Światełko

Śniła z Miłości do Jego Światłoczułej Duszy. Szła naprzód wbrew marzeniom, które stawały jej na przeszkodzie. Bała się, tak bardzo bała, że dzień zakończy się przed świtem. Nie chciała umierać ze starości, wolała spłonąć niż się wypalić…

 

***

 

Każdego poranka, kiedy dopisywało życie, dziewczyna wstawała, aby nakarmić głodne, zapomniane gołębie codziennego lęku. Ptaki jadły jej z ręki, siadały na ramionach i sercu. Kiedy przychodził czas na miłość, zakładała swój najwątlejszy płaszcz i ruszała w nieznane, ku granicy piekła. Nigdy nie pamiętała, kiedy ostatnio płakała – deszcz roztrącał jej migdałowe łzy. Zawsze mieszała strach z nadzieją – wierzyła, że przyjdzie taki dzień, gdy zapuka do wnętrza jej odległości.

 

Nie, nie chciała marzyć, nie miała na to wystarczająco dużo odwagi. Wolała spacery – niekończące się, samotne wędrówki na skraj pamięci nocy. Miała wystarczająco dużo godzin, aby od początku zliczać drzazgi gwiazd, uwierające ją w lewą komorę serca.

 

Pewnego dnia, gdy zabrakło jej duszy, ukradkiem spotkała Jego – Człowieka, który potrafił podnieść garb jej historii. Tylko On mógł wyręczyć ją w dźwiganiu zielonego tobołka nadziei. Spotykali się niezmiernie rzadko, ale każde widzenie nigdy nie miało końca. Wstań, moja Miłości, pokaż mi Swoje zranione dłonie, Swój przeszyty ostrzem bok. Widzisz, że ta dziewczyna żyje Twoim powietrzem? Czy słyszysz, jak woła szeptem Twoje przywidzenie? Dziewczyna i On umieli rozmawiać, ale coś skończyło się nie w porę i znajomość stała się pustką. Dziewczyna szukała dalej…

 

Ta sama dziewczyna pewnego razu zapragnęła przepaść bez wieści. Postanowiła udać się na przechadzkę, z której wróci już bez duszy. Podczas tego spaceru spotkała dawno nie widziane wyrzuty sumienia, wolną wolę, zaprzepaszczone życie i zmarnowaną śmierć. Niestety, Jego nie dostrzegła. Szukała Go wszędzie – w blasku zachodzącego słońca, pomiędzy gwiazdami, w sklepie z miłością, na strychu odległych, lecz niepowtarzalnych czasów, u prześwitu niewystarczającego przesytu burz. W ramionach niosła miłość, której nikt nie chciał jej odebrać.

 

Dziewczyna była pewna, że już nic jej nie spotka – póki w pobliskiej, bezdennej kałuży nie wymacała porzuconego Światła. Podniosła Je, obróciła w palcach… Światło wydało się jej dziwnie znajome, jakby nie widziała Go od śmierci. Tym Światłem było to, za czym tak rozpaczliwie tęskniła – ciepłem, drogowskazem i nadzieją, że wróci na swą porzuconą drogę. Tym Światłem był On! Dziewczyna dziwiła się, że nie zrozumiała tego na początku.

 

Światło nauczyło jej nierozgarniętą duszę radości. Dziewczyna pierwszy raz od urodzenia uśmiechnęła się. Jej usta nie zapomniały, jak się układać w ten świetlisty grymas. Dziewczyna poszła dalej – tym razem ściskając w dłoniach Światłoczułą Ciszę, Namiętne Milczenie, o którym bała się pamiętać. Przestała zbierać łzy, przeglądać się w snach – mogła znów iść naprzód. Mogła spojrzeć sobie prosto w twarz. Nie zdejmował jej strach, gdy znienacka budziła się w środku nocy. Wiedziała, że w obecności Światła jest bezpieczna i kochana. Światło tuliło ją do snu, kiedy było wyjątkowo zimno i ciemno. Światełko, które tak bardzo stało się jej znajome, lśniło dla niej ochoczo. Dziewczyna zapomniała, jak ma na imię jej samotność. Uciekło jej z pamięci, którymi ścieżkami do niedawna kroczyła. Przestała żyć iluzją, jej życie porzuciło strach i obłęd. Dziewczyna przestała widzieć piekło na ścianie swojego pokoju. Zaczęła kłaść się wcześniej spać, by jutro wraz ze Światełkiem powitać jeszcze jeden dzień. Tak, dziewczyna przekonała się, że czasem trzeba się zgubić, aby odszukać kres kłamstwa. Czasem trzeba spojrzeć na życie z perspektywy jutra, aby uwierzyć na zawsze w nieznane.

 

Światełko, za którym tęskniła, na zawsze wprowadziło się do jej serca. Zostało tam na wieki, wbrew niezliczonym łzom, wbrew zwyrodniałym wiatrom i płonącym tęczom… Dziewczyna niewiele wymagała od Światła – wystarczało, że gorącym muśnięciem koiło jej niestworzony ból. Że było blisko, gdy dziewczyna pragnęła odejść. Że kręciło się w pobliżu, aby w razie potrzeby pomóc dziewczynie powitać jeszcze jeden poranek. Światełko, choć wątłe i pozbawione cienia, trwało przy niej aż do końca. I za to dziewczyna była Mu wdzięczna – za życie bez kłamstwa, za los bez śmierci, za uśmiech bez kolców, za ciszę bez prawdy, za strach, co przychodzi zawsze w nieodpowiednim momencie… Dziewczyna i Światełko, choć oboje przerażeni widmem śmierci, nauczyli się od siebie kochać każdy zachód słońca – nawet ten ostatni, który nigdy nie nadejdzie. Który stanie się odległym, ciemnym ptakiem, jaki nigdy nie odnajdzie swego gniazda. Dziewczyna i Światełko podzielili swój przejaskrawiony los – idąc zgodnie w nieznane, tam, gdzie na człowieka czeka zadumana cisza…

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Dekaos Dondi 11.09.2020
    Mnie się tekst podoba. W sensie: treści, formy i stylu↔Pozdrawiam:)↔5
  • Koziorowska 12.09.2020
    Dziękuję! :)
  • Format 11.09.2020
    Bardzo ładny i bajkowy klimat.
    Barwny język na korzyść dla historii.
    Nie wiem, czy nie poszukałbym w niektórych fragmentach tekstu synonimu dla słowa "dziewczyna"...
  • Format 11.09.2020
    A, byłbym zapomniał: pierwszy raz czytałem wiersz w takiej formie.
    To chyba proza poetycka?
  • Koziorowska 12.09.2020
    Bardzo dziękuję! Tak, można to nazwać prozą poetycką.
  • Ant 12.09.2020
    Faktycznie, forma interesująca
  • Koziorowska 12.09.2020
    Dziękuję!
  • Zena 13.09.2020
    bardzo ładnie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania