święta święta

zaczęło się od smażonej cebuli. zimnej wojny i zepsutych pralek. podsłuch właśnie przechodził przez ubikację. wnikliwie negując. mroczył go jej małostkowy ton dwutlenku węgla. siarki było pod dostatkiem. węgla nie brakowało. nie jem węgla. wracałam od koleżanki. zomo biegało zimnym zimowym wieczorem. nie jest strasznie. nie bolą mnie plecy. grudzień jak zawsze. gdzieś na dnie suchej studni słyszę jak przepływa tomograf.

Średnia ocena: 2.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania