Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Superorganizm
Cios był potężny. Marcel dostał w krocze i zwijał się z bólu na podłodze. Jego dręczycielka stała stała nad nim i przygotowywała się do kolejnego uderzenia. Na mężczyznę spadła seria kopniaków. Ofiara dostała ciosy w twarz, w klatkę, w plecy, właściwie we wszystkie części ciała. Marcel leżał nago na podłodze z potężną erekcją. Widać było, że stojąca nad nim kobieta wywołuje w nim podniecenie i to nie małe.
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy i Marcel nie miał możliwości zakończenia sprawy, bo nagle rozległ się głośny okrzyk.
- Cięcie! - wrzeszczał długowłosy mężczyzna z brodą – Do chuja. Co się do cholery dzieje? C wy w ogóle robicie. Zniszczycie mi cały film. Mamma mia. Co za partacze! Patałachy! Amatorzy!
- Co się stało Giovanni Giorgio? - odezwał się Marcel, który momentalnie wstał z podłogi i znalazł się przed krewkim brodaczem z pisiorem w ręku.
- Weź ode mnie tego kutasa śmierdzielu. Ani wasz się mnie nim dotykać!
- Co się stało do diabła ciężkiego!- odezwała się nie uczestnicząca do tej pory w rozmowie kobieta.
- To, że odstawiacie tutaj jakieś jebane jasełka, a ja tworzę wielkie dzieła porno na rynek europejski, dla wymagających klientów. A ty chuju przez cały czas trwania akcji się kurwa śmiałeś! Z czego ty się kurwa tak cieszysz i zabieraj stąd tego śmierdzącego chuja sprzed mojej gęby. I nie będę się powtarzał dwa razy.
Marcel odsunął się od Giovanniego, także dlatego, żeby reżyser przez przypadek nie oberwał eksplodującą spermą, namyślił się chwilę, po czym powiedział.
- Ja mam tak zawsze. Pomyślałem o rozwoju całej akcji, o wsadzaniu marchewki do dupy i selera i po prostu bardzo mnie to ucieszyło.
Giovanni Giorgio ze złością wziął do ręki leżący obok na krześle kawałek selera i zbliżył się z nim do twarzy Marcela ze złością cedząc przez zęby: - Czyli co? Czy to wydaje ci się śmieszne? - przytykając seler do twarzy mężczyzny.
Wtenczas wtrąciła się po raz drugi kobieta – Wiesz co Giorgio. Ja uważam, że ten najnowszy scenariusz jest za bardzo progresywny.
- Że co? Że jest jaki? Za bardzo progresywny? Monika, nie denerwuj mnie i wyjaśnij co masz na myśli - odparł Giovanni Giorgio.
- No jest zbyt progresywny, tak jak mówiłam. Wsadzanie selera do odbytu. I jeszcze ta ścieżka dźwiękowa. Najpierw Beethoven, a później reggae, Ace of Base. To w ogóle całkowicie odbiega od klimatu filmów bdsm i wszystkich filmów erotycznych z ostrzejszym seksem. Zbyt idziesz naprzód. Widzowie nie są gotowi na coś takiego.
Po tym wyznaniu Giovanni Giorgio zaniemówił i usiadł na krześle. Jego pomysł na scenariusz był niezwykle odważny, jednak być może przez nowatorskie zabiegi wywoływał śmiech nawet wśród aktorów.
- Na dzisiaj macie wolne. Zobaczymy się jutro – powiedział niemrawo Giovanni Giorgio, któremu chyba nie chciało się tego dnia dalej czegokolwiek kręcić. Złość i dogłębne przemyślenia zabrały mu mnóstwo energii, a poza tym chciał odpocząć.
*
Marcel jechał autobusem i cały czas wpatrywał się na ulotkę, którą otrzymał dwa dni wcześniej. Na ulotce wielkimi literami widniało słowo superorganizm. Pod spodem widniało zaproszenie przez doktora Ho-Yeana na badania i eksperyment medyczny, oraz adres, gdzie należało się udać. Marcel zadzwonił wcześniej na podany na ulotce numer telefonu. Chwilę później zadzwonił do żony Kaliny z informacją, że rzuca pracę u Giovanniego Giorgio i jedzie zmienić swoje życie, a przy okazji świat, dzięki innowacyjnym badaniom przeprowadzanym przez koreańskiego naukowca.
W końcu dojechał na miejsce. Laboratorium mieściło się przy ulicy Dunajewskiego w Krakowie w starej kamienicy, praktycznie przy zabytkowym centrum miasta. Zadzwonił domofonem pod wskazany numer. Po chwili usłyszał dźwięk sygnalizujący, że drzwi zostały otwarte. Wszedł. Klatka schodowa straszyła Peerelem. Widać było, że od dawna nie była remontowana. Na schodach prowadzących na górę siedziała dwójka młodych ludzi. Chłopak i dziewczyna. Prawdopodobnie włóczędzy. Skręcali papierosy i pili piwo. Przy schodach leżały plecaki i karimata. Ściany tego przybytku nie były remontowane od dłuższego czasu i były całe zabazgrane markerami. Marcel podszedł do windy w duchu modląc się, aby dwójka młodych punków go nie zaczepiła. Nie miał ochoty gadać z łajzami, ani nawet częstować małolatów papierosem. Jego życzenie się spełniło. Młodzi go nie zaczepili. Jak już dojechał na wskazane w ulotce piętro zapomniał o całej sytuacji.
Wszedł do pokoju z tabliczką sekretariat, znajdującego się po prawej stronie od drzwi do windy. Jakie było jego zdziwienie gdy przekroczył jego progi. Nowocześnie zaaranżowane ze smakiem wnętrza z bogatym wyposażeniem bardzo kontrastowały z obskurnie wyglądająca i przesiąkniętą dymem papierosowym klatką schodową. Za biurkiem znajdował się mały człowieczek w okularach, którym musiał być Koreańczyk, który go tu zaprosił.
-Witam. Pan Marcel Czarny? - odezwał się mężczyzna zza lady.
-W rzeczy samej. A pan to najpewniej doktor Ho-Yean – odpowiedział Marcel.
Mężczyzna uśmiechnął się, po czym odparł: - No to uprzejmości mamy już za sobą. Może pan przystąpić do wypełniania kwestionariusza. Proszę się z tym udać do sąsiedniego pokoju. Tam zajmie się panem Jass. Jeżeli będzie pan miał jakieś pytania, to ona chętnie na wszystko odpowie.
Marcel wziął do ręki formularz, po czym udał się do wskazanego pomieszczenia. Pokój był o wiele większy od poprzedniego, jednak zrobił dziwne wrażenie na przybyszu. Był cały biały. Wszystko było w nim białe. Stolik, krzesła, lampa, nawet podłoga. Za stolikiem siedziała dziewczyna. Jass. Przynajmniej tak było napisane na identyfikatorze, który miała przyczepiony do fartucha. Marcel zwrócił uwagę na jej czarne włosy, które wyraźnie kontrastowały z otoczeniem i stwierdził, że Jass swoją osobą wprowadza ludzki element do tego niepokojącego, mechanicznego miejsca.
-Jesteś ostatni. - powiedziała dziewczyna. - Masz aktualne wyniki badań. EKG,badania krwi, USG jamy brzusznej czy trzeba wykonać to na miejscu?
- Wszystko przyniosłem.- odparł Marcel. - Zaraz wypełnię formularz i możemy przystąpić do działania.
-Kwestionariusz jest długi. Proszę usiądź sobie i na spokojnie odpowiedz na wszystkie pytania. Jeżeli będziesz miał jakieś wątpliwości śmiało pytaj. Odpowiem. - odparła Jass.
Marcel przystąpił do wypełniania formularza. W międzyczasie mimowolnie zerkał na kobietę, gdyż była bardzo atrakcyjna, co nie uszło jej uwagi.
-Czy mogę zapytać na czym będzie polegał eksperyment. Do wzięcia udziału zachęciły mnie pieniądze, jednak doktor Ho-Yean nie wyjawił mi ani celu ani sposobu jego przeprowadzenia. - zagaił mężczyzna.
-Doświadczenie będzie polegało na badaniu oddziaływania różnych substancji oraz fal na ciało człowieka w specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu. Nie będziesz tam sam, co sprawi, że najpewniej nie będziesz czuł dużego dyskomfortu podczas badania. Wszystkiego dowiesz się już niedługo. Cieszę się z twojej odwagi. Przyczyni się ona do rozwoju nauki, z czego już w tej chwili powinieneś być dumny. - odpowiedziała Jass. - Jak już skończyć wypełniać dokument możesz się rozebrać i wszystkie swoje rzeczy umieścić w szafce.
- Że co?! Znowu mam się rozbierać? Wydawało mi się, że ten etap kariery mam już za sobą. -odparł zdumiony Marcel.
Po czym zaczął opowiadać Jass o swojej ciężkiej pracy aktora filmów pornograficznych, szaleństwie Giovanniego Giorgio i o tym jak podczas kręcenia ostatniego filmu reżyser wraz z pozostałą częścią ekipy chcieli włożyć mu seler i marchewkę do odbytu, co nawet w branży porno uchodziło za kontrowersyjny pomysł.
Jass słuchała tego wszystkiego z uwagą, po czym odparła, że to najbardziej dziwaczny pomysł na film, o jakim kiedykolwiek słyszała i że wsadzanie tego typu rzeczy do dupy wywoła raczej śmiech na sali kinowej niż podniecenie. Po chwili jednak stwierdziła, że to może nie jest taki głupi pomysł, bo nigdzie takich rzeczy nie pokazują, a chętni na oglądanie debilizmu zawsze się znajdą.
W tym czasie Marcel rozebrał się, jednak nie był w stanie zapanować nad erekcją, na co zwróciła uwagę Jass.
- Ja też ci coś pokaże ? - zapytała dziewczyna. Po czym przyłożyła dłoń do twarzy przyciskając ją mocno. Po chwili oderwała rękę od głowy. Jass zdjęła tym sposobem skórę z twarzy. Oczom Marcela ukazał się widok gołych mięśni twarzy dziewczyny. Krew chlapała wszędzie. Mężczyzna był zdezorientowany, gdy pozbawiona twarzy Jass wpatrywała się w niego. Nie trwało to jednak długo, gdyż po chwili do gabinetu wkroczył Ho-Yean nakazując kobiecie przestać się wygłupiać i natychmiast założyć twarz. Koreańczyk złorzeczył przy tym, narzekając na to, że trzeba wszystkiego doglądać i że to kolejny taki numer Jass.
- Jeżeli zastanawia się pan co tu się właśnie wydarzyło to spieszę z wyjaśnieniem. Ta urocza postać to nic innego jak robot. Wygląda jak człowiek, ale to cyborg. Niepokojące jest to, że sztuczna inteligencja robi niekiedy to, co jej się żywnie podoba. Rozwój tych maszyn przybrał nieoczekiwany kierunek, ale taka jest chyba cena ewolucji. Niech pan już idzie do laboratorium.
Marcel posłusznie skierował kroki do wskazanego pomieszczenia, odprowadzany wzrokiem przez przedziwną dwójkę naukowców, ale nawet w tym miejscu nic nie było zwyczajne. Po otwarciu drzwi jego oczom ukazał się ściana, a w niej w samym jej środku widniał okrągły otwór, przez który najprawdopodobniej należało się przecisnąć.
-Raz kozie śmierć. - stwierdził mężczyzna, po czym włożył ręce,zanurzył głowę w otworze, a następnie przepchnął całe ciało. Otwór okazał się blisko dwumetrowym, wypełnionym śluzem tunelem. Po przeciśnięciu się przez niego Marcel znalazł się w przedziwnym, ogromnym pomieszczeniu wypełnionym od góry do dołu różową galaretą, kojarzącą się z ludzkimi wnętrznościami. Gdzieniegdzie znajdowały się galaretowate kolumny łączące strop pomieszczenia z jego dnem przypominające występujące w jaskiniach nacieki, a także ogromne galaretowate jaja. Całe pomieszczenie było o dziwo jasne, choć nigdzie nie było widać źródła światła. Oblepiony śluzem Marcel wpadł w galaretę i szybko próbował stanąć na nogi, ale nie było to łatwe, bo podłoże było miękkie i mężczyzna zapadał się w nie niczym w bagno. To wszystko sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad tym czy nie lepiej byłoby gdyby był w tej chwili na planie filmowym. Podejrzewał, że nawet chodzenie z selerem w dupie nie byłoby tak dziwnym doświadczeniem jak to. Starał się wyczuć otoczenie. Ostrożnie stąpał po galaretowatej mazi, starając się nie zapadać w nią jak w bagno. Czasem mu się udawało. Niedaleko pierwszego z ogromnych jaj ujrzał nagich, rozmawiających ze sobą mężczyzn. Udało mu się do nich podejść.
-Witam serdecznie. Marcin Niklewicz jestem. - odezwał się jeden z nich. - Odlotowo, co nie? Powiem szczerze, że na początku byłem trochę zdezorientowany, ale teraz czuję się jak ryba w wodzie. Można nawet latać. Trzeba tylko poczekać na wyrzut śluzu z tej dziury u góry – wskazał palcem Marcin.
W chwili gdy mężczyzna powiedział te słowa ze wskazanego otworu zaczął ściekać śluz. Najpierw było go mało, później coraz więcej, aż w końcu zaczęło się lać jak z rynny. Wszyscy mężczyźni byli w śluzie od stóp do głów, który wciąż na nich ściekał. Nie mogli otworzyć oczu, jednak w pewnym momencie poczuli, że unoszą się do góry. Z jednej strony z dziury leciała klejąca maź, a z drugiej czuli, że coś ich wsysa. Po chwili opadli na podłogę.
Marcel nie mógł otworzyć ust, gdyż były one całkiem sklejone galaretowatą substancją. Jeden z jego towarzyszy okazał się jednak nie tylko nieczuły na to, że ma coś w ustach, ale wręcz był zachwycony całą sytuacją.
-Fantastycznie. Ja chcę jeszcze! - krzyczał wielki, dobrze zbudowany mężczyzna. - Ale klawo, co nie? - zagadnął Marcela. - Sawicki jestem, a ty?
- Marcel Czarny – wykrztusił ledwo Marcel.
- Czym się zajmujesz poza superorganizmem? Ja jestem sportowcem. Gram w piłkę ręczną – zagadnął Sawicki.
- Gram w filmach. Pornograficznych. - powiedział Marcel, cały czas przy tym pozbywając się śluzu z gęby, który cały czas spływał z dziury powyżej oraz z innych otworów pomieszczenia.
-Ale klawo! Rocco Sifredi! Chodźmy szybko za tamte jaja. - wskazał Sawicki. - Tam są kobiety.
Marcelowi w pewnym momencie zrobiło się niedobrze. Prawdopodobnie obślizgła wydzielina superorganizmu go mdliła. Oczywiście nie miał ochoty na kobiety, a już na pewno nie na seks. Sawicki i jego towarzysze byli już jednak zaaklimatyzowani i pewnym krokiem zmierzali we wskazaną przez Sawickiego stronę. Oczywiście ciągnęli za sobą swojego nowego towarzysza Marcela, żeby nie przepadła mu zabawa.
Kobiety gawędziły ze sobą. Nie były zmieszane przybyciem mężczyzn, jednak żadna z nich nie miała ochotę na współżycie. Zamiast tego zaczęły narzekać, że nie można napić się kawy, ani zapalić i że w ogóle wewnątrz pomieszczenia nic nie ma. Jedynym plusem było to, że nie odczuwało się głodu i pragnienia. Jeżeli już ktoś poczuł się głodny zawsze mógł zjeść trochę galarety, której było tu pod dostatkiem.
Błogi nastrój został nagle przerwany. W pewnym wszystkim znajdującym się w pomieszczeniu zaczęło szumieć w uszach. Przyczyną szumów był uciążliwy dźwięk dochodzący zewsząd. Galareta zaczęła bulgotać i gdzieniegdzie się wydłużać. Nim Marcel zdążył się zorientować kisiel pochłonął stojące obok niego kobiety. To zdarzenie tak go wystraszyło, że postanowił uciec. Na niewiele to się zdało. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu poczuł czyjąś nogę w brzuchu. Była to noga Marcina, ale co było najdziwniejsze kończyna zapadła mu się w brzuch, a następnie przeszła na wylot. Mężczyźni krzyczeli, machali rękami i nogami, ale na nic to się zdało. Jakaś nieludzka siła zaczęła łączyć wszystkie ciała w jedno. Gdy Marcelowi wydawało się, że nic gorszego nie może się wydarzyć ujrzał przed sobą odbyt Sawickiego.
-Tylko nie to. - pomyślał Marcel. - Odbyt mnie od jakiegoś czasu prześladuje.
Na szczęście myśli długo go nie męczyły, bo bardzo szybko jego głowa znalazła się w środku tyłka Sawickiego. Najpierw odbyt wciągnął czoło, a później resztę głowy. Marcel był w dupie, dosłownie i w przenośni. Zaraz potem przestał w ogóle myśleć.
Na środku pomieszczenia po całym wydarzeniu znajdowała się bezkształtna, ogromna, oślizgłą, różowa masa, utworzona z kilkudziesięciu mężczyzn i kobiet. Z cielska powoli zaczęły wynurzać się nogi i ręce. Gdzieniegdzie na organizmie pojawiały się oczy i języki. Z tyłu pojawił się odbyt i nienaturalnej wielkości penis.
Potwór wstał i zaczął kierować się w stronę tunelu, którym przybywali do pomieszczenia śmiałkowie. Ruchy superorganizmu były powolne niczym u słonia. Ponadto część nóg zapadała się w galarecie. W drodze do tunelu wejściowego jedna z rąk chwyciła stojącą nieopodal kolumnę i wyrwała z niej kawałek galarety. Zaraz później ręka wepchała kawał galartu do otworu gębowego, który pojawił się na przedzie organizmu, chociaż Bogiem a prawdą dla postronnego obserwatora ciężko było stwierdzić gdzie jest przód, a gdzie tył.
Wystające z organizmu ręce zaczęły walić w ścianę, gdzie znajdował się otwór wejściowy do pomieszczenia, natomiast część organizmu znajdująca się na przedzie zaczęła powoli przechodzić przez tunel. Stworzenie miało niezwykłą plastyczność i potrafiło zmieniać kształt do woli. Superorganizm nie musiał niszczyć ściany, żeby wydostać się z pomieszczenia. Potrafił przybrać dowolny kształt. Po chwili stworzenie zaczęło wypływać przez tunel łączący obydwa światy. Jak tylko znalazło się w białym gabinecie przybrało swoją poprzednią, słoniowatą postać z wystającymi gdzie popadnie kończynami.
W białym gabinecie superorganizm został powitany przez doktora Ho-Yeana, który był zachwycony swoim dziełem. Koreański geniusz wpatrywał się w oczy potwora zastanawiając się jak ten eksperyment wpłynie na stan światowej nauki, jakie badania można na tym czymś przeprowadzić i jak niesamowite zdolności adaptacyjne i ewolucyjne posiada ludzki organizm. W laboratorium doszło do przyspieszonej, ręcznie sterowanej ewolucji i to samo w sobie było niebywałym osiągnięciem. Ho-Yeanowi nie dane było długo nad tym wszystkim myśleć. Jedna z rąk superorganizmu uderzyła go z całej siły w głowę, tak że naukowiec padł jak nieżywy na ziemię. Potwór podszedł bliżej Koreańczyka. Ręce stworzenia chwyciły naukowca za wszystkie kończyny i próbowały tym sposobem rozerwać ciało. Tak niechybnie by się stało, gdyby w drzwiach nie pojawiła się Jass. Android wycelował w superorganizm strzelbę i powiedział krótką, ale uniwersalną formułę „Stój, bo strzelam”. Jass nie czekała na to co zrobi nowo powstałe stworzenie. Pocisk dosięgnął laboratoryjnego stwora i tym samym powalił go na ziemię. Zwierzę zostało uśpione. Jass odłożyła strzelbę i powiedziała sama do siebie. - AI kontra istoty żywe. Jeden do zera. Hasta la vista, baby!
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania