Św Mikołaj
Co dostane na Mikołaja? To mnie absorbowało już od ponad trzech miesięcy. Marzyłem o nowym telewizorze, perfumach Celvina kleina i o złotym łańcuszku. W końcu nadszedł ten dzień.
Godzina piąta rano, szósty grudnia.
Wyleguje się w łóżku. Zanim wstanę, to wszystko skrzętnie zaplanuje. Pierw przejdę się do kuchni i tam zaparzę sobie kawę. Później przespaceruje się na spokojnie do pokoju gościnnego, gdzie umieściłem skarpetkę na prezent od Św. Mikołaja. Tam rozpakuje prezent i będę się cieszył tym niezwykłym dniem.
Wstaje z łóżka! Ubieram kapcie na nogi i drepcze w obranym przeze mnie kierunku. Nagle wybrzmiewa dzwonek w moim telefonie. Już jestem zbity z tropu. Ktoś wydzwania do mnie z samego rana. Mogłem nie odbierać, ale nacisnąłem zielony przycisk.
Rozmówcą się okazał mój szef.
- Tak słucham.
- Marek?
- Tak.
- Proszę nie przychodzić dzisiaj do pracy.
- Ale czemu?
- Najprawdopodobniej firma zostanie zamknięta. Możliwe, że wczoraj był pan ostatni dzień w pracy.
- Aha, rozumie.
- Dziękuje i życzę wszystkiego dobrego.
- Wzajemnie.
Szef się rozłączył. Ja nie zdążyłem odłożyć telefonu na swoje miejsce, jak ktoś zaczął pukać natarczywie w moje drzwi. Zapanowała chwila konsternacji. Zastanawiałem się co począć? Mogłem spławić nieproszonego gościa lub otworzyć mu drzwi. Wybrałem to drugie. Przed wejściem do mego mieszkania, stał kurier. W ręku trzymał jakiś list.
- To dla pana – odparł.
- Co to może być?
- O tej porze, to tylko mandaty.
Chwyciłem korespondencie w dłonie. Kurier znikł mi z oczu w ciągu kilku sekund. Słyszałem jego tuptanie butów o schody. Zdążyłem wykrzyknąć do niego jeszcze kilka słów.
- Człowieku! Nie masz co robić jak budzić ludzi po nocach!
- Jaka noc! Jest szósta rano! Nikt już nie śpi! – On mi jeszcze odpowiedział.
- Piąta jest! Piąta rano, ty debilu! – Jeszcze nadałem kilka słów w jego stronę. Lecz nic więcej mi nie ripostował. Pewnie już go nie było na kładce.
Wróciłem do mieszkania z listem. Wyciągnąłem papier z koperty. Ujrzałem mandat. Trzysta złotych do uiszczenia za przekroczenie prędkości. Kopnąłem w ścianę ze złości. Co najgorsze, że była ona wykonana ze słabego regipsu. Zrobiła się wielka dziura.
Na dodatek, to zaczęło coś ciec z sufitu. Pewnie sąsiad wrócił z Niemiec i znów będzie zalewał moje mieszkanie.
Zrobiło mi się przykro. Nie tak wymarzyłem sobie ten dzień. Właściwie, to szósty grudnia nigdy nie był moim szczęśliwym dniem. W szkole czy w przedszkolu. Wszystkie dzieciaki były obdarowywane prezentami. Moi rodzice nigdy nie mieli pieniędzy i zawsze było ich stać tylko na jakieś drobne upominki dla mnie. Jak koledzy i koleżanki dostawały rowery albo komputery, to ja miałem tylko czekoladkę, albo resoraka. Szósty grudnia mi się kojarzył od zawsze z wielkimi rozczarowaniami.
Nagle usłyszałem ponowne pukanie do drzwi. Ujrzałem jakiegoś faceta przebranego za Mikołaja.
- Haj! Zbieram pieniądze na prezenty dla biednych dzieci.
- A skąd wiem, że nie jesteś oszustem i się nie podszywasz za kogoś z fundacji charytatywnej? – Skierowałem pytanie do mego gościa. On wyciągną legitymacje ze zdjęciem. Spojrzałem na dokument i gestykulacyjnie mu zakomunikowałem, aby poczekał chwile. Zamknąłem drzwi i szybko popędziłem w stronę biurka, na którym był ulokowany mój portfel. Posiadałem jedynie trzysta złotych. Wszystkie pieniądze wręczyłem temu Mikołajowi. On się uśmiechną do mnie. Dał mi przypinkę z logiem fundacji, dla której pracował i poszedł sobie. Schowałem ten prezencik do kieszeni.
Byłem wytrącony z równowagi. Nie chciało mi się iść do pokoju gościnnego w którym była zawieszona skarpeta na prezent. Powróciło widmo szóstego grudnia. Nienawidziłem tego dnia. Teraz nie było inaczej. Straciłem pracę, odebrałem mandat, dziura w ścianie i zalany sufit. Doszedłem do wniosku, że idę spać dalej. Ulokowałem się w łóżku i przykryłem grubym kocem.
Miałem sen. Latałem na saniach zaprzężonych do reniferów. Obok mnie siedział ten Mikołaj, który był przed chwilką u mnie po pieniądze. Pamiętam, że z nieba prószył śnieg. Chyba pomagałem temu Mikołajowi w roznoszeniu prezentów. Nie wiem sam, jak długo to mogło trwać. Chyba odwiedziliśmy każdy zakątek tego świata.
Obudziłem się o szóstej godzinie. Zaraz otrzymałem esemesa, że jutro mam iść do pracy i firma będzie nadal istnieć. Mandat gdzieś znikł. Nie było śladu po dziurze w ścianie. Sufit też wyglądał jak świeżo po remoncie. Poszedłem do pokoju gościnnego, aby sprawdzić co jest w skarpecie. Tam znalazłem kartkę z napisałem.
„Dziękuje bardzo Tobie za pomoc. Ps. Św. Mikołaj”
(Napisałem tą historie w dniu Św. Mikołaja. Szkoda, że nie miałem czasu na opublikowaniu jej w tym, że samym dniu)
Komentarze (7)
Nie ten potrafi się dzielić, kto mając miliony, daje 20gr, ale ten, kto potrafi oddać wszystko co ma w portfelu... cudne to.
Są jakieś literówki do poprawy, przeczytaj jeszcze raz, bo warto, żeby tak wartościowe opowiadanie, miało piękne ramy.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania