Superbudyń, czyli jak to było w tej sytuacji
Inspiracja jednym z zestawów z dzisiejszego losowania. Oczywiście bardzo luźna :)
Siedział spokojnie, miętoląc w dłoniach lśniącą pelerynę. Kilkadziesiąt tłustych plam na tym kawałku bezużytecznego materiału uruchomiło w jego głowie mechanizm rozmyślań na wszystkim oprócz zasadności swoich postąpień. Myśli o nich napływały do umysłu, kuły poczucie nieskazitelności i zasłużeń dla tego świata. Większy, markotny kleks na środku, w kolorze brunatnym, szczególnie działał na wrażliwe punkty. W pewnym momencie nawet zamknął oczy, wystraszony nie samym kleksem, ale prawdą jaką przedstawiał. Upośledzony gość z fanatyczną obsesją na punkcie lśniących peleryn i poprawiania zdemoralizowanego świata na lepsze. Na głos brzmiałoby to jeszcze głupiej, ale siedząc w ciasnej przymierzalni i słysząc co chwila krzyki agonii powstrzymał się od tego. Kilka ostatnich, drobnych włosków na jego jajowatej glacy stanęło dęba, kiedy całkiem przyjemny głosik jakiejś młodej kobiety przerodził się we wrzask zakrapiany gorzkimi łzami. Który to już raz? Siedział tam od dobrej godziny.
Akurat naszła go ochota na szybkie zakupy. Oczywiście w stylu bohatera, a więc incognito i koniecznie w nienaturalnej wielkości okularach z grubą oprawką. Wszedł do najlepszego, według własnych kalkulacji, sklepu odzieżowego i rozpoczął poszukiwania. Żaden łachman z ceną trzycyfrową bez przecinków nie spełniał wygórowanych oczekiwań. Ale kiedy miał właśnie wychodzić zirytowany, usłyszał strzał. W tamtym momencie uaktywnił się instynkt zwykłego człowieka, jakim niewątpliwie był. Rozbiegany wzrok dostrzegł pustą przymierzalnię. Facet wbiegł do niej, cały się trzęsąc. Krople słonego potu tworzyły mini wodospady na jego bladej twarzy, a on z obrazami swojej krwawej śmierci siedział, starając się opanować emocje. Wokoło krzyki i strzały. Wszystko zmieszane bez konkretnego wzoru.
Ach, kiedy to było ostatnio, gdy potrafił iść ulicą pełną nieprzyjaznych mord, toksycznych spojrzeń i śmiertelnej halitozy?
Dawno, a nawet dawniej. Pewnie jeszcze przed tym, jak obejrzał pierwszy odcinek ''M jak miłość''. Traktował ten serial naprawdę poważnie, jako wyznacznik życia, zanim przerzucił się z kartonów na bardziej lotne przyjemności. Powiedział sobie wprost, że to tak ma być, bo świat takiego go chce. A spytał się go? Po co? Układanka sama się nie ułoży, a on widział te biedne leżące w koło puzzle. Jego dalsze losy czekały, aż własnymi rękami ułoży je w logiczną całość. Stworzył ten typ genialnego życia, który w swojej genialności wręcz odstrasza innych.
Mocne uderzenie w zewnętrzną część drzwi przymierzalni wyrwały go z błogiego rytmu rozmyślań. Po nim nastąpiło kolejne, tym razem jeszcze mocniejsze. Drzwi wygięły się zauważalnie. To nie był dobry znak. Zmysł i poczucie odpowiedzialności typowe dla superbohaterów nadal nie zostało uaktywnione. Chyba nie czuł, że to pora na niego. Idealny wręcz moment. Jednak chwile są ulotne, szczególnie te idealne. Ta minęła, kiedy zobaczył plamę krwi rozszerzającą się po matowych płytkach w jego stronę. Wstrzymał oddech. Takie widoki działały niszcząco na żołądek. Ten szykował się do ostatecznego wystrzału resztek śniadania. Superbohaterski bełt. Tak jak wszystko w jego życiu.
Zarzygane drzwi i pół przymierzalni. A no i jeszcze ta lufa pistoletu przyłożona do jego potylicy. Ciekawy zwrot akcji. Mili panowie w kominiarkach właśnie zwijali manatki. Dwa trupy młodych kobiet siedziały beztrosko na sklepowych pufach drzemiąc, oparte o dwóch, wyraźne z tego zadowolonych gości. Obrazek niczym zdjęcie ze wspólnego, udanego melanżu.
— Cichy byłeś. Prawdziwy superbohater — powiedział, dociskając lufę jeszcze bardziej.
Facet wyglądał na szefa całej zgrai wesołych panów w czerni.
— To było.....
— Gówno, o tak. To było gówno. Chłopie chyba ci się role pojebały. Z definicji supergieroja powinieneś nas tu wszystkich zajebać albo chociaż gnaty zmiażdżyć. No proszę cię. Mamy na koncie tuzin trupów w tym — wskazał palcem — te dwie śpiące królewny. A ty co? Zaczajony jak pedofil w lodziarce.
— Nie czułem tego czegoś — bronił się ostatkiem argumentów.
— Spokojnie, jeszcze chwila i będziesz odhaczony. Może nic nie wdziałeś, ale za dużo słyszałeś.
Przeładował i strzelił w sufit. Wywołało to natychmiastowy śmiech. Oklaski doceniające kunszt tej gry psychologicznej.
— Oby twoja głowa była twardsza niż ta płyta pod sufitem — wyszeptał mu do ucha.
Padł strzał. Superłeb zmienił się krwawy pudding z kawałkami niespodziankami. Wszystko zgrabnie porozrzucane wokoło reszty jego ciała. Padł głucho i bez tej znamiennej muzyki w tle. Takie detale są przecież najważniejsze.
Komentarze (15)
Bardzo fajne dialogi. Luźne, nienadęte. Całość się dobrze zapowiada, ale...
Tutaj wyjmę fragment, ale maniera dotyczy całego tekstu.
"Takie widoki działały niszcząco na jego żołądek. Ten szykował się do ostatecznego wystrzału resztek śniadania. Superbohaterski bełt. Tak jak wszystko w jego życiu.
Zarzygane drzwi i pół przymierzalni. A no i jeszcze ta lufa pistoletu przyłożona do jego potylicy. "
"jego żołądek"
"w jego życiu"
"jego potylicy"
Szzzzkuuurwa, noo. No nie można aż tak dookreślać. Trzeba to przebudować. Bazować na domysłach. Ty już jesteś trochę dalej, ale zawracają Cię te haki pośpiechu i nieuwagi.
Ogarnij detale, bo takie pierdoły rzutują na całkiem zajebisty teskt z orgazmicznie ujętą końcówką.
Chuj - jest kara - tylko cztery.
Z drugiej strony nie popadnij w zbytnią amputację. Sam se obadaj.
Zresztą od tej ósemki trzeba odjąć mnie, pewnie Ciebie z telefonu i byc może rodziców, wiec straciłeś trzy albo cztery wyświetlenia, z czego (z tej czwórki) mogli być tacy, co tylko zerkneli i se pomyśleli.
Eeee, jutro - i też już przeczytają poprawione.
WIęc naprawdę ostrożnie z tym żalem.
Dla mnie jest spoko. (Tak, jestem wyśmienitym komentatorem dzisiaj).
Jakby, nie potrafię doszukiwać się złych rzeczy w ewidentnie dobrym tekście, znaczy, dla mnie. Nie twierdzę, że nie ma jakiś wybijających z rytmu błędów. Po prostu nie potrafię tego zauważyć, może kiedyś.
Dlatego no, może faktycznie nie są to wyżyny, no ale halko(!), nie ma spacji po znakach interpunkcyjnych, są luksja myślniki i chyba... ten, dobre słownictwo, nie? xD
Dobra, przestaję się już upokarzać.
Od jutra odgrzebuję Twoje teksty! (A pokażę Ci, mały kmiotku, że można).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania