Świat się nie skończy

Niebieska koperta leżała na środku kwadratowego, kuchennego stolika i od razu przyciągała wzrok swoim intensywnym kolorem.

Nie dało się przeoczyć rozciętego boku, choć został dyskretnie zabezpieczony naklejonym od wewnątrz kawałkiem taśmy. Julek westchnął ciężko. Bardzo rzadko otrzymywał listy, więc prawie zapomniał, że matka za nic miała tajemnicę korespondencji. Nie chciał się z nią kłócić, bo i tak zbyłaby go stwierdzeniem, że to pewnie listonosz albo pracownicy poczty otworzyli kopertę, szukając w niej pieniędzy.

List został zaadresowany ręcznie, fioletowym długopisem, i napisany na jasnozielonej kartce. Przypominał trochę laurkę, którą chłopak kiedyś przyniósł matce. Użyła jej potem jako podpałki, gdy mokry od rozlanego piwa węgiel nie chciał się zająć ogniem.

– Mówiłam, żebyś nikomu nie podawał adresu! – rzuciła oskarżycielskim tonem, próbując zawiązać worek ze śmieciami.

– Nie podałem!

– To nie rozumiem, skąd to się tu wzięło. – mruknęła, po czym cicho dodała zbitek przekleństw, gdy naprężone foliowe ucho urwało się, a dwie butelki po orzechówce uderzyły o podłogę. Julek przeczytał wiadomość i stwierdził, że także nic z niej nie rozumie.

 

16.06, Maryzy Górne

Julek!

Przepraszam, że Cię tak potraktowałam. Popełniłam duży błąd. Masz rację – nie powinnam lekceważyć Twoich osobistych problemów. Jeżeli nie masz ochoty kontynuować poszukiwań, mogę to zrobić sama. Chcę jedynie, żebyś przez ten czas był bezpieczny. Nie tylko dlatego, że zależy mi na utrzymaniu równowagi, ale, tak po ludzku, martwię się o Ciebie. Nie umiem tego okazywać i z tego powodu tak się zdenerwowałam.

Proszę cię, spotkajmy się i porozmawiajmy na spokojnie.

 

Autorka listu się nie podpisała. Na odwrocie widniały dziwne symbole, których znaczenia chłopak nie umiał odgadnąć. Wiadomość wyglądała jak notatka, nagryzmolona w pośpiechu na jakimś świstku. W dodatku bezsensowna. Jakieś poszukiwania, utrzymanie równowagi? Skąd w ogóle ta bełkocząca od rzeczy osoba zdobyła jego adres?

Oskar. To na pewno jakiś jego żart – stwierdził i wiedział już, że dopóki sprawa się nie wyjaśni, ta myśl go nie opuści. Dyskretnie przycisnął lewą rękę w okolicy mostka, gdy serce dało o sobie znać bolesnym ukłuciem.

Miał świadomość, że musi się uspokoić i to najlepiej szybko. Jego prześladowca siedział w poprawczaku. Wizja tego, że jakimś cudem zdobył jego adres, napawała przerażeniem, lecz nie miała możliwości się ziścić!

Chyba że zrobiłby to na odległość. Mógł wskazać Julka jakiemuś swojemu znajomemu jako dobry obiekt do dokuczania. Udawanie dziewczyny miało być żartem z jego samotności i metodą na to, by go zaciągnąć w jakieś dziwne miejsce. A potem? Dobrze wiedział, co by się stało, bo już kilka razy przeżył podobną sytuację.

Oczywiście wcale nie musiało być tak źle, może list nie był pułapką. To mogła być po prostu…

Pomyłka? Niby jak? W całych Maryzach mieszkał tylko jeden Julek, któremu teraz ciało dawało jasne sygnały: albo rozwikła tę sprawę i znajdzie jakieś logiczne wytłumaczenie, albo czekają go bezsenne noce i ciągły niepokój. Serce przestało kłuć, jednak dalej nie zwolniło.

– No i co tak patrzysz w tę kartkę jak sroka w gnat? – zaatakowała wściekle matka. Całą siłą woli zmusił się do spojrzenia jej w oczy.

– To nic takiego – powiedział tak spokojnie, jak tylko mógł.

– Pomyłka? – dopytała, nieusatysfakcjonowana jego lakoniczną odpowiedzią.

– Chyba tak.

– To daj, wyrzucę. – Niemal wyrwała mu list z ręki, jednak w ostatniej chwili ją cofnął i wcisnął do kieszeni bluzy.

– Nie ma potrzeby. Poradzę sobie z tym.

Szybko wyszedł z kuchni, po czym zamknął się w swoim pokoju. Dopiero tam wyjął list i jeszcze raz dokładnie przeczytał, próbując opracować jakiś plan.

***

W piątek opuścił przyjęcie imieninowe ciotki bez pożegnania. W głębi serca był szczęśliwy, że ma jakiś powód, by wymknąć się z niego wcześniej. Spędził tam godzinę, wyobrażając sobie z najdrobniejszymi szczegółami karczemną awanturę, którą miał ochotę urządzić.

Imieniny to była jedna z tych sytuacji, w których rodzina wydawała się magicznie wymazywać ze swojej świadomości fakt, że jego matka ma problem. Czasami było to aż śmieszne. Najpierw przychodzili do jego domu na rozmowy, powtarzali mu jak mantrę „możesz na nas liczyć”, wygłaszali wzruszające przemowy o trzeźwości, by już w następnym tygodniu dolewać likieru do kieliszka osobie, którą chcieli wysłać na odwyk.

Jeden na krążenie, ich mać – pomyślał Julek. Zapach papierosów i wódki przyprawiał go o mdłości. Wysiedział tak długo, jak tylko mógł, wysłuchał ośmiu pytań o to, dlaczego jest taki cichy i odpowiedzi matki, powtarzającej za każdym razem, że on zawsze taki był – dziwne dziecko, do tego rozczochrane, zrobiłby w końcu porządek z tymi włosami. Gdy stwierdził, że ma dość, podlał więdnącego fikusa likierem, który mu wciśnięto, a następnie wyszedł bez słowa. Miał nadzieję, że ktoś odniesie matkę do domu.

Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że choć przestała pytać o list, to specjalnie tak wszystko zaplanowała, by syn nie miał jak zostawić jej samej. Od jakiegoś czasu wszystko ją denerwowało, a najbardziej on i jego próby powstrzymania jej od topienia nerwów w alkoholu. Ostatni dzień spędził na ciągłym chodzeniu za nią krok w krok, dzięki temu teraz mógł wyjść z czystym sumieniem. Zrobił, co było w jego mocy, a że się nie udało, to już wina ciotki, bo nie współpracowała.

Nim skierował kroki na pocztę, długo spacerował bez celu i próbował dokładnie zaplanować wszystko, o co zapyta. Ledwie jednak przekroczył próg, potknął się o jakąś przeszkodę (prawdopodobnie własną nogę) i, widząc uśmiech politowania na twarzy urzędniczki pocztowej, zapomniał całą ułożoną kwestię.

– Dzień dobry… wieczór – zająknął się.

– Dobry – potwierdziła kobieta – w czym mogę pomóc? Tylko szybko, bo zaraz zamykamy.

– Chciałbym… – zaczął powoli, szukając odpowiednich słów. – Wiem, że to dziwne, ale potrzebuję pomocy. Chciałbym zlokalizować nadawcę tego listu. Można to zrobić? Może został jakiś świstek albo nagranie z monitoringu? To dla mnie bardzo ważne.

Z otworu w szybie wynurzyła się ręka przyozdobiona krwistoczerwonymi paznokciami i złotym pierścionkiem. Julek wyjął list, po czym przekazał samą kopertę. Patrzył z niedowierzaniem, jak kobieta rozpoczyna lokalizowanie nadawcy od sprawdzenia adresu na odwrocie.

– Nie ma. Gdyby był, to sam dałbym sobie radę – mruknął – przy dacie jest podana jedynie miejscowość. Maryzy Górne.

– A skąd ja ci tu wezmę nadawcę z Górnych? – rzuciła kpiącym tonem, a potem parsknęła śmiechem i pokręciła głową. – Oj, Julek, Julek. Ty zawsze miałeś głupie pomysły, ale takiego to chyba jeszcze nigdy. Nie wiesz, kto ci to wysłał? Może idź na policję, skoro dostajesz anonimy?

– Nie trzeba policji – odburknął, po czym szybko zabrał kopertę. – Dziękuję, do widzenia.

Wybiegł w kierunku przystanku autobusowego, czując, jak policzki palą go z zażenowania. Naszła go chęć, by porzucić poszukiwania i wrócić na imieniny, dopóki nikt nie zauważył jeszcze jego nieobecności. Z pewnością matka była jeszcze w miarę przytomna i nie miałby trudności w przetransportowaniu jej do domu. Zamyślony skręcił w boczną uliczkę, po czym nagle zarył czołem w otwierane z impetem drzwi.

– Boże! – jęknął, gdy przenikliwy ból sięgnął aż w głąb jego czaszki. – Bardzo przepraszam.

– Nic ci się nie stało? – usłyszał nad sobą trochę zachrypnięty kobiecy głos.

– Tak, wszystko w porządku.

– Powinni dawno wymienić te drzwi. Wiedziałam, że prędzej czy później się tak skończy. Na pewno jesteś cały? – Nieznajoma, wyglądająca na jego rówieśniczkę, odchrząknęła, a następnie energicznie pociągnęła go za rękę, by pomóc mu wstać. Patrzyła na niego zaniepokojona, ale celowo unikał jej wzroku. – Aleś ty czerwony! Zjarałeś się?

– Nie.

Widział, że dalej na niego spoglądała. Była wyższa od niego, wprawdzie nie bardzo, ale jednak zauważalnie. Miała dość szerokie jak na kobietę barki, proste włosy, w jasnym, miodowym kolorze, wąskie usta i duże, zielone oczy. Nosiła kilka wisiorków różnego rozmiaru oraz kształtu, z czego większość trzymała schowane pod czarną koszulką odsłaniającą jedno ramię i zawiązaną w supeł tuż przy szortach. W uszach błyszczało jej kilka srebrnych kolczyków. Pasowały do ozdobnych łańcuchów przy ciężkich, skórzanych butach. Nie potrzebował przyglądać się długo, by wiedzieć, że matka byłaby w ciężkim szoku, widząc ich razem.

Nie uszło jego uwadze, jak intensywnie przyglądała się jego kieszeni. Dokładnie tej, w której miał schowany list. W pewnym momencie jej świdrujące spojrzenie sprawiło, że miał ochotę uciec.

– Dokąd się tak spieszysz o tej porze?

– Chyba… do Maryz Górnych – odparł, po czym wyjął kopertę. Dziewczyna aż się wyprostowała, gdy ją ujrzała. – Dostałem dziwny list i szukam nadawcy.

– List z pogróżkami? – dopytała, ale w odpowiedzi tylko potrząsnął głową. Gdy schował kopertę do tylnej kieszeni, drgnęła jak wyrwana z transu. Minęła chwila, nim zaczęła mówić dalej: – O ile się orientuję, ostatni autobus do Maryz odjechał pół godziny temu. Następny jest w poniedziałek.

Julek jęknął przeciągle. Skoro matka dziś rozpoczynała picie, to nie było szans, by w poniedziałek mógł kontynuować poszukiwania.

– Nie mogę tyle czekać. – odparł i zaczął się gorączkowo zastanawiać, co powinien zrobić. Właściwie, to mógł iść piechotą. Sąsiednia miejscowość nie była wcale daleko, jednak najkrótsza droga prowadziła przez pola i las. Godzinny spacer w samotności nie brzmiał zbyt dobrze.

– Jadę do domu, więc mogę cię podwieźć – zaoferowała, wskazując na swój samochód.

Rozpromienił się, słysząc tę propozycję.

– Jeżeli byłabyś… znaczy, pani, tak uprzejma, to…

– Jestem Florka – Chwyciła go za rękę, zanim w ogóle zdążył ją podać. – Gdzie w ogóle chcesz szukać? Będziesz chodził i pytał znajomych?

– Myślałem, żeby iść na tamtejszą pocztę. Może będą pamiętali, kto to nadał? – powiedział, lecz zaraz zwątpił w swoje słowa, tym bardziej widząc jej wyraz twarzy.

– O ile nadawca wysłał list w lokalu. Mógł po prostu przykleić znaczek i wrzucić go do skrzynki. Jeżeli chcesz, możemy się przekonać – dodała z uśmiechem. – tylko musimy się pospieszyć, u nas zamykają zawsze trochę wcześniej. Wracasz tu na noc? Gdybyśmy nie zdążyli, możesz przenocować u mnie, jeżeli obiecasz, że nie będziesz się kręcił po mieszkaniu. Moja siostra bardzo nie lubi, gdy ktoś pod jej nieobecność wchodzi do jej sypialni.

Julek spojrzał na nią z wdzięcznością i, nie zastanawiając się długo, przystał na propozycję. Dopiero po chwili dotarło do niego, jak lekkomyślnie postępuje.

Nie znał jej przecież. Kto normalny zaprasza do siebie obcych, poznanych przed chwilą na ulicy, ludzi? Chyba tylko seryjni mordercy albo porywacze. Najlepiej byłoby pożegnać się już teraz i nie wsiadać do jej samochodu. Odmówić brania udziału w tej wycieczce.

Problem w tym, że nie potrafił odmówić, nawet jeżeli chciał. Zbierał się w sobie, co chwilę nabierał powietrza, czekając na właściwy moment, ten jednak nie nadchodził.

Pewny, że kiedyś zginie przez swój brak asertywności, zaczął się zastanawiać, w jaki sposób mógłby pokonać dziewczynę, gdyby był zmuszony walczyć o życie. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu grubego kija, ale nie znalazł niczego odpowiedniego. Zresztą – na pewno zauważyłaby, że przytaszczył ze sobą badyla. Ta opcja nie wchodziła w grę.

A może nie będzie tak źle? – pomyślał. – Dlaczego ja od razu zakładam najgorsze?

***

– Mam wrażenie, że już gdzieś cię widziałem. Poznaliśmy się? – spytał, gdy Florka robiła mu herbatę. Ku jego zaskoczeniu, pokręciła przecząco głową.

– Kojarzysz mnie ze szkoły – stwierdziła. – W drugiej klasie przepisałam się do tutejszego liceum. Byłeś w klasie niżej, prawda? Mijaliśmy się na korytarzu, ale na pewno gadamy ze sobą pierwszy raz. Zapamiętałabym.

Zgodnie z jej przewidywaniami, nie zdążyli iść na pocztę, więc zabrała Julka do swojego domu. W jej pokoju śmierdziało kadzidłem i świeczkami zapachowymi. Zdawała się nie odczuwać tego zapachu, podczas gdy jego niemiłosiernie drażnił.

– Mogę zobaczyć? – poprosiła, kładąc kubki na stoliku.

– Co zobaczyć?

– List. Nie przeczytam, jeżeli nie chcesz, ale interesuje mnie jako przedmiot. Bije od niego nietypowa energia.

Julek przyjrzał się ostrożnie swojej rozmówczyni.

– Tak sądzisz?

– Totalnie. Nic dziwnego, że chcesz odnaleźć dziewczynę, która go napisała. Bo to na pewno była dziewczyna – podkreśliła, a on chciał zapytać, skąd ma tę pewność, ale się powstrzymał. – Ten gość z poprawczaka tego nie wysłał, to ci mogę zagwarantować.

– Skąd ty… nic nie wspominałem…

– Masz jakieś inne podejrzenia, kto to mógł być? – zapytała, ignorując jego zaskoczenie.

– Żadnych – wyszeptał bezgłośnie. Z wrażenia zaschło mu w gardle, więc upił łyk herbaty. – Jeżeli to nie on, to pewnie ktoś się pode mnie podszył. Ona mnie przeprasza, a ja kompletnie nie wiem za co. Martwi mnie, że ma mój domowy adres. Może to jakaś nowa metoda złodziei? Najpierw „na wnuczka”, teraz „na przeprosiny”? – zastanawiał się głośno.

– Prosiła o pieniądze?

– Nie – przyznał – ale może poprosi w kolejnym liście? Sam nie wiem. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Dziewczyna na moment przymknęła oczy. Nachyliła się, świdrując list swoimi zielonymi oczami, a Julek poczuł się wtedy tak, jakby ktoś łaskotał go w środku głowy.

– Powiem ci coś w zaufaniu – oświadczyła w końcu poważnym tonem. – Nie zgarnęłam cię z tej ulicy przez przypadek. Wydaje mi się, że ktoś na ten list rzucił urok. – Po tych słowach zerknęła na Julka i zmarszczyła brwi. – Pytanie brzmi, czemu wysłał go do ciebie, skoro jesteś nieszkodliwym cywilem?

– Matko… – Chłopak wyszeptał przerażony, kiedy zrozumiał, z kim ma do czynienia. Nie była morderczynią. Dużo gorzej. – Ty jesteś jakąś wariatką! Albo czarownicą! Ale chyba raczej wariatką! Czytasz mi w myślach?

Słysząc panikę w jego głosie, zaśmiała się cicho.

– Jezu, słyszałam wiele określeń, ale żeby od razu wariatka albo czarownica?

– A jak to inaczej nazwać?!

– Mam po prostu kilka nietypowych talentów. Nic ci nie zrobię, ochraniam zwykłych ludzi przed kontaktem ze światem nadprzyrodzonym. Ten list jest naładowany magiczną energią, ale wiem, jak sprawić, by nic ci się od niego nie stało – zapewniła, jednak wcale nie poczuł się bezpieczniej. Siedział i patrzył na nią bezradnie, ściskając kubek z herbatą. To wszystko było jak jakiś absurdalny sen, ale z jakiegoś powodu wierzył tej dziewczynie. Jak dotąd nie znalazł lepszego, bardziej logicznego wytłumaczenia. Tak, to musiały być czary, koniec i kropka. Z nerwów rozbolał go brzuch.

– Jeżeli nie znajdziemy żadnego śladu na poczcie, możemy poprosić o pomoc mojego wujka – mówiła, nie zwracając uwagi na jego milczenie. – Jest wróżbitą, mieszka niedaleko. Odczytuje ludzkie sekrety ze zdjęć, więc może z listu też będzie umiał.

– Widzący Marek? – domyślił się. – Czy on nie jest przypadkiem chory na głowę? Bez urazy, ale słyszałem o nim i tych jego usługach.

Kiedy matka Julka była na kacu, chodziła na czytania o byłym mężu. Często wracała z nich niezadowolona. Kazała wtedy oddychać ciszej, uważać na słowa i wynosić się z domu. Potem wypijała dwa piwa i zmieniała zdanie – sama groziła, że się wyprowadzi i wtedy syn doceni jej trud. Julek za każdym razem, gdy słyszał te groźby, modlił się, by tym razem dotrzymała słowa. Zawsze jednak zostawała.

– Jest bardzo miły i wbrew temu, co o nim mówią ludzie, normalny. Czasami – dodała szybko. – Biedak nie radzi sobie za bardzo ze swoim darem i przez to ma pewne problemy. Mogę z nim porozmawiać w twoim imieniu, jeżeli sam się boisz.

Odpowiedział jedynie słabym uśmiechem. Upił jeszcze łyk herbaty, nim Florka zabrała mu ją i zaczęła okadzać cienkim patykiem, który tlił się na końcu.

– Zaklęcie oczyszczające – wyjaśniła. – W sumie powinnam zrobić to wcześniej. Trzeba pilnować, żeby się do ciebie nie przyczepiło jakieś licho. Długo trzymałeś list przy ciele i możesz być przez to bardziej podatny.

– Na co podatny?

– Różne rzeczy. Klątwy, demony, chochliki, zwykłego pecha. Od ilu lat ona pije? – zmieniła temat, a Julek zrozumiał, że przeczytała jego myśli o matce. – Właściwie, to się nie dziwię, że szukałeś okazji, by się wyrwać z domu. Ja też bym szukała na twoim miejscu.

– Dobra, możesz mi już nie grzebać w głowie? – poprosił i wzdrygnął się, gdy usłyszał brzmienie swojego głosu. – To, co się u mnie dzieje, nie ma nic wspólnego z magią. To moja sprawa.

Florka przygryzła dolną wargę. Skrucha nie pasowała do jej aparycji. Julek miał ochotę błagać, by nie zamieniła go w żabę albo nie rzuciła innej, paskudnej klątwy.

– Czasami zapominam, że normalnym ludziom to przeszkadza, wybacz. Postaram się kontrolować. Nie robię tego świadomie, po prostu słyszę i już.

– To musi być okropne – przyznał i zanim zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo niedyskretny jest, dodał: – Urodziłaś się taka, czy to wynik jakiegoś eksperymentu?

– Urodziłam – wyznała – a potem długo trenowałam. Nie jest źle, przynajmniej wiem, jakie kto ma wobec mnie intencje. Ale nie zajmujmy się tym teraz. Co powinno się liczyć, to jak najszybsze odnalezienie autorki listu. Używając magii wobec ciebie, złamała prawo o ochronie cywilów. Nie wiem, czy nie będę musiała jej aresztować.

***

Po godzinie wietrzenia zapach w pokoju Florki przestał być drażniący. Julek ułożył się na niskim fotelu, chcąc zachować czujność w nocy. Niemądrze było zasnąć głębokim snem w domu czarownicy, w dodatku takiej, którą poznało się niedawno.

Florka z przymkniętymi oczami pochylała się nad biurkiem, na którym w kręgu z soli leżał list. Trzymała nad nim prawą rękę i mruczała cicho coś, czego nie był w stanie zrozumieć.

Mimowolnie skierował myśli ku matce i temu, jak zareagowałaby, gdyby dowiedziała się, gdzie spędza noc. Zostawienie jej bez opieki mogło odbić mu się czkawką, ale czuł jakąś złośliwą satysfakcję.

– Bardzo dobrze, nic mnie to nie obchodzi – wyszeptał w półśnie – nic a nic.

Kąciki ust dziewczyny uniosły się, gdy usłyszała jego słowa. Nie pytała o wyjaśnienia. Zresztą, nawet gdyby spytała, nic by nie odpowiedział, bo fotel nie pomógł mu utrzymać się na jawie.

***

Kiedy dojechali pod pocztę w Maryzach Górnych, padał lekki deszcz. Julek wysiadł, trzasnął drzwiami, kilka razy za to przeprosił, po czym pobiegł w stronę wejścia.

Szarpnął kilka razy za klamkę, o mało jej nie wyrywając. Przechodząca obok staruszka gestem wskazała mu ogłoszenie na szybie: „Z powodu remontu prosimy korzystać z wejścia dla personelu”.

Wyszedł z budynku po dwudziestu minutach, w większości zmarnowanych na stanie w kolejce. Młoda czarownica dalej cierpliwie na niego czekała. Napięcie, które czuł w karku lekko zelżało, gdy zauważył jej samochód.

– Nie wiedzą kto to? – odgadła, a on machnął ręką.

– Jeszcze mnie wyśmiali. Powiedzieli, że mam sobie poszukać jakiejś lepszej zabawy i że wymyślam. Jedna baba tylko spojrzała na list, ale stwierdziła, że po samej kopercie nie rozpozna.

Florka zmrużyła oczy.

– Naprawdę? Zaraz odświeżę im pamięć, daj mi chwilę. – Po tych słowach zdjęła jeden z amuletów i zawiązała czarny rzemyk na ręce. Wyciągnęła przed siebie ramiona, przymknęła oczy, a gdy Julek stanął przed nią, odsunęła go od siebie jak natrętne dziecko. Mimo to dalej próbował jej przeszkodzić.

– Poczekaj, nie! Proszę, miej litość! To nie ich wina, to ja jestem taką skończoną pierdołą. Mama od zawsze mi powtarzała, że ze mnie ciamajda i kretyn. Szukanie nadawcy na poczcie jest bez sensu, sama mówiłaś, że nie musiał nawet wchodzić. Nie zabijaj tych ludzi, tam są kobiety i dzieci! – zaczął błagać, szarpiąc ją za ramię w nadziei, że to przerwie jej medytacyjne skupienie.

– Uspokój się, do cholery jasnej, przecież nikogo nie zabijam! Sprawdzam po prostu, o czym myślą. Jeżeli ktoś coś zataja, mogę to rozpoznać, ale gdy robię to przez ściany, potrzebuję się skupić! Puść mnie!

W końcu cofnął się, ciągle wpatrzony we Florkę. Miał nadzieję, że stanie się coś magicznego, jednak ona po chwili opuściła ręce wzdłuż ciała.

– O kurczę. Oni rzeczywiście nie mieli pojęcia, o czym mówisz – stwierdziła z niedowierzaniem. – Jedna osoba podejrzewa, że byłeś jakimś tajemniczym inspektorem, badającym jakość usług pocztowych. Żałują, że cię wyśmiali i boją się teraz. Ale tej laski od listu nikt nie pamięta.

Julek usiadł na masce samochodu, co włączyło alarm. Dziewczyna pstryknęła palcami, by go wyłączyć.

– Jedźmy do tego twojego wujka – poprosił – chyba tylko to nam zostało.

***

– Kanapa w przedpokoju jest najczystsza – podpowiedziała, gdy zostali wpuszczeni do mieszkania. Julek zastanawiał się, czy miało to dla niego jakieś znaczenie, skoro jechał już samochodem z obcą osobą i spał w jej pokoju. Gdy przyjrzał się trochę uważniej mieszkaniu wróżbity, okazało się jednak, że to była kluczowa informacja.

Florka wyjaśniła swojemu wujkowi, o co im chodziło, a potem cicho zamknęła drzwi do kuchni i usiadła obok Julka. Zaczęła się bawić butelkami perfum, które zauważyła w szafce. Podnosiła je za pomocą telekinezy i obracała pod sufitem. Lekko szturchnęła chłopaka łokciem, by spojrzał na to, co robiła.

– Mogę cię o coś zapytać? – zaczął, odsuwając się od niej na moment. – Umiesz czytać w myślach. Może mogłabyś zobaczyć w głowie mojej matki, co powinienem zrobić, by przestała pić?

Dziewczyna uniosła jedną brew.

– Co ty powinieneś zrobić?

– No wiesz, żeby jej pomóc – zaczął tłumaczyć – Próbowałem już naprawdę wielu sposobów i chyba tylko magia mi pozostała. To co?

– Mogłabym zajrzeć, ale nie nastawiaj się na zbyt wiele – powiedziała, studząc jego zapał. – Moja moc polega na tym, że słucham myśli. Nie umiem przeszukiwać głowy jak komputera.

Julek zdał sobie sprawę, że gryzie wewnętrzną część policzka, więc przestał to robić.

– A znasz może kogoś… – zaczął, ale przerwał mu głos Widzącego Marka:

– Florentyna! Pozwól na moment!

– Popytam – obiecała, podnosząc się ociężale z kanapy. – Poczekaj, zaraz wrócę.

Niestety wizyta u wujka Florki odniosła taki sam skutek, co ta na poczcie, z tą tylko różnicą, że nikt nikogo nie wyśmiał. Jasnowidz starał się ze wszystkich sił pomóc ustalić tożsamość nadawcy. Każda z wypróbowanych metod okazywała się nieskuteczna, co jednak nie studziło jego determinacji.

Julek spędził kilka godzin, gnieżdżąc się na najczystszej kanapie i co jakiś czas zerkając do kuchni, gdzie odbywały się coraz bardziej ekscentryczne rytuały. Żaden z nich jednak nie przyniósł rezultatu.

W końcu zniechęcona i znudzona Florka z powrotem usiadła obok, a po chwili zaczęła bawić się jego włosami. Przeczesywała je, układała raz w jedną, raz w drugą stronę, a w końcu zaczęła je zaplatać w małe warkoczyki, pomagając sobie telekinezą. Chłopak czuł chłodne palce na skórze głowy nawet wtedy, gdy wyszli. Po skróceniu dystansu łatwiej było przekraczać kolejne granice. W drodze na parking dziewczyna objęła go ramieniem, jakby znali się od lat.

– Mam jeszcze jeden pomysł – wyznała, odsuwając się nagle na długość ręki. – Moja babcia mieszka na obrzeżach miasta. To też czarownica, bardzo potężna. Możemy do niej pojechać, na pewno będzie umiała pomóc.

Julek potaknął, powtarzając bezgłośnie jej słowa. Ciężko było zachować swobodę przy kimś, kto potrafił czytać w myślach, jednak wydawało mu się, że w ten sposób mógł bronić się przed tą mocą.

– Dobra. – Kiwnął głową, gdy zdał sobie sprawę, że czekała na odpowiedź. – Nie zaszkodzi.

Z palącymi policzkami i mocno bijącym sercem zaczął udawać zainteresowanie listem. Przeczytał go od początku, od środka, od końca, a potem śledził każdy wyraz od tyłu. Dziewczyna włączyła radio.

Nagle w kieszeni chłopaka zawibrował telefon, skutecznie rozpraszając to, co wcześniej zakiełkowało w jego umyśle. Zacisnął usta, odczytując wiadomość.

– Kurde. Zmiana planów, odwieź mnie do domu. Sąsiadka do mnie napisała, że matka zarzygała całą klatkę schodową. Muszę wracać, posprzątać i jej pilnować!

– Posprzątaj, ale wróć – poprosiła. – Nie mogę cię teraz wypuścić, za tym listem może się kryć coś niebezpiecznego.

– Albo w ogóle nic się za nim nie kryje. Może tylko ci się wydaje, że wyczuwasz magię? Robimy z siebie idiotów.

– Niczego nie jestem tak pewna, jak tego, że w tę sprawę są wplątane siły nieczyste – odparła stanowczo – nie możemy tego tak zostawić.

– Florka! – Nerwowo zadarł głowę. – Rozumiem, że jak się jest tobą, to da się nawet miesiącami szukać nadawcy magicznego listu, ale ja nie mogę sobie na to pozwolić. Nie jestem jak ty, nie walczę ze złem, nie czytam w ludziach jak w książkach, mam matkę alkoholiczkę i każdy się ze mnie śmieje. Śmiał się ktoś kiedyś z ciebie? Wątpię! Jesteś ogromną, magiczną babą i ciebie nie dotyczą takie problemy!

Zjechała na pobocze i chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo wysiadł z jej samochodu. Niemal krzyknął, gdy uniósł się w powietrze. Florka przyciągnęła go do siebie niczym latawiec na sznurku. Wyrwał się jej i jęknął, gdy boleśnie upadł na plecy.

– Wstań – poleciła, pochylając się nad nim. Z tej pozycji wydawała się jeszcze wyższa. – Dobrze mówisz, walczę ze złem – przyznała. – Skąd mam wiedzieć, że to, co ci się przytrafiło, jest dobre? Skąd mam wiedzieć, że nie stanie ci się od tego krzywda, że nie zginiesz nagle w tajemniczych okolicznościach? Jeżeli cię teraz zostawię, to złamię najważniejszą zasadę swojego kodeksu etycznego. Nie zdajesz sobie sprawy, jak… – urwała i spojrzała mu w oczy, unosząc powoli brwi. Dowiedziała się. Miał już pewność, że nie dał rady zapanować nad myślami. Ze wszystkich możliwych przeczytała akurat tę najgorszą, najbardziej żenującą. Tę, w której nazwał ją piękną.

Nie miał odwagi nic powiedzieć, a ona też uparcie milczała.

– Przepraszam – odezwał się w końcu, nie wiedząc, co właściwie powinien powiedzieć.

Uśmiechnęła się ponuro i machnęła ręką.

– W porządku, nie musisz się tłumaczyć. Zwykle gdy jakiś cywil mnie lubi, to się mnie boi. – Otrzepała mu koszulkę, po czym odwróciła się. – No chodź, zobaczymy, co z twoją mamą.

***

Przez okno dało się zauważyć postać, która spacerowała po kuchni. Julek mimowolnie odetchnął z ulgą.

– Wcale nie – wypalił, gdy Florka zaciągnęła hamulec. – Nie boję się ciebie. To znaczy… nie aż tak, by się z tobą przykładowo nie umówić.

Usłyszał jak głośno wypuściła powietrze.

– Po co umawiać się z kimś, kogo chociaż trochę się boisz? – Przeniosła na niego wzrok. – Nie lepiej znaleźć sobie normalną dziewczynę? Nie dam rady pozbyć się mocy. Już zawsze taka będę.

– Normalne dziewczyny mnie nie lubią.

Zaczęła skubać odstającą skórkę przy paznokciu, wciąż wpatrując się w chłopaka intensywnie.

– Powiedz – poprosiła – to, co wtedy chciałeś. To było miłe.

– A po co mam powtarzać, skoro i tak już wiesz? – Julek odpiął pas i usiadł bokiem tak, by nie musiał przekrzywiać głowy, rozmawiając z Florką. Przeszło mu przez myśl, że właśnie teraz miał dobry moment, by ją pocałować. To by było dokładnie to, co zrobiliby bohaterowie w jakimś filmie, gdzie odpowiednio dobrany podkład muzyczny zagłuszyłby niezręczność sytuacji.

Usłyszała te myśli. Utkwiła spojrzenie w kierownicy, po czym nagle wzruszyła ramionami, jakby rozważyła wszystko i stwierdziła, że w sumie nie zaszkodzi. Przysunęła go do siebie, ale w tej samej chwili wyrwał jej się zawstydzony, otwierając drzwi.

– Chodź ze mną – poprosił po chwili wahania. – Położę ją spać i wpuszczę cię. Nie zauważy twojej obecności. Może uda ci się coś odczytać?

– Chętnie spróbuję, ale najpierw musimy dokończyć sprawę z listem – powiedziała stanowczo. – To bardzo ważne!

– Boże, ty ciągle z tym listem? Dałabyś w końcu spokój. Wsadzę kopertę do soli, jak wczoraj wieczorem, i niech tak zostanie.

– Nie mamy pewności, co to jest – przerwała mu z naciskiem – a powinniśmy. Musimy się chociaż dowiedzieć, jakie zaklęcie zostało na niego rzucone!

– Pewnie żadne groźne, skoro dalej żyję – stwierdził, nie zwracając uwagi na jej niezadowolenie. – Mogę ci go dać, jeżeli chcesz szukać. Ale ja się wycofuję. Nie mam na to czasu, muszę się zajmować mamą.

– Oj, daj spokój, nie cierpisz tego robić! – wykrzyknęła zniecierpliwiona jego uporem. – Nie było cię cały dzień i noc, a nawet nie zadzwoniła. Tak naprawdę więcej jej szkodzisz, niż pomagasz! Zresztą wcale nie chcesz wracać, dobrze to wyczuwam!

– Ona mnie potrzebuje! – przerwał.

– Ona potrzebuje leczenia, a ta twoja opieka daje jej wrażenie, że wszystko z nią dobrze – atakowała. – Odwalanie za kogoś brudnej roboty to żadna pomoc. Nieważne, co by zrobiła, ty zawsze posprzątasz, ogarniesz, przeprosisz… no co? Spójrz mi w oczy i powiedz, że to nieprawda! – zażądała. – Dlaczego wy, ludzie, tak lekko podchodzicie do kontaktów z magią? Co ty sobie myślisz? Że mam czas, by tu codziennie przyjeżdżać i sprawdzać, czy dalej żyjesz? Daję słowo, nienawidzę takich przypadków jak twój! Gdy złapię zlecenie, to przynajmniej współpracuję z ogarniętymi osobami, a takim z doskoku zawsze trzeba wszystko tłumaczyć! Pierwsza pomoc, cholera jasna!

Julek zacisnął pięści. To czytanie w myślach robiło się coraz bardziej nieznośne.

Kolejny raz miała rację. Zarówno w tym, że nie wierzył w grożące mu niebezpieczeństwo, jak i w tym, że wcale nie chciał wracać do domu. Robił to z tego samego powodu, dla którego wsiadł z nią do samochodu – bo nie potrafił odmawiać. Nienawidził tego w sobie.

Uśmiechnęła się triumfalnie, wiedząc, że wszystko, co powiedziała, było prawdą. I ten uśmiech go otrzeźwił.

Przecież ona była czarownicą! Mógł właśnie padać ofiarą jakiejś wstrętnej manipulacji. Znała jego myśli, więc wiedziała, co powiedzieć i zrobić, by z nią został, a on dawał się złapać na jej sztuczki.

– To jest moja matka. Jak śmiesz stawiać ponad nią jakiś głupi list?! – wykrzyknął oburzony. Zmiął wiadomość i rzucił na tylne siedzenie. – Masz! Sama sobie szukaj i się ode mnie odczep!

***

Wieczór Florka spędziła w towarzystwie siostry. Pomogła przygotowywać miejsce na rytualne spalenie przeklętych artefaktów zdobytych podczas jej krótkiej podróży. Gdy ogień rozbłysnął, pomyślała, że to doskonała okazja, by pozbyć się listu, ale nie chciało jej się szukać go w samochodzie.

Około trzeciej w nocy usiadła z zamkniętymi oczami na brzegu łóżka. Nasłuchiwała. Wszechświat nie chciał jej zesłać snu ani też zdradzić, dlaczego trzyma ją na jawie tak długo.

Nie mogła wyrzucić Julka z głowy. Analizowała myśli, które u niego usłyszała, niezwykłą energię, którą wyczuła, gdy siedział obok niej. Gdyby była początkująca, pomyślałaby, że ten dziwny chłopak rzucił na nią urok. Kilka razy nawet sprawdzała, czy wisiorek z ochronnym solnym talizmanem nie zrobił się czarny, jednak nawet nie poszarzał. Nie, w tamtej krótkiej chwili Julek nie mógł jej zaczarować. Przecież nawet nie wiedział jak.

Obraził się na nią poważnie. Zablokował każdą możliwość kontaktu ze sobą, a więc o przeprosinach lub jakiejkolwiek próbie ratowania sytuacji nie mogło być mowy.

Chyba że ktoś wykazałby się kreatywnością.

Włączyła przytłumione, nocne światło i na palcach poszła do kuchni. Wiedziała, że jej siostra schowała gdzieś duży zapas kopert z już naklejonymi znaczkami. Specjalnie kiedyś tak je przygotowała, by nie trzeba było ciągle biegać na pocztę. Dziewczyna pożyczyła jedną. Chwyciła pierwszą lepszą kartkę i długopis – w ciemności nie widziała, jakiego były koloru, ale to nie miało znaczenia. Zaczęła pisać:

 

Julek!

Przepraszam, że Cię tak potraktowałam. Popełniłam duży błąd. Masz rację – nie powinnam lekceważyć Twoich osobistych problemów. Jeżeli nie masz ochoty kontynuować poszukiwań, mogę to zrobić sama. Chcę jedynie, żebyś przez ten czas był bezpieczny. Nie tylko dlatego, że zależy mi na utrzymaniu równowagi, ale, tak po ludzku, martwię się o Ciebie. Nie umiem tego okazywać i z tego powodu tak się zdenerwowałam.

Proszę cię, spotkajmy się i porozmawiajmy na spokojnie.

 

Zerknęła na kalendarz i zapisała datę – szesnasty czerwca. Potem, już w swoim pokoju, ułożyła wokół kryształy, a następnie owinęła list jednym ze swoich amuletów. Zacisnęła mocno powieki, tak jakby to miało spotęgować moc zaklęcia. Wzbudziła kilka intencji i wypowiedziała formułkę na teleportację, na iluzję pieczęci pocztowej i przeciw zagubieniu. Pierwszy raz używała takiej kombinacji, ale zadziałała.

Kiedy otworzyła oczy, koperta zniknęła.

***

Minął tydzień. Potem drugi, a potem trzeci. I nic.

Florka nie chciała odwiedzać Julka osobiście. Za bardzo ceniła swoją godność, by żebrać o uwagę chłopaka, który jawnie ignorował jej wiadomość. Takie zachowanie kompletnie nie pasowało do poważnej osoby, za którą się uważała.

Skoro nie chciał mojej pomocy, to nie ma co wpychać się mu do życia. To uwłaczające. Poza tym, dlaczego mi tak zależy? Jest tylko zwykłym cywilem, nikim ważnym. – powtarzała sobie, czekając na niego na parkingu przed jego blokiem. Gdy tylko się pojawił, wyszła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Czy ty czasami nie przesadzasz?! – krzyknęła do niego, gdy prześlizgnął wzrokiem po jej aucie, po czym bezczelnie odwrócił głowę. – Co ja ci niby takiego zrobiłam, co? Za ważny jesteś, żeby odpisać?

– O, cześć – zaczął niepewnie. – Nie rozumiem, o co chodzi. Jesteś zła, że dalej żyję?

– Już nie zgrywaj takiego niewiniątka! Popełniłam błąd i przeprosiłam, a ty się zachowujesz jak skończony burak! Jeżeli każdego tak traktujesz, to nie miej pretensji o to, że ludzie ci dokuczają!

– Dlaczego się na mnie drzesz, kobieto?! – Julek pobladł, słysząc jej ton. – Nie dostałem żadnej wiadomości od ciebie. Może mnie z kimś pomyliłaś? – Na wszelki wypadek złapał za znak drogowy, tak jakby miał on go ochronić przed byciem ofiarą nadużycia nadprzyrodzonych mocy. Florka zacisnęła pięści.

– Przynajmniej się nie pogrążaj. Wysłałam ci list i wiem, że musiał dotrzeć. Osobiście go zaczarowałam.

– To najwyraźniej za słabo machnęłaś różdżką – zakpił, wzruszając ramionami. – Możesz mi przeczytać myśli, jeżeli nie wierzysz. Ostatni list, jaki dostałem to ten dziwny, którego nadawcy razem szukaliśmy.

Intuicja dziewczyny podpowiedziała jej coś nieprawdopodobnego, a jednocześnie tak niezwykle oczywistego, że dziwiła się, jak mogła na to nie wpaść wcześniej.

Zaczęła szukać listu na tylnym siedzeniu samochodu, przerzucając zebrane tam rzeczy, których od czasu rozstania z Julkiem nazbierało się sporo. W końcu koperta odnalazła się, wciśnięta w szparę między oparciem a siedzeniem.

Szybko rozdarła papier, a wtedy w mig pojęła, na czym polegał błąd, który popełniła tamtej nocy. Oraz dlaczego wydała się Julkowi znajoma i co sprawiło, że nie mogła przestać o nim myśleć.

– Zapisałam złą datę – wyszeptała. – Mojej siostry nie było w domu, więc nie skreśliła dni na kalendarzu! Matko, niech to będzie jakiś koszmarny sen!

– Czekaj, czy ja dobrze rozumiem? – Chłopak usiadł obok niej na stercie brudnych ubrań. – Ten list był od ciebie? Ta wielka magia, którą wyczuwałaś i która miała mnie zabić, to było twoje własne zaklęcie?

– Mogłam poprosić Felicję, ona zrobiłaby to lepiej… – szepnęła, czując, że oblewa ją zimny pot. Julek dalej nie rozumiał powodu jej zdenerwowania.

– I widzisz? Mówiłem ci, że gdyby to było coś groźnego, padłbym trupem już wtedy, gdy po raz pierwszy otworzyłem tę kopertę. Trzeba było mnie posłuchać, zamiast się wydzierać, panikować i obrażać mi matkę.

– To nie pora na żarty! – krzyknęła, z nerwów zginając róg koperty. – Jest bardzo niedobrze.

– Wyluzuj, wszystko w porządku – stwierdził i poklepał ją po ramieniu. – Zagadka rozwiązana! Wykonałaś swój obowiązek, odnalazłaś nadawcę. A żebyś nie musiała sama siebie aresztować, to nikomu nie powiem, że to ty nim jesteś – obiecał, na co ona spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Nie chodzi o to, czy komuś powiesz! Nie wysyła się listów w przeszłość, nie ma słów na wyrażenie, jakie to niebezpieczne – zaczęła tłumaczyć i na moment zacisnęła powieki. – Myślę, że niechcący zrobiłam anomalię.

– To źle?

– Julek, to jest tragedia! Zepsułam linearność czasu, bo nie chciało mi się iść na pocztę. Wiesz, co się teraz może stać?

– Nic się nie stanie – przerwał jej stanowczo. – Znowu przesadzasz. Zobacz, jakoś żyję, czas płynie normalnie, jest szesnasty czerwca…

Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy, gdy to usłyszała.

– Jaki szesnasty czerwca? – Pokazała mu swój telefon. – Jest dziewiąty lipca! Widzisz? Dokładnie o tym mówię!

– Oj, po prostu mi się pomieszało, to niczego nie dowodzi. Każdy mój dzień wygląda podobnie, więc nic w tym dziwnego. – Julek zaczął się zastanawiać, jak długo był przekonany, że jest szesnasty czerwca i dotarło do niego, że nie potrafił tego nawet określić.

– To, że się poznaliśmy, jest paradoksem samym w sobie. A jeżeli raz wystąpił paradoks, ryzyko kolejnych się zwiększa. Może się zrobić naprawdę poważnie – ostrzegła. – Możesz się cofnąć albo przenieść w przyszłość, przestać się starzeć, zniknąć w innym wymiarze…

– No to dlaczego wysłałaś ten głupi list? – wykrzyknął, czując, że jej panika zaczyna mu się udzielać. – Jeżeli chciałaś pogadać, trzeba było po prostu przyjechać!

– Przepraszam! Zwykle to, że byłam na kogoś zła, nie przeszkadzało w poprawnym rzucaniu zaklęć. Spróbuję to naprawić!

– Ja myślę! Jest w ogóle jakiś sposób, by to odkręcić?!

– No jest… – zaczęła niepewnie – ale musimy poprosić kogoś bardziej doświadczonego o pomoc. Tak czy siak, mi się dostanie, ale w tej sytuacji to najmniejszy problem. – Zerknęła na niego z surową miną. – Twoja mama będzie musiała sobie poradzić sama przez kilka dni, o ile nie chce też stać się ofiarą tego paradoksu. Pakuj się, przyjadę po ciebie wieczorem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Tjeri 7 miesięcy temu
    Ale fajne! :D Bardzo dobrze mi się czytało. Postaci ciekawe, fabuła wciągająca, tekst sam się czyta. Dobre zarówno jako samodzielny kąsek, jak i część większej całości. :)
  • Kasamiyo Akasawa pół roku temu
    Wielkie dzięki 😃
  • Vespera 7 miesięcy temu
    O, a kogóż ja tu widzę z powrotem na opowi :)
  • Kasamiyo Akasawa pół roku temu
    Odradzam się jak feniks z popiołów xd
  • Vespera pół roku temu
    Kasamiyo Akasawa W opowijskim bagienku bez zmian, tylko ruch jakby mniejszy... Ale może też się coś odrodzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania