Wesołych świąt!

W dni szczególne przybywamy z odległych stron. Opowiadamy - wśród drinkujących zwierzeń i naskórkowych rozmów - o zdarzeniach wysupłanych z przeszłości, zapodziane anegdotki, barwne szczegóły słuchane w towarzystwie milusińskich, a pikantne momenty, gdy dziatwa śpi. Podniośle ubrani, odprężeni, w otoczeniu rodziny oglądanej nieczęsto, krokiem dumnym i godnym idziemy na spotkania, imprezy, uroczyste zjazdy. Przepełnieni wewnętrznym blaskiem, nastawieni do świata przychylnie, siadamy za stołem czekając na spóźnialskich. Czekamy, aż przyjadą zmarznięci, gdy zaczną opowiadać, co u nich, co z synem, gdzie córka, jak im się powodzi. Grzejąc się herbatą mówią nam o tych, co nie mogli przyjechać i o tych, którzy nie przyjadą już nigdy.

 

Poważniejemy. Zamyślamy się nad losem, który ich nie oszczędził. Myślimy z czułością o tych, którzy jeszcze są wśród nas. Przypatrujemy się sobie nawzajem, oceniamy, porównujemy spustoszenia dokonane przez los. Ten się posunął, choć nadrabia miną, ów zmarniał i wysechł na wiór, ta powoli odchodzi, przemija i wrasta w zmierzch.

 

A niektórych widzimy nie widząc ich wcale; są ubogimi krewnymi, zamglonymi figurami nieznanych wujów i dalekich ciotek. Są z nami, bo tak nakazuje obyczaj. Skuleni w sobie, milczący i nieobecni duchem, zamazani w pamięci, przyjechali zakłócając ogólny, sielankowy nastrój braterstwa, sympatii, zabawy skropionej nalewką.

 

Mają odwieczne problemy, ale nie mówią o nich, gdyż nie ma komu. Próbowali, lecz odsuwano się od nich. Dzielili się nimi, lecz nie pasowały do szynki, kłóciły się z deserem, z „czym chata bogata”. Wkrótce pojadą do siebie, do „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Wnet powrócą do swoich syzyfowych dramatów, do swoich szarych zmagań, do nieznanego człowieka za ścianą, by znowu żyć do lustra, by, jak opłatkiem, łamać się ze swoimi zmartwieniami. I w tym wstydliwym nastroju ktoś oznajmia, że pora coś zjeść.

 

Rozpoczyna się. Na stół zasłany serdecznością wjeżdżają tradycyjne potrawy, i słychać łapczywe siorbanie, i dzwonią sztućce wyciągnięte z kredensu. Jedzenie ma jednak swój kres, więc rozpoczynają się rozmowy i chóralne śpiewy. Z początku smutne i nieśmiałe, lecz z każdym kieliszkiem nalewki – żywsze i coraz bardziej do tańca, niż różańca. Siedzimy swobodnie, już nie tak sztywno i oficjalnie, trawimy leniwie, bez pośpiechu, bo następnego dnia mamy wolne i możemy się zabrać za spanie do południa.

 

A po deserze i maluchu na drogę, wracamy żegnając się do następnego razu. Obiecujemy sobie i wszystkim, że będziemy do siebie pisać częściej, utrzymywać ze sobą kontakt. Całujemy się na schodowej klatce, ale tuż po wyjściu, zapominamy o wzruszeniu sprzed chwili, bo oto widzimy nowe: stajemy na wprost człowieka, którego co dnia spotykamy na przystanku. Zapędzony i nieprzystępny wczoraj, dzisiaj zatrzymuje się na nasz widok, traci swoją anonimową twarz i nagle okazuje się jednym z nas, raptem chcemy go poznać bliżej. Traktujemy go serdecznie. Zauważamy jego postać, ale, ogarnięci procentową czułością, już następnego dnia nie możemy sobie przypomnieć skąd go znamy i czego od nas chce.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • realista miesiąc temu
    nerwinka. Zagubiłeś się człowieku z małej literki. Zapomniałeś o podstawie świętowania . To nie spotkanie grillowe na działce , ani popijocha z okazji imienin Zdzicha. To celebracja Wieczerzy Wigilijnej z okazji Wcielenia Syna Bożego i przyjęcia postaci Syna Człowieczego. Oj jak daleko odszedłeś od swojego Stwórcy. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia . Alleluja Chrystus się rodzi.
  • nerwinka miesiąc temu
    realista Święta są naskórkowe i w większości przypadków odbiegają od religii i zazwyczaj są popijawą z okazji imienin Zdzicha, a wyzywanie mnie świadczy o tępym komentatorze.
  • realista miesiąc temu
    Bóg się rodzi, moc truchleje
    Pan niebiosów obnażony!
    Ogień krzepnie, blask ciemnieje
    Ma granice Nieskończony
    Wzgardzony, okryty chwałą
    Śmiertelny Król nad wiekami!
    A Słowo Ciałem się stało
    I mieszkało między nami
    Cóż niebo, masz nad ziemiany?
    Bóg porzucił szczęście Twoje
    Wszedł między lud ukochany
    Dzieląc z nim trudy i znoje
    Niemało cierpiał, niemało
    Żeśmy byli winni sami
    A Słowo
    W nędznej szopie urodzony
    Żłób Mu za kolebkę dano!
    Cóż jest czym był otoczony?
    Bydło, pasterze i siano
    Ubodzy, was to spotkało
    Witać Go przed bogaczami!
  • Świetnie! Pozdrawiam 5*
  • JarekS miesiąc temu
    Dzień dobry,

    Dobre to opowiadanie jest. Prawdziwe.

    Ja co prawa obecnie spędziłem bardzo ok (z rodziną kumpla, z gości byli ja, moja suczka, jeszcze jeden facet, żadnego drinkowania, pełna kultura i ogólnie fajnie) ale za dawniejszych czasów jak jeszcze moi rodzice żyli i bawili się w różne świętowania i wyjazdy to było identico jak w opku albo gorzej. A nalewki miały procenty że ho ho. Jako całkowity abstynent i przy okazji ateista zawsze odstawałem od konkret top polak towarzystwa, nudziłem się i często jak już się połamali wszyscy plackiem bełkocąc udawane życzenia i przechodzili do drinkkonkretów to szedłem z psem na spacer a później razem spać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania