Świat po inwazji
OCZYMA FILIPA
Strzały, które oddawali do nas kosmici, zmieniały tor lotu właściwie w ostatnim momencie. Wszyscy dostawaliśmy zawału na widok śmiertelnych pocisków, chociaż doskonale wiedzieliśmy, że nic nam nie zrobią. Te cholerne ufoludki już się zorientowały, że ani ich moce, ani broń nie mogą nas dosięgnąć.
- Wyzionę ducha - jęczał Hubert, biegnąc obok mnie i pilnując, by urządzenie przytwierdzone do przedramienia mu nie spadło. Sprzęt może nie należał do Terran, ale system tak. Udało nam się go mniej więcej odtworzyć i sprawdzał się dziś lepiej niż ostatnim razem. Bo ostatnio, gdy inna grupa go używała, połowa z nich zginęła. Teraz mieliśmy nadzieję obejść się bez ofiar.
Minęło kilka długich chwil, nim ostrzały ustały. Skręciliśmy w jedną z ulic i biegliśmy dalej. Odpuścili nam? Dlaczego? Nie sądzę, by się zmęczyli. O co może chodzić?
Odpowiedź przyszła do mnie szybciej, niż się spodziewałem. Mijając jedną z uliczek, kątem oka udało mi się uchwycić dwie postacie. Jedna z nich opierała się plecami o ścianę budynku i naciągała kaptur na oczy. Druga, chłopak o złotych włosach, miał na sobie pomarańczowy strój, który przywodził mi na myśl Aladyna. Nim się obejrzeliśmy, znów byliśmy ścigani.
-Tajfun, blokada! - nakazałem. Hubert nacisnął odpowiedni przycisk na urządzeniu pokrywającym całe jego przedramię. Nie zatrzymaliśmy się ani na chwilę. Nie zwalnialiśmy. Nie mogliśmy. Minęliśmy kilka sklepów.
- Blokują mnie - usłyszałem za sobą. Blokują? Nic przecież nie poczułem. Cholera! Może zagląda w umysł? Słyszałem o takich przypadkach. Szef nas ostrzegał.
Wydałem z siebie zduszony krzyk, czując ciepło na plecach. Strumień ognia poszybował w górę, odbijając się od otaczającej nas tarczy. Musiał celować prosto w moje plecy, skoro tak wyraźnie poczułem to gorąco. Kilka chwil później podobny okrzyk wyrwał się z ust Huberta, ale ogień nie zrobił mu krzywdy.
Słyszałem, jak ścigający nas kosmici łączą się z dowódcą. „Mgła”? Przecież to naukowcy! Dlaczego przydzielono im straż na tym terenie? Podobno mieli być na statku „Soleil”? Szaf się pomylił? Nie. On się nie myli. Nie wiem, jak to robi, ale ma niezawodną siatkę wywiadowczą. Nie ważne, skąd bierze informacje. Grunt, że się sprawdzają. Może to jego łącznik coś pokręcił? Nie, to też odpada. Ten pasożyt wie więcej, niż chce powiedzieć, ale zawsze robi tak, byśmy wyszli cało z akcji. To dlatego ci, którzy słuchają jego instrukcji, mają mniejsze straty w ludziach.
- Tajfun, Violet, skręcacie. Pink, ty ze mną.
- Rozkaz- potwierdzili. Chwilę potem rozdzieliliśmy się. Wiedziałem, że ja i Norbert ryzykujemy. To Hubert miał piracki sprzęt, a ścigający nas kosmici mogli mieć każdą zdolność, o jakiej nawet nie śniliśmy.
Wpadliśmy na rynek. Po kilkunastu metrach wokół nas utworzył się pierścień ognia połączony ze sztyletem złotowłosego, który w sumie znikąd pojawił się przed nami. Osłoniłem twarz ramieniem, by ochronić ją od żaru płomieni. W masce, którą miałem na twarzy, było cholernie gorąco.
Chłopak ubrany jak arab z bajek potwierdził nasze pochwycenie. Z tego, co zrozumiałem, miał do niego dołączyć ten drugi, ale nie potrafiłem stwierdzić, czy Hubert i Ewa są bezpieczni, czy zginęli w akcji. Martwiłem się o nich.
- Musimy coś zrobić - szepnął do mnie Norbert, nie ruszając się z miejsca.
- Niby co? - syknąłem. - Jesteśmy otoczeni ogniem, a cały sprzęt dostał się Tajfunowi.
- Przecież tu nie zostaniemy! Nie dam się tak po prostu zabić!
- Wolę cię jednak beztroskiego, wiesz?
- Nie czas na to, Grunge! Skup się na wydostaniu z tego gówna!
Norbert cofnął się o dwa kroki, po czym zrobił szybko trzy w przód. Ściana ognia zwiększyła się, ale on nadal chciał przeskoczyć płomienie. Złapałem go za ramię.
- Zgłupiałeś?!
- Trzy minuty. Jak czegoś lepszego nie wymyślisz, to skaczę przez nie.
Patrzyłem, jak złotowłosy siada na ławce. Mam trzy minuty, co? Nie ma mowy, żebym wymyślił w tym czasie coś sensownego. Szef, którego twarzy nikt nie widział, tajemnicza Nana albo zboczony Ryan na pewno by coś wymyślili na poczekaniu. Ale nie ja. Nie potrafiłem. Gdybym nie miał na twarzy maski, pewnie zacząłbym obgryzać ze zdenerwowania paznokcie.
- Koniec - oznajmił mi przyjaciel. Znowu się wycofał, po czym ruszył ku płomieniom.
- Pink! Co robisz? - zawołałem spanikowany. Chciałem go złapać, ale nie dałem rady. Wymsknął mi się. Skoczył przez płomienie. Usłyszałem zduszone „Nie!”, a chwilę potem płomienie zniknęły. Ale tylko te, które nas więziły. Mój przyjaciel tarzał się po bruku, krzycząc wniebogłosy. Płomienie trawiły go wolno. Czarny kombinezon i maska w kształcie róży wtapiały się w jego ciało. Ile to trwało? Sekundy? Minuty? Godziny? Miałem wrażenie, że krzyki Norberta będą brzmieć w tej nocnej ciszy całą wieczność. Gdy wreszcie umilkł, padłem na kolana. Nie byłem pewien, czy cieszę się, że już nie cierpi, czy jestem w rozpaczy przez jego śmierć. Chyba jedno i drugie. - P… Pink… Nie… Jak… Czemu…? Ty idioto…
Ty skończony idioto!
Pokręciłem głową. I to ja miałem nie zachowywać się lekkomyślnie podczas tej operacji? Zerknąłem w stronę kosmity. Terranin wpatrywał się tępo w mojego przyjaciela. Gdy wstałem, on upadł na kolana, opierając dłonie o bruk. Zacząłem się z wolna wycofywać, ale chyba nie miał zamiaru mnie ścigać. Odwróciłem się i pognałem w stronę ulicy. Jak tylko opuściłem rynek, połączyłem się z pozostałymi.
-Grunge do Tajfuna i Violet! Zgłoście się!-Wiedziałem, że w moim głosie brzmi desperacja, ale olewałem to. Musiałem wiedzieć, czy żyją, czy są zamknięci.
Sekundy mijały, a ja słyszałem jedynie trzask w słuchawce i swój rwany oddech.
Trzydzieści sekund. Czterdzieści. Pięćdziesiąt. Minuta.
- Tajfun, zgłaszam się.
To była najdłuższa minuta mojego życia.
- Violet, zgłaszam się.
- Podajcie status - nakazałem.
- Oboje żyją - tym razem odezwał się głos, którego się nie spodziewałem. Zwolniłem na chwilę, ale szybko wznowiłem tempo.
- Ryan! Nie bierzesz udziału w operacji!
- Nie, ale chciałem sobie popatrzeć.
Ta beztroska w jego głosie jest nie na miejscu.
- Szkoda Pinka - powiedział ten zboczony pasożyt. - Był nawet dobry. I świetnie śpiewał. Chyba musisz poszukać nowego kumpla, skoro on zginął.
- Pink nie żyje? - spytał Hubert. Po głosie poznałem, że jest w szoku.
- Tak, ale miał całkiem honorową śmierć - odparł Ryan. - To znaczy, o ile można nazwać honorową śmiercią samopodpalenie. Może on chciał zginąć? Chciał się popisać? Może wiedział, że nie uda wam się wydostać z ognia Sky'a?
- Zamknij się! - warknąłem. - Kim jest ten cały Sky?
- To mam się zamknąć czy mówić?
- Nie łap mnie za słówka!
Byłem wściekły, a jego kpiący śmiech wcale nie pomagał mi się uspokoić.
- Sky Sigri. Delikatny chłopak. Nigdy nie myślał, by kogoś zabić. Taki trochę pacyfista, który potrafi przyłożyć… A, nie. To się wyklucza. - Kolejny śmiech, który wyprowadza wszystkich z równowagi. - Jest członkiem „Mgły”. Normalnie badają kwestię kamienia filozoficznego, ale najwyraźniej nie odnoszą wyników, skoro rząd wysłał ich do tak nędznej roboty, jaką jest pochwycenie „Black Rose”. Gdybym nie zdobył tego programu do ochrony, już byłoby po was. Wiecie, dlaczego działamy na zasadzie, że łączymy się w grupy, a łączników jest tylu, że w końcu wszyscy głupieją? Żeby nas nie złapali. Towarzysz Sky'a potrafi wyłapać z umysłu potrzebne mu informacje. To niewygodne. Niewielu potrafi oprzeć się temu darowi.
- Skąd ty masz takie informacje?-dziwił się Hubert.
Ryan po raz kolejny się roześmiał.
- Jestem głównym łącznikiem z szefem. Muszę być zorientowany. No i obserwowanie ludzi jest fascynujące. Można się tyle dowiedzieć jedynie dzięki ledwo widocznym ruchom czy nawykom.
- Czasami mam ochotę sprzedać cię Maszynie do Zabijania, wiesz?
- Nie zrobisz tego. - Pewność w jego głosie była irytująca.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie lubię cię. Jestem gotów cię poświęcić.
- Zgadzam się.
Że jak?
- Zrobisz to prędzej czy później - mówił. - Tylko wiesz co, Grunge? Zanim oddasz mnie w ręce tej ameby, zastanów się, czy chcesz jeszcze trochę pożyć. Zdążę ci poderżnąć gardło, zanim on mnie dorwie.
- Grozisz mi?
- Ja? Skąd. Po prostu wyjaśniam ci, jakie konsekwencje mogą cię spotkać.
Rozłączył się. Zakląłem głośno.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania