę, że Doktor się nie myli. Nie powinien.

To bardzo dziwne uczucie, nosić pod sercem taką kruszynkę. Jednak to nie jest takie zwykłe Dziecko. Pomiot --, jak to niektórzy nazywają. Ta nazwa mnie złości. Okropnie. Nie zwracam jednak na to uwagi, pragnę tylko, by Adrien Damon miał szczęśliwe dzieciństwo.

 

07.03/17.02

14.12

Powoli zbliżam się do czwartego miesiąca ciąży. Według Doktora Sapirsteina właśnie wtedy mają miejsce dziwne sny, powtarzające się później co pewien czas. Doświadczyłam jednego z nich już zeszłej nocy. Śniło mi, że ktoś pobiera moją krew w niewyjaśniony sposób. To było tak bardzo z innego świata, że nie jestem w stanie tego należycie odtworzyć. Z kolei jakiś silny mężczyzna trzymał mnie za ramiona tak, żebym nie mogła się poruszyć. Drugi trzymał mnie jedną ręką za kark w tym samym celu. Szeptał mi coś do ucha, przeciągając leniwie palcem po moim gardle. Zainteresowała go szczególnie tętnica. Nagle powiedział coś w dziwnym, nieznanym mi języku i pozostała dwójka zniknęła. Zostaliśmy tylko my. W jednej chwili znalazłam się na stole, przypięta do niego skórzanymi pasami. Ktoś zasłonił mi oczy (podejrzewam, że to ten mężczyzna), ale nie zasłonił uszu. Zapewne celowo. Z oddali wyłonił się stukot butów drugiego mężczyzny. Z ich rozmowy wyłowiłam jedno, jedyne słowo. Wampir. Domyślałam się, co zaraz ze mną stanie. Miałam rację ( przynajmniej w połowie). Ten Drugi podszedł do mnie, nachylił się i pogłaskał mnie po policzku. Nie trwało to jednak długo. Musiał być bardzo głodny, skoro po chwili ugryzł mnie z taką siłą, że aż wrzasnęłam z bólu. Sookie ( tak nazywał się ten pierwszy), podszedł do mnie i znów szeptał mi do ucha coś, co maiło odwrócić moją uwagę od bólu. Wampir pił moją krew dość długo; musiał przecież zaspokoić palące go pragnienie. Nadal nic nie widziałam. Poczułam, jak wampir odrywa się od mojej szyi i odchodzi. Myślałam, że zniknął na zawsze, ale się myliłam. Po prostu zamienił się z Sookie miejscami! Nawet nie spodziewałam się tego, co miało zaraz nastąpić. Sookie bezceremonialnie chwycił mój nadgarstek i zanurzył w nim kły. Mimo to zrobił to o wiele bardziej delikatnie niż Ten Drugi. Poczułam tylko lekkie ukłucie, takie, jakie zadaje komar.

Po przebudzeniu zauważyłam na swoim ciele dziwne mikroskopijne blizny, otarcia i zranienia, które zresztą po kilku minutach zniknęły. Doktor Sapirstein polecił mi pewną metodę, mającą na celu ochronę przed tego typu snami. Nie rozumiem, co chciał przez to powiedzieć, chociaż muszę przyznać, że jego metoda działa. Każdego wieczoru tuz przed pójściem spać, staram się „opróżnić” umysł ze wszystkich myśli, nawet tych zbędnych.

 

01.03.20?

Dzisiaj obchodzimy jedno z wielu świąt ważnych dla satanistów: my birthday :). W ramach prezentu od moich wszystkich przyjaciół satanistów otrzymałam rzemyk z pentagramem, który notabene natychmiast zawiesiłam sobie na szyi. Otrzymałam go z racji tego, iż swoją przynależność do satanistów jak dotąd ukrywałam ze względów oczywistych, ale N. i pentagram odwrócili mój tok myślenia. N. słusznie zauważył, że to należy tylko i wyłącznie do naszego interesu. Oświadczył również, że w przyszłym roku sprezentują mi coś lepszego , byłam jednak szybsza. Zamówiłam przez Internet bilety na koncert Marilyna Mansona, który odbędzie się 14.07 w Warszawie w klubie Stodoła. Jeżeli jednak to nie wypali, to wybierzemy się na koncert Behemotha; notabene bilety zamawiał Nergal ( wpadniemy w samo źródło heroinowego szaleństwa, ale to nie nasza działka; my zawsze nosimy ze sobą kilkaset probówek z najświeższą 0Rh- w srebrnej walizce).

Na dzisiejszą czarną mszę N. przyprowadził coś, czego od dawna nie praktykowaliśmy ze względów ekonomicznych i społecznych ( w ostatnim okresie zostało złożonych zbyt wiele doniesień o tajemniczych zaginięciach), a mianowicie człowieka. Ściślej mówiąc, ładną kobietę, którą złożyliśmy na ołtarzu. Aktu samounicestwienia dokonał sam Najwyższy Kapłan, podcinając jej gardło naszym srebrnym sztyletem trzymanym na Różne Ważne Okazje. Muszę przyznać that her blood była dosyć znośna. Nie smakowała tak, jak blood N. i doktora Sapirsteina, ale to zawsze coś. Nevermind.

 

08.03.20?

Ostatnio Doktor Sapirstein zrobił coś, czego bym nawet się po nim nie spodziewała. Zaledwie chwilę temu zdałam mu relację z przebiegu mojej ciąży i tego, na co mam ostatnio mam ciągle ochotę. Jego to nie zdziwiło. Przez chwilę myślał gorączkowo ze zmarszczonymi brwiami, potem zawołał Paula i szepnął mu coś na ucho. Paul podwinął rękaw swojej czarnej koszuli i przysiadł na biurku. Doktor Sapirstein wyciągnął z szuflady skalpel i podał go Paulowi, po czym znów szepnął mu coś do ucha, poinstruował go szeptem, co ma zrobić i wyszedł. Paul niedbałym ruchem ręki przeciągnął skalpelem po okolicy nadgarstka i wyciągnął go w moją stronę. Byłam zdziwiona jego zachowaniem, ale wyjaśnił, że to „zalecenie” Sapirsteina. Powiedział też, że mam po prostu urzeczywistnić swoje pragnienie. Zrobiłam więc tak, jak prosił. Domyśliłam się aluzji ukrytej w kontekście. Przyciągnęłam jego dłoń do swoich ust i po prostu wypiłam trochę wina. Zaledwie przyłożyłam usta do nadgarstka Paula, Adrien Damon poruszył się w moim brzuchu. Czy to pozytywny odzew…? Po 10 minutach mojej przyjemności Paul zatamował upływ krwi, opuścił rękaw koszuli i wyszedł, uprzednio dając mi buziaka. Zostawił również kartkę zaadresowaną do mnie. Co nim wtedy kierowało? I don’t know. Zaraz po nim przyszedł Doktor Sapirstein i zrobił dokładnie to samo, co jego poprzednik. Pozwolił mi napić się swojej krwi. Kiedy się nasyciłam, poczułam ochotę na więcej. DUŻO WIĘCEJ. Wtedy Sapirstein powiedział, że od tej pory codziennie będę dostawała 0Rh- tak często, jak będę chciała. Pierwszą porcję dostałam już po chwili. Paul przyniósł ją w srebrnym kielichu ozdobionym jakimiś napisami po łacinie i gotyckimi rysunkami. Od tamtej pory 0Rh- zawsze dostaję w tym kielichu.

 

02.04.20?

Niedawno wybrałam się z Nergalem na czarną mszę. To, co tam się działo, zarezerwowane jest tylko dla wtajemniczonych. Było bardzo brutalnie. Nergal, który jest Kapłanem, wynalazł skądś kobietę, co prawda prawie martwą, ale, jak powiedział, TO JUŻ COŚ. Nie chciałam brać udziału w jej morderstwie. Nie miałam wyjścia. Nergal złapał ją za włosy i brutalnie pociągnął ją w stronę NASZEGO krzyża ( mówiąc naszego, mam na myśli krzyż satanistyczny). Odchylił jej głowę i srebrnym sztyletem poderżnął jej gardło w imię Najwyższego Księcia Ciemności Szatana. Trzymając kobietę jedną dłonią, drugą złapał srebrny kielich i przystawił go do szyi ofiary tak, by krew skapywała bezpośrednio do niego. Nergal nie wykorzystał jednak wszystkiego. Sięgnął po nadgarstek kobiety, podciął jej żyły, przyssał się do rany, a po chwili zaprosił mnie do wspólnego posiłku. Mówiąc bez ogródek, przyssałam się do jej szyi i po prostu opróżniłam ją do końca. Na deser zostawiłam sobie jej nadgarstek. Całe otoczenie wyglądało tak, jakby ktoś rozlał ogromne wiadro krwi.

Obecnie jestem drugą osobą, która może dokonać tego, co Najwyższy Kapłan.

Tylko on ma prawo, sposobem wampira, czyli podejść do ofiary i wgryźć się w jej szyję, opróżnić ofiarę z krwi. Mam wyjątkowe szczęście, że trafiłam na Nergala. Z powodu mojej ciąży (nie tylko) pozostali Sanguinarianie traktują mnie jak… hmmm… można powiedzieć, że prawie jak Szatana.

Ostatnio Kapłan zasugerował, że moje maleństwo będzie potworem. No cóż, może i będzie tym potworem, ale NOT 4 US. Dla mnie Adrien Damon będzie najpiękniejszym i najsłodszym potworkiem na świecie.

 

03.04.20?

Czuję, że chyba pomiędzy mną a Doktorem Sapirsteinem coś jest. Iskrzy. Nie chodzi mi tu o relację czysto zawodową na płaszczyźnie fizycznej, ale o relację kobieta- mężczyzna. Nie powiem, Doktor jest bardzo przystojny, ma piękne oczy i dłonie. On też nie przechodzi obok mnie obojętnie i do tego należy również do Kręgu Satanistów. Jest tylko jeden maleńki problem. 16 lat różnicy.

 

00:05

Robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Ostatnio prawie doszło do tego, bym spędziła z Igorem noc. Wtedy wydało mi się to zabawną zemstą, ale nie zdawałam sobie sprawy, że ten niewinny akt zapoczątkuje w moim życiu okres „gotyckiego terroru”. Równowaga między dobrem a złem, oraz wybór, jakiego dokonałam, stanowi najważniejszy element kształtujący moją nieludzką osobowość, która formuje się od kilku lat.

 

08.04.20?

Sanguinarianie traktują mnie i Adriena Damona tak, jakbyśmy byli co najmniej jakąś parą królewską. Nie powiem, że mi to przeszkadza, bo tak nie jest. Skłamałabym, gdybym tak powiedziała. Dzięki temu mogę pierwsza spróbować świeżej krwi i wybrać odpowiednią ofiarę, którą złożymy.

Cieszę się, że trafiłam na takich ludzi, jak np. Paul czy Doktor Sapirstein. Wreszcie mam przyjaciół! Dzięki nim mogę wreszcie poznać mroczną stronę życia. Mogę wreszcie napić się nielegalnie tego, czego pragnęłam od zawsze. Świeżej, dobrej ludzkiej krwi. Paul otworzył mi oczy, pomógł otrząsnąć się z dotychczasowego zamyślenia. Dzięki niemu znów czuję, że jestem Władczynią Mrocznej Strony.

Na ostatniej czarnej mszy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Tuż po tym, jak wszyscy Sanguinarianie, without me because I wypiłam czarę świeżej ludzkiej 0Rh-, wstrzyknęli sobie dosyć duże działki heroiny i morfiny, nagle zaczęli kłaniać się w moim kierunku i wykrzykiwać coś w rodzaju: „Chwała Ci, Szatanie! Chwała Ci, Matko Jego Syna!”. Byłam poniekąd zdziwiona ich zachowaniem, ale nie trwało to długo. Obok mnie stał Doktor Sapirstein, który, na szczęście, wszystko mi wytłumaczył, dzięki czemu mogłam odpowiednio odnieść się do ich słów. Podziałało. Nagle, w samym środku czarnej mszy, poczułam, jakby ktoś lub COŚ stało za mną i głaskało mnie po ramionach i policzku. Do teraz jestem PRAWIE pewna, że to COŚ, co stało za mną, to był Szatan, we własnej, kurde, postaci. W tamtej chwili Adrien Damon poruszył się w moim brzuchu, jakby wiedział, CO (lub KTO) go odwiedziło.

Nasza świętą Księgą, oprócz Antydekalogu i Czarnej Księgi Satanizmu+ Biblii Szatana autorstwa naszego mentora Antona Szandora LaVeya, stała się książka Levina „Dziecko Rosemary”. Nawet Nergal powiedział, że coś w niej jest takiego, co przyciąga uwagę. Spodobała nam się zwłaszcza III część, w której Syn Szatana przychodzi na świat. U mnie jest podobnie, z tym, że ja nie bronię się przed tym, żeby zostać Matką Szatana, ponieważ pragnę urodzić tą Istotkę i robię to świadomie. ŚWIADOMIE. Pozostali bardzo o mnie dbają, przynoszą mi nawet taki sam napój, jak ten dostarczany Rosemary przez Minnie Castevet. Nie rozumiem Rosemary, dlaczego nie chciała go pić, przecież jest pyszny; chociaż od kilku dni mam ochotę tylko na krew. Razem z Paulem spełniamy swoją zachciankę . Codziennie pochłaniamy litry świeżej ludzkiej krwi.

 

09.04.20?

Przyznaję, jestem bardzo szczęśliwa z faktu, że zostanę Matką. Chociaż zdarzają się takie sytuacje, w których nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić. Zwykły wypad na miasto stwarza problemy. Nie mam zielonego pojęcia, co ludzie widzą złego w tym, że młoda dziewczyna spaceruje ze starszym od siebie chłopakiem. Czyżby chodziło im o wiek? Sama doświadczyłam takiej sytuacji. Wybrałam się z Doktorem Sapirsteinem ( lekarzem prowadzącym moją ciążę) do Fangtasii (lokalu prowadzonego przez naszego wspólnego znajomego), gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać o ciąży, ale ludzie nie pozwolili mi przejść swobodnie. Co chwila ktoś patrzył nieprzychylnie na nas i na moją niezbyt widoczną ciążę, pojawiły się również dwuznaczne uśmiechy. Chyba zauważyli, że Sapirstein pomimo swojej porażającej urody, jest o kilkanaście lat starszy ode mnie. Według przechodniów, jak później powiedział mi Paul, wyglądało to tak, jakby 16-, 17-letnia dziewczyna spacerowała za rękę ze swoim nauczycielem lub po prostu starszym od siebie mężczyzną. Nie obchodzi mnie to. Kochamy się i to, co robimy, należy tylko do naszego interesu. NIKOGO nie powinno to obchodzić.

 

 

 

03.04.20?

Miewam różne zachcianki, ale nie spodziewałam się tego, co zdarzyło się całkiem niedawno. Obudziłam się w nocy, nękana palącym pragnieniem (wody, niestety ) i standardowym od 5 miesięcy koszmarem nocnym. Zawędrowałam więc do kuchni, gdzie zaspokoiłam swoje pragnienie. Nagle zorientowałam się, że trzymam w dłoni kawał surowego, ociekającego krwią serca. Najlepsze w tym wszystkim było to, że zjadłam już prawie połowę, zanim zorientowałam się, co tak naprawdę robię. Wyrwawszy się z zamyślenia, spojrzałam na swoją dłoń z niedowierzaniem, ale mimo to, spokojnie dokończyłam to, co zaczęłam. Moje maleństwo było po prostu głodne; prawdę mówiąc, ja też, a nie miałam ochoty na zwykłe jedzenie, chciałam czegoś bardzo krwistego, a najlepiej krwi. Mój maluszek nie miał nic przeciwko temu; wprost przeciwnie, aby okazać mi swoje zadowolenie, kopnęło mnie słabo kilka razy. Jakiś czas później zrobiłam zalecane przez Doktora Sapirsteina i Doktora Fanga badanie i zostałam bardzo mile zaskoczona. Po raz pierwszy widziałam moje Maleństwo, Jego rączki, nóżki i główkę. Nie mogłam pohamować kilku łez wzruszenia. Jak wiadomo, pani doktor nie miała pojęcia, czyje jest to Maleństwo, ani jak zostało poczęte. Lepiej dla niej, żeby pozostała w niewiedzy. Zrobiłoby się za dużo szumu wokół nas, Kręgu i pozostałych Sanguinarian rozsianych po całym kraju. Isobel, Anna, Michael i reszta Sanguinarian plus Doktor Sapirstein i Doktor Fang ( od niedawna obaj nadzorują przebieg mojej ciąży) bardzo się ucieszyli, kiedy pokazałam im pierwsze zdjęcie mojego Maleństwa. Aby to uczcić, Michael przyniósł butelkę czerwonego wytrawnego Chardonnay, którym wznieśliśmy toast za przyszłego potomka Szatana („ za rok 2011- Rok Pierwszy”- cytat z „Dziecka Rosemary”). Zaledwie zdążyłam spróbować odrobiny wina, cały świat zakołysał mi się przed oczami i zemdlałam. Obudził mnie delikatny dotyk chłodnej dłoni Nergala, który pojawił się znikąd. Wyjaśnił, że mój organizm w tym stanie nie toleruje wina. Jak później wytłumaczył mi Doktor Fang, w ostatnich miesiącach ciąży powinnam bardziej uważać na siebie i na maleństwo, ponieważ niektóre produkty spożywcze i napoje będą powodowały utraty przytomności, długotrwałe bóle głowy. Na szczęście, aby wywołać te objawy, musiałabym zjeść lub wypić naprawdę sporą porcję danego produktu (?).

 

03.05.20?

 

Abraham Sapirstein i Ian uważają za normalne to, że przez cały czas mam:

a) Nieustającą ochotę na coś krwistego,

b) Cholernie dziwne huśtawki nastroju,

Fazę na naprawdę porządny, mroczny rock i black metal; inne rodzaje metalu również.

Myślę, że mają rację, w końcu Sapirstein jest lekarzem. W każdym razie niektóre z tych zachowań niekiedy mocno mnie dziwi. W najmniej oczekiwanym momencie potrafię nieźle zaskoczyć mojego rozmówcę. Co do mrocznego rocka i black metalu nie mam zastrzeżeń. Myślę, że trafiłam w końcu na swój rodzaj muzyki, którego szukałam od bardzo dawna. Po prostu spodobały mi się naprawdę mocne brzmienia takich rockowych/metalowych zespołów/wokalistów takich jak np. Rammstein, Behemoth, Disturbed, HIM. Ostatnio uwielbiam także amerykańskiego Honorowego Kapłana Kościoła Szatana, Marilyna Mansona. Nie mam nic przeciwko jego makijażowi scenicznemu- taki wizerunek skandalisty . Jego piosenki trafiły do mnie już za pierwszym razem, co jest bardzo niezwykłe dla mnie, jak na rock/metal.

Muszę przedyskutować z Doktorem Sapirsteinem lub Nergalem moje nocne koszmary. Kto chciałby, żeby śnił mu się wypolerowany srebrny nóż, kołyszący się złowieszczo jak wahadło lub kilkuletnia dziewczynka, na pozór spokojna - do czasu, gdy otworzy oczy? Gdy je otworzy, człowiek ma wrażenie, że nic gorszego nie może się już zdarzyć.

 

13.08.20?

Adrien Damon jest niezwykle spokojnym Dzieckiem. Prawie nigdy nie płacze, tylko wodzi za każdym swoimi czarnymi oczami lub pokazuje dwa ostre ząbki w uśmiechu. Niektórych to dziwi, ale nie mnie. Jest przecież w końcu moim Synem, no nie?

Doktor Sapirstein twierdzi, że pierwszy raz widzi tak ciche Dziecko. Adrien Damon ma dopiero 4 miesiące, a już wie, co jest dobre. Nie znosi zwykłego mleka, musi dostać to, co ja, inaczej będzie gryzł każdego, kto do Niego podejdzie.

Od narodzin Adriena Damona minęło już trochę czasu, a ja nadal mam:

a) Dziwne sny,

b) Niepohamowany apetyt na krew,

c) Nieustanne bóle głowy.

Fang twierdzi, że to normalne. Wkrótce powinno minąć. Nie uskarżam się, ale te bóle głowy doprowadzają mnie do szaleństwa.

Ostatnio wybrałam się z Doktorem Sapirsteinem i Adrienem Damonem na krótki spacer, przez co wyglądaliśmy, jakbyśmy byli cokolwiek w żałobie. Niektórzy zatrzymywali się i zagadywali, dlaczego moje Dziecko m. in.:

a) Nie płacze,

b) Trzyma w rączce butelkę nie z mlekiem, ale z najczystszą świeżą 0Rh-.

Zagadywali również do Adriena Damona, ale milkli zaraz po tym, jak mały zwrócił na nich swoje oczka i spojrzał tak, że się wzdrygali, albo oddalali się czym prędzej (potrafi też uśmiechnąć się jednym ze swoich upiornych uśmiechów). Jedna z kobiet zawołała: „Pomiot Szatana!”, czym zwróciła uwagę przechodniów na mojego Syna. Kiedy odeszła ( lub raczej odbiegła), Sapirstein dodał głośno: ”Tak, to bardzo wyjątkowe Dziecko! Należy do Wybranych!” (Szczególnie zaakcentował słowa „bardzo wyjątkowe” i „Wybranych”). Niestety, musieliśmy przerwać tą zabawę i wracać do Domu, gdyż Krąg zwołał nieoczekiwane zebranie ( poza tym, zaczynało przychodzić coraz więcej ludzi; pojawiła się nawet straż miejska; Sapirstein musiał się ich „pozbyć”, żebyśmy mogli spokojnie wrócić).

Mój Syn ma również bardzo ciekawe przyzwyczajenia kulinarne. Zaledwie kilkanaście dni temu wcinałam na wpół surowy stek, kiedy Adrien Damon przestał interesować się srebrnym krucyfiksem zawieszonym na czarnej jedwabnej wstążce opasującej kostki ukrzyżowanego, zwrócił główkę w moją stronę i pokazał paluszkiem na mój obiad. Wszyscy Sanguinarianie, włącznie ze mną, byli w szoku, natomiast mój Syn w ogóle nie zwrócił na to uwagi, nadal uporczywie wskazując na talerz. Nie wiedziałam, co mam zrobić, przecież mały ma dopiero dwa ząbki! Zasięgnęłam więc porady u Sapirsteina, który poradził mi, żeby odkroić najbardziej miękki kawałeczek; mówiąc kolokwialnie, taki najmiększy; i podać go Adrienowi. Gdy tylko zastosowałam to, co poradził mi Doktor, wszyscy ponownie się zdziwiliśmy: mały nie tylko zjadł to, co mu podałam, ale znów wskazał na mój talerz. Zrozumieliśmy ukrytą aluzję: był po prostu głodny i wcale nie miał ochoty na to, co zwykle jedzą niemowlaki! Musi dostać to, co ja.

Od tamtej pory Nergal trzyma w lodówce porcję na wpół surowego mięsa również dla mojego Syna.

Zresztą nie tylko my lubimy takie jedzenie; Najwyższy Kapłan, Sapirstein i kilku innych również woli taki tryb pożywienia. Dla nas jest to po prostu pewien rodzaj odskoczni od codzienności.

Zauważyłam, że moje maleństwo bardzo dziwnie reaguje na widok kościoła czy chrześcijańskiego krzyża. Tych dwóch rzeczy wprost nie znosi. W szczególności widok kościoła wywołuje u niego straszliwe napady agresji i złości. Kiedy Doktor Fang przyniósł ze sobą dwa takie krzyże i jeden z nich wręczył Adrienowi, mocno się zdziwił. Zresztą nie tylko on. Mały początkowo przyglądał się tylko „prezentowi”, po czym odrzucił go od siebie z taką siłą, że z krzyża zostały średniej wielkości drzazgi. Sama figurka połamała się doszczętnie. Wszystkich to rozbawiło. Natomiast nie wiem, jak wytłumaczyć sobie moje zachowanie chwilę później: targnęła mną taka złość, że złapałam drugi krzyż, zniszczyłam go, a następnie wyleciałam pędem z Domu w kierunku najbliższego kościoła. Byłabym niechybnie zniszczyła calutki kościół, gdyby nie interwencja najsilniejszego z przyjaciół Adama. Zdążyłam tylko zbezcześcić ołtarz i namalować pentagram na podłodze. Mój wybawca musiał mnie mocno złapać, dosłownie zamknął mnie w stalowym uścisku swoich niedźwiedzich barów. Musieliśmy pryskać jak najszybciej, bo inaczej byłoby już po nas, a Adrien Damon pozostałby sam. Mało brakowało, a złamałabym dwie z naszych podstawowych zasad: „ NIGDY nie ufaj nikomu i niczemu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg”; „NIGDY nie zdradzaj nikomu i niczemu, gdzie się znajdujesz”. W tamtym momencie otrzymałam surową nauczkę na całe życie.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie mają coś przeciwko subkulturze gotów. Przecież tyle się mówi o tolerancji dla drugiego człowieka, więc dlaczego są na „nie”? Im się wydaje, że jak człowiek jest gotem, to zaraz musi być satanistą(nas, czyli Sanguinarian, to nie dotyczy, żyjemy wg takich zasad, jakie wyznaczył nam Stwórca), pić krew i mordować ludzi. Hmm… chociaż to ostatnie… może po części…?

 

15.08.20?

Chciałabym, aby moi rodzice poznali Adriena Damona. Na razie jest to niemożliwe. (Chciałabym również, by mój Syn miał wszystko, na co zasługuje). Ciekawa jestem, jaka byłaby ich reakcja? Złość? Szok? Niedowierzanie? Radość? Smutek? Zaskoczenie? Na pewno nie wiedzieliby, co maja powiedzieć. Ale nie mogłabym im zdradzić, że ojcem mojego Dziecka jest m.in. sam Szatan i skąd wziął się mój przyjaciel Paul. Na 100% nie uwierzyliby mi, a po drugie doszłoby niechybnie do konfliktu, co skończyłoby się w sądzie ( mam tu na myśli mojego przyjaciela Nergala- skazaliby go ( według ich podejrzeń) za podtekst kontaktu seksualnego z nieletnią- CO JEST OCZYWISTĄ NIEPRAWDĄ oraz nakłanianie do rzekomej demoralizacji społecznej).

Bardzo tęsknię za Adrienem Damonem i moją paczką. Brakuje mi zabaw z moim Synem, widoku Jego uroczej twarzyczki, czarnych włosków i złowrogiego śmiechu. Inny rodzaj tęsknoty odczuwam za Nergalem. Brakuje mi jego porad, śmiechu, dotyku, pocałunków, wspólnie spędzanych wieczorów; kilka razy nawet wspólnie spędzonej nocy… Nie. Inaczej. Cholera, tak bardzo mi go brakuje! Tęsknię za nim jak za kimś, kogo się kocha do samej śmierci!

Myślę, że w ciągu tych kilkunastu miesięcy wytworzyła się między nami pewna więź. W normalnym świecie nie mielibyśmy nawet szansy bycia ze sobą. Nie dziwię się, w końcu związek 32-letniego przystojnego faceta z 16-letnią dziewczyną nie jest przedmiotem pożądania zwykłych, szarych ludzi. U nas jest inaczej. Utrzymujemy kontrolę nad tym, co robimy. Jeżeli dziewczyna jest pewna, że chce coś zrobić, to robi to. Chyba, że jest to szkodliwe dla pozostałych.

(Ostatnio zauważyłam, że nie jestem jedyną osobą, która coś ukrywa).

Aha, jeszcze jedno. Bardzo fajnie spało mi się z Sapirsteinem. Nie ukrywam, że poniekąd była to moja zasługa . Nie przeczę również, że to cudowne uczucie, gdy ktoś, kogo kochasz, szepce ci do ucha miłe słówka, całuje w zagłębienie pomiędzy szyją a uchem i przytula się w nocy. To całkiem fajne uczucie; troska, bezpieczeństwo, zaufanie.

( To się wreszcie stało! Dzisiaj, po miesiącu nerwowego oczekiwania! DOPIĘLIŚMY SWEGO!!!!)

Ian przekazał mi nowinę, z której wynika, że mój Syn robi się bardzo niespokojny, kiedy nie wyczuwa mnie w pobliżu. Niestety, chwilowo nie mogę się wyrwać z home. Moje zniknięcie wydałoby się bardzo podejrzane.

Na szczęście niedługo się to zmieni! Nareszcie będę mogła widywać się z moimi przyjaciółmi i moją ukochaną kruszynką Adrienem Damonem. Będę mogła należycie zająć się Synem Szatana tak, jak przykazał mi Mroczny Książę.

Doktor Fang poprosił mnie, bym udostępniła mu te zapiski z okresu mojej ciąży. Zdziwił się nieco brakiem chronologii, ale wkrótce połapał się, o co chodzi. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu udostępniać ich nikomu spoza Kręgu; zresztą i tak nie zrozumieliby o co chodzi i wszczęliby rumor.

Przyznaję, bycie Matką przysparza wiele trosk, zmartwień, ale w gruncie rzeczy składa się prawie z samych radości. Chyba każdy uśmiecha się na widok maleństwa, które stawia pierwsze kroczki lub wypowiadającego swoje pierwsze słowo. Na szczęście to jeszcze przede mną.

Nic mi już nie zagraża, ale nadal nie czuję się bezpieczna. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek odzyskam poczucie bezpieczeństwa, czy też zawsze będzie mnie męczyć jakieś pragnienie, którego nigdy nie zaspokoję. Czy przywyknę do bólu?

Tak. Muszę. Muszę to zrobić dla mojego Syna.

Nergal cały czas pełni straż przy moim…………………………. Wiem, iż lęka się, że jeśli zostawi mnie samą chociaż na chwilę, na sekundę, ON przyjdzie po mnie. Od wielu dni nie dzieli się ze mną nawet swoimi myślami. Nie śpi już od tygodni! Jego trumna stoi otwarta!!! Sztylet spoczywa bezużyteczny w szkatule! Zastanawiam się, co go tak dręczy. Czyżby powodem jego nagłego zamyślenia jestem ja? Mój Syn? Nasz Krąg?

Czasem nawiedzają mnie myśli, że to wszystko przeze mnie, że gdybym zniknęła z jego życia, jego przeklęty los zniknąłby razem ze mną. Być może właśnie tak powinnam zrobić, porzucić go i wyjść na nieuniknione spotkanie z cieniem. Tylko to przyniesie nam spokój. Przed podjęciem tego kroku wstrzymuje mnie jedynie to, że nie potrafię znieść myśli o porzuceniu mojego Syna Adriena Damona, Nergala ani moich pozostałych przyjaciół z Kręgu. Bez nich nic już nie ma sensu. Ani życie, ani śmierć…

 

MADELEINE! LAFAYETTE!!!! NAWET NIE PRÓBUJ MYŚLEĆ ABOUT F****** HOMICIDE! NIE WOLNO CI TEGO ZROBIĆ! WIEM, ŻE CZYTANIE TWOICH ZAPISKÓW NIE JEST MOŻE PRZEDMIOTEM GODNYM UWAGI, ALE NIE MOGĘ DOPUŚCIĆ DO TEGO, ŻEBYŚ ZESZŁA Z TEGO ŚWIATA, OPUSZCZAJĄC NIE TYLKO NASZEGO SYNA ADRIENA DAMONA, ALE I MNIE ORAZ WSZYTSKICH NASZYCH PRZYJACIÓŁ Z KRĘGU! POMYŚL O TYM, CO POCZUŁBY TWÓJ SYN! WIESZ PRZECIEŻ, ŻE NIE JESTEŚMY W STANIE ZAPEWNIĆ MU TEGO, CO MOŻESZ ZAPEWNIĆ TY!!!!

N.

P.S PRZEPRASZAM ZA WTARGIĘCIE NA TWÓJ TWARDY DYSK. POTRZEBOWAŁEM KILKU DANYCH I INFORMACJI DOT. SAMA- WIESZ- KOGO ORAZ ADRIENA DAMONA. TWIGGY WKRÓTCE DOSTARCZY CI TO, O CO OSTATNIO PROSIŁAŚ, PLUS ORh – (PRZYGOTOWAŁEM JĄ SPECJALNIE DLA CEIBIE; I KNOW HOW MUCH U LIKE DRINK ESSENCE OF MY LIFE)

N.

 

23.12.20?

00:00

Chłopcy zawsze kupują mi to, na co akurat mam ochotę. Po prostu chcą sprawić mi radość. Przede wszystkim kupują dla mnie najlepszy towar. Jeśli wypiję coś niezbyt czystego, czuję się fatalnie. Strasznie się martwią, kiedy jest ze mną coś nie tak. Dlatego zawsze zdobywają dla mnie najczystszą 0Rh-, nawet jeśli jest droga. Oni są gotowi na każde moje wezwanie. W pewnym sensie mają tylko mnie. A ja mam przede wszystkim rodzinę- Syna, N., potem ich, czyli moich przyjaciół, a poza tym nikogo. Daje mi to poczucie prawdziwego szczęścia. Rzadko zdarza mi się coś takiego przeżyć. Czuję się bezpieczna. Czuję się naprawdę u siebie.

Nasz nowy przyjaciel zachowuje się dosyć tajemniczo. Nie licząc zdawkowego „Ave Satan”, nie odzywa się do nikogo ani słowem. Jedynie rozgląda się wokoło swoimi przenikliwymi czarnymi oczami. Przychodzi do N., rozkłada sztylety, robi to, co musi (chce?): nakłada czarną szatę, mitrę, wysokie czarne glany, modli się przed obrazem, mamrocze coś pod nosem (przypuszczalnie jakąś formułę modlitwy do Prince Of Darkness), wypija coś ze srebrnej czary, którą zawsze nosi ze sobą i aplikuje sobie porcję najczystszej heroiny ( ją również ZAWSZE nosi przy sobie); przeważnie bierze również udział w czarnej mszy. Później potajemnie znika. Jak i kiedy- tego nie wie nikt.

N. to jedyny człowiek, przed którym mogę do woli się wygadać. Nikt z moich byłych znajomych nie chce mieć ze mną nic wspólnego, ze względu na to, że jestem gorliwie praktykującą satanistką. Bez przerwy musiałam ich okłamywać. Każde zdanie, jakie do nich mówiłam, to było jakieś takie kłamstwo. Tylko z moimi nowymi przyjaciółmi mogę sobie wreszcie porozmawiać, nie muszę mieć przed nimi żadnych tajemnic. Moi byli przyjaciele potrafili węszyć w moich prywatnych dokumentach, szpargałach. Musiałam piekielnie uważać, żeby nie napisać, przytargać czegoś podejrzanego. Wszystkie adresy i numery związane jakoś z my role muszę szyfrować.

Jestem przekonana, że do 0Rh – ostatnio jakiś cholerny handlarz dorzucił coś niebezpiecznego, może nawet strychninę. Taka 0Rh- coraz częściej pojawia się na wewnętrznym rynku.

Prawie nie zadawałam sobie trudu, żeby mydlić komuś oczy. Zresztą oni i tak od dawna cos przeczuwali. Wydaje mi się, że czekali jeszcze na ostateczny dowód. Wkrótce go dostaną, mimo, że towar od nowych przyjaciół wystarcza ledwie na jakieś dwa, trzy dni.

 

24.12.20?

00:55

Kontakty z innymi nawiązywałam bardzo powoli, wśród byłych rówieśników czułam się jeszcze bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. W tym okresie bardzo umocniło się we mnie poczucie opuszczenia i odrzucenia. W ten sposób rozpoczęła się faza mojego życia, w którym nie mogłam znaleźć sobie miejsca, czułam, że nikt mnie już nie kocha. Z pewnej siebie osoby stałam się stopniowo niepewną niczyich uczuć nastolatką, która przestała ufać komukolwiek z najbliższego jej otoczenia, a zaczęła ufać swojemu 32-letniemu facetowi i reszcie satanistów. Niedługo później mechanizm tej huśtawki między zainteresowaniami i cholernym zaniedbaniem moich nowych obowiązków, który tak źle wpływał na moje poczucie własnej wartości, uruchomił się w najbliższym otoczeniu. Mój świat z wczesnej młodości zaczął się powoli rozpadać. Rysy powstające w najbliższym otoczeniu były początkowo tak niewielkie i nieznaczne, że mogłam je ignorować, a winę za ich powstanie wziąć na siebie.

Wiedziałam już wcześniej, że nie będę w stanie wyłamać drzwi do mojego więzienia, że każda próba ucieczki jest bezsensowna.

Nadal jestem uwięziona we własnym sumieniu. Świat zewnętrzny oddala się coraz bardziej, wspomnienia z dawnego życia stają się coraz bardziej zatarte i nierzeczywiste. Trudno mi sobie wyobrazić moje ówczesne życie bez moich obecnych przyjaciół, bez nich w ogóle mnie by tu nie było. Dziękuję im za to. Usiłowałam, na ile było to możliwe, oswoić się z egzystencją, DO KTÓREJ NIE ZOSTAŁAM W ŻADEN SPOSÓB PRZYMUSZONA. Nie zawsze było to łatwe. W moim niewielkim więzieniu czułam się, jakbym była pogrzebana setki kilometrów pod ziemią i jednocześnie żyła w jakiejś szklanej gablocie, w której można obserwować każdy, nawet najdrobniejszy ruch. Tak mocno zakorzeniła się we mnie potrzeba poznania nowej granicy zła, strach przed światem zewnętrznym, w którym prawie nie miałam przyjaciół, prawie nikt mnie nie kochał, prawie nikt za mną nie tęsknił, prawie nikt mnie nie szukał, że powoli przejął całkowitą kontrolę nad moim życiem; stał się w sumie silniejszy niż BRAK JAKIEJKOLWIEK CHĘCI ZMIANY STYLU OWEGO ŻYCIA, CHĘCI „ODZYSKANIA WOLNOŚCI”.

Nie można żyć wiecznie w koszmarze, jakim staje się codzienna walka o przetrwanie. Człowiek posiada umiejętność stworzenia wrażenia normalności w najbardziej nawet nienormalnych sytuacjach- aby się nie zatracić. Aby przeżyć. Dorosłym wydaje się, że wystarczy najmniejsza deska ratunku, aby nie utonąć. Dla mnie owymi deskami są satanistyczne rytuały, które inscenizujemy za każdym razem, gdy jesteśmy razem. To są chwile, które nie mają żadnego posmaku czegoś ponurego, nawet jeśli wiem, że moje ówczesne odczucia były słuszne. Nawet jeśli wynikały z pewnego mechanizmu psychicznego. Człowiek może zwariować, jeżeli przez całe swoje życie będzie dostrzegał tylko to, co chce dostrzegać. Dlatego czepia się tych krótkich momentów rzekomej normalności, które zapewniają mu przeżycie. W moich zapiskach z okresu ciąży znajduje się fragment, w którym tęsknota ta jest bardzo wyraźna

Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. I nikt nie jest tylko zły lub dobry. To wynika jedynie z podejmowanych decyzji. Z kolei mój Adam miota się między bezustanną troską o mnie, o byt naszej rodziny a obawą przed odkryciem jego morderstwa i fantazjami nt. normalnego życia. To coś w rodzaju błędnego koła: im bardziej czuje się zaszczuty przez własną rodzinę (mam na myśli jego braci, rodziców, pseudo przyjaciół), tym bardziej mnie pożąda. Czyli można powiedzieć, że to nic nowego. Bezwzględnie niszczyliśmy wspólnie resztki mojej samoświadomości i nieustannie wpajaliśmy sobie te same zdania: „Nie masz już żadnej rodziny. Jestem twoją rodziną, jedyną, jaka ci pozostała. Teraz jestem wszystkim dla ciebie. Nie masz już żadnej przeszłości. Należysz do mnie. Spowodowałem, że istniejesz”. Staraliśmy się przekształcić nasze ciała i dusze w coś zupełnie nowego. Chyba się udało. Oderwaliśmy się od mętnej, beznadziejnej, straszliwie nudnej rzeczywistości i przeszłości.

On nie jest tym, kim się wydaje. Powinnam się zdziwić? Przerazić? Obrazić? To zupełnie tak, jakby wszystko, czego mnie nauczono, wszystko, w co wierzyłam przez te 16 przeżytych lat okazało się błędne.

 

25.12.20?

00:15

N. to mężczyzna, którego po raz pierwszy naprawdę pokochałam. Z wzajemnością, rzecz jasna. Nieważne, że N. ma 32 lata. Czy to coś zmienia? Przy nim znalazłam wreszcie to, czego tak długo szukałam: spokój, bezpieczeństwo, miłość, ZAUFANIE, opiekę…

Wiem, że 32-letniemu dorosłemu facetowi trudno jest utrzymać emocje w stosunku do kobiety, którą kocha. Szanuję i rozumiem jego tok rozumowania.

Myślę, że nadeszła pora na mój ruch.

 

 

24.12.20?

00:00

Mój ruch wykonał N. Wiedział doskonale, do czego dążę. To, co się wydarzyło, to czysty odruch intelektualny. Tuż po ostatniej czarnej mszy, gdy mniejsza połowa z nas rozeszła się do siebie, razem z N. zjadłam pyszną zapiekankę, do której, tradycyjnie, wypiliśmy kryształową karafkę 0Rh- i czerwone wino. W tym czasie miałam również okazję po raz pierwszy spróbować heroiny (nie czuję owego głodu narkotycznego, o którym mówi się wtedy, gdy po raz pierwszy spróbuje się narkotyku). Uzależniłam się również od morfiny; muszę ją wstrzykiwać sobie w nadgarstek tuż po zażyciu 0Rh-, Sapirstein stwierdził, że to jakaś „wcielona reakcja obronna organizmu”. Nie muszę dodawać, jak to się skończyło. Mogę powiedzieć jedynie, że NIE ŻAŁUJĘ tego, co się stało. Podjęłam się tej intrygującej rozrywki, ponieważ SAMA tego chciałam. NIKT MNIE NIE ZMUSZAŁ. DO NICZEGO. Spałam z nim, to jasne, ale nie zrobił mi krzywdy. NIGDY!!! Jesteśmy jak para dobrych przyjaciół. Karmi mnie sobą w symbolicznej postaci- karmi mnie krwią ŻYWEJ ISTOTY.

Tej nocy, gdy wreszcie zostałam namaszczona na prawowitą Kapłankę naszego Kręgu, zawarłam umowę z własnym, późniejszym „ja”. DOTRZYMAŁAM SŁOWA.

Dla mojego Pana jestem gotowa poświęcić wszystko. Jestem gotowa ponieść każdą ofiarę.

Nie jestem sama na tej wojnie z Bogiem, ale jedną z wielu. Być może masz się za odważnego, skoro sam stajesz do takiej bitwy i próbujesz ze mną walczyć. Ale jesteś aroganckim głupcem, sądząc, że możesz zmienić losy świata. I tak przegrasz. Dla mnie od zawsze wygrywał tylko Szatan.

 

26.12.20?

Adrien Damon rozwija się w zastraszającym tempie. What can I do? Nie powiem, żeby mnie to zaskoczyło. Zaledwie wczoraj uczył się mówić, a dzisiaj już powoli zaczyna chodzić . Doktor Sapirstein twierdzi, że za kilka, kilkanaście dni to ustąpi i mały będzie rozwijał się tak, jak powinno rozwijać się dziecko. Normalne ludzkie dziecko.

Nie ufam już prawie nikomu. Nawet moim rodzicom. Najnormalniej w świecie nie pozwoliliby mi kontaktować się z DOROSŁYM FACETEM SATANISTĄ, a co dopiero spotykać się czy być w związku. Dla nich to niemoralne i nienormalne.

Ale ja i tak postawię na swoim. Przecież nikt nie musi wiedzieć o tym, no nie? Nie moja wina, że faceci w moim wieku są dla mnie niedojrzali i małostkowi.

To wyłącznie sprawa mojego wewnętrznego „ja”; mojej duszy i serca.

 

29.03.20?

Zamordowałam człowieka. Czeka mnie za to nagroda.

 

30.03.20?

00:00

I jest mi z tym dobrze.

 

31.04/01.05.20?

Właśnie dziś wpadł mi w dłonie my diary, zaniedbany od jakiegoś czasu. Zdumiewam się, czytając zdanie po zdaniu, jak krok za krokiem, ŚWIADOMIE, wplątałam się w to wszystko. Naturalnie - każde zdanie dopuszcza wyjątki.

Adam to niespokojne, psotne dziecko w ciele cichego psychopaty.

Od niedawna jest moim Panem i Mistrzem.

 

02.05.20?

00:00

Uwielbiam te chwile, w których nareszcie możemy być sami. Nawet jeśli tuż obok śpi nasze Maleństwo. Ostatnio Adam mnie zaskoczył. Znowu podzielił się ze mną swoją 0Rh-. Półleżąc w naszej sypialni przy zasłoniętych oknach i w świetle tysiąca czarnych świec (jak zwykle mając na sobie tylko czarne spodnie), próbował się wyciszyć i uspokoić za pomocą dwóch rzeczy: medytacji i sztyletu. W końcu zawołał mnie i poprosił, żebym dołączyła do niego and help him. Przysiadłam sobie, opierając się o jego świetnie wyrzeźbiony tors. Znów otoczył mnie ramionami, w sposób, który dla niewtajemniczonych wygląda cokolwiek dziwnie. Wymruczał do mojego ucha swoje życzenie, które natychmiast spełniłam. Przeciągnęłam sztyletem po nadgarstku Adama i zabawiłam się like a vampire. Tym samym sprawiłam Adamowi ogromną przyjemność. W tym momencie zaskoczył nas Paul, który momentalnie zrozumiał, o co chodzi.

Sugerując się tym, co właśnie zasugerował mi Adam, piszę: jeśli czyta te notatki ktoś, kto NIE POWINIEN ich czytać ani o nich wiedzieć, niech wie: TO JEST MOJE ŻYCIE I TYLKO JA JESTEM JEGO WŁADCĄ. TO, CO ROBIĘ, NALEŻY TYLKO I WYŁĄCZNIE DO MOJEGO I ADAMA INTERESU, NIKOGO NIE POWINNO TO OBCHODZIĆ! NIE INGERUJCIE W MOJE, ZAZNACZAM, MOJE ŻYCIE, BO SKOŃCZY SIĘ TO TRAGICZNIE! NIE TYLKO DLA MNIE, ALE I DLA MOJEJ RODZINY!

 

 

05.12.20?

23:55

W nowym miejscu jest mi naprawdę dobrze.

 

00:00

Próbuję odkryć to, kim naprawdę jestem. Szukam swojego prawdziwego ja. Od niedawna jestem prawie pewna, że moja psychika została poważnie uszkodzona. Zadaję się z ludźmi, którzy stanowią bardzo poważne zagrożenie dla mnie; sięgam po literaturę i filmy, przeznaczone dla osób „skrzywionych na umyśle” ; zagłębiłam się w satanizm. Mimo iż wiem, że nie powinnam tego robić. Czuję się tak, jakby moje ciało samo decydowało o tym, co w danej chwili ma zrobić. Bez udziału umysłu. Czuję się, jakbym żyła na jakiś cholernym autopilocie.

 

24.12.20?

00:00

Coś niedobrego dzieje się z moją psychiką. Czyżby ktoś mnie drenował? Nie mam zielonego pojęcia. Szczerze mówiąc, wolałabym nie wiedzieć. Boję się tylko, żeby to nie wpłynęło na podjęcie decyzji o samobójstwie. Nie chcę tego robić.

No, mniejsza z tym. Mamy w końcu święta, czyż nie? Pomijam fakt, że mi, jako satanistce, NIE WOLNO takich świąt obchodzić, ale traktuję to jako „skrzywienie zawodowe”.

Moje życie diametralnie się zmienia. Mieszkam w internacie (do września tego roku moje zdanie na ten temat brzmiało: „stanowcze NIE!”), mam kontrolę nad swoimi finansami, mogę spotykać się z kim chcę i kiedy chcę, a także poznałam kogoś, o kim myślę w kategorii „ coś więcej”. Mam ogromną ochotę na to, by to skończyło się właśnie tym „czymś więcej”. A. też tego chce. Pragnę tylko, żeby to, co próbuje się rozwijać między nami, okazało się uczuciem długodystansowym. Jeśli nie… boję się o tym nawet pomyśleć.

 

 

25.01.20?

Ech… i znowu zapomniałam o przedmiocie mojej rozprawy.

Adrien Damon nadal rozwija się w szalonym tempie, ale już jakby nieco wolniej. Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, iż jeszcze nie mówi tak, jakbym chciała i tak, jak powinno mówić normalne ludzkie dziecko. Chociaż Adam twierdzi, że mały porozumiewa się z nami tak, jak mu przykazał jego Stwórca. Może i tak być, nie chcę ingerować.

Adrien Damon to naprawdę zabawne stworzenie. Z dnia na dzień coraz bardziej lubię przyglądać się mojemu Synowi. Zadziwia mnie. Ma dopiero kilkanaście miesięcy, a wcale na tyle nie wygląda. Zachowuje się tak, jakby miał kilka lat . Razem z Adamem myślimy nawet nad tym, by ujawnić wreszcie naszym znajomym spoza Kręgu Istotkę, którą wychowujemy. Chociaż ostatecznie nasze plany spełzły na niczym, gdyż nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że może to sprowadzić na nas nieuniknioną zgubę.

 

01.03.20?

Doktor Sapirstein bardzo troszczy się o Adriena Damona. Razem z Adamem wiele mu zawdzięczamy. Abraham jest dla mojego Syna kimś więcej niż tylko przyjacielem. Zaledwie kilka nocy temu czytał mu jakąś bzdurną książkę na dobranoc, a cały swój dzień poświęcił na to, by go spędzić właśnie z moim Synem. Jak tu nie mieć do niego zaufania?

 

02.12.15?

Być może za kilka, kilkanaście dni bądź tygodni moi rodzice poznają ową Istotkę, którą wychowuję razem z Adamem. Jak to sobie wyobrażam? Odpowiedź jest względnie prosta. Będąc półszczerą od początku wyjaśnię, kim jest Adam i jak długo się znamy, a także GDZIE się poznaliśmy. Jedną, jedyną kwestię pominę- pochodzenie naszego Adriena Damona. Po prostu pominę. Mogę się założyć, że moja kochana mamusia od samego początku będzie dociekać, kim jest chłopczyk, którego trzymam na rękach. Mój mały czarnowłosy czarnooki śmiertelnie blady Syn.

Moi rodzice zapewne przeżyją niemały szok, gdy dowiedzą się, że ich jedyna córka to satanistka, matka Dziecka Szatana i żona 33-letniego cholernie sprytnego informatyka.

Po prostu połączą sobie parę faktów.

 

12.04.02?

Jak na razie wszystko idzie ku dobremu. Między mną a Adamem już od dawna panuje nieziemski spokój, a nasze maleństwo idealnie się rozwija. Już dawno nie mieliśmy takiego spokoju jak teraz. Zgromadzenie dogaduje się idealnie, a niedługo przeprowadzimy rekrutację nowych członków. Adam okazał się nie do pokonania na tym polu. Ostatnio podesłał mi pocztą mailową kilka świetnych pomysłów na rekrutację. Niektóre z nich są nawet zabawne. Są również takie, na widok których szary obywatel natychmiast przeżegnałby się i poleciał na najbliższy posterunek policji. Nie żebyśmy coś kiedyś komuś mówili! NIGDY! Gdybyśmy to zrobili, natychmiast musielibyśmy szukać sobie takiego miejsca na ziemi, w którym nikt nas by nie znalazł. Plus oczywiście przygotowanie sobie najszybszego pogrzebu w historii.

 

08.03.20?

00:54

Naprawdę nie wiem, jak można bać się małego czarnowłosego chłopca, który przycupnął sobie gdzieś w kącie? Widocznie można. Wszystko zaczęło się od propozycji doktora Sapirsteina, który zaproponował spacer, a że wszyscy od razu zapalili się do tego jak nigdy (w Domu było nas zaledwie (!) ośmioro), wyszliśmy w teren. Nieświadomi swoich kroków, skierowaliśmy się w stronę placu, na którym łobuzowały małe dzieci. Ich rodzice gawędzili sobie kawałek dalej, siedząc przy kamiennych stołach. Adrien pobiegł machinalnie do dzieci, chcąc się z nimi pobawić, a my skierowaliśmy się na stojącą w oddaleniu od reszty kamienną ławkę. Pochłonięci rozmową, nie zauważyliśmy ukradkowych spojrzeń rzucanych w naszą stronę. Wyglądało to tak, jakbyśmy mieli za chwilę wyciągnąć broń i zorganizować napad. Moi znajomi śmiali się właśnie z czegoś, co opowiedział im Adam, a ja przypatrywałam się zaintrygowana mojemu Synowi, nie słuchając pozostałych. Z początku nie wydarzyło się nic złego, mały budował sobie coś z piasku i patyczków, zgromadzonych na kupce leżącej obok. Inne dzieci w jakiś tam sposób mu pomagały, chociaż zaprzestały tego, gdy spojrzał na nich jednym ze swoich przerażających spojrzeń (notabene, moim ulubionym) i wydał z siebie dziwny dźwięk, który przywodził na myśl syk węża. I wtedy to się stało. Mój Syn po raz pierwszy wypowiedział pełne logiczne zdanie, nie poprzestając na jednym:

- Uważaj. Nigdy nie wiesz, co czeka za rogiem. Wszystkie twoje lęki wezmą nad tobą górę i odejdziesz z tego świata, popełniając samobójstwo. – Rzekł, wpatrując się zagadkowo w jedną z obecnych tam mam.

Wszyscy momentalnie ucichli. Moje maleństwo nie zamierzało jednak skończyć.

- Co, dziwisz się? Dlaczego? Przecież każdy w tej okolicy wie, że jesteś zwykłą dziwką! Usunęłaś już dwie ciąże, prawda? Nie bój się. Nie ma czego. Musisz tylko porzucić wiarę w tego waszego dziwnego „boga”, którego nienawidzę i dołączyć do nas. Prawda, mamo?– Zwrócił głowę w naszą stronę, a po jego słowach zapadła tak ogłuszająca cisza, że można było usłyszeć spadający liść. Grupka natychmiast spojrzała na mnie. Na twarzach mieli wypisany niesamowity szok.

- Kim wy, do cholery, jesteście? Jakąś sektą czy co?! - Zapytał pewien facet. Właśnie miałam rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, gdy Sapirstein zamruczał mi do ucha: Zostaw. Nie warto zajmować się takim ścierwem jak oni. Daj szansę małemu.

Tymczasem mój maluszek wyłowił wzrokiem jakiś kawałek zbutwiałej nieco liny, podszedł do kobiety, do której kierował swoje słowa i nic nie mówiąc, wręczył ją jej, nie odrywając od niej oczu.

- To twoja jedyna deska ratunku. Powieś się. Mamo, czy możemy już iść? Burczy mi w brzuszku, a Adam powiedział, że na dzisiejszą mszę przygotował coś specjalnego, więc chciałbym to już zobaczyć – powiedział przerażającym szeptem.

Nikt nie ruszył się z miejsca.

- Oczywiście, skarbie – odpowiedziałam i wzięłam go na ręce – Adam na pewno pokaże Ci to, co obiecał. Zbierajmy się – ostatnie zdanie wypowiedziałam pod adresem moich przyjaciół, którzy spełnili moją prośbę bez mrugnięcia okiem.

Z późniejszej relacji Adama, który uważnie obserwował naszych „rozmówców”, wynikało, że wzięli nas za bandę nieźle wstawionych, przebranych za dziwaków nastolatków, którzy postanowili trochę się zabawić. Wystraszyli się nas. Owa kobieta, z którą „rozmawiał” Adrien Damon, jak się później okazało, rzeczywiście miała coś za uszami i powiesiła się dwa miesiące temu, dokładnie tak jak przewidział mój syn. Mocno to nami trząchnęło.

Zaskoczyło nas jedynie to, że a) nie zadawali pytań, jak to zwykle bywa i b) Adrien Damon wreszcie zaczął mówić. To pierwsze niemalże od razu puściliśmy w niepamięć, ale Adrien… cóż. Znów nas zaskoczył. Pozytywnie.

 

03.04.20?

21:21

Nigdy dotąd nie zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznała Adama, doktora Sapirsteina czy pozostałych moich satanistycznych przyjaciół. Chybabym zwariowała.

 

* * *

 

Uwielbiam układać mojego syna do snu. Gdy śpi, wydaje się taki bezbronny. Którejś nocy Adam zrobił śpiącemu małemu zdjęcie i powiesił na ścianie. Pierwsze, co widzi Gość, który wchodzi do naszego Domu, to zdjęcie śpiącego Adriena Damona. Śliczna blada twarzyczka, okolona mięciutkimi jak puch czarnymi włoskami, delikatne powieki, drobne, idealnie wykrojone usta… Myślę, że artyści mieliby używanie.

 

25.05.20?

06:23

Nie mam pojęcia, ile razy to już powtarzałam, ale powtórzę to jeszcze raz. Adrien Damon jest niezwykły. Nie sprawia żadnych problemów.

 

12.12.20?

03:54

Nasze maleństwo jest śliczne. Tak, wiem. Ale będę to powtarzać tak długo, jak tylko będę w stanie.

 

20.02.20?

22:30

Zaczęłam zastanawiać się ostatnio nad sobą i nad tym, co robię. Co było powodem podjęcia przeze mnie takiego stylu życia? Zastanawiam się, dlaczego w tamtej chwili trafiłam akurat na Adama? Nigdy nie powiedział mi, co tak naprawdę robił w tamtej okolicy tych dobrych kilka lat temu. Na razie pozostają mi jedynie domysły. Moje wspomnienia są niejasne i niekiedy skomplikowane… pamiętam jedynie, że właśnie wędrowałam do domu po skończonych zajęciach, gdy zauważyłam dziwnego mężczyznę, siedzącego w czarnym samochodzie z przyciemnianymi szybami i przyglądającego mi się uważnie. Ów nieznajomy miał na sobie, jak mi się wtedy wydawało, długą czarną pelerynę z kapturem i długimi rękawami. Miał też przenikliwe czarne oczy, którymi wodził za mną jak wierny pies. Po kilkunastu metrach zaczęłam mieć tego dosyć, więc podeszłam do samochodu z zamiarem łagodnego wyrażenia swojej prośby. Do tej pory pamiętam, jakie wówczas wywarł na mnie widok Adama. Jego twarz przyciągała mój wzrok niczym coś naprawdę interesującego: głębokie czarne oczy, wysokie ------czoło i kilkudniowy zarost. Wyglądał tak, jakby nie spał i nie golił się od co najmniej trzech dni. Poczułam się tak, jakby trafił mnie piorun. Już miałam się odezwać, gdy nieznajomy zabrał głos pierwszy:

- Zastanawiasz się zapewne, kim jestem i czego od ciebie chcę. Masz idealną osobowość i możliwości, by dołączyć do mojej grupy – miał niesamowicie głęboki i uwodzicielski głos, a mówiąc to, wyszedł z samochodu.

- Jakiej grupy?! Jeżeli jesteś jednym z tych akwizytorów lub członków sekty, to moja odpowiedź brzmi: NIE. Nie dołączę do żadnej grupy – zaczęłam powoli cofać się, w każdej chwili gotowa na ucieczkę.

- Nie, nie jestem z sekty – zaśmiał się mrocznie – Jestem kimś o wiele, wiele bardziej tajemniczym i skrytym, niż sądzisz. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym tu jutro znów przyjechać. Obserwuję Cię od miesiąca. Intrygujesz mnie, Mimmi.- Dodał szeptem, wpatrując się we mnie intensywnie i przeciągając niezwykle długim palcem po dolnej wardze. Właśnie wtedy nadał mi mój pseudonim, z którego korzystam do dziś.

- Jutro?! Kim ty, do cholery jesteś?! Czego ode mnie chcesz?!- Wrzasnęłam, szykując się do ucieczki.

- Zaczekaj! Nie zrobię ci nic złego!- Zdenerwował się.- Chcę tylko, żebyś wysłuchała mojej propozycji.

- Propozycji? Zaraz zacznę wrzeszczeć, zboku! Odejdź ode mnie. Zniknij mi sprzed oczu.- Oznajmiłam, mimo wszystko nieco uspokojona. Dziwak zaczął mnie coraz bardziej interesować.

- Poświęć mi tylko jedną godzinę. Proszę.- Złapał mnie za prawą dłoń.- Wszystko ci wyjaśnię, a potem sobie pójdę. Poświęć mi tylko godzinę.- Powtórzył.

Zgodziłam się. I nie żałuję. Zabrał mnie w ustronne miejsce i próbował wszystko wyjaśnić. Udało mu się jednak wyjawić tylko połowę tego, co chciał mi powiedzieć, gdyż wciąż zapomniał, że nie należę jeszcze do Kręgu. Wróciłam do domu z mętlikiem w głowie. Przez kilka godzin próbowałam o nim zapomnieć, ale jakoś mi to nie wychodziło. Ciągle miałam w pamięci jego ostatnie słowa. Chcąc nie chcąc, postanowiłam spróbować raz jeszcze. Potrafię sobie przypomnieć, jaki niesamowity szok wywarła na mnie informacja, że Adam jest „przywódcą” satanistów. W pierwszej chwili chciałam odejść, nie oglądając się za siebie. Tytanicznym wysiłkiem woli powstrzymałam się i nie zrobiłam tego. Powstrzymywała mnie moja wrodzona ciekawość. Nie żałuję tego. I nigdy nie będę.

Tak jak obiecywał, wrócił następnego dnia. Tym razem przywiózł ze sobą kilka niezbędnych mu rzeczy: kilkustronicową umowę, srebrny sztylet, świętą dla niego księgę (wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że ta księga także dla mnie stanie się świętą) i czarną pelerynę z kapturem. Tak jak ostatnim razem, wyjaśnił mi, co do czego służy. Umowę podpisałam już po półgodzinie. O ile podpisaniem można nazwać fakt pisania własną krwią. Byłam w pełni świadoma faktu, że to umowa na całe życie. Bez względu na otoczenie. Podróż w jedną stronę. Aby w pełni dokonać mojej inicjacji, zabrał mnie ze sobą na moją pierwszą czarną mszę. Nie powiem, najpierw solidnie się wystraszyłam. Bezpodstawnie. To była jedna z najcudowniejszych chwil w moim życiu. Czarna msza odbywała się w wielkiej hali, oświetlonej setkami czarnych świec. W hali nie było praktycznie niczego poza dosyć dużym ołtarzem, kilkunastoma krzesłami niewiadomego celu, dwoma stołami, jedną sofą i olbrzymim kamiennym łożem, służącym zapewne do karania, gdyż w każdym rogu miał umieszczone żelazne kajdany, a na powierzchni widać było kilkanaście rdzawoczerwonych plam. Jeden z pomocników, zastępców Adama czy jakkolwiek zwać człowieka, stojącego przy ołtarzu, w uniesionej prawej dłoni trzymał połyskujący srebrny nóż, prawdopodobnie po to, by poświęcić na ofiarę coś lub kogoś. Pozostali zgromadzili się przed ołtarzem, tworząc półkole. Wszyscy byli ubrani identycznie, mieli na sobie czarne habity z nałożonymi na głowy kapturami. Tylko kapłan (?) miał na sobie ciemnobrązowy habit z olbrzymim pentagramem wyszytym na plecach. Odczułam, że chyba trafiłam na ofiarowanie, gdyż po naszym wejściu wierni rozstąpili się z szacunkiem, pochylając głowy i tworząc szpaler, a kapłan znów podniósł sztylet i spojrzał prosto na mnie, jednocześnie mamrocząc coś po łacinie pod nosem. Doszliśmy do celu.

-Panie, przyprowadziłem Ci Twą nową córkę – rzekł Adam, klękając przed ołtarzem i portretem diabła. Lekko mnie to zdziwiło. Chociaż z drugiej strony nie powinno, przecież podpisałam umowę.

- Dziękuję Ci, Adramelechu.- Odparł, kierując swe słowa do kapłana.- Mam nadzieję, że godnie mnie zastąpiłeś. Dalszą część poprowadzę już sam. Dziękuję, bracie.- Powtórzył. Wymieniony zniknął na chwilę za drzwiami, by powrócić ubranym w czarny habit.

- Powitajmy nową córkę Szatana, która przybyła, by razem z nami kroczyć dumnie przez Ścieżkę Lewej Ręki!- Powiedział głośno Adam.- Za chwilę zostanie ochrzczona, a później, już jako nasza Siostra, będzie prawowitą córką Szatana!- Skinął niewidocznie na jednego z uczniów i rzucił w jego stronę:

- Napełnij czarę. – Po czym zawołał: - Isztar! Pozwól.

Podszedł do mnie i powiedział:

- Isztar od teraz będzie Twoją opiekunką. – Po czym nakazał nam stanąć na wschód od ołtarza, podczas gdy on sam przebrał się w swój habit i przygotował potrzebne mu narzędzia. Po kilku minutach był gotowy, by dokonać aktu chrztu. Uderzył w dzwon, wyrecytował Inwokację do Szatana, otwierając tym samym ceremonię. Upił łyk z czary, w której prawdopodobnie znajdowała się krew, wezwał Czwórkę Koronowanych Książąt Piekła i odparł:

- Oto kobieta, która za chwilę dołączy do Satanistycznej Rodziny!- Na co wierni odpowiedzieli:

- HAIL SATAN!

- Jakie imię chcesz nosić?- Zapytał mnie. Przez głowę przemknęło mi kilka imion, na które ostatnio zwróciłam uwagę.

- Lilith.- Odparłam.

- A więc witamy Cię, Lilith, w Satanistycznej Rodzinie. Czy chcesz powierzyć życie i losy Lilith Szatanowi?- Zapytał Isztar.

- Tak, chcę. Życie bez Szatana i wiedzy, którą nam daje, jest bezwartościowe i niekompletne.

- Panie, powierzam Ci to dziecko, chroń ją, prowadź poprzez życie, daj jej siłę, by mogła je godnie przeżyć. Kiedy nadejdzie czas, pozwól jej stanąć przy Twoim ołtarzu raz jeszcze, aby mogła ponownie powierzyć swoją duszę Tobie.- Wypowiedział te słowa, będąc odwróconym do portretu.- W imię Szatana i Jego Piekielnych Mocy, witamy Cię, Lilith, wewnątrz naszej wielkiej Satanistycznej Rodziny!- Zawołał, jednocześnie rysując krwią z czary odwrócone krzyże na moim czole, policzkach i brodzie, wręczając mi czarny habit i udzielając satanistycznej komunii świętej. Od tej pory służysz Panu i wszystko, co robisz, masz zawdzięczać Szatanowi i własnemu kształceniu.

- HAIL SATAN!- Ponownie zakrzyknęli wierni, po czym wszyscy uklękli.

Tak więc z grubsza wyglądał mój chrzest, moje powitanie w satanistycznym świecie. Rokrocznie czyniłam tak olbrzymie postępy, że już po 4 latach zostałam Najwyższą Kapłanką i Asystentką Adama. Zresztą sam Adam coraz bardziej się do mnie zbliżał, aż w końcu zostaliśmy parą. Za kilka tygodni Adam stanie się moim prawowitym mężem- mamy zamiar wziąć ślub. Oczywiście według norm satanistycznych.

Podczas mszy wierni zwracają się do mnie z szacunkiem należnym osobie tak wysoko postawionej (tak jak chrześcijanie odnoszą się do księdza), ale poza nią traktują mnie jak zwykłą osobę. Wiedzą, że w każdej chwili mogą przyjść i pogadać o wszystkim. Ja również traktuję ich wszystkich jak rodzinę. Każdy z nich jest mi tak samo bliski.

Od niedawna nasz związek powiększył się o maleństwo. Zatroszczyliśmy się mianowicie o Adriena Damona. Pochodzenia Adriena wolałabym nie ujawniać. Najważniejsze, że jest z nami i możemy go wychować w duchu satanistycznej filozofii.

 

02.03.30?

Ktoś coś chyba zaczyna podejrzewać. A mi zaczyna się to nie podobać.

 

14.25.20?

Ale to nadal nie zmienia faktu, że zaczęłam niepokoić się o los moich najbliższych. Chyba będę zmuszona poprosić Adama, aby coś z tym zrobił. Ostatnio coś za często nachodzą mnie takie niepokoje.

Czyżby była to oznaka satanistycznej dojrzałości? Oby.

 

25.12.20?

Ostatnio Adam napomknął coś o tym, że chciałby móc wreszcie przejść się np. środkiem miasta bez ukrywania tego, że jesteśmy parą. Nie dziwię mu się. Myślę, że chyba powoli zaczyna mieć dosyć ukrywania się ze mną po kątach. Jestem pełnoletnia, więc nikt nie może mi już nic zrobić. Sama decyduję o tym, z kim się spotykam.

 

23:00

Powiedziałam „dosyć”. Zabraliśmy Adriena Damona i wyszliśmy z Domu. Oczywiście w ślad za nami podążyli nasi ochroniarze, gdyż noc bywa, jak to mówią, niebezpieczna. Od razu zauważyłam, że Adam wreszcie odetchnął z ulgą. Nie dlatego, że planuje ode mnie odejść czy coś podobnego, ale dlatego, że wreszcie może się ujawnić. Nie powiem, to było bardzo intrygujące doświadczenie.

Stanowiliśmy naprawdę kontrowersyjny widok. Kto nie zwróciłby uwagi na nastoletnią dziewczynę, siedzącą na kolanach sporo starszego od niej chłopaka i całującej się z nim? Zwłaszcza, że tuż obok bawił się demonicznie wyglądający chłopiec. Aha, zapomniałabym o jednym. Parka ma na sobie długie czarne płaszcze z kapturem. No właśnie. Nikt nie przejdzie obojętnie.

Postanowiliśmy się troszkę zabawić z mijającymi nas ludźmi, z których każdy obdarzał nas spojrzeniem pełnym obrzydzenia i dezaprobaty. Adam zniknął na chwilę, zanosząc naszego Syna do Domu i wrócił po chwili, trzymając w dłoniach niewielką brzytwę. Gdy tylko zdążył usiąść, wdrapałam mu się na kolana i usiadłam twarzą do niego, wyjmując mu brzytwę z dłoni. Patrząc prosto w oczy mijającym nas ludziom, odsłoniłam przedramię i delikatnie nacięłam skórę. Skorzystałam z niewypowiedzianej prośby mojego Adama i przyłożyłam dłoń do jego ust. Wiedziałam, że tej ani poprzedniej nocy nie polował, więc musiałam zrobić to za niego i go nakarmić, co zdarzało mi się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Przez chwilę błądził językiem po mojej niezwykle delikatnej skórze, by w końcu dobrać się do tego, co stanowiło istotę jego bytu. W napadzie dziwnego podniecenia odchyliłam głowę do tyłu, mrucząc i pozwalając, by kaptur opadł mi z głowy. Można by przyrównać to do aktu seksualnego i/ lub momentu osiągnięcia spełnienia. Pozwoliłam, by Adam nasycił swój głód. W pewnym momencie kątem oka dostrzegłam, jak niedaleko zbiera się grupka ludzi, skorych do oglądania naszego show. Pochlebiło mi to, więc podniosłam odrobinę ton mruczenia, z zadowoleniem konstatując, że jest ich coraz więcej. Na szczęście sytuację obserwował jeden z ochroniarzy, stojący nieopodal nas. Po półgodzinie Adam oderwał się od źródła przyjemności z cichym westchnieniem i spojrzał na mnie (?). Wyszeptał ciche „Dziękuję.”, po czym rzucił przelotne spojrzenie na dosyć liczną grupkę i pocałował mnie, z aplauzem widzów w tle. Zatracił się zupełnie w tym, co właśnie robił. Tak bardzo, że musiał oderwać się ode mnie, żeby nie dopuścić do czegoś niestosownego w miejscu publicznym. Jakiś czas temu zauważyłam, że Adam robi się niezwykle uczuciowy, żeby nie powiedzieć podniecony, po wypiciu krwi. Tak było i tym razem. Wpatrywał się we mnie, cicho dysząc, jak gdyby przed chwilą przebiegł maraton. Jego spojrzenie było tak intensywne, że gdyby mógł, rzuciłby się na mnie od razu. Bez względu na otoczenie. Wyczuwałam napięcie tłumu, który chyba osiągnął już apogeum. Tymczasem Adam, nie spuszczając ze mnie wzroku, ponownie szepnął „dziękuję”, po czym zranił się w szyję. Zrobił to tak niesamowicie delikatnie, że prawdopodobnie blizna, jaka mu zostanie, będzie mikroskopijna. Tym razem ja skorzystałam z chwili i spróbowałam krwi Adama. Sam Adam przekręcił się tak, by móc spojrzeć prosto w oczy ludziom stojącym naprzeciw. Zupełnie jak ja niedawno, on także odchylił głowę, z tą drobną różnicą, że nie mruczał, a niedosłyszalnie pojękiwał. Notabene, słyszałam to tylko ja. Między nami znów powstało to niesamowite napięcie, które spowodowało, że lewą dłoń przeniósł na moją pupę, a prawą zanurzył w moich włosach. Nagle skinął na jednego z ochroniarzy i powiedział donośnym szeptem, że chciałby już wracać ze mną do Domu. A to oznacza rozejście się tłumu. Zdążyłam oderwać usta od szyi Adama, gdy tuż obok mnie pojawiła się znienacka limuzyna należąca do mojego chłopaka, z dwoma ochroniarzami siedzącymi z przodu. Adam przeniósł mnie, niczym malutkie dziecko, do jej wnętrza, chroniąc przed wścibskimi spojrzeniami tłumu. (Jeden z ochroniarzy rozproszył tłum, odchylając połę swojego płaszcza, pod którym widać było broń.) W tym momencie wyczułam, że jego podniecenie powoli osiąga pełnię. Nadal nie wypuszczając mnie z rąk, kontynuował swobodnie to, co zaczął na zewnątrz. Szybkimi, nerwowymi ruchami rozpięłam jego koszulę, jednocześnie błądząc ognistym wzrokiem po zarumienionej twarzy mojego Adama. Limuzyna pędziła przez księżycową noc, a my całkiem zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie. Jeszcze nigdy Adam nie zatracił się tak daleko w tym, co właśnie robił. Wiedział, gdzie i czy w ogóle są jakieś granice. Całował mnie z taką pasją, że chyba zapomniał o oddychaniu . Wyczuwałam, że w owo całowanie wkładał całą miłość, jaką mnie darzy. Adam jest dorosły i wie, czego chce. W tej chwili chciał mnie, a ja nie mogłam mu odmówić. Co ciekawe, ja pragnęłam jego. Zarówno koszula Adama, jak i mój płaszcz, wylądowały obok, pozwalając nam na wzajemną eksplorację naszych ciał. Adam ma niezwykle długie i szczupłe palce, co w połączeniu z napięciem „pokrwiennym”, daje naprawdę zaskakujące efekty. Ich dotyku nie można przyrównać do niczego, co istnieje.

Mimo wszystko nawet na chwilę nie zdjął mnie ze swoich kolan. Nie zmienił pozycji nawet wtedy, gdy dojechaliśmy. Okrył mnie jedynie płaszczem, po czym z pewną trudnością wyszedł z samochodu. Przyznam, że wyglądaliśmy nieco dziwnie, aczkolwiek ciekawie: wysoki, przystojny i dorosły mężczyzna nie mający na sobie żadnej koszuli ani koszulki, trzyma w ramionach młodą dziewczynę, która z niewiadomych dla postronnych przyczyn schowała twarz w jego szyi. Zostawiliśmy za sobą ochroniarzy, którzy przyglądali się swojemu pracodawcy z niebywałym zainteresowaniem. Weszliśmy do Domu, czując na sobie spojrzenia kilkunastu obecnych tam naszych braci i sióstr, którzy jeszcze nigdy nie widzieli, by którekolwiek z nas wracało do Domu w takim stanie. Adam zignorował to, polecając stojącej najbliżej Isztar, by nikt mu nie przeszkadzał, po czym skierował się do sypialni, którą dzielił od dłuższego czasu ze mną. Wiedziałam, że nie jest w stanie czekać dłużej. Widziałam to w jego oczach. Jego pragnienie stało się niemal namacalne. Pozbył się wszystkiego, co przeszkadzało mu w dostępie do mnie w ciągu zaledwie sekundy. Jego palce zataczały coraz większe kręgi, aż w końcu zacisnęły się na mojej talii. Po kilku minutach „bezsensownej zabawy”, dostał w końcu to, czego chciał. Mógł wreszcie doznać spełnienia. Zaledwie to zrobił, odetchnął głęboko. Widać było jak na dłoni, że stanowię dla niego centrum jego wszechświata.

Żadne z nas nie przypuszczało, że tak się skończy nasz spacer. Zwykle kończyliśmy go jakąś dziwną sytuacją lub wspólnym przygotowywaniem kolacji. Tymczasem Adam wtulił się we mnie i odpłynął w objęcia Morfeusza. W tym momencie wiedziałam, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i jedyne, czego teraz potrzebuje, to długi odpoczynek i ja.

Zachował się tak po raz pierwszy, nigdy wcześniej mu się to nie przytrafiło. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ze śpiącym na mnie, zwiniętym w kłębek Adamem. Co takiego musiało się stać, że zrobił coś, co wcześniej uważał za karygodne? Nie żebym miała coś przeciwko. Po prostu to dla mnie zupełna nowość.

 

05:00

Wysunęłam się cicho z jego objęć, narzuciłam koszulę, którą rzucił bezceremonialnie na podłogę obok łóżka i zeszłam na dół po szklankę soku dla siebie i szklankę krwi dla niego. O dziwo, w kuchni zastałam Isztar i Adramelecha, rozmawiających półgłosem. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Właśnie mówiliśmy o Adamie. Czy Ty też uważasz, że coś go ostatnio męczy? (Adramelech do Isztar, dostrzegając mnie). Zapytana, nie odpowiedziała. Zamiast tego sięgnęła po ciastko.

- Tak, myślę, że coś jest na rzeczy. To coś cholernie dużego. (ja do Adramelecha).

- Może powinniśmy go o to zapytać? (Adramelech do Isztar).

- Nie sądzę. Mimmi, co o tym sądzisz? Co w tym momencie powinniśmy zrobić? (Isztar do mnie).

Już miałam odpowiedzieć, gdy naszych uszu jednocześnie doszedł wrzask Adama. Zaniepokojona, pędem śmignęłam na górę. Wleciawszy do sypialni, momentalnie zarejestrowałam porozrzucaną i zakrwawioną pościel. On sam kulił się jak małe wystraszone dziecko, przycupnąwszy w kącie. W drzwiach prowadzących do łazienki, przylegającej do naszej sypialni znikał właśnie nasz nowy przyjaciel. Widać było, że coś musiało się tu stać. Adam NIGDY nie krzyczy bez powodu. Udało mi się uspokoić go na tyle, by przestał wrzeszczeć jak opętany. Zauważyłam, że jego dłonie i tors krwawią, a w dłoniach trzyma nóż. Nie zwlekając ani chwili dłużej, zadzwoniłam do Sapirsteina. Jak tylko usłyszał, że z Adamem dzieje się coś złego, zostawił wszystko i przyjechał najszybciej jak mógł. Do jego przyjazdu żadne z nas nie mogło uspokoić Adama. Zachowywał się tak, jakby ktoś próbował zrobić mu krzywdę. Jeden rzut oka Sapirsteina wystarczył, by zbladł jak ściana. Żeby uspokoić Adama, musiał wstrzyknąć mu dosyć dużą dawkę środka uspokajającego. Wrzask Adama ucichł jak ścięty nożem. Rozdzierającego bólu serca, spowodowanego cierpieniem Adama, nie chcę widzieć ani czuć już nigdy więcej.

Upewniwszy się, że nic mu już nie grozi, zeszłam na dół i zwołałam natychmiastowe zebranie. Przedstawiłam sytuację tym, którzy nic jeszcze nie wiedzieli. Właśnie wtedy Isztar poinformowała mnie o tym, że taka sytuacja miała miejsce nie po raz pierwszy. Ostatnio takie coś zdarzyło się, gdy nie widziałam się z Adamem przez dłuższy czas. Podjęliśmy radykalne kroki, by zapewnić bezpieczeństwo Adamowi. Nikt, bez wyraźnych powodów nie opuszcza Domu, a każdy z nich, na ile może i na ile go stać, pomaga mi w opiece nad Adamem.

 

 

23.05.45?

Od jakiegoś czasu o krzywdę mojego Adama podejrzewam jednego z braci. Dołączył do nas stosunkowo niedawno, jakieś dwa lub trzy tygodnie temu. Od początku przyuważyłam, że nowicjusz jest jakiś dziwny. Nie odzywa się do nikogo, a kiedy musi, potrafi odpyskować. Zachowuje się tak, jakby był pępkiem świata, krótko mówiąc jest arogancki, złośliwy, egoistycznie popieprzony. Szatan nakazał dawać każdemu z nas szansę na zmianę, więc nie mogłam wyrzucić go tak od razu. Postanowiłam zatem mieć go na oku.

 

18.09

Tak bardzo martwię się o Adama. Chodzę z kąta w kąt, byle tylko nie zostać sam na sam z myślami. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Adam jest dla mnie wszystkim, zupełnie nie wiem, jakbym sobie poradziła, gdyby odszedł. Oprócz niego i mojego Kręgu nie mam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić.

 

27.07.20?

20:45

Doktor Sapirstein poinformował mnie, że u Adama nastąpiła minimalna poprawa. Niezmiernie mnie to ucieszyło, zwłaszcza, że nadal nie wiem, co jest przyczyną cierpień mojego chłopaka.

Skorzystałam z okazji i w ostatni weekend zajrzałam do Adama. Jego widok przeraził mnie jeszcze bardziej niż trup na ulicy. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. W chwili, gdy do niego zajrzałam, czytał jakąś książkę. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, ale widziałam, że w oczach zaszkliły mu się łzy, gdy tylko mnie zobaczył. Co prawda widzieliśmy się dosłownie tydzień temu, ale nam to nie wystarcza. Przyjrzawszy się bliżej Adamowi, zauważyłam, że na jego torsie, szyi i dłoniach pojawiło się kilka nowych otarć i zadrapań. Sapirstein powiedział mi, że napady dzikiego szału powtórzyły się jeszcze trzykrotnie, a za każdym razem znajdowano Adama z nożem w dłoni, skulonego na podłodze. W opowieści doktora zauważyłam jednak pewną prawidłowość, która powtarza się za każdym razem. W chwili, gdy Adama dopada napad dzikiego szału, w niewielkim oddaleniu pojawia się nasz drogi nowicjusz. I tu mnie momentalnie olśniło. Wiedziałam, kto jest odpowiedzialny za krzywdę mojego Adama! Nasz nowy przyjaciel! Postanowiłam zaczaić się na niego, gdy będzie w Domu; notabene on jest jedyną osobą, która nie mieszka z nami. Przydybałam go jeszcze tego samego wieczoru. Nie przebierając w słowach, rzuciłam mu prosto w twarz moje oskarżenia. Z początku próbował wymigać się od odpowiedzi, ale po dłuższych naciskach puścił w końcu farbę. Okazało się, że jakiś czas temu zobaczył mnie na jakiejś ulicy i momentalnie wpadłam mu w oko. Przeszkadzała mu tylko osoba mojego Adama, więc postanowił się go pozbyć. Zaczął od przeprowadzenia na mój temat niezwykle dokładnego wywiadu, dzięki któremu dowiedział się, że jestem satanistką. Podjął więc próby wniknięcia do mojego środowiska, by jeszcze bardziej się do mnie zbliżyć. Nie powiem, udało mu się to. Swój okrutny, misterny plan układał już od samego początku, w chwili, gdy po raz pierwszy mnie zobaczył. Bańka pękła w chwili, gdy zobaczył, że Adam wnosi mnie na rękach do Domu, prosi Isztar, żeby nikt mu nie przeszkadzał i znika w naszej wspólnej sypialni. Wtedy postanowił pozbyć się Adama na zawsze, używając do tego jego własnej broni. W tym momencie złapałam w dłoń nóż, który leżał na podorędziu na pobliskiej toaletce. Nie patyczkowałam się. Razem z Sapirsteinem, Adramelechem, Arymanem i Abaddonem załatwiliśmy sprawę szybko, składnie i po cichu.

23:00

Ulgi, jaką poczułam po zniknięciu „problemu”, nie mogę z niczym porównać. To coś naprawdę niesamowitego! Kamień spadł mi z serca. Adam powoli dochodzi do siebie, czuje się coraz lepiej, a jego napady zniknęły. Jedyna kwestia, jaką musimy jeszcze rozwiązać, to jego nocne koszmary. Zapiera się, że nigdy, ale to przenigdy ich nie miał. Kocha oglądać horrory, filmy psychologiczne i ilustrujące historię seryjnych morderców. Wśród nich są też takie, gdzie na sam widok tytułu zwykłego „śmiertelnika” przechodzi dreszcz strachu. Ale Adam nigdy nie miał koszmarów. Nie mam powodu, by mu nie wierzyć. Przyznaję, że stanowi to dla mnie horrendalnie trudną zagadkę do rozwiązania. Chyba będę zmuszona skonfrontować to z naszym psychiatrą. Może on znajdzie na to jakąś radę.

 

 

02.13.32?

Z Adamem naprawdę jest już dużo lepiej. Zaczął nawet żartować, a ostatnio napomknął coś o czymś niezwykle istotnym dla niego. Cieszę się, że także pamięć mu także wróciła. Zanim zapadł na ową dziwną chorobę, był w stanie zapamiętać jedną linijkę 16-cyfrowego kodu. Teraz znów to potrafi.

 

03.05.20?

10:25

Abraham Sapirstein zapewnia Adamowi najlepszą opiekę, jaką możemy sobie wyobrazić. Dzięki temu, że jest z nami (razem z doktorem Fangiem stanowią naprawdę świetny zespół), nie musimy się martwić o różne medyczne sprawy. Sami się o nie zatroszczyli.

 

31.11.2011?

„Ludzie to zwierzęta, należy ich wytępić”, Akasha.

 

06.06.20?

W ten weekend nie odwiedziłam moich najbliższych, gdyż dopadło mnie przeziębienie. Mam nadzieję, że szybko sobie pójdzie i będę mogła wrócić do swoich obowiązków.

 

07.06

Wyleczenie przeziębienia poszło tak niesamowicie łatwo, iż zastanawiam się, czy to było na pewno przeziębienie. W końcu mogę przytulić mojego Syna i Adama.

 

23.02.35?

Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie może ulec tak radykalnej zmianie. Zmiana dokonała się w chwili, gdy poznałam Adama, naszych przyjaciół, a na świecie pojawił się Adrien Damon.

 

03.04.35?

Mój zaskorupiały pancerz chyba zaczyna pękać. Tworzą się w nim wyraźne rysy i drobne pęknięcia. Na szczęście. Mam dosyć monotonii.

 

04.02.35?

Wreszcie nadeszły wakacje, co dla mnie oznacza częstsze wizyty u Adama. Chyba powinnam przemyśleć sobie propozycję Adramelecha, by zamieszkać na jakieś 3 tygodnie z nimi. Miałabym wtedy dużo więcej czasu dla mojej rodziny. W końcu Adrien Damon mógłby na jakiś czas wychowywać się w pełnej rodzinie.

Przez kilka ostatnich dni Adam chodził niezwykle czymś uradowany. Gdy zapytałam go, o co chodzi, nie odpowiedział, tylko wskazał na małego, który rysował coś, siedząc w kącie i mrucząc cicho. Zaintrygowana, podeszłam do chłopca i zapytałam cicho: „Kochanie, co się dzieje? Dlaczego Adam jest taki zadowolony?”. Adrien odpowiedział mi dopiero po chwili.

- Wiesz, mamo - zaczął, odkładając ołówek. - powody tego są dwa. Raz, że powiedziałem mu coś, co wprawiło go w niezwykły nastrój, a co pozostanie między nami dwoma (mrugnął oczkiem). Dwa, idzie mu o to, że powiedziałem do niego „tato”.- Po czym powrócił do rysowania, uśmiechając się pod noskiem i znów mrucząc coś do siebie.

- Widzisz?- Cicho zapytał mnie Adam.- My też mamy swoje tajemnice. Najważniejsze, że jesteśmy razem.

Nie powiem, poruszyło mnie to nieco. Postanowiłam poobserwować trochę naszego syna i Adama, by odkryć, jaką to tajemnicę skrywają przede mną. Zabawę miałam przednią. Ubawiłam się najbardziej, gdy Adam próbował przekonać Adriena do picia mleka. Prowadził z nim bardzo ożywioną dyskusję. W kółko powtarzał zdania typu: „Mleko jest zdrowe, więc powinieneś je pić, by rosnąć.”. W odpowiedzi Adrien pokazywał swoje ostre ząbki, oblizywał prowokująco usta i odpowiadał, używając zdań, których nie powstydził się nawet Stephen Hawking.

Cała sprawa zakończyła się sukcesywnym zwycięstwem Adriena. W późniejszej rozmowie z Adamem wywnioskowałam, że chyba w tej całej tajemnicy chyba chodzi o mnie. Sam Adam nie dał niczego po sobie poznać. Cały problem zbył leniwym machnięciem ręki.

 

06.08.24?

Mały jest naprawdę bardzo absorbujący. Nie można go spuścić z oka nawet na sekundę, bo zaraz wydarzy się coś niedobrego. Ostatnio mało brakowało, a jeden z naszych braci straciłby dłoń. To cena za wychowywanie tak niezwykłego dziecka. Na szczęście nie jestem w tym osamotniona. W każdej chwili mogę liczyć na pomoc Sapirsteina, Fanga, Adama czy chociażby nawet któregoś z naszych przyjaciół. Nigdy nie jestem sama.

 

03.06.18?

(Uff.. trzeba nieco nadrobić czas. Brakujące notatki nadal się nie znalazły.)

Chyba przyszła w końcu pora na to, by nasze maleństwo mogło bez przeszkód bawić się na zewnątrz.

 

04.25.30?

I chyba trochę na wyrost podjęliśmy tą decyzję. Owszem, Adrien bawi się spokojnie na tarasie, ale z dnia na dzień przybywa „dziwnych obserwatorów”. Nie mam pojęcia skąd się wzięli ani dlaczego wystają pod naszym domem. Niepokoi mnie fakt, że ich liczba stale rośnie. Przez pierwsze kilka dni mieliśmy całkowity spokój, przecież właśnie po to Adam zamieszkał w nieco „przerzedzonej” okolicy, by Adrien Damon mógł wychowywać się normalnie! A oni tego nam nie ułatwiają!

Ci „obserwatorzy” nie znikają nawet wtedy, gdy któreś z nas przebywa na dworze z Adrienem Damonem. Co mnie dziwi.

Ale Adam chyba znalazł na nich sposób, tyle, że nie chce mi o nim opowiedzieć. Podejrzewam, że to musi być coś albo okrutnego albo niezwykle delikatnego acz stanowczego.

 

12.03.01?

Uff…! Podziałało! Adrien Damon znów może przebywać w ogrodzie bez towarzyszących mu tłumów. Dzięki Ci, Adam!

 

13.08.33?

Moje maleństwo nadal nie przestaje mnie zadziwiać. Zaledwie wczoraj Isztar czytała mu „Opowieści niesamowite” Edgara Allana Poe, dziś tego robić nie musi. Wszystko zaczęło się od wspólnego śniadania. Mamy w zwyczaju zasiadać do niego całą dwudziestką, bez wyjątku. Cóż, nasze śniadanie nie należy do normalnych ;). To jest nasz stały punkt dnia. Każdy z nas składa drobne oświadczenie o tym, co zamierza danego dnia zrobić. Nie jest to oczywiście coś, co wymagam od każdego. Kto chce, składa takie oświadczenie.

Na naszym stole można znaleźć dosłownie wszystko. Zabieramy ze sobą to, na co akurat mamy ochotę. Gdybym miała przedstawić ów stół obrazkowo, wyglądałby mniej więcej tak:

Wszędzie stoją kubki, kubeczki i filiżanki, talerze, kilka miseczek, butelki z mlekiem, przeróżne pudła, pudełeczka i szkatułki, a także parę srebrnych świeczników, w których zatknięto kilka długich czarnych świec. Wszystko to dziwnym cudem znajduje się na stole, gdzie oprócz tego można dostrzec jeszcze stos papierzysk, należący do mnie albo Adama, dwa lub trzy zakrwawione noże, jedną żyletkę i dwa skalpele. Taak, moi przyjaciele (przynajmniej niektórzy) nie wyobrażają sobie dnia bez „krwawego śniadania”. Wszystkiemu przyglądał się Adrien Damon, spokojnie podjadając prawie wszystko, co mu się nawinęło pod malutką dłoń. Abaddon, Adramelech, Rimmon, Sachmet i Adam mają w zwyczaju czytać coś przy śniadaniu, nawet jeśli jest to zwykła codzienna gazeta czy podręcznik do czegoś tam. Reszta pochłonięta jest swoimi sprawami.

Niespodziewanie Rimmon szturchnął łokciem siedzącą obok niego Isztar, a gdy ta odwróciła się do niego, przyłożył palec do ust i wskazał na Adriena Damona. Ujrzawszy to, co robił, natychmiast przekazała niemy znak dalej, aż w końcu wszyscy umilkli i wpatrywali się w chłopca. A co w tym czasie porabiał Adrien Damon? Zaciekawiony stosem książek leżących obok, sięgnął po jedną z nich i zaczął przeglądać. Nie zwracając zupełnie uwagi na otoczenie, zagłębił się w lekturę. Chociaż może słowa „zagłębił się w lekturę” są nieco na wyrost w odniesieniu do prawie czteroletniego chłopca. W każdym bądź razie minęło jakieś pięć minut, zanim zorientował się, że jest obserwowany.

„Mamo, czy ja coś zrobiłem? Dlaczego wszyscy skupili swój wzrok na mnie? O co chodzi?”, zapytał natychmiast. Pospieszyłam więc z wyjaśnieniem. „Nie, skarbie, nic się nie stało. Po prostu… no, my nigdy….. Nic się nie stało. Wszystko w porządku. Po prostu nie sądziliśmy, że to stanie się tak szybko.”, dodałam, mrugając szybko oczami. I tu wtrącił się Rimmon. „Nie uważasz, że warto by napisać do Sapirsteina? No i warto by było to uwiecznić.”, dorzucił, rozciągając usta w szerokim uśmiechu. Tu przyznałam mu rację. W końcu nie co dzień mamy okazję podziwiać sukcesy odnoszone przez tak niesamowitą Istotę. Przypuszczaliśmy jednak, że mały albo blefuje albo rzeczywiście potrafi czytać. Abaddon postanowił to sprawdzić. Nie zawiódł się. Późnym wieczorem, gdy wszyscy poza mną zalegali w salonie i grali w coś, co przez nas jest uważane coś równie intrygującego, co skok z dwunastego piętra, a Adrien im się przyglądał, Abaddon znów poruszył ów temat i wyciągnął z zanadrza książkę, po czym podsunął ją mojemu synowi ze słowami: „Zechcesz nam coś przeczytać? Jesteśmy ciekawi, czy to, czego byliśmy świadkiem dziś rano, to prawda.”. Jakież było jego zdziwienie, gdy mały sięgnął ochoczo po książkę, otworzył ją na przypadkowej stronie i zaczął czytać: „ My Father, The High Priest, raised his ceremonial sword in benediction. I felt a great sense of warmth and respect. How many people can honestly say they have this feeling at any point in their life?”. Po chwili jednak zaniechał czytania, zwracając się do Abaddona: „Ale to jest po angielsku! Adam, dlaczego się śmiejesz?!”, zakrzyknął nieco nerwowo. Adam rzeczywiście trząsł się od cichego śmiechu, ale spowodowanego tym, że właśnie dostrzegł mnie z mokrymi włosami. „Śmieję się, gdyż właśnie dostrzegłem Twoją mamę. Mimmi, wyglądasz jak ta dziewczynka z tandetnego horroru”, odparł, siadając za mną i obejmując mnie ramionami. „Sweetie, Twoje czytanie jest całkowicie bez zarzutu.”, dorzucił, łapiąc książkę, którą trzymał chłopiec. „Pożyczam ją sobie. Chciałbym poczytać coś starego.”, odparł, po czym wstał, zdjął mokrą koszulę (po raz kolejny przyprawiając wszystkie obecne panie o szybsze bicie serca) i powędrował do kuchni, wyłaniając się z niej ze szklanką soku i pudłem opatrzonym napisem „my cookies”. Sadowiąc się tuż przy kominku, ustawił fotel tak, by mógł ogrzewać się w jego płomieniach. Początek tej sytuacji zrelacjonował mi Rimmon, więc polegam całkowicie na jego słowach i zapewnieniach. Moje maleństwo rzeczywiście potrafi już czytać.

Kilka minut później dostrzegłam, że mały zaczyna powoli przysypiać, więc szturchnęłam Adama, szepnęłam, że zaraz wrócę i zaniosłam śpiącego już Adriena do jego pokoiku. Położywszy go do łóżeczka, przez kilka chwil przypatrywałam się jak śpi. Jego miarowe oddechy budziły we mnie uczucie spokoju i głębokiego zrelaksowania. Już, już miałam wyjść, gdy nagle się obudził i szepnął: „Mamo, dlaczego jestem taki, jaki jestem? Dlaczego wszyscy odnoszą się do mnie z szacunkiem, chociaż wcale tego nie muszą robić? Ja nie zwariowałem, prawda?”. „Nie, kochanie, nie zwariowałeś. Różnisz się od innych dzieci. Wiesz dlaczego? Jesteś wyjątkowy. Twój prawdziwy tatuś to sam Książę Ciemności. No, nie rób takiej minki, przecież doskonale o tym wiesz.”, dziabnęłam go w nosek.”Jesteś taki sam, jak wszyscy, tyle, że Tobie… no… Odnosimy się do Ciebie z szacunkiem, bo jesteś Synem Tego, na którego przyjście czekamy już tyle wieków. Robimy to, bo chcemy i musimy. A teraz śpij już. Dobranoc, skarbie”, odpowiedziałam, cmoknęłam w policzek, przykryłam kołdrą i wyszłam.

„Wybaczcie, że to tak długo trwało. Zaczął po prostu mieć wątpliwości. Pytał, dlaczego jest tym, kim jest, dlaczego odnosimy się do niego z szacunkiem itp.”, powiedziałam na widok moich przyjaciół i Adama. Isztar natychmiast odpowiedziała, że to zupełnie naturalne, a reszta pochwyciła jej wypowiedź, co poskutkowało krótką, acz stanowczą dyskusją.

Wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że nie należy niczego dokładnie ujawniać. Przyjdzie na to pora. Adrien Damon wie na razie tyle, ile powinien. Jeśli będzie chciał dowiedzieć się czegoś więcej, wystarczy, że zapyta mnie, Adama czy któregoś z naszych przyjaciół. Jestem pewna, że na pewno to zrobią.

 

20.25.48?

Zebrało mi się na wspomnienia…. Zaledwie przed chwilą przypomniała mi się mina moich rodziców, gdy razem z Adamem poinformowaliśmy ich o tym, że jesteśmy parą. W sumie nie dziwię się. Chyba każdy tak by postąpił na ich miejscu. Kto wytrzymałby nerwowo na widok swojej własnej niespełna piętnastoletniej córki, która przyprowadza do domu ubranego w garnitur nieziemsko przystojnego bruneta mającego ponad dwadzieścia lat?! I która informuje ich, siedząc spokojnie obok niego i trzymając go za prawą dłoń, że są parą?! Reakcja moich rodziców była prawidłowa. Początkowe olbrzymie zaskoczenie zastąpiła wściekłość, niesamowita wściekłość. Poskutkowało to jedynie tym, że otrzymałam zakaz kontaktowania się z nim w żaden możliwy sposób, zakaz wychodzenia z domu i zakaz korzystania z Internetu. Nie powiem, że się nie zdziwiłam. Mieli pełne prawo tak postąpić. W każdym bądź razie nie powstrzymało mnie to od pozostania z Adamem.

 

20.52.12?

Całkiem niedawno odwiedzili nas rodzice Adama. Przyznam, że ich wizyta mnie zaskoczyła. W Domu zapanowało wielkie poruszenie, gdyż jeszcze nigdy nikt, poza ludźmi ściśle związanymi z naszym wyznaniem, nie odwiedził ani mnie ani Adama czy pozostałych. Wszyscy żyjemy w ścisłej symbiozie, prawie bez kontaktów z otoczeniem. Rodzice Adama nie wiedzieli, że ich jedyny syn mieszka z grupką dwudziestu osób, wliczając w to mnie, jako jego żonę i Adriena Damona jako naszego syna, w jednym Domu. Woleliśmy, by tak zostało. Nie chcemy niepotrzebnej afery wokół nas. Na czas wizyty rodziców Adama w Domu zostałam tylko ja, Adam i Adrien Damon. Obecni byli także nasi dwaj ochroniarze i ukochany pies Adama, Pawłow. Po Adamie wcale nie było widać, że czymś się stresuje. Wręcz przeciwnie. Wykazywał niecodzienną radość. W końcu nadeszła długo oczekiwana wizyta. Już w drzwiach poczułam na sobie ostre spojrzenia matki Adama. Wyraz twarzy jej męża sugerował coś odmiennie innego. Wyglądał tak, jakby cieszył się, że Adam w końcu kogoś sobie znalazł. Tuż przed ich wizytą pochowałam wszelkie salonowe i domowe ozdóbki, aby uniknąć krępujących pytań, chociaż Adam zapewniał mnie, że jego rodzice są bardzo otwarci. Wiedzą, że Adam już od długiego czasu jest pełnoletni, więc nie wtrącają się do jego życia. W ogóle. Dla nich może prowadzić dom dla bezdomnych, legalną agencję towarzyską, sklep, może zostać księdzem…. Wszystko, byle nie wpadł w narkotyki czy hazard. To znajduje się na liście granic bezwzględnych. Odwiedziny przebiegały spokojnie, państwo N. zadawali mnóstwo pytań, najczęściej dotyczących mnie, co Adam kwitował cichym pogardliwym prychnięciem. Przykład?

- Jak długo się znacie?- Zapytała pani N.

- W tym roku minie jakieś 5 lat, prawda, Adam?

- Jasne. Nie zamieniłbym tego na nic innego.- Stwierdził pytany, całując mnie w policzek.

- Jesteś pełnoletnia?- Wtrącił pan N.

- Ależ oczywiście! – Odparłam nerwowo, chociaż nie miałam pojęcia, co może oznaczać owe pytanie.

Po tym wyznaniu dostrzegłam niesamowitą ulgę na twarzy pani N. Sprawiała wrażenie, jakby trochę się czegoś obawiała. Dalsza rozmowa przebiegała bez zakłóceń. Aż do czasu, gdy na scenę wkroczył nasz Syn. Ubrany w czarne ogrodniczki i czarną koszulkę, wszedł boso do salonu, jedząc jakieś ciastko. Na jego widok państwa N. zatkało. Nie co dzień widuje się prawie czteroletniego, wyglądającego na dużo młodszego chłopca, który mówi pełnymi logicznymi zdaniami i porusza się jak dorosły. Tymczasem Adrien, niezrażony, podszedł do mnie i wdrapał mi się na kolana.

- Dzień dobry.- Powiedział, przerywając na chwilę jedzenie ciastka.

- Kto.. Kto… Kto to jest?- Wydusiła na jednym tchu matka Adama.

- Mamo, nie zachowuj się jakbyś nie wiedziała.- rzucił nieco arogancko Adam.

W tym momencie poleciał do kuchni po szklankę wody, gdyż pani N. zemdlała. Na szczęście po kilku chwilach oprzytomniała.

- Kochanie, co jej zrobiłeś?- Szepnęłam do uszka siedzącego mi na kolanach Adriena.

- Nic. Przysięgam mamo, nic jej nie zrobiłem.- Odszepnął kątem ust, nie odwracając wzroku od państwa N., uśmiechając się i jedząc nadal ciastko. - Kim oni są? Mogę do nich podejść?

- Oczywiście. Skarbie, to są Twoi dziadkowie, zwracaj się do nich „babciu” i „dziadku”, błagam. W żadnym wypadku nie stosuj na nich swoich sztuczek. Nie wolno, understand?- odpowiedziałam.

- Understand.

W trakcie naszej cichej rozmowy pani N. doprowadziła się do porządku, podczas gdy Adam tłumaczył jej coś cicho. Po chwili wrócił na swoje miejsce, sadzając sobie Adriena na kolanach i szybko szepcząc mu coś do uszka. Matka Adama zwróciła się tymczasem do mnie:

- Przepraszam, Mimmi. Pomyliłam się co do Twojej oceny. Wybaczysz mi? Twoje zachowanie…. Adam… No, przyznaję. Przepraszam.- Powiedziała, podchodząc do mnie i ściskając.- Paweł, rusz się. Powiedz coś!

- Ale ja nie muszę nic mówić. Od samego początku wiedziałem, że nasza Mimmi to idealna dziewczyna dla Adama. Prawda?- Mrugnął do mnie.

Adrien zszedł z moich kolan i podszedł do pana N.

- Cześć dziadku.- Powiedział cicho, wyciągając dłoń w jego kierunku. Starszego pana zamurowało, ale nie dał po sobie tego poznać.

- To jest wasz syn? Cześć, maluchu. Ile masz lat?

- Prawie cztery, dziadku.- Odpowiedział wesoło. Tu zaskoczył nas wszystkich. Wdrapał się na sofę i uściskał ojca Adama. Widać było, że przypadli sobie do gustu. Następnie ruszył w kierunku swojej babci. Ta, wystraszona, nieznacznie się odsunęła, jakby czegoś się obawiała. Jej twarz rzeczywiście wyrażała przerażenie.

- Cześć babciu. Boisz się mnie?- Zapytał płaczliwym głosem, chociaż dobrze wiedziałam, że nie ma najmniejszego zamiaru płakać. To była zwykła, czysta gra pozorów.

- Nnie, skarbie. Oczywiście, że nie. Po prostu… no… muszę się przyzwyczaić do bycia babcią.- Odpowiedziała, po czym nieśmiało go przytuliła. Widać było jak na dłoni, że cała ta sytuacja bardzo ją zaszokowała. Nerwowymi ruchami dłoni głaskała naszego Syna, jednocześnie zadając nieme pytanie skierowane do Adama. Poderwawszy się na nogi, Adam sięgnął po małego i zawędrował z nim na piętro, by mógł pobawić się przez chwilę sam, a nam dał okazję do przeprowadzenia krótkiej treściwej rozmowy.

- Wasz syn jest dziwny. Nie zauważyliście tego?!- Nerwowo zakrzyknęła, gdy Adam z Adrienem zniknęli na piętrze.

- Dziwny? Co masz na myśli, mamo?- Zapytałam, marszcząc brwi i wstając, by przynieść ciastka z kuchni. Wiedziałam dokładnie, co ma na myśli, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Jest za spokojny jak na swój wiek. Ile on właściwie ma lat? Pięć? Sześć? To niespotykane, by dzieci w jego wieku były tak spokojne i wyważone. Skąd żeście go wytrzasnęli?!

- Mamo, nie ma powodu do obaw. Mały jest całkowicie zdrowy, zarówno psychicznie jak i fizycznie – odparł Adam, schodząc z góry.- Mimmi zaszła ze mną w ciążę i go urodziła. Serio, to dziecko jest w pełni takie samo jak Ty, mamo czy ja. Serio.- Powtórzył.

- Jak dla mnie z tym dzieckiem coś jest nie tak. On jest… jakiś niewydarzony.

- Mamo! – krzyknęłam cicho, wyłaniając się z kuchni i słysząc końcówkę wypowiedzi mamy Adama.

- Nigdy nie waż się tego powtórzyć.- Powiedział grobowym głosem Adam, stając za mną, kładąc dłonie na mojej talii, przyciskając do siebie i przybierając groźną minę.- Nigdy. To moja rodzina i nie pozwolę, by się rozpadła.- Jego oczy ciskały błyskawice.

- Oj Adam, Adam. Nie irytuj się tak. Po prostu to dla mnie nowa sytuacja, muszę się przyzwyczaić. Bycie babcią w moim wieku… Cóż, przynajmniej będę miała co robić na starość. Zajmę się rozpieszczaniem szkraba.

- Kochanie, nie przesadzaj. Nie jesteś taka stara. – Mąż pani N. mrugnął oczkiem po raz kolejny.- Zauważ, że to dla mnie również nowa rzecz. I jestem z niej dumny.- Dodał po sekundzie wahania.

Przyznam, że nieco mnie to podbudowało. Wiedziałam, że matka Adama jest nie łatwa w zrozumieniu, jakkolwiek to brzmi, ale mimo wszystko stanowiliśmy od kilku lat rodzinę. Dla jej dobra postanowiłam przemóc się i polubić ją taką, jaką jest. Podziałało. Nie było łatwo, ale czego się nie robi dla rodziny… po minie Adama wywnioskowałam, że jest zadowolony z obrotu sytuacji. Równocześnie naszych uszu dobiegł dziwny przytłumiony trzask. Po chwili na schodach pojawił się chłopiec, trzymając dłoń. Już wtedy zrozumiałam, że zrobił sobie krzywdę.

- Kochanie, co się stało?- Zapytałam, gdy podszedł spokojnie do nas i odsłonił dłoń. Była cała zakrwawiona, tkwiło w niej kilka odłamków szkła.

- Kubek spadł mi na podłogę, gdy chciałem go zanieść do kuchni. Boli mnie, mamusiu.- Dorzucił, spoglądając mi prosto w oczy. Jego zachowanie było tak zagadkowe, iż przypuściłam, że kryje jakiś sekret.

- O co tak naprawdę chodzi?- Szepnęłam do niego, tak by usłyszał to tylko on.

- Rimmon wrócił.

I już wiedziałam, że sytuacja uległa zmianie. Jeszcze dziś rano Rimmon poinformował nas, że ma „na dziś ważną misję do spełnienia” i że „ona nie może czekać”. Było to coś na tyle poważnego, że wtajemniczył nas w kilka najważniejszych szczegółów. Ostrzegł, że jeśli wróci do Domu wcześniej, misję będzie można uznać za przegraną lub niepełną.

- Adam zaraz zaopiekuje się Twoją dłonią, Sweetie. Nic się nie stało - dodałam głośniej. W tym momencie do Domu wszedł wspomniany Rimmon wraz z jakimś czarnowłosym mężczyzną, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Już od progu wyczułam, że on nie jest normalny. W jego oczach widziałam głód. I nie myliłam się. Dziadkowie zaoferowali, że zajmą się raną małego, byśmy mogli swobodnie porozmawiać, ale Adam im przeszkodził.

- Nie trzeba, mamo. To nic ważnego – powiedział.- Do gabinetu – rzucił w stronę Rimmona.

Nie zdążył wypowiedzieć się do końca, gdy atmosfera nagle się napięła. Ni stąd ni zowąd ów nieznajomy rzucił się w stronę Adriena Damona, chcąc spróbować jego krwi. Rodzice Adama wrzasnęli, sam Adam przytrzymał nieznajomego, gdy tymczasem ja porwałam małego na ręce, by uchronić go przed atakiem.

- Puszczaj!- Wysyczał, szamocąc się wściekle w uścisku Adama.- Puszczaj, mówię. Od dwóch tygodni nie polowałem! Chcę krwi! Natychmiast!- Wrzasnął, nie przestając walczyć.

Tymi słowami wprawił w osłupienie nie tylko Rimmona ale i rodziców Adama.

– Adam! Rimmon! Co tu się dzieje, do jasnej cholery?!- Krzyknęła pani N.

I znów zrozumiałam, że muszą dokładnie znać Rimmona.

- Im mniej szanowna Pani wie, tym lepiej dla Pani.- Odrzekł Rimmon, całując ją w dłoń. – Przecież mówiłeś, że od miesiąca jesteś na odwyku! Sam cię tam zawiozłem!- Krzyknął oskarżycielsko do nieznajomego.

- Jesteś taki łatwowierny, mój drogi. Myślisz, że wszystko da się załatwić ot tak?- Syknął.

Adam zareagował natychmiast, by uniknąć wypytywań przez rodziców.

- Zrobimy tak. Rimmon, zabierz naszego przyjaciela do mojego gabinetu, posadź go na specjalnym krześle. Potem tu wróć.- Nakazał.- Mimmi, skarbie, zanieś małego do kuchni, proszę. Później wróć. Mamo, czy zechcecie poczekać kilka chwil? Usiądźcie sobie na kanapie, zaraz do was dołączymy, tylko opatrzę mojego szkraba i załatwię sprawę.

Nie pozostawało nam nic innego, jak zastosować się do jego wskazówek. Wracając z kuchni, kątem oka dostrzegłam uchylone drzwi prowadzące do gabinetu Adama. Moim oczom ukazał się dziwny widok: atakujący mojego syna człowiek siedział na krześle przywiązany do niego pasami, podczas gdy Rimmon z Sapirsteinem coś mu zapalczywie perorowali. Zobaczywszy mnie, Sapirstein przyłożył palec do ust i nakazał mi ciszę, po czym zakneblował swojego „więźnia” i uderzył go kilka razy w twarz, szepcąc przy tym: „Nigdy więcej nie waż się tknąć Syna naszego Pana. Jeśli jeszcze raz to zobaczę, powiem Mimmi, żeby zrobiła ci krzywdę, a wiesz, że jest do tego cholernie zdolna.- Wygiął usta w przerażającym uśmiechu.- Do you understand, you fuckin’ guy?- Pomachał nożem tuż przed nosem więźnia.

Natychmiast się wycofałam, pozostawiając ich samych sobie. Oni wiedzą najlepiej, jak się tym zająć. Pospiesznie wróciłam do salonu, gdzie, oprócz rodziców, siedział także dziwnie spięty Adam. Widocznie uwinął się szybciej.

- Adam, myślę, że byłoby lepiej, gdybyś poszedł do gabinetu i porozmawiał z Rimmonem. Zajmę się naszymi miłymi gośćmi - grałam na zwłokę.

- Oczywiście, kochanie. Mamo, tato, przykro mi, ale muszę iść. Sami rozumiecie, sprawy zawodowe.- W tym miejscu chyba powinnam wspomnieć, że rodzice Adama wiedzą, jakoby ich syn pracował razem z Rimmonem w jednej świetnie działającej firmie. Teoretycznie.

- Do zobaczenia. Pamiętajcie, że jestem dorosły i wiem, co robię.- Zakończył i odszedł, machając dłonią na pożegnanie.

Niestety, państwo N. chyba mieli na dziś już dosyć, bo po dwóch godzinach zebrali się do wyjścia. W tej chwili do salonu wbiegł Adrien Damon, machając rączką i coś mrucząc pod noskiem. Podbiegł do dziadków, skradł każdemu pocałunek, przytulił się i wskoczył mi na ręce.

- Kocham was. Kiedy znów przyjdziecie?- Zagadnął wesoło, śmiejąc się głośno.

- Jak tylko będziemy mogli, prawda, Mimmi?

- Oczywiście, że tak. Będzie nam bardzo miło.- Dorzuciłam, uśmiechając się szeroko.

- W takim razie do zobaczenia, kochanie - powiedział dziadek i wyszli.

Przez dłuższą chwilę stałam z Adrienem przy oknie, machając im na pożegnanie. Zaraz po tym nakazałam małemu, by pobawił się przez chwilę sam i ruszyłam do gabinetu, poważnie zaniepokojona. Kim był i czego chciał ten człowiek? Niestety, w gabinecie zastałam tylko Adama, opatrującego rękę i Rimmona, sprzątającego biurko, na którym leżała kupka zakrwawionych bandaży i przytępiona żyletka.

- Co tu się stało? Gdzie jest ten facet? Adam, dlaczego bandażujesz rękę? O co, do cholery, chodzi?!

- Spokojnie. Po prostu nasz znajomy, Demogorgon, potrzebował drobnej, acz wartościowej przysługi. Nie powinienem go tu przyprowadzać. Wybaczcie – rzekł Rimmon.

- Stary, nie ma problemu. To także Twój dom. Nie mogę Cię nie wpuścić - odpowiedział Adam, klepiąc go po plecach.- Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o Demogorgonie? Pamiętasz, jak mówiłem Ci, że Sapirstein wysłał go na odwyk? Uciekł, uciekł po dosłownie kilku godzinach. Rimmon znalazł go dziś rano, tuż po tym, jak wyszedł. A że drogi nasz Demogorgon jest, a raczej był na głodzie, musiałem go nakarmić - Oznajmił mi.

Więcej nie chciałam wiedzieć. Najważniejsze, że nasz Syn był bezpieczny.

 

05.06.89?

Od czasu odwiedzin rodziców Adama czuję dziwny wewnętrzny niepokój. Mam niejasne wrażenie, że ich obecność może zaszkodzić Adrienowi Damonowi. Stał się nieco bardziej żywszy, niespokojny i miewa chwile, w których zamyka się w sobie i kołysze się jak dziecko chore na autyzm. Podzieliłam się tymi wątpliwościami z Sapirsteinem, ale ku mojemu zaskoczeniu zgodził się ze mną. On też uważa, że coś albo się dzieje albo zaczyna się dziać. Nikt z nas nie ma pojęcia, jak dokładnie będzie wyglądać całe życie naszej małej Istotki. Każde z nas tak samo się niepokoi o maleństwo.

 

08.03.20?

16:50

Tęsknię za moją rodziną. Nadeszła kolejna pora roku, a ja nadal tkwię w szklanej klatce. Czuję się cokolwiek osaczona, przebywając w jednym miejscu z ludźmi, którzy nie mają żadnego pojęcia o mrocznych sprawach. Najchętniej zaszyłabym się na odludziu razem z moimi satanistycznymi przyjaciółmi i moją prawdziwą rodziną: Adrienem Damonem i Adamem.

 

01?-07-15?

21:30

Właśnie wróciłam z sypialni, gdzie moim oczom ukazał się niecodzienny widok. W naszym łóżku oprócz śpiącego Adama znalazłam także naszego szkraba, który drzemał sobie z półprzymkniętymi powiekami. Na ich widok moje usta same rozciągnęły się w cichym i szerokim uśmiechu. Moi chłopcy spali sobie w najlepsze, podczas gdy reszta zastanawiała się, gdzie się podziali. Zamknąwszy niemal bezgłośnie drzwi, udałam się do salonu, gdzie zgromadziła się prawie cała nasza dwudziestka. Wystarczyło jedno, na pozór błahe spojrzenie, by zrozumieli, że „zagubione owieczki” dołączą do nas za kilka chwil. Musimy im dać trochę czasu na „ogarnięcie tego artystycznego nieładu”, jak określił to Rimmon.

 

01.08.32?

Ludzie reagują bardzo różnie na to, że jesteśmy razem, a Adrien to nasz syn. Lepiej dla nich, żeby nie wnikali za głęboko. Dowiedzą się czegoś, o czym nie chcieliby wiedzieć. Dowiedzą się czegoś, co musi pozostać tajemnicą.

 

 

08/03/16

Uwielbiam spędzać noce z Adamem. Tylko w Domu mogę być naprawdę sobą. Z Adamem rozmawia mi się niesamowicie łatwo, jak z nikim innym. Wydaje mi się, że tylko on jest w stanie mnie naprawdę zrozumieć. Mamy prawie identyczne wspomnienia. (…)

Nocując w Domu, z bliskimi mojemu sercu ludźmi, udaje mi się dostrzec, iż potrafię zasypiać jedynie z Adamem. Swoimi niezwykle zręcznymi magicznymi dłońmi sprawia, że zwijam się w kłębek obok niego i prawie natychmiast zasypiam. Wyjątkiem są chwile, gdy chcemy pobyć razem albo mamy coś niebywale ważnego do zrobienia. Są też chwile, w których nadal nie mogę uwierzyć, w to, co dzieje się dookoła mnie. Szczypię się w dłoń, jakby miało mi to pomóc w obudzeniu się z dziwnego snu, ale nagle znikąd pojawia się Adam i uświadamia mi, że to wcale nie jest sen. My naprawdę jesteśmy razem, troszczymy się o małego chłopca….. nawiasem mówiąc, chciałabym móc w końcu zamieszkać z Adamem. Wtedy wszystko wróciłoby do normy. Byłoby idealnie. Miałabym na oku całą moją rozbrykaną zgraję i nasze maleństwo.

 

19/08.34

Adrien Damon bardzo polubił swoją nową rodzinę, a mam tu na myśli rodziców Adama. Zdążył się nawet przywiązać do nich i do małego pieska, którego mają. Odwiedzamy ich często, jeśli tylko na przeszkodzie nie stoi praca Adama lub coś niespodziewanego.

W związku z zaistniałą sytuacją musieliśmy nieco „rozluźnić” to, co rozpoczęliśmy względem małego tuż przed ową niespodzianką.

 

 

 

31.08.201?’45

Adam już teraz cieszy się, że niedługo skończę liceum. W związku z tym ostatnio nie mówi o niczym innym, jak o studniówce, na którą bardzo chciałby pójść. Rzecz jasna, ze mną. Nie zwraca zupełnej uwagi na to, że możemy wyglądać nieco kontrowersyjnie. Twierdzi, że jesteśmy ludźmi dorosłymi i mamy prawo do odrobiny zabawy. Dodał też, że nikt nie będzie mu mówił, z kim, gdzie i czy w ogóle ma się spotykać. Decyduje sam za siebie. Ja zresztą też.

 

31.10

Mój Adam ma piękny zmysłowy głos. Zaledwie wczorajszej nocy czytał mi na głos „Wywiad z wampirem”, gdy do sypialni zajrzał Rimmon z Adrienem. Wspomniany Rimmon właśnie wybierał się położyć maleństwo spać. Przedtem obiecał Adrienowi, że będzie mógł nam powiedzieć „dobranoc”. Żaden z nich nie zdążył wydobyć z siebie słowa, gdy przekroczyli próg naszej sypialni. Jak zahipnotyzowani wsłuchiwali się w czytany przez Adama na głos „Wywiad z wampirem”. Ani ja ani Adam nie zwróciliśmy na to żadnej uwagi. Wtuliłam jedynie policzek w jego ramię, a on sam kontynuował czytanie. Zaniepokojeni nagłą ciszą zajrzeli do nas pozostali, którzy postanowili sprawdzić, co się dzieje. Adam potrafi wyczarować głosem każdą scenę. Po dobrych dwóch godzinach czytania zorientował się, że drzwi do sypialni są uchylone, a ja przysnęłam u jego boku, kołysana niesamowitym tonem jego głosu. Rozejrzawszy się, uśmiechnął i ogłosił, że na dziś koniec czytania. Nie sądził, że wywoła to taką sensację. Odesłał naszych przyjaciół do siebie, wziął Adriena na barana i podszedł z nim do łóżka, by mały mógł pocałować mnie w policzek. Podziękował Rimmonowi i poprosił, by zaczekał chwilę. Położył Adriena spać i wrócił. Przedstawił Rimmonowi kilka zagadnień, które powinien sprawdzić, przekazał pocztę i życzył dobrej nocy. W drzwiach nachylił się w jego stronę, chcąc po przyjacielsku cmoknąć go w czółko, ale Rimmon chyba źle to zinterpretował. Odwrócił się tak, że Adam pocałował go w same usta. Adam natychmiast spróbował się odsunąć, ale Rimmon znów opacznie go zrozumiał. Pogłębił pocałunek, jednocześnie przyciągając Adama mocniej do siebie. Obserwowałam całe zajście niezauważona, przymykając oczy. Wiedziałam, że nie mam żadnych powodów do niepokoju. Ufałam zarówno Adamowi, Rimmonowi, jak i każdemu z Kręgu. Co dziwne, Rimmon ma tyle samo lat, co Adam, a czasami sprawia wrażenie wyalienowanego i znacznie bardziej dojrzalszego niż w rzeczywistości. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie, przy czym Adam cofnął się o kilka kroków z tekstem:

- Stary, myślałem, że my… Między nami nic nie było i nie będzie. Stary, ja mam żonę i dziecko!- krzyknął cicho.

- Adam, ja to wszystko wiem. To, co wydarzyło się przed chwilą, nigdy nie powinno się stać. Wyprowadzę się jeszcze tej nocy. To tylko moja wina- odpowiedział Rimmon, wyłamując sobie z trzaskiem palce.

- Rimmon, jaka wina? To się mogło zdarzyć każdemu. Moja Mi też całowała się z jedną z naszych sióstr. Dopóki znajdujemy się po stronie zabawy i przyjacielskich buziaków wśród osób należących do Kręgu - wszystko jest ok. Ale jeśli zaczniemy zgłębiać to dalej - koniec. Nasze małżeństwo nie będzie miało sensu. Aha, i nigdzie się nie wyprowadzasz. To także Twój Dom. Jesteś moim przyjacielem.

W tym momencie Rimmon poklepał przyjaźnie Adama po plecach, po czym udał się do siebie, dodając na koniec:

- Adam, obiecaj mi proszę, że nikt się o tym nie dowie. To mój błąd i sam muszę ponieść jego konsekwencje. Sam o to zadbam. Wybacz - ulotnił się.

Po tych słowach wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Adam myślał pewnie, że śpię, bo zachowywał się niezwykle cicho. Zajrzał do Adriena i wrócił, zaszedł do łazienki, a następnie skierował się do garderoby, by po chwili wyłonić się stamtąd w ukochanym czarnym T-shirtcie z logiem jakiegoś nieznanego mi zespołu i szkockokratkowanych spodniach od piżamy. Zajrzał po raz ostatni do łazienki, by wziąć prysznic i umyć ząbki. Zrobiłam mu niespodziankę i przytuliłam się do jego szerokich umięśnionych pleców, w chwili, gdy najmniej tego oczekiwał. Zaskoczyłam go. Skończył toaletę, po czym powiedział:

- Sweetie, sądziłem, że śpisz. Nie chciałem cię obudzić, wybacz.

- Nie spałam. Widziałam całe zajście - postanowiłam być szczera, w końcu szczerość to nasza podstawa.

- Ja.. Rimmon… My nigdy… Mimmi, to nie tak! – zakrzyknął cicho.

- Adam, nie musisz nic mówić. Ja to wszystko wiem. Wszystko. Od samego początku. Sam przecież powiedziałeś, że dopóki znajdujemy się po stronie zabawy- wszystko jest ok. Jeśli nie- definitywny koniec.

- Bo tak jest. Nie zmienię zdania w tej kwestii. Masz moje słowo - szepnął i musnął pocałunkiem moje usta. - Chodź, poczytam Ci coś – zaoferował, łagodnie ciągnąc mnie za prawą dłoń. - Ewentualnie ukołyszę Cię do snu, moja cudowna dziewczynko – uśmiechnął się szelmowsko.

Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zrobić to, o co prosił. Zresztą nigdy nie potrafiłam mu się oprzeć. Adam działa na mnie jak najgorszy narkotyk - strasznie mnie uzależnia :). Dzięki niemu w końcu mogę poczuć się sobą, w pełnym tego słowa znaczeniu.

 

12.04.32?

Rimmon to ciekawa figura, godna uwagi. Jest najbliższym przyjacielem Adama, znają się od czasów liceum. Zwrócili uwagę na siebie już pierwszego dnia. Dwóch niesamowicie spokojnych nastolatków, bardzo podobnych do siebie. Wyróżniali się na tle pozostałych, co wcale nie znaczy, że od nich odstawali. Wprost przeciwnie.

To, że Rimmon ma silne skłonności biseksualne, wyszło na jaw podczas jednej z ich rozmów prowadzonych na licealnym korytarzu. Adama to nie wzruszyło, od dawna podejrzewał, że Rimmon jest taki sam. Co więcej, sam Adam zauroczył się Rimmonem od pierwszego spojrzenia. Klasa patrzyła na to z rosnącą ciekawością. Nie co dzień spotyka się dwóch nastoletnich młodocianych, ubierających się wyłącznie na czarno, noszących glany i słuchających wyłącznie muzyki metalowej, którzy zakochują się w sobie. Mimo wszelkich przeciwności Adam i Rimmon zostali parą aż do studniówki, na którą poszli, już oficjalnie, razem. (…) Rozstali się w przyjaźni, co zresztą nie zmieniło stosunków panujących między nimi. Co ciekawe, skończyli ten sam kierunek studiów, o czym zadecydował zwykły przypadek. Obecnie mieszkają razem i przyjaźnią się nadal.

 

07.34.28?

Każdą osobę, jaką poznaję dziwi fakt, że jestem z prawie 33-letnim facetem w związku. Nie powiem, schlebia mi widok zaskoczenia na ich twarzach. Lubię ich zaskakiwać. Lubię wiedzieć, że robię coś, co nie należy do stałego schematu „szarości”. Nie mam najmniejszego zamiaru dać się wkręcić w monotonię. Zresztą….

Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam szokować.

 

’34.18?

Chciałabym zrobić coś, co spowodowałoby, że ludzie w końcu zaczną traktować mnie tak, jak ja sobie tego życzę, a nie tak, jak dyktują mi oni. Myślę, że to doskonale wpisuje się w wizerunek osoby niezwykle władczej, żądnej dyrygowania wszystkimi. Chętnie spróbowałabym bycia panią wszystkich ludzi na całym świecie, chociażby po to, by przekonać się, jak to jest, gdy jest się bogiem. Nawet jeśli się w niego nie wierzy. Ktoś może uznać, że mam cholernie wybujałe ego. Może i tak jest, nie znam się na psychologii.

 

21.12.2013

Tuż przed świętami pozwoliłam sobie na odwiedzenie moich skarbów i najbliższych przyjaciół. Niestety, nie wszystko przebiegło tak, jak chciałam. Cholera, wkurzają mnie ludzie, którzy wpieprzają się z butami w życie innych ludzi! Ale nie o tym chciałam. Zaskoczyło mnie, jak wielu zmian dokonał Adam przez tak krótki okres czasu. Przyznam, że wyszło mu to całkiem zgrabnie. Ale od początku.

(…)

 

 

 

08-12-2013

22:11

Nie spodziewałam się, że Adam przyniesie do Domu coś takiego jak choinka. Olbrzymią. Nigdy przedtem w naszym Domu nie było tego zielonego drzewka, które symbolizuje narodziny Pana. Wszystko zaczęło się już z samego rana, gdy spokojną atmosferę Domu, ciche rozmowy prowadzone przez moich przyjaciół i radosną zabawę Adriena zaburzył hałas, dobiegający z holu. Zaniepokojony Rimmon natychmiast poszedł zobaczyć, co się stało. Wrócił po chwili z dziwnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, a wnioskując po jego trzęsących się ramionach najwyraźniej dusił się od ledwo powstrzymywanego śmiechu.

- Rimmon, co jest? Co się tam do cholery dzieje?! – zapytałam.

Mój przyjaciel miał małe problemy z wydobyciem z siebie odpowiedzi, bowiem zaczął się śmiać na głos.

- Sama zobacz. Lepiej weź ze sobą Adriena, niech sobie popatrzy, cha cha – zgiął się wpół ze śmiechu.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. Jak to: sama zobacz?! O co, do licha, chodzi?

- Chodź, smyku. Zobaczymy, co tam się dzieje – uklęknęłam przy Adrienie, pozbierałam jego porozrzucane ołówki i kilka innych „zabawek”, o których raczej nie mówi się, że są przeznaczone dla dzieci i wzięłam go na ręce. Dojście do holu zajęło mi nie więcej niż kilka sekund, a to, co tam ujrzałam, przeszło moje oczekiwania. Isztar, Adramelech, Sachmet i Abbadon wyjrzeli zaciekawieni zza moich pleców, a ledwo to zrobili, zaczęli się głośno śmiać.

Drzwi wejściowe zostały zatarasowane przez olbrzymie, intensywnie zielone i pachnące lasem drzewko, spomiędzy którego gałęzi próbował przedzierzgnąć się Adam.

- Pomocy! Czy ktoś mógłby uwolnić mnie z tego zielska? – krzyknął, machając rozpaczliwie dłońmi.

Widok jego miny pobudził do śmiechu także i mnie. Postawiłam szkraba na podłodze i razem z Rimmonem podjęliśmy próbę wyciągnięcia Adama z kłującego igliwia. Po kilkunastu minutach mozolnej szarpaniny z drzewkiem wygraliśmy.

- No stary, to może teraz nam łaskawie wyjaśnisz, co tu robi to drzewko? – zapytał Rimmon, dając sójkę w bok Adamowi. Zajęty otrzepywaniem się z igliwia Adam, nie odpowiedział od razu. Dopiero gdy, wydłubał wszystkie igły, wyprostował się i powiedział:

- Tylko się nie śmiej. Chcę pokazać Adrienowi, jak wygląda prawdziwe świąteczne drzewko. Przytnie się je w odpowiednich miejscach, wstawi do salonu i poprzywiesza na nim jakieś bombki, świecidełka i będzie ok. Nie patrz tak na mnie, Rimmon. Te święta nie mają dla mnie żadnego znaczenia!

Rimmon wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał, po czym uśmiechnął się łagodnie i odparł:

- Nie wiem, co Ci się stało ani gdzie byłeś, ale niech będzie. Pod jednym warunkiem: będziesz musiał sam je przyciąć. Chętnie zobaczę, jak mocujesz się z tym… drzewkiem – ostatnie słowo wyrzucił z siebie z lekką ironią. – Prawda, Mimmi?

- Mnie do tego nie mieszaj. Mimo to również z chęcią to zobaczę – odpowiedziałam, przybijając piątkę z Rimmonem. (…)

Kilka godzin później w salonie stanęło TO drzewko. Zmalało o jakieś 20-30 centymetrów, ale nadal było ładne. Na dodatek było krzywe – pochylało się ku prawej stronie.

- Adam, ale to drzewko jest krzywe – pożaliłam się do Adama zamiatającego podłogę.

- Nie denerwuj mnie. Mam dość drzewek na całe życie! – krzyknął, rzucając miotłę w kąt i siadając na sofie.

Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Isztar, mówiące : „A nie mówiłam? Zawsze tak jest. Coś mu nie wyjdzie – obraża się na cały świat”.

- Też Cię kocham. – odpowiedziałam, dokańczając zamiatanie i przesyłając mu buziaka. – Zresztą sam tego chciałeś, więc teraz nie narzekaj. Mogę zawołać Adriena, żeby pomógł Ci ją ubrać, if you want - zasugerowałam, wiedząc, że i tak się zgodzi. Mi nigdy nie odmawia.

- Isztar! Przyprowadź tu proszę Adriena! – poprosiłam Isztar.

Nie musiałam czekać długo. Zza załomu korytarza wyłonił się mój chłopczyk, trzymający w prawej dłoni piernikowe serduszko, które zapamiętale obgryzał. Dzisiaj musiał mieć swój „inny dzień”, jak zwykł nazywać go Adam, bo miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawkiem i czarne welurowe ogrodniczki. Co ciekawe, zawsze chodził po Domu boso. Jeszcze nigdy nie widziałam, by nosił skarpetki. Ciekawe…

- Mamusiu, patrz, co dostałem od Adramelecha! Piernikowe serdusko! – zawołał, dostrzegając i podbiegając do mnie szybko.

- Serduszko, skarbie – poprawiłam go. – Mam nadzieję, że podziękowałeś za ciastko? – zapytałam.

- Tak. Inaczej nie dałby mi drugiego. Proszę, mamusiu – w jego dłoni znikąd pojawiła się piernikowa traszka. – Adam mnie tego nauczył. To taki magiczny trik, który sprawia, że wszystkie kobiety są moje – dorzucił, oblizując paluszki z czekolady.

- Adam! – oburzyłam się.

- No co? To tylko sztuczka, nic więcej – odrzekł wspomniany.

- How did you?!

- Sorry, but it’s not my fault. I read this sentence in your book. O, there is – dodał, wskazując na książkę, którą zwykłam czytać wieczorami dla zabicia nudy.

- Też Cię kocham – powtórzyłam po raz drugi w ciągu dnia i odwróciłam się, udając, że jestem obrażona.

- Adam, poczytasz mi kiedyś tę książkę na dobranoc? – zadał pytanie Adrien.

- Jasne, stary. A teraz zmykaj do kuchni, może Adramelech znajdzie coś jeszcze w puszce z piernikami? - skierował go do kuchni, mrugając doń okiem. – Muszę porozmawiać z Twoją mamą – odczekał, aż chłopiec zniknie w korytarzu prowadzącym do kuchni, po czym momentalnie znalazł się za moimi plecami.

- Nie złość się, Sweetie. Wiesz dobrze, że to tylko zwykłe zdanie. Poza tym on jest za mały, by móc podrywać dziewczyny – mruknął, odgarniając moje włosy z karku i dotknął koniuszkiem języka skóry. – No już, nie gniewaj się… - dodał, unieruchamiając mi nadgarstki jednym silnym uchwytem.

Przez cały czas nie odezwałam się ani słowem, a mimo to Adam dobrze wiedział, że takie coś działa na mnie niczym czerwona płachta na byka. Odgadłam, o co zabiega i zamierzałam dać mu tą satysfakcję.

- Yes, Sir – szepnęłam, na co stojący za mną Adam wciągnął ze świstem powietrze.

- Pobawimy się, ale na moich zasadach. Idź na górę, pobawimy się, if you want it – rzucił luźno polecenie, które skwapliwie wykonałam.

Nie musiałam długo czekać. Wrócił do mnie w mojej ulubionej postaci, mając na sobie jedynie czarne spodnie. Jak zwykle w takich sytuacjach, porzucił swoje codzienne opanowanie i przywdział maskę prawdziwego Mastera. Ton jego głosu stał się niezwykle surowy, chłodny i pozbawiony wszelkich uczuć, czyli taki, jaki lubiłam w tej sytuacji najbardziej.

- Załóż to – rzucił mi kłębek jakichś szaroniebieskich ubrań, które upadły tuż obok mnie. – Moim życzeniem jest, abyś zadowoliła mnie dzisiejszego wieczoru.

Moje wnętrze wypełniło radosne podniecenie, które jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Czułam się jak dziecko, otwierające prezent spod choinki. Schyliłam się skwapliwie, by podnieść ubrania. Po dokładniejszych oględzinach stwierdziłam, że to, co trzymam w dłoniach to nic innego, jak kobiecy mundur SS.

- SS? Żartujesz? – faktem jest, że pociągają mnie kobiety w mundurach SS, ale żeby zaraz…

- Zawsze możesz użyć safeword.

- Skąd masz to masz?

- Nie zadawaj pytań – odpowiedział. – Zakładaj i zabieraj się do roboty, inaczej zostaniesz ukarana.

„Nie zadawaj pytań”- ta zasada czasami rządziła moim życiem. Nagle poczułam niesamowity przypływ radosnej energii, który sprawił, że odmówiłam.

- Nie? – wyszeptał, podchodząc bliżej. – Jeszcze na dobre nie zacząłem, a ty już mi odmawiasz? Na kolana, suko! – nakazał, po czym chlasnął mnie pejczem.

Syknęłam z bólu, ale tylko dlatego, że jeden z rzemieni uderzył mnie w podbicie stopy. Zabolało. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Czy mój Pan jest zadowolony?

- Nie – ponownie smagnął szpicrutą. – Włóż ten mundur. Natychmiast. I nawet nie waż się nie wykonać któregoś z poleceń, wydanych ci przez twojego Mastera, suko.

- Tak, Panie – potwierdziłam cicho. – Tak, Panie – powtórzyłam, gdy uderzył po raz kolejny. Podniosłam mundur i po kilku chwilach byłam gotowa. Nagle moich uszu dobiegł rytmiczny przytłumiony odgłos wbiegania po schodach na górę, a po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem.

- Przeszkadzam? – zapytał Adrien, wpatrując się jak zahipnotyzowany w scenę, którą widział, jednocześnie pochrupując ciastko i wyginając usta w ironicznym uśmiechu. Zaskoczeni, nie mogliśmy wydobyć z siebie głosu. Z opresji wybawił nas Rimmon, wpadając jak burza do naszej sypialni.

- Sorry, że przeszkadzam, ale macie gości. Adam, twoi rodzice przyszli, i przyprowadzili ze sobą chyba kogoś jeszcze z rodziny, w każdym razie na dole jest trochę ludzi, którzy chcą się z wami zobaczyć – wyrzucił z siebie na jednym wydechu.

- Rimmon, błagam, nie teraz. Widzisz, że jestem zajęty. Powiedz, żeby wpadli jutro – jęknął Adam.

- Chciałbym, ale nie mogę. Już im powiedziałem, że jesteś. Lepiej zejdź do nich, bo zaczynają się niecierpliwić. Milusiński, skocz na dół i powiedz, że zaraz zejdą – rzucił do Adriena, a potem zwrócił się do mnie:

- Gdyby nie to, że mam mnóstwo zajęć, chętnie bym do was dołączył – wymruczał, zdejmując koszulkę.

- Nie, nie, nie. Zakładaj ją z powrotem, stary. Nie masz szans – roześmiał się Adam, przesyłając mu buziaka. Wrócił z garderoby w czarnych jeansach i czarnej bawełnianej koszuli, której jeszcze nie zapiął, pozwalając nam na podziwianie jego „kaloryferka”.

- Chodźcie. Będą się zastanawiać, gdzie jesteśmy – rzucił, po czym skierował się do drzwi.

Nasze pojawienie się wywołało małe poruszenie. Zastanawiając się dlaczego, zaczęłam przyglądać się każdej nieznanej mi osobie. Już po chwili otrzymałam odpowiedź na swoje pytanie, wystarczyło, abym zrozumiała wszystko. Ich spojrzenia mówiły same za siebie. Byli zdziwieni, o ile nie zaszokowani moim ubiorem i zachowaniem Adama.

- Mamo, nie musieliście.. – powiedział Adam, całując ją na powitanie.

- Ale chcieliśmy, więc nie narzekaj – odpowiedziała, witając się ze mną. – Mimmi, skarbie, co Ty masz na sobie? Przecież to mundur SS! – dodała, unosząc brwi.

- Co w tym dziwnego? - zapytałam, wskazując na mundur. – To tylko taka…. Zabawa…. – wyjąkałam, nie wiedząc, co mam powiedzieć.

- Zabawa – powtórzył ironicznie jeden z dwójki nieznajomych.

- Mimmi chciała powiedzieć, że to element jej pracy. Prawda? – odparł z naciskiem Rimmon.

- Oczywiście. Dziękuję za poprawienie – syknęłam, kopiąc go leciutko i niezauważalnie w kostkę, na co ten uśmiechnął się i pokazał mi język.

W tym samym czasie stojący z boku Adam rozmawiał cicho z czarnobrodym mężczyzną. „Rozmawiali” to chyba za dużo powiedziane. Sprzeczali się o coś, wykonując przy tym bliżej nieokreślone ruchy dłońmi. Kątem oka zauważyłam, ze Adam próbuje wcisnąć czarnobrodemu dosyć gruby plik banknotów, jednocześnie zrzucając koszulę. Dlaczego? Chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają, przysunęłam się nieznacznie bliżej.

- … nie myśl, że ujdzie Ci to na sucho. Trochę wysiłku mnie to kosztowało. Pamiętaj, że robię to tylko dlatego, że jesteś moim przyjacielem – odezwał się czarnobrody.

- James, nie wkurzaj mnie. Dobrze wiesz, że zrobiłbym dla Ciebie dokładnie to samo. Znamy się nie od dziś – szepnął Adam, obserwując, czy nikt ich nie słyszy. Szybko odwróciłam wzrok, nie chcąc, by mnie nakrył na podsłuchiwaniu. Kim był ten mężczyzna i jakie interesy załatwiał z Adamem? Nie dane mi było poznać owego mężczyzny w tamtej chwili, chociaż bardzo chciałam.

- Notabene po co Ci aż trzy? Dwa nie wystarczą? Chyba, że chcesz zabrać tą ślicznotkę ze sobą – powiedział cicho James, wskazując na mnie.

- Zamknij się. Nie Twój zakichany interes – odparł Adam, uśmiechając się łagodnie. – Nawet nie wiesz, co ta ślicznotka potrafi… - rozmarzył się, patrząc na mnie.

James poruszył się niespokojnie, wyłamując sobie palce. Powiódł zmęczonym wzrokiem po zebranych, by na końcu zatrzymać się na mnie i obejrzeć mnie od stóp do głów.

- Ładna jest, nie powiem. Skąd żeś ją wytrzasnął?

- Znalazłem. To mój skarb i będę go chronił tak długo, jak będę mógł – rzekł, po czym podszedł do mnie.

- Kochani, przepraszam Was, ale muszę porwać moją Mimmi. Jest mi potrzebna – powiedział do rodziców (leciutko zmieszanych widokiem jego półnagiego ciała) i Rimmona, oblizującego usta i mrugającego do niego. – Rimmon, zajmij się proszę, naszymi gośćmi.

Objąwszy mnie w talii pokierował ku Jamesowi, który ożywił się niezwykle na mój widok.

- Mimmi, to nasz nowy przyjaciel. Chcę, żebyś go rozgryzła – ostatnie zdanie szepnął mi do ucha. – Jak dla mnie coś ukrywa, o czymś nie chce mi powiedzieć, więc to zadanie powierzam Tobie. James, to mój skarb i nawet nie waż się jej naruszać, bo zamorduję – oddalił się na piętro.

- Piękna jesteś… Adam mówił mi, że ma kogoś, ale nie sądziłem… - jego oczy nagle pociemniały, a usta wykrzywiły się w lubieżnym uśmiechu. Nie. Złudzenie. Wszystko było w porządku. Moja wyobraźnia znów mnie zawodzi.

- Mimmi. Miło mi Cię poznać. Jak długo znasz Adama i w jakich relacjach pozostajecie?

- Dosyć długo. Jest dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałem. Mam dwie siostry – dodał w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie.

- Hmm… Więc znasz Adama dosyć długo… Co o nim wiesz?

- Tyle, ile powinienem.

- Tyle, ile powinieneś? Hmm… to dosyć względne pojęcie…

- Wiem tyle, ile powinienem wiedzieć.

- Nie wydaje mi się. Kim jesteś i czego chcesz od Adama? – zapytałam, mając świadomość tego, jakiej odpowiedzi może mi udzielić.

- Nieważne. – odbił piłeczkę.

- Cóż…. W moim Domu panują pewne zasady, więc chcąc nie chcąc będziesz musiał się do nich zastosować. Rozumiesz? – zapytałam cicho, miażdżąc go wzrokiem.

- Tak, Pani. – odpowiedział mechanicznie, gwałtownie sztywniejąc.

Postanowiłam to wykorzystać.

- Kim jesteś i czego chcesz?

- Przysłał mnie Sasha.

- Kim jest…?

- Prowadzi interesy narkotykowe w południowej Europie.

- No i?

- Chce się zemścić za swojego przyjaciela, który nie tak dawno przebywał w waszych szeregach.

W tym momencie usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się gwałtownie, ale to był tylko mój Syn.

- Cześć, mamusiu - powiedział wesoło, po czym wskoczył mi na ręce.

- Cześć, skarbie - odpowiedziałam, dając mu lekkiego prztyczka w nos.

Odwróciłam się z powrotem do nieznanego mi człowieka.

- No i? – powtórzyłam z naciskiem. – Kiego u licha chcesz?

Pytany wpatrywał się we mnie jakby nieobecnym wzrokiem, oblizując usta. Milczał.

- Mamusiu, on kłamie – powiedział nagle Adrien Damon, nie patrząc na nikogo. Całą swoją uwagę skupił na kolorowej kostce, którą bawił się od kilku chwil. Po sekundzie poznałam, że ta zabawka to nic innego, jak osławiona kostka Rubika. Mina Adriena wskazywała, że jest nią pochłonięty w stu procentach i nic nie jest w stanie go odciągnąć. – Powiedz Adamowi, żeby się go pozbył – dodał, zeskakując z moich ramion i stając obok.

- Zjeżdżaj stąd parszywcu. Nie chcę Cię tu więcej widzieć, jasne? – wysyczał, patrząc prosto w oczy nieznajomego, po czym odszedł.

Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Skąd wiedział takie rzeczy? Przecież widział Jamesa pierwszy raz w życiu! Nie mógł go znać! Niespodziewanie milczący do tej pory James otrząsnął się i powiedział szyderczo:

- Nie ma co. Ładnego potwora żeście sobie wychowali.

We mnie aż zawrzało. Poziom adrenaliny wskoczył na najwyższą półkę – w tamtej chwili myślałam tylko o tym, by zrobić mu krzywdę. Mimo to uspokoiłam się, odetchnęłam głęboko parę razy i wskazałam palcem drzwi wejściowe.

- Lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz. Żegnam.

Oddaliłam się niespiesznym krokiem, w końcu to mój Dom i ja tu rządzę. Skierowałam się do garderoby, gdzie zmieniłam strój na coś wygodnego i poprawiłam nieco swój wygląd. Wychodząc z pokoju, postanowiłam zajrzeć do Adriena i zobaczyć co porabia. W jego sypialni go nie było, więc założyłam, że albo jest z Adamem w salonie albo razem z babcią myszkuje po kuchni. Nagle moich uszu dobiegł dziwny przytłumiony dźwięk, zupełnie jakby ktoś trzasnął drzwiami i mamrotał dosyć głośno pod nosem.

- … dobrze? Droga wolna, możecie wejść. Wszystko jest w porządku. Młody jest w kuchni. Nie, jest sam. Dobra, dobra, wiem! Nie musisz mi o tym stale przypominać! – dźwięk się urwał. Wychyliłam się zaciekawiona zza barierki, chcąc zobaczyć, kto to powiedział.

Moim oczom ukazał się krążący w kółko mężczyzna, w którym momentalnie rozpoznałam Jamesa. Co się u diabła dzieje?! Wyprostowałam się, chcąc zejść na dół i wyjaśnić tą sytuację, gdy nagle przed oczami rozbłysły mi gwiazdy i straciłam przytomność. (…)

 

- Mi, kochanie. Otwórz oczy, proszę – męski głos wyrażał prośbę. – Mi, skarbie.

- Mamusiu, przyniosłem Ci ciastko. Pójdziesz ze mną na spacer? – do głosu mężczyzny dołączył głos dziecka.

- Mamo, zabierz stąd Adriena! – wołanie mężczyzny. – Zmykaj z babcią na spacer, mały.

Cisza. Długa cisza.

- Chodź kochanie, rodzice potrzebują teraz chwili spokoju – przymilny głos kobiety. (….)

 

- Mi, kochanie.

Cisza.

- No już, moja Śpiąca Królewno.

Cisza.

- Pora wstać – znów głos mężczyzny. – Panie doktorze, co z nią?

- Nic jej nie będzie. Za małą chwilkę powinna się obudzić. Będzie miała niezłego guza na głowie, ale na szczęście nic poza tym. Dostała środki uspokajające, więc jest O.K – nieznany mi mężczyzna, zupełnie nie podobny do poprzedniego aksamitnego głosu.

- Mmm – mruknęłam niewyraźnie, bardzo powoli otwierając oczy. Czułam się tak, jakby rozłupywano mi głowę na setki małych części. Masakryczny ból. Udało mi się podnieść powieki, lecz za chwilę opuściłam je gwałtownie. Światło.

- Ddmm, mzzmzm.

- Tak, Mi?

Odchrząknęłam.

– Światło.

- Nareszcie. Już zaczynałem się martwić, Mi – powiedział z troską Adam, gasząc zbędne światło i siadając obok mnie na łóżku. – Jak się czujesz?

- Bywało lepiej – w tym samym momencie przypomniałam sobie to, co widziałam, zanim straciłam przytomność. – Gdzie Adrien Damon?! James! Adam, musimy szybko…! – poderwałam się gorączkowo, chcąc wstać i zacząć działać, ale ból głowy przyszpilił mnie z powrotem. – Niech to diabli, moja głowa…

Stojący obok nas doktor wpatrywał się intensywnie w mojego Adama i we mnie, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.

- Zapłać mu i niech sobie idzie. Drażni mnie – szepnęłam do mojego Adama.

- Już to zrobiłem – odpowiedział równie cicho Adam, po czym odwrócił głowę w stronę lekarza.

- Dziękuję za wszystko. Może Pan już iść.

Doktor raptownie zbladł, upuścił swój stetoskop, podniósł go, po czym, jąkając się i potykając, ruszył do wyjścia.

- D-d-d-o wi-wi-wi-dze-dze-dzenia – i zniknął za drzwiami naszej sypialni.

- Co mu zrobiłeś? – zapytałam.

- Nic. Po prostu spojrzałem na niego, a to, że się mnie wystraszył to już nie moja wina – odparł rozbawiony Adam, odwracając się.

- No tak, teraz już wiem – roześmiałam się na chwilę. Jego oczy były zupełnie czarne, nie wyłączając białek. Znów bawił się soczewkami. – Gdzie Adrien? Co się stało? Dlaczego leżę w sypialni? – zasypałam go pytaniami.

- Leż spokojnie. Mieliśmy małą sytuację awaryjną. Jakby Ci to powiedzieć…

- Nie owijaj w bawełnę.

- James próbował porwać naszego syna.

- Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?! GDZIE JEST MÓJ SYN?!- ryknęłam, podnosząc się i szamocząc z Adamem. – GDZIE, DO CHOLERY, JEST MÓJ SYN? DLACZEGO NIKT MI NIC NIE POWIEDZIAŁ? PODCZAS GDY JA SOBIE TU LEŻĘ, JAMES MÓGŁ… - końcówka zdania nie przeszła mi przez gardło. Opadłam bez sił na poduszki. Głowa zapulsowała mocniejszym bólem.

- Zamknij się Mi – powiedział bez cienia złości czy zdenerwowania Adam. – Młodemu nic nie jest. Jest cały i zdrowy. Tuż po tym, jak poszłaś na górę, jeden z pomocników Jamesa, o ile mogę ich tak nazwać, najwyraźniej poszedł za Tobą. Uderzył Cię w głowę czymś ciężkim, no i zemdlałaś. Zaniepokojeni ciszą dobiegającą z holu, wysłałem Adriena, by sprawdził, czy wszystko w porządku. Bardzo długo nie wracał. Założyłem więc, że znowu jest z Tobą. Rozmawiałem z rodzicami przeszło dwadzieścia minut, gdy ta przedłużająca się nieobecność naszego Syna jednak poważnie mnie zaniepokoiła. Wstałem i ruszyłem więc do holu. Gdy tylko przestąpiłem próg, moim oczom ukazał się James, trzymający pod pachą worek, który się poruszał. W drzwiach wejściowych znikało właśnie jego dwóch pomocników, wynoszących dwa obrazy, które zazwyczaj wiszą w holu. No wiesz, te dwa bezcenne płótna Friedricha.

- Guzik mnie obchodzą płótna. Dalej.

- Wrzasnąłem, zaalarmowałem kogo trzeba i udało nam się ich zatrzymać. Tuż po ich zatrzymaniu przez policję okazało się, że w worku jest nasz Syn. Nie, nic mu nie jest! – dodał, widząc, że chcę coś powiedzieć. – Jest trochę…. zdezorientowany, ale nic mu nie będzie. James okazał się oszustem. Tyle. Nie chcę go znać – zakończył opowieść Adam.

- Dziękuję – szepnęłam cicho, zamykając oczy.

- Nie musisz. To także mój Syn i moim obowiązkiem jest o niego dbać, tak jak i o Ciebie – pochylił się, by mnie pocałować w policzek. Chwilę przed zawahał się, po czym przycisnął swoje usta do moich. Już po raz kolejny całował mnie tak, jakby od tego zależała cała jego przyszłość. Wpijał się żarliwie w moje usta, jak gdyby chcąc zapamiętać mój smak na zawsze. Położył się obok mnie, by ułatwić mi dostęp do jego koszuli, którą właśnie rozpinałam. Po chwili znów mogłam błądzić dłońmi po jego torsie, niemo poddając się przyjemności. Ból głowy zelżał, przynajmniej na chwilę.

- Mogę..? - zapytał Adam z twarzą ukrytą w moich włosach.

- Wiesz, gdzie leżą żyletki. Wiesz, co robić – odpowiedziałam, wyciągając w jego kierunku prawą dłoń.

Adam sięgnął ponad mną do szuflady w stoliku nocnym, która zawierała malutkie pudełko żyletek. Wyciągnął jedną, rozpakował z chroniącej ją folii i właśnie zamierzał naciąć mi wewnętrzną stronę dłoni, gdy drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem, a w nich ukazał się nasz Syn wraz z mamą Adama.

- Maamooo! Mamusiuuu! – krzyknął Adrien Damon i wskoczył czym prędzej na łóżko, by się przytulić. - Martwiłem się o Ciebie, wiesz? Tęskniłem za Tobą… - schował główkę pod moją pachę.

- Już dobrze, skarbie. Nic mi nie jest. Już dobrze – powtórzyłam, całując małego w czubek głowy. - Pudełko! – syknęłam do leżącego obok Adama. Co prawda, Adrien jest dosyć dojrzały, ale to nadal jest dziecko i nigdy nie wiadomo, co może sobie zrobić.

- Mały, daj mamie odpocząć – szturchnął Adriena Adam, wstając z łóżka. – Zaraz wracam - mruknął mi do ucha, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Po drodze otworzył szufladę nocnego stolika i schował do pudełka niewykorzystaną żyletkę.

- Smyku, mam nadzieję, że nie zamęczyłeś babci? – zapytałam chłopca, który właśnie mościł sobie legowisko z poduch.

- Spokojnie, Mi. To żywe złoto, fakt, ale to nasz jedyny wnuk. Pozwól nam go porozpieszczać – odpowiedziała matka Adama, uśmiechając się szeroko. – Przysłużyłam się Wam i zrobiłam pyszną zapiekankę z porów i cukinii, więc o obiad też nie musisz się martwić, kochanie.

- Mamo, co ja bym bez Ciebie zrobiła.. – westchnęłam, wstając i przytulając ją mocno. – Kocham Cię – uśmiechnęłam się szeroko.

„Tylko jest mały problem. Twoją zapiekankę uwielbia nie tylko Adam.”, ale tego już nie dodałam, bo byłoby to równoznaczne z ujawnieniem prawdy o liczbie osób mieszkających z nami.

Naszych uszu równocześnie dobiegło ciche pochrapywanie. Jak na komendę obie spojrzałyśmy na Adriena, który beztrosko usnął pośród morza poduch i zachichotałyśmy.

- Zaniosę go do pokoju, niech śpi. Odpoczniecie trochę, skarbie – odrzekła moja teściowa, po czym zwinnie wzięła malucha na ręce. Stojąc w drzwiach rzekła:

- Aha, Mi, byłabym zapomniała. Woda utleniona i czyste bandaże leżą na półce obok umywalki. Musisz pamiętać, żeby robić zapasy. Adam to takie dziecko wojny - gdzie nie pójdzie, tam zrobi sobie krzywdę. Będę już uciekać, zapiekankę macie w piekarniku. Do zobaczenia, kochanie. Paa, Adam! – krzyknęła w kierunku łazienki, wiedząc, że słyszy ją doskonale, po czym zamknęła drzwi i wyszła. Dłuższą chwilę później moich uszu dobiegł szmer opon toczących się po żwirze. Skorzystałam z tego, że mój syn właśnie usnął i zapukałam do drzwi łazienki.

- Adam?

Odpowiedziała mi cisza.

Puk, puk.

Cisza.

Puk, puk.

- Właź, Mi – usłyszałam cichy głos Adama. Więc weszłam. Adam wyciągnął się leniwie w wannie, mocząc swoje długie ciało. Wokół porozstawiał kilka świeczek i zatknął kadzidełko o jakże wdzięcznej nazwie Dragon’s Blood. Aha, pomyślałam. Czyli Adamowi coś dolega. Kadzidełka zapala tylko wtedy, gdy chce się zrelaksować, medytuje lub ma jakiś problem.

- Przynieś mi, proszę, trochę wina, dobrze? – poprosił cicho, zamykając oczy.

- Ja-jasne – wydukałam i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Rimmona jedzącego zapiekankę.

- Co się dzieje z Adamem? Najpierw wszystko było w porządku, a potem nagle zrobił się taki cichy, obcy, zupełnie jak nie on…. – zapytałam go.

- Cóż, Mi, przyczyn może być dużo. Myślę, że najbardziej prawdopodobną może być to, że jest coś go trapi. Próbowałaś go podpytać? Spróbuj, może to da Ci odpowiedź. To, czego szukasz, jest w lodówce – dodał, patrząc na mnie znacząco.

- Skąd wiesz czego szukam? – zapytałam, zbita z tropu.

- Sądząc po tym, że trzymasz kieliszek do wina, wykonałem prosty rachunek, Mi – zarechotał, dokończył posiłek, cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Na odchodnym dodał:

- Nie dawaj mu za dużo wina, zaszkodzi mu.

Potrząsnęłam głową, porzucając myśli i wróciłam na górę. Adam nie ruszył się ani o milimetr, odkąd go zostawiłam. Dopiero cichy stukot szkła stawianego na blacie sprawił, że otworzył oczy. Mała kąpiel w ciągu dnia nikomu nie zaszkodziła, pomyślałam.

- Dziękuję. – zamknął je z powrotem.

- Adam, co się z Tobą dzieje? – zapytałam, sadowiąc się naprzeciw niego. – Dlaczego tak się zachowujesz?

Och, mogłabym wpatrywać się w niego godzinami!

- Miiiii….. daj mi chwilę – poprosił, przeciągając samogłoskę. Między palcami prawej dłoni machinalnie przesuwał pudełeczko żyletek. Mijały minuty, a Adam nadal nie otworzył oczu. Zniecierpliwiona i zaniepokojona przysunęłam się bliżej i szturchnęłam go w kostkę.

- Hej, wszystko gra? – zapytałam cicho.

- Muszę się położyć – oświadczył, po czym wyszedł z wanny i założył czarną koszulkę wraz ze spodniami w szkocką kratkę. Kierując się do drzwi, zabrał jeszcze butelkę wina i kieliszek.

- Adam, do diabła! – krzyknęłam zaniepokojona. Podskoczyłam jak oparzona i popędziłam za nim. Wpadłam do sypialni w momencie, gdy właśnie opróżniał swój czwarty kieliszek.

- Dosyć. Wystarczy – powiedziałam stanowczo, jednym ruchem ręki przestawiając butelkę. – Człowieku, co się z Tobą dzieje? W jednej chwili wszystko jest ok., w następnej zamykasz się w łazience i zachowujesz się, jakby coś Ci dolegało.

- Zamknij się i oddaj mi wino – odparł w końcu. – Jestem dorosły i mogę robić to, co mi się żywnie podoba. Oddaj butelkę.

- Nie rozumiem, co się z Tobą dzieje…

- Nie musisz. Wyjdź stąd.

- Adam…. - zaczęłam.

- WYNOŚ SIĘ! – wrzasnął i rzucił szkłem o ścianę.

Wystraszona, natychmiast spełniłam jego polecenie, nie chcąc sprawdzić, do czego może się posunąć. Ledwie wyszłam z pokoju, na podeście schodów zobaczyłam Rimmona i Isztar, która trzymała na rękach Adriena.

- Co się dzieje? – momentalnie zapytał Rimmon, podchodząc do mnie.

Nie odpowiedziałam od razu na pytanie. Przejęłam od Isztar mojego Syna i dopiero udzieliłam odpowiedzi.

- Kazał mi się wynosić.

Rimmona zamurowało.

- CO Ci kazał zrobić? Och, ja go chyba zabiję!

Dzwonek do drzwi.

Isztar pobiegła otworzyć, a po chwili przyprowadziła ze sobą młodą dziewczynę. Drepcząca za nią Isztar miała wypisane na twarzy całkowite oburzenie.

- Adam jest u siebie? – zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź skierowała się do właściwej sypialni.

Gdy tylko zniknęła, zagadnęłam Isztar:

- Kim ona jest?

- Nie mam pojęcia. Zadzwoniła, to jej otworzyłam. Powiedziała, że dzwonił do niej Adam i że kazał jej przyjść.

Milczący dotąd Rimmon poruszył się niespodziewanie, wyciągając telefon i szybko pisząc do kogoś sms.

W zasięgu mojego wzroku pojawił się nagle fragment tekstu z książki leżącej tuż obok. „…. głód jest podstawowym wyznacznikiem życia…”. Resztę zasłaniała gazeta.

Olśniło mnie. Zestawiwszy Adriena na ziemię, wskazałam palcem na fragment.

- Rimmon… Wiem, co mu jest. Najpierw ta książka… Pamiętasz Demogorgona i sytuację w gabinecie? Adam jest głodny! Tylko jego objawy są zupełnie inne! – odetchnęłam głęboko, wiedząc, co mu dolega. Zapomniałam całkowicie o nieznajomej.

- Taak! – wyrzucił w górę pięść, na szczęście w porę się zreflektował. - Tego się domyślałem. Mi, ta mała jest tylko jedną z wielu, którzy określają się jako dawcy. Najwyraźniej na dodatek się zakochała. Pamiętaj, że z nim trzeba spokojnie! – krzyknął za mną.

Nie dokończył jeszcze zdania, gdy stałam już przed drzwiami naszej sypialni.

- Zawołaj Sapirsteina, proszę! – odkrzyknęłam.

Nie czekając dłużej, wtargnęłam do pokoju. Widok był odrobinę dziwny. Adam siedział na brzegu łóżka z twarzą ukrytą w dłoniach, bez koszulki, a nieznajoma kuliła się wystraszona pod ścianą.

Minął mnie Sapirstein, który bez słowa wyprowadził dziewczynę. Zanim oddał ją w dłonie naszej kochanej Isztar zdążyłam jeszcze usłyszeć: „nie mówcie jej więcej niż powinna wiedzieć”. Wrócił do mnie i zamknął za sobą drzwi.

- Pamiętaj, cicho i spokojnie. Jak do kogoś leżącego na łożu śmierci.

Niepewnymi krokami podeszłam do łóżka i usiadłam obok Adama, który teraz kulił się w pozycji embrionalnej. Zadrżał, więc sięgnęłam po leżący nieopodal koc i okryłam go troskliwie.

- Już dobrze, ciiiii… - uspokajałam go. Na dźwięk mojego głosu Adam podniósł się i wtulił we mnie, zupełnie jak dziecko. - No już… Powolnymi ruchami dłoni głaskałam go po głowie, gdy tymczasem Sapirstein pozbierał porozrzucane poduszki i koszulkę Adama. Zabrał też rozpakowaną żyletkę, porzuconą bezładnie na łóżku.

Upewniwszy się, że wszystko jest ok., przycupnął obok mnie.

- Jesteś głodny, Adam? – zapytałam cicho. W odpowiedzi otrzymałam jedynie mruknięcie, oznaczające „tak”.

- Dlaczego nam nie powiedziałeś? Dobrze wiesz, że możesz poprosić o to każdego z nas.

Cisza.

Zakotłowało się. Nie zdążyłam nawet mrugnąć okiem, gdy już leżałam na plecach, a Adam przytrzymywał moje rozkrzyżowane ręce za nadgarstki.

- Nie wkurwiaj mnie – szepnął złowrogim głosem. – Abe, żyletka.

Zrobiwszy to, o co prosił, Sapirstein nie wyszedł z pokoju, tylko stanął w rogu pokoju, by w razie czego móc zainterweniować.

- Spieprzaj – syknął Adam.

- Adam… tylko ostrożnie, błagam – jęknął z kąta Sapirstein.

- Wiem, co robię – warknął mój ukochany.

Spojrzał na mnie bystro i oblizał usta. Po długich sekundach wpatrywania się we mnie, oderwał jedną dłoń i chwycił „narzędzie zbrodni”. To, co widziałam w jego oczach mieszało się i z pożądaniem i ogromnym bólem. Przeciął mi koszulkę, robiąc w niej sporą dziurę i odkrywając fragment mojej lewej piersi. Uśmiechnął się złowieszczo. Nie powiem, że mnie to nie wystraszyło. Przymierzał się do cięcia dwa razy. Za pierwszym udało mu się zrobić jedynie rysę. Za drugim trafił w sedno. Zapiekło. Cholernie mocno zapiekło.

- Mi? – odezwał się Sapirstein.

- Wszystko jest w porządku. To po prostu bardzo wrażliwe miejsce. Przynieś proszę, wodę utlenioną i jakiś plaster – odpowiedziałam, wyginając się do tyłu, jednocześnie prawie zsuwając się z łóżka. No tak, Adam właśnie zjada swoje spóźnione „śniadanie”. Nie powiem, to było dziwne odczucie: obce usta na Twoim ciele otwierające się i zamykające raz za razem.

- Mmm… Auć! – Na gacie Merlina! Gryzie. Po dwóch minutach uznałam, że na dziś już wystarczy. Nie wolno się przejadać.

- Adam, dosyć. DOSYĆ, słyszysz? – powtórzyłam głośniej i wstałam. Tymczasem on przeturlał się na prawy bok i skulił. W tamtej chwili wyglądał bardzo niewinnie.

- Nie potrafię, Mi. Mam dosyć – szepnął Adam z twarzą ukrytą w ramionach.

Spojrzałam na Sapirsteina z uniesioną lewą brwią, na co ten odchrząknął i powiedział:

- Everything’s will be ok., Adam. Don’t worry, please.

Wyszedł na chwilę z pokoju. Wrócił po dłuższej chwili, niosąc swoją torbę z lekarskimi utensyliami, do których raczej nikomu nie pozwalał się zbliżyć. Odwrócił się plecami, postawił torbę na stoliku i zaczął pobrzękiwać tylko sobie znanymi buteleczkami i probówkami. Nucił coś pod nosem.

- Mi, wyjdź.

Spełniłam jego prośbę, nie mając pojęcia co może zrobić. Zeszłam na dół, by przekonać się, że mój Dom stał się nagle pełen ludzi. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że to są moi najbliżsi - ludzie, z którymi dzieliłam swoje życie. Przysiadłam na najniższym stopniu schodów, ze zdziwieniem przyglądając się znajomym. Po raz pierwszy uderzyło mnie, jak bardzo są dojrzali i spokojni. Poświęcili swoje prywatne życie, by móc zamieszkać ze mną i Adamem. Nie potrafiłam wyrazić słowem, jak bardzo jestem im wszystkim wdzięczna. Uśmiechnęłam się, w końcu stanowili dla mnie rodzinę – tak mocne łączyły nas więzi.

Pogrążyłam się w myślach tak głęboko, że nie zauważyłam, gdy obok mnie przycupnął Adrien Damon. Znów bawił się kolorową kostką.

- Co słychać, szkrabie? Nie znudziła Ci się już ta kostka? – zapytałam, sadzając go sobie na kolanach.

- Nie, mamo. Adam obiecał mi wczoraj, że kupi mi większą. Taką dla bardziej zaawansowanych – dorzucił w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie. Skierowałam spojrzenie w dół i ku swojemu zdumieniu ujrzałam idealnie ułożoną kostkę.

- Jak to zrobiłeś?

- Ech, mamo. Po prostu ją ułożyłem! – odparł wesoło, zeskakując z moich kolan i biegnąc do Rimmona, który machał do niego lewą dłonią, a prawą pokazując na pudełko owinięte zieloną wstążką. No tak. Kolejny prezent, pomyślałam rozbawiona. Przyglądałam się im chwilę, jednak górę wziął mój pusty żołądek. Chcąc nie chcąc, skierowałam swoje kroki do kuchni. W połowie drogi przypomniało mi się, że moja ukochana teściowa przyrządziła swoją słynną zapiekankę. Nałożyłam sobie dosyć spory kawałek, po drodze łapiąc szklankę soku pomarańczowego i usiadłam na stołku barowym w kącie kuchni. Nie miałam pojęcia, co się dzieje z moimi myślami – błądziły chaotycznie w tę i z powrotem, nie dając się złożyć choćby w wyrażenie. W miarę jedzenia ten ‘problem’ jednak zdawał się zanikać. Słynne „magiczne” właściwości zapiekanki matki Adama wydawały się potwierdzać. Skończywszy posiłek, czułam się o wiele lepiej niż na jego początku. Mimo to, coś mi ostatecznie nie dawało spokoju. Owo ‘coś’ wyjaśniło się, gdy do kuchni wszedł Abraham, podwijając rękawy i zagarniając pozostałą część zapiekanki.

- Śpi – odpowiedział na moje nie zadane jeszcze pytanie Sapirstein, nie przerywając jedzenia i nie patrząc na mnie.

- Co mu jest?

- Jest, to znaczy był, na głodzie. Jest Sangiem, więc to całkowicie normalne.

- Mhm… - mruknęłam, popijając sok. - Abe, ja… wystraszyłam się. Myślałam, że znowu wróciło to coś, pamiętasz?

- Tak. Cholera, Mi, nie powinienem był w ogóle do tego dopuścić – powiedział stanowczo doktor. – Muszę wziąć się za siebie, inaczej skończę jak Renfield – uśmiechnął się ironicznie.

- Abraham… co mu zrobiłeś?

Doktor spiął się odrobinę, zanim spojrzał mi w oczy. Instynktownie wyczułam, że boi się udzielić mi odpowiedzi. Nie miałam pojęcia dlaczego, przecież jesteśmy jak jeden wielki organizm, mamy do siebie zaufanie.

- Och. Wiedziałem, że prędzej czy później o to zapytasz, ale nie sądziłem, że zrobisz to tak szybko.

Odniosłam silne wrażenie, że powiedział to raczej do siebie niż do mnie.

- Dostał dużą dawkę środków uspokajających i coś na sen. Długo przedtem rozmawialiśmy. Wiesz, jak facet z facetem.

- Sapirstein, nie wkurzaj mnie – pierwszy raz zwróciłam się do niego po nazwisku.

Wymieniony uśmiechnął się słabo.

- Powiedział, że chce odejść. Nie może dłużej narażać Ciebie, Adriena ani żadnego z nas – wydusił w końcu rozkładając bezradnie ręce.

- Abe, Ty idioto. Myślisz, że mówił serio? Z tego, co pamiętam, sangom wystarczą regularne ‘posiłki’, a żadne takie się nie pokażą. Nie mylę się, prawda? – bardziej potwierdziłam niż zapytałam. Swoją wypowiedzią zdołałam go w końcu rozbawić.

- Doktor, a wierzy w bajki. Abraham, wstydź się – pokazałam mu język i ucieszona wyskoczyłam z kuchni.

Udałam się do sypialni, by zobaczyć, czy Adamowi czegoś nie potrzeba. Uchyliwszy drzwi, rozczuliłam się momentalnie. We śnie wyglądał o paręnaście lat młodziej. Cicho wsunęłam się do pokoju i oparłam się o poduszki obok śpiącego. Nagle poruszył się niespokojnie i wyjąkał:

- Miii… Miii… Mi! – jak gdyby wyczuwając, że jestem obok, przylgnął do mnie całym ciałem i oplótł ramionami. Swoją czarną głowę złożył na mej lewej piersi i wzmocnił nieco uścisk.

- Ćśśś…. Już dobrze. Już dobrze – powtórzyłam bezwiednie słowa sprzed godziny, głaszcząc go po głowie monotonnym ruchem. Zsunęłam się niżej i oparłam czołem o jego.

Minęło jakieś trzydzieści minut, a mój anioł stróż nie poruszył się ani razu. Nie minęło kolejne dziesięć, gdy i ja usnęłam.

 

Obudziło mnie światło przebijające się przez zamknięte powieki. Uchyliłam je odrobinę i zaraz zamknęłam z powrotem.

- Uparty księżyc. Nie ma gdzie świecić – zaklęłam pod nosem.

Otworzyłam oczy. Adam opierał się plecami o framugę otwartych drzwi prowadzących na taras i spoglądał na doskonale widoczny księżyc w pełni. W dłoni trzymał szklankę z sokiem.

- Która godzina? – zapytałam, chcąc rozbudzić się do końca. O dziwo, czułam się maksymalnie wypoczęta i zrelaksowana.

- Nie strasz mnie! – podskoczył rozbawiony. – Możesz spokojnie jeszcze spać, ja stoję na warcie – zaprezentował mi cały garnitur zębów.

Podeszłam do niego i zabrałam mu szklankę z sokiem.

- Dawaj, pić mi się chce – oświadczyłam radośnie i wychyliłam zawartość jednym duszkiem.

- Przepraszam za wczoraj. To się nie powinno zdarzyć – oznajmił twardo. – Jeszcze dziś przeproszę też doktora. Rozmawialiśmy wczoraj dosyć długo. Postanowiliśmy, że od tej pory będę go informował na bieżąco o swoim stanie. To się nie może powtórzyć.

- Nie ma sprawy, pod warunkiem, że zawęzisz swoją grupę dawców do naszego Domu.

- Umowa stoi – odpowiedział i usiadł na stoliku ogrodowym, wyciągając przed siebie dłoń zatrzymaną w geście zamknięcia. Szybko zwichrował sobie włosy i odezwał się „aksamitnym barytonem”:

- Siemanko, Bella. Wybacz, że wpadłem teraz, ale w dzień się strasznie świecę, więc sama rozumiesz… ale zaraz Ci to wynagrodzę. Masz jabłko?

Oglądając jego przygotowania, zdusiłam w sobie śmiech, bowiem zdążyłam się już domyślić, kogo udaje.

Brakowało mu tylko brokatu na ciele.

- Ooch, Edwardzie tak za Tobą tęskniłam! – prawie omdlałam z udawanych emocji. W środku aż mną trzęsło ze śmiechu, jednak udało mi się utrzymać parodię sytuacji. – Mam jabłko, ale Ci nie dam. Wampiry nie lubią jabłek.

Nie zdążyłam znów mrugnąć okiem i leżałam na podłodze, przygnieciona przez śmiejącego się w najlepsze Adama.

- Wampir głodny, wampir jeść! – zawołał, parodiując zdanie „Kali głodny, Kali jeść”.

- Wampir iść do kuchnia i zajrzeć do lodówka. Ja nie mieć jedzenie – zaśmiałam się.

- Nie ruszaj się – ostrzegawczo warknął mi do ucha. Chociaż wiedziałam, że tylko żartuje, wzdrygnęłam się. Ostatnie wydarzenia pokazały, czego mogę się spodziewać.

Tup, tup, tup.

Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem, a w nich ukazał się Rimmon.

- Adam, Adam, Adam.

Wszedł do środka i usadowił się na ogromnym biurku. W prawej dłoni trzymał jakieś ciemne zawiniątko, którym się bez przerwy bawił.

- Nie chcesz się czasem podzielić? Też bym zjadł jabłko – zadrwił.

- Podsłuchiwałeś! – roześmiał się Adam.

- Ja? Nie. To Was słychać na całym piętrze –odparował Rimmon. – Swoją drogą nie przypuszczałem, Mistrzu, że gustujesz w piśmidłach typu Twilight.

- Ech.. Zamknij się – odpowiedział przygniatający mnie mężczyzna, po czym wrócił do przerwanej czynności. Sunął nosem w okolicach małżowiny usznej, stopniowo przesuwał się niżej, by dotrzeć do serca.

- Yhym, yhym – chrząknął cicho Rimmon. – Chcę jabłko.

Adam podniósł głowę i bezgłośnie westchnął.

- Wiesz, że Cię lubię? – zapytał.

- Jabłko – odparował nasz towarzysz, schodząc z biurka i podchodząc do nas.

- Dostaniesz swoje jabłko, ale teraz daj mi pięć minut – gospodarz podniósł się do pozycji stojącej, złapał przyjaciela za rękę i pociągnął w kąt, gdzie natychmiast zaczął coś szeptem wyjaśniać.

Nie chciałam podsłuchiwać, ale to samo do mnie przylazło.

- Przecież ona nic nie wie o naszym zakładzie. Pamiętam, że Ci obiecałem, ale muszę jej o tym powiedzieć, kretynie – uśmiechnął się Adam. – Zresztą.. dlaczego ona? Równie dobrze to mogę być ja, Abaddon, Isztar czy nawet doktor..

- Bo ja ją lubię – odpowiedział Rimmon, szczerząc zęby.

Właśnie. Dlaczego ja i o co tu chodzi?, pomyślałam.

Wdrapałam się na łóżko i sięgnęłam po książkę, leżącą na nocnej szafce Adama. „Jedwabnik” Roberta Galbraitha. Ciekawa pozycja wśród kryminałów, chociaż ostatnio wolałam sięgać po skandynawskie pozycje.

Usadowiłam się wygodniej i zaczęłam czytać, chociaż po pięciu minutach nie dane było mi kontynuować.

- Mi? Mogę Cię o coś zapytać? – Adam z Rimmonem usiedli po obu moich stronach, przy czym obaj spoglądali na siebie z nutką rozbawienia.

- Oczywiście.

- No więc…

- Nie zaczyna się zdania od „no więc” – przerwałam mu, pokazując język.

- Mi!

- Dobra, dobra. Mów, o co chodzi – uśmiechnęłam się i oparłam o Rimmona.

- Jakiś czas temu ja i on założyliśmy się o jakąś tam błahą sprawę. Jeśli miałbym wygrać, nagrodą byłoby coś, co sam wybiorę. Coś dowolnego. Jeśli zaś Rimmon odniósłby zwycięstwo, nagrodą miało być.. – zawahał się Adam.

- Miała być Twoja.. krew – dokończył za niego Rimmon.

- ? – podniosłam brew. – Nie rozumiem.

- Krótko mówiąc, chodzi o to, żebyś podzieliła się z nim swoją krwią. Jeśli się zgodzisz – odrzekł Adam, wyciągając swój „medyczny niezbędnik”, a z niego zafoliowany skalpel. – Nie uznaje żyletek – dodał w odpowiedzi na moje nieme pytanie.

Tymczasem słuchający nas Rimmon drażnił moją skórę na karku, delikatnie na nią dmuchając. Powodował gęsią skórkę, ale mimo to było to bardzo przyjemne uczucie.

- Jeśli się zgodzisz – powtórzył mi do ucha.

- A jeśli się nie zgodzę?

- Nic się nie stanie. Nie rozumiem tylko, dlaczego chcesz akurat ją – Adam ostatnie zdanie skierował do Rimmona, który teraz oblizywał się lubieżnie.

- Bo ja ją l u b i ę – powtórzył znów Rimmon.

- Znajdź sobie lepszą wymówkę – odwróciłam się, chichocząc, w jego stronę.

- Oj tam oj tam – leciutko się uśmiechnął.

- Ech… niech Ci będzie. Pamiętaj jednak, że robię to ten jeden jedyny raz. Sweetie, zajrzyj, proszę do Adriena, dobrze? Nie martw się, dam sobie radę. Rimmon nie gryzie. – posłałam mu najpiękniejszy z moich uśmiechów. – Chyba – dodałam rozbawiona po chwili.

- Ja Ci dam chyba! – roześmiał się wspomniany.

Rimmon się ożywił i „zrobił” sobie nastrój, jak zawsze, gdy miał coś ważnego do zrobienia lub chciał odpocząć. Zamknął drzwi tarasowe, zasłonił okna roletami, dzięki czemu w pokoju było ciemniej niż na dworze. Za oświetlenie posłużyła mu lampa kreślarska stojąca obok.

- Nie lubię, gdy mi coś przeszkadza – zakomunikował mi i wrócił na łóżko. – Daj mi skalpel.

Był stanowczy, a jednocześnie cholernie uważny – musiał, jeśli nie chciał zrobić mi krzywdy.

Ni stąd ni zowąd przestał oglądać swoje narzędzie i zaczął mnie łaskotać.

- Rimmon! Przestań, dobrze wiesz, że mam łaskotki! – zachichotałam, gdy połaskotał mnie w stopy.

- Nie przestanę – oznajmił radośnie i jął łaskotać mnie dalej. W końcu jednak się zmęczył i wyciągnął obok mnie.

- Kocham Cię – oświadczył.

- Słucham? – zapytałam zaskoczona.

- Jak siostrę, Mi. Jak siostrę – wyjaśnił. – Wszystkiego najlepszego – dodał, spoglądając na zegarek i cmoknął mnie w policzek.

- Ale ja nie mam dziś urodzin!

- Masz. Spójrz na zegarek – faktycznie, mówił prawdę.

Pocałował mnie w drugi policzek i zawahał się.

- Mogę dać Ci prezent?

- Wiesz dobrze, że nie obchodzę urodzin.

- TO nie jest przedmiot – odparł.

Jego pocałunek w żaden sposób nie przypominał pocałunku Adama. Jego usta są miękkie i ‘plastyczne’, a usta całującego mnie właśnie Rimmona zdawały się być wykute z kamienia. Choć, nie przeczę, smakował równie ciekawie co Adam.

Prezent, którym mnie właśnie obdarowywał zajął mu dwie minuty. Oderwał się, oddychając szybko.

- Usiądź do mnie tyłem – poprosił, odsuwając się na bok. – Wszystko jest w porządku.

- Ta, jasne – zadrwiłam, uśmiechając się pod nosem. Zrobiłam to, o co poprosił.

- Nie ruszaj się – powtórzył po czym poczułam zimne ostrze na karku. Ma za sobą kilkuletnie doświadczenie, więc niby nie powinnam się bać, ale bądź co bądź to były jednak okolice najważniejszych żył na szyi. Wykonał dwa nacięcia i przygotował sobie wodę utlenioną i plaster opatrunkowy. Mamrotał coś przy tym pod nosem.

Wreszcie pochylił się i polizał nacięcia.

Raz.

Drugi.

Trzeci.

Czwarty.

Aż w końcu przestałam liczyć. Przylgnął do moich pleców niemal całym ciałem, na co musiałam zareagować cichym śmiechem.

- Rimmon, bo zaraz się przewrócę – zażartowałam.

- Już kończę – odpowiedział szeptem. Sięgnął jednak po skalpel i minimalnie pogłębił, a także poszerzył nacięcie, co sprawiło, jakbym miała ranę, z której ktoś zerwał skórę. Zapiekło.

- Rimmon, dosyć.

Nie zareagował. Czułam strumyczki ciepłej krwi spływające mi po plecach.

- Przegiąłeś – powiedziałam do niego i sięgnęłam po chusteczki, by otrzeć krew. Nagle złapał mnie wpół i rzucił:

- Nie ruszaj się, inaczej wszystko będzie we krwi.

Zabrał się do opatrywania mojego karku i nie dopuszczenia, by jakakolwiek kropla dostała się gdzieś indziej. Skończywszy i pochowawszy co trzeba, sięgnął po ów dziwny przedmiot, którym wcześniej się bawił.

- Najlepszego, stara – powiedział, szczerząc zęby i kładąc mi na dłoni ów przedmiot.

- Dzięki, stary – odgryzłam się, na co odpowiedział jeszcze szerszym uśmiechem.

Przyjrzałam się bliżej niespodziance.

- Ładny jest, dziękuję.

- Ech, prezent jest w środku, Mi – pokiwał głową z politowaniem.

Odwinąwszy ciemnoniebieską bibułkę moim oczom ukazał się przepiękny medalion, do którego można było włożyć zdjęcie.

- Teraz się przyznaj, skąd go masz, łobuzie – szturchnęłam go łokciem.

- Nie zadawaj pytań, a ja nie będę opowiadał Ci bajek – roześmiał się. – To pamiątka po mojej matce. Mam ich jeszcze sporo, zresztą i tak zamierzam podarować kilka naszym kochanym paniom – wyszczerzył się.

Wreszcie westchnął, zlazł z łóżka i „posprzątał” swój „nastrój”, jak zwykł go określać. Poodsłaniał okna, wpuszczając do środka blade światło nadchodzącego świtu, zabrał swoje rzeczy i wyszedł. W międzyczasie zdążyło się zrobić w miarę jasno, by móc cokolwiek dostrzec.

Ziewnęłam. Nawet nie zauważyłam, gdy noc płynnie przeszła w świt. Znów poczułam senność, więc ogarnęłam z grubsza walające się niepotrzebne rzeczy i wsunęłam się do łóżka. Nie miałam pojęcia, gdzie podział się Adam, ale byłam pewna, że nic mu nie jest.

 

 

Obudził mnie zapach deszczu. Zaledwie otworzyłam oczy i już wiedziałam, skąd się wziął. Drzwi balkonowe były otwarte na całą szerokość, podobnie jak okna. W pobliżu jednego z nich stała Sachmet, wdychając głęboko powietrze. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy wylazłam z łóżka i podeszłam bliżej.

- Dlaczego nie śpisz?

- Łobuzie, jest przed dwunastą – odpowiedziała ze śmiechem.

Spojrzałam na zegarek. No tak, przespałam prawie pół dnia.

- Wszystko w porządku, Sachmet?

- Jasne, możesz być spokojna. O brzdąca też nie musisz się martwić. Rano hasał na dworzu pod czujnym okiem Isztar. Zbliża się burza, więc pewnie wrócili do Domu – odparła i wyszła, dając mi chwilę dla siebie. Zrobiłam poranną toaletę i właśnie nakładałam koszulkę, gdy do pokoju wleciał Adramelech, ledwo łapiąc oddech i trzymając się za serce. Zdziwiłam się.

- Mi… Tam.. Adam…. Szybko… - wysapał, oddychając spazmatycznie.

- Co Adam?! – ponagliłam go.

- Właśnie… dostałem telefon… Adam… miał wypadek… - wystękał.

Zmroziło mnie. Przed oczami zatańczyły mi czarne ogniki, a otoczenie zaczęło się kołysać.

- Mi! Nie ma czasu, musisz jechać do szpitala! SZYBKO! - Adramelech odzyskał mowę. – Nie martw się o chłopca, Sachmet się nim zajmie.

Otrzeźwiałam momentalnie. Syn potrzebuje ojca. Naturalnie. Oczywiście. Kuźwa, dlaczego właśnie Adam musiał mieć takiego pecha? (…)

 

Do szpitala dotarłam w pół godziny później. Po drodze martwiłam się, czy nic mu się nie stało, w dodatku irytowały mnie zbyt wolno, jak na mój gust, samochody. Czy nikt w tym pieprzonym kraju nigdzie się nie spieszy?!

Uprzejma pani w rejestracji poinformowała mnie, że Adam znajduje się w tej chwili na jakimś prześwietleniu i nie mogę się z nim zobaczyć.

- Jak to nie mogę? TO MÓJ MĄŻ! – krzyknęłam, na co recepcjonistka spojrzała na mnie zdziwiona.

- Pani mąż? Nie wygląda Pani na…. – mruknęła pod nosem.

- Och, zamknij się – powiedziałam dobitnie i odeszłam. W tej samej chwili do szpitala dotarł Rimmon. Adramelech powiedział mu, co się stało .Użył swojego uroku, by móc dowiedzieć się, gdzie konkretnie jest Adam. Drepcząc po odgałęzieniach szpitala, udało nam się go zlokalizować już po pięciu minutach.

Niestety, z oddziału wychodził właśnie lekarz.

- Panie doktorze, co z nim? – wypaliłam natychmiast, prawie podbiegając do niego.

- W tej chwili nie ma z nim żadnego kontaktu. Śpi, dostał mocną dawkę morfiny. Miał naprawdę sporo szczęścia. Z samochodu prawie nic nie zostało. Wracając do pacjenta.. Ma rozległe potłuczenia, mnóstwo siniaków. Do tego dochodzi wstrząśnienie mózgu i cztery złamane żebra.

Nadeszła pielęgniarka.

- Wyniki, panie doktorze.

- Dziękuję, siostro – odpowiedział. – Proszę zamówić pięć jednostek krwi, będą pilnie potrzebne – polecił, gdy tylko spojrzał na kartkę.

Odeszła.

- Dochodzą jeszcze obrażenia wewnętrzne. Módlmy się, żeby nie pojawił się krwotok wewnętrzny – zakończył.

Spojrzałam na niego zamglonym wzrokiem. Nie. Tylko nie to.

- Możemy wejść? – zapytał Rimmon, naciągając szpitalny fartuch.

- Dobrze, ale proszę pamiętać, żeby być ostrożnym.

Minęłam go i weszłam do sali, ignorując pozostałych.

- Adam, kretynie, co Ty tu robisz? Zawsze powtarzałeś, że szpital to przechowalnia dla trupów – przysiadłam obok łóżka i ścisnęłam Adama za lewą dłoń.

Podszedł Rimmon.

Patrząc na wykrzywioną bólem twarz mojego anioła stróża myślałam, że nic gorszego nie może nas już spotkać. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.

Monitor stojący przy łóżku nagle przeraźliwie zapiszczał, a ciałem Adama wstrząsnęły drgawki.

- Siostro! – krzyknął Rimmon.

Lekarz momentalnie nas wyprosił. Po chwili jednak wyszedł, mówiąc pospiesznie:

- Tego się obawiałem. Idziemy na blok operacyjny!

- ADAM!!! – wrzasnęłam bezsilnie. Stojący obok Rimmon próbował mnie uspokoić, chociaż sam był cholernie zdenerwowany i zmartwiony, w końcu to jego najlepszy przyjaciel.

(…)

 

Siedzieliśmy pod salą operacyjną jak na szpilkach. Co chwila ktoś stamtąd wychodził albo tam wchodził. Mijały minuty, a my nadal nie wiedzieliśmy, co się dzieje.

(…)

Cisza.

(…)

Jak na szpilkach.

 

Wreszcie, po jakichś dwóch godzinach z sali wynurzył się lekarz. Szedł powoli, sprężystym krokiem, jak gdyby nie spieszyło mu się poinformować najbliższych o stanie pacjenta.

- Mieliśmy szczęście. Pojawił się krwotok wewnętrzny, więc musieliśmy interweniować.

- Co z nim?! – zapytałam podenerwowana, łapiąc go za fartuch.

- Proszę Pani! – zawołał oburzony.

- Mi. Spokój – rozkazał mi Rimmon, sadzając mnie na jednym z krzeseł. - Przepraszam. Po prostu bardzo się martwi. Więc co z Adamem? – powiedział, patrząc na mnie z ukosa.

- Wszystko będzie w porządku. Udało nam się uratować śledzionę i parę innych narządów, więc będzie żył. Poza nielicznymi siniakami, wszystko będzie dobrze. Wybaczą Państwo, ale muszę iść – odpowiedział i zniknął.

Westchnęłam przeciągle. Rimmon nawet nie miał pojęcia, jak bardzo mi ulżyło.

 

 

20.03.20?

 

Miał cholerne szczęście, że tak się to skończyło. Tak mi powiedział.

(…)

Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej, było to doskonale widoczne również na jego twarzy. Sapirsteinowi nie udało się przenieść go do pokoju jednoosobowego, więc musiał „bytować” z trójką pozostałych pacjentów.

- Mi... głodny jestem. Ta operacja strasznie mnie wykończyła. Poproś Rimmona, dobrze? – poprosił mnie któregoś dnia. Spełniłam jego prośbę, choć niechętnie. Bądź co bądź, był jednak w szpitalu.

Rimmon wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Dwójka „towarzyszy” miała właśnie gości, a trzeci gdzieś zniknął, co pasowało Adamowi. Nikt nie będzie wtrącał nosa w nie swoje sprawy.

- Stary, wiem, że doprowadza Cię to do irytacji, ale musisz mi pomóc. Mi zbyt często to robi, ktoś spoza Domu mógłby się czegoś domyśleć. No i nie chcę , by chodziła cała w plastrach. Mogę się żywić astralnie, ale ci ludzie…. Sam spróbuj – powiedział z żalem do przyjaciela.

Rimmon zamknął oczy, skoncentrował się i przez pięć minut towarzyszył nam tylko ciałem. Miał niesamowitą zdolność skupiania się w największym hałasie. Raz czy dwa się skrzywił.

- Faktycznie – mruknął cicho. – Nie możesz ich winić.

Otworzył oczy i niezauważalnie się otrząsnął.

- Chcesz tak tu, w szpitalu….? W życiu!

- Prooooszęę – Adam zrobił minę niewinnego dziecka, na co roześmiał się nasz przyjaciel, a po nim i ja.

- Niech Ci będzie, łamago – rzucił aluzję do nogi Adama, pokrytej niemal w całości gipsem i unieruchomionej na wyciągu. – Mi, skocz na dół i przynieś mi czarną walizkę. Leży na tylnym siedzeniu, hm? – poprosił, podając mi kluczyki od swojego samochodu.

- Jasne – i już mnie nie było. Wróciłam piętnaście minut później, dźwigając ową walizkę, czy też raczej walizę jak powinnam była ją nazwać. Cholerstwo ważyło chyba z pięć kilogramów. Postawiwszy ją w końcu obok Rimmona, odetchnęłam głęboko.

- Następnym razem sam sobie będziesz ją dźwigał, leniu – pokazałam mu język. – Te, Adam, właściwie nie powiedziałeś mi, dlaczego się tu znalazłeś. Dobrze wiem, jak jeździsz, więc oczu mi nie zamydlisz – oskarżyłam go.

- Mali chlopćik dostał nową ziabawećkę – zażartował. – No, Mi, jeszcze nie łapiesz? Jakiś czas temu kupiłem sobie zabytkowe auto z ‘63, pamiętasz?

- Tak.

- Przypomniało mi się o nim nagle, więc postanowiłem nie czekać i znów poczuć się jak mały chłopiec, jeżdżący na swoim nowym rowerze. Wszystko szło doskonale, do chwili, gdy nie zauważyłem kamieni, które jakiś dowcipniś porozrzucał na drodze – zrelacjonował. – Jak tylko się dowiem który to, to mu nogi z du…

- Adam! – syknął cicho Rimmon, opłukujący właśnie szklankę i kończący grzebanie w swojej walizce.

- Jesteś idiotą, wiesz? Ale i tak Cię lubię – roześmiałam się na całego.

Adam poprawił się nieco na poduszkach, krzywiąc się przy każdym ruchu i sięgnął po kubek, który właśnie podawał mu przyjaciel.

- Zaczekaj – wlał do środka zawartość jednej z wielu probówek. – Masz, tylko potem nie mów, że Cię nie ostrzegałem. Dobra, ja się zmywam. Ktoś musi zarabiać te miliony – wyszczerzył zęby, zamknął walizkę i wyszedł.

- Co ja z Tobą mam… - westchnęłam teatralnie.

- Właśnie dlatego mnie kochasz, Mi – przypomniał Adam, przesyłając mi buziaka.

 

 

Adam spędził w szpitalu niecały miesiąc. Po tym czasie wrócił do Domu.

 

 

01.05.20?

Mi, wybacz, że tak bezczelnie wpycham się w Twoje notatki, ale nie mogę oprzeć się pokusie. // A.

 

Mała Mi nieustannie mnie zadziwia. To taka zwichrowana dziewczyna, która w zanadrzu ma zawsze coś do odpyskowania.

Jeszcze dziś pamiętam, jak się to wszystko zaczęło. Mój przyjaciel zapragnął sobie ze mną pogawędzić. Od słowa do słowa zostałem wplątany w jego zawiłości życiowe. Nawet nie przypuszczałem, że to, co każe mi zrobić, zaważy na całym moim życiu. Dzięki niemu dziś zawdzięczam mój skarb i nasze Maleństwo, chociaż obserwowanie Migotki wcale nie było takie proste. Bez przerwy coś wychodziło nie tak. Ludzie pojawiali się nie tam, gdzie powinni, samochód nagle odmawiał posłuszeństwa…. Zupełnie jakby ktoś próbował mnie powstrzymać. A Gucio, pomyślałem. Ona jest moja. Gdy zobaczyłem ją pierwszy raz, poczułem się tak, jakby do żołądka opadła mi bryła lodu, a jedyną myślą był wielki znak zapytania. Nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć. Towarzyszyłem jej dosłownie na każdym kroku. Setki razy mijaliśmy się na ulicy, w sklepie czy aptece… Niee, nie sądzę, by wiedziała, że jest obserwowana. Zauważyłem też, że jej umysł wypełnia kilka strzępków myśli, o których ona nie ma pojęcia, że są i czekają na odpakowanie. Strach Małej Mi przed odrzuceniem był wręcz namacalny. Równocześnie próbowała zepchnąć w najdalsze zakątki umysłu fakt, że jest jej zwyczajnie przykro z powodu zachowania koleżanek i kolegów z klasy. Od chwili, gdy zacząłem ją obserwować, myślała prawie wyłącznie o tym.

 

Po tygodniu obserwacji dotarło w końcu do mnie, że mój „punkt widokowy”, jak ją nazwałem, nieświadomie (a później świadomie) ociera się o satanizm.

 

- Tak, mała. Idziesz w dobrym kierunku – powiedziałem cicho do siebie, kryjąc się w cieniu drzew.

 

Minęły dwa tygodnie mojego podglądactwa. Magdalena, bo tak ma na imię moja Mała Mi, utrzymywała nieznaczny dystans do otaczających ją ludzi i słów, które wypowiadali. Zdarzyło mi się nawet być świadkiem incydentu, podczas którego zauważyłem, że potrafi się nieźle wkurzyć. Podejrzewam, że gdyby mogła, rozłupałaby kamień na setki małych odłamków. Korciło mnie, żeby podejść do niej i pomóc pozbyć się natrętów, ale nie zrobiłem tego. Gdy została sama, w jej oczach pojawiły się łzy, a w myślach słowo „MORD”.

Nie miałem niczego w ustach od niepamiętnych czasów, więc wyciągnąłem się wygodnie i sięgnąłem moim mentalnym językiem w kierunku mojego punktu. Właśnie szykowałem się do posmakowania aury, gdy usłyszałem piosenkę „Bad Things”, którą dla żartu ustawił mi mój przyjaciel. Ledwo zerknąłem na wyświetlacz, by utwierdzić się w przekonaniu, że to on.

 

- Mmmmm? Nawet tu mi nie dasz spokoju….

 

- Adam, nie uwierzysz, jak Ci coś powiem! – krzyknął mój rozochocony rozmówca.

 

- Rimmon, nie mam czasu wysłuchiwać kolejnych newsów. Zajęty jestem. Sam mi zleciłeś szpiegowanie tej małej, więc nie dziw się, że jestem mało dostępny – fuknąłem.

 

- Stary! Nie uwierzysz! Nasi są…- nie dałem mu dokończyć i bezczelnie się rozłączyłem.

 

Nie może mi zlecać zadań, a potem oczekiwać, że będę wszędzie. Wróciłem do Magdy. Jej aura miała sporo dziur, w niektórych miejscach była wręcz czarna. Niewiarygodne, że dziewczyna mierząca zaledwie niecałe metr siedemdziesiąt nosi w sobie tyle odcieni. To dla mnie zupełna nowość. Mniam. Mała Mi zupełnie nie potrafi się obronić, pomyślałem. Niedługo to naprawimy, koteczku.

 

Po jakimś czasie zmęczyło mnie siedzenie w jednym miejscu, wyruszyłem więc rozprostować kości. Musiałem uważać, ktoś mógłby wziąć mnie za pedofila, który upatrzył sobie kolejną ofiarę. Nie da się zaprzeczyć – młoda nie miała jeszcze nawet szesnastu lat, a ja prawie dobiegałem trzydziestki. W dodatku łaziłem za nią krok w krok, ale o tym to już nie wiedziała.

 

Polubiłem ją, przypominała mi odrobinę mnie, gdy byłem w jej wieku. Wzorowe oceny, w miarę dobre zachowanie. Aż do skończenia ósmej klasy. Nadeszło liceum, a z nim całkowita zmiana. Zarówno w kwestii gustu muzycznego, jak i poglądów, o reszcie nie wspominając. Przyszła chwila, w której zetknąłem się z nazwiskiem LaVey. Zaciekawiony, szukałem większej ilości informacji dotyczących tego nazwiska, aż dotarłem do „Biblii Szatana”. No i się zaczęło. Nie mogłem oderwać się od lektury. Czytałem wszędzie: ukradkiem w szkole, na podwórku, pod poduszką przy świetle latarki. Do dziś pamiętam, jakie wywarł na mnie tekst LaVeya. Byłem w niezłym szoku. Znalazłem gdzieś formularz członkostwa Kościoła Szatana, wypełniłem i posłałem za ocean. Czekałem bite trzy miesiące. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu dostałem odpowiedź. Nie dość, że pozytywną, to jeszcze od samego Założyciela. Miła pamiątka.

 

Byłem cholernie ciekawy mojej Migotki. Któregoś dnia nie wytrzymałem i po prostu nawiązałem z nią kontakt. W chwili, gdy wypowiedziała pierwsze słowo, już wiedziałem, że nigdy nie zrobię jej krzywdy i będę chronił aż do śmierci. Widziałem strach w oczach Magdy. Bała się. Nic dziwnego, w końcu byłem zupełnie obcym człowiekiem dla niej. Nigdy się nie znaliśmy.

Podglądając Małą Mi, nie sądziłem, że wewnątrz mnie obudzi się do życia coś, co tak bardzo zaprocentuje w przyszłości.

 

Powolne oswajanie Mi stanowiło dla mnie nie lada zagadkę. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak dziwną, a zarazem normalną osobą.

Chcąc poznać ją jeszcze bliżej, umówiłem się z nią na kolejne spotkanie. W głowie huczało mi ciągle pytanie: Dlaczego właśnie ona? Rimmon generalnie nie udzielił mi odpowiedzi na to pytanie.

 

Wiedziałem, że ją zaciekawiłem. Widziałem to w jej ruchach i aurze, która nagle zmieniła kolor. Pragnęła bliskości i czyjejś uwagi – to było jasne jak słońce. Po dłuższej wymianie informacji wróciła do domu z mętlikiem w głowie. Bała się mnie, to oczywiste, ale jednocześnie pożądała dotyku mojej skóry. (kurde, te dziwne kursy na coś się jednak przydały…) Znów wiedziałem, że wróci do mnie, gnana zwykłą ludzką ciekawością.

Gdy przeglądała książkę, która tak wiele dla mnie znaczy, czułem, że to będzie to. Zostanie ze mną na zawsze. W międzyczasie zadała pytanie, na które nie potrafiłem odpowiedzieć, bo po prostu nie znałem odpowiedzi.

- Dlaczego właśnie ja?

Nie miała pojęcia, że to samo pytanie zadaję sobie od kilkunastu dni.

Nasze dłonie zetknęły się na sekundę, gdy odbierała książkę. Silny impuls elektryczny pojawił się między nami i jestem pewien, że też go poczuła, bo ni stąd ni zowąd wzdrygnęła się i zamknęła oczy. Dlaczego je zamknęła – nie mam pojęcia. Myśli Małej Mi aż krzyczały „tu jestem. zauważ mnie!”.

 

Zwierzała mi się ze wszystkiego. Z każdego, nawet najdrobniejszego problemu.

 

Wedle życzenia Mi nasze kolejne rozmowy odbywały się w zatłoczonym miejscu. Do dziś pamiętam, że nadal się mnie obawiała, myśląc, że chcę ją zgwałcić albo coś w tym stylu. Siadywaliśmy w kącie, by nikt nie mógł nas podsłuchać. Wybuchy śmiechu przerywające nasze rozmowy przykuwały uwagę połowy ludzi, z których część widziała we mnie pedofila. Nie powiem, moje zachowanie zdecydowanie nie świadczyło o tym, abym był rodzicem, bratem czy tylko znajomym.

Nie dane było nam jednak przebywać w spokoju. W pewnej chwili siedząca naprzeciw mnie Migotka spięła się gwałtownie i zacisnęła prawą dłoń. Spojrzała na coś lub na kogoś za mną i wystraszyła się.

- Mi, co się dzieje?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, zapewne licząc na to, że to, czego się wystraszyła, zniknie.

- Mi… Co jest? – tym razem zaniepokoiłem się na dobre.

- Spójrz za siebie – szepnęła, nie otwierając oczu.

Spojrzałem. W odległości dwudziestu metrów rozłożyła się kilka dziewcząt, które nomen omen skądś znałem. Wyglądały jak skrzyżowanie lalki Barbie z typową reprezentantką subkultury dresów. Dno i wodorosty. Na kilometr wyczuwałem ich obrzydliwą aurę.

- Tylko nie to. Oby mnie nie zauważyły… - dobiegł mnie głos Mi. Bingo! Wiedziałem już, skąd je znam.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobią – odpowiedziałem.

- Skąd wiesz? – zapytała.

Uśmiechnąłem się kącikiem ust.

- Bo to J A zrobię coś I M.

Odwróciłem się z powrotem.

- Na czym stanęliśmy? – zapytałem, chcąc oderwać ją od przykrych myśli.

- Próbowa…. – zaczęła, ale nie skończyła. Przerwały jej szydercze okrzyki ze strony dziewcząt.

- Ej, Ty! Znalazłaś sobie sponsora, idiotko?! – wrzasnęła jedna z nich.

- Nie żartuj, kto by chciał takie coś?! Przecież to zwykła sierota! – dorzuciła druga.

- Zarabiasz na utrzymanie?! – krzyknęła trzecia, wyglądająca jak różowy prosiak na dwóch nogach.

Na razie spokojnie obserwowałem rozwój wypadków. Mi sprawiała wrażenie, jakby miała za moment się rozpłakać, ale starała się dzielnie trzymać fason.

- Zapraszamy do nas, z nami na pewno nie będziesz się nudził, przystojniaku!

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie mówiły o mojej Migotce. Spokojnie sięgnąłem po telefon i wybrałem numer z pamięci.

- Mamy mały problem. Jesteś mi potrzebny. Co? Aaa, nie. Pozbądź się kilku natrętnych i wrednych bab. Mogą stwarzać dla nas kłopoty. Dobra, czekam – mówiąc to, spoglądałem czujnie na Magdę, trzymając za prawą dłoń, by ją uspokoić.

- Pozbądź się? – podniosła brew.

- Muszę dbać o Ciebie. Nie pozwolę, by ktoś tak obrzydliwy mógł niszczyć to, na co pracowałem tygodniami.

Telefon zapikał, oznajmiając przyjście smsa.

 

Dotarłem. Zajmij ją czymś. Nie może się o niczym jeszcze dowiedzieć. Nie spapraj mi tego. To dla nas bardzo ważne. Rimmon

 

Uff, odetchnąłem z ulgą. Zaraz zobaczą, co się stanie z takimi jak one. Kątem oka dostrzegłem Rimmona, który właśnie swobodnym krokiem podchodził do „rozgadanego plastiku”.

- Mi, mam coś dla Ciebie – skupiłem jej uwagę na sobie.

- Co to takiego? – zapytała zaciekawiona. Każdy lubi dostawać prezenty.

Wyciągnąłem z torby małe butelkowozielone zawiniątko i położyłem je na dłoni mojej rozmówczyni.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania