Święta z perspektywy kota - nieplanowana kontynuacja
Zaczęło się. Pierwszy dzwonek do drzwi rozpoczął świąteczną szkołę przetrwania. Podczas gdy Monika i Andrzej rzucili się do otwierania, Kamila skakała pod oknem wypatrując Mikołaja, a Adam próbował ukryć się w łazience, ja zastanawiałem się kto to może być. Do tegoż zastanawiania wybrałem sprytnie przemyślany, strategiczny punkt obserwacyjny na kredensie. Ta miejscówka dawała mi możliwość natychmiastowej ucieczki do salonu w razie wejścia niedosłyszącego i niedomywającego się dziadka Mariusza, oraz względnie szybki zeskok w stronę drzwi gdyby przypadkiem raz w życiu przyszedł punktualnie brat Andrzeja- Michał, który zawsze miał dla mnie kawałek szynki. Jednak zamiast którejkolwiek z tych osobistości przez drzwi weszła najgorsza z możliwych opcji, czyli- znienawidzeni w całej rodzinie -Malinowscy w komplecie. Komplet ten stanowią: "ciotunia" Marlenka, wkurzająca i wchodząca na niesamowicie wysokie częstotliwości siostra Moniki; Marta, "genialne" dziecko Marlenki, jest w wieku Adama (tzn. około 20-stki), ale Marlenka bezustannie udowadnia, że jest od niego lepsza; Maciuś- za komentarz wystarczy, że jest niczym męska wersja Kamili, oraz- wymieniany przez Marlenkę co roku- nadziany frajer. Zaraz po dostaniu się na nasz teren ekipa "ciotuni" rozpoczęła swą niszczycielską działalność. Przez "rozpoczęła niszczycielską działalność" mam oczywiście na myśli, że Maciuś pobiegł zaklejać arcydzieła Kamili swoimi, nie mniej obrzydliwymi, rysunkami, Marta zadarła nosek i odizolowała się od środowiska książką, dając tym samym do zrozumienia, że wszyscy tutaj są dla niej za głupi, frajer (wybaczcie, nie zadałem sobie trudu by poznać jego imię), przycupnął nieśmiało w kącie, a Marlenka rozpoczęła coroczną, demotywującą Monikę rozmowę. Dialog ten potoczył się mniej więcej tak:
-Wiiitaj, Moniczko! Co u ciebie słychać?
-Dobrze.
-Kamilka zdrowa? Wiesz, wydaje się jakaś taka...
-Zdrowa!- odparła szybko Monika - I wygrała ostatnio konkurs na rysunek Mikołaja.
-Rysunek? Ach, tak, wybacz, zapomniałam, że to dopiero pierwsza klasa... Wiesz, MÓJ Maciuś poszedł do szkoły rok wcześniej i już pisze w szkole wierszyki... No, ale nie martw się. Wiesz, nie każde dziecko jest na tyle zdolne by już w jego wieku rozpoznawać literki...
Jak się okazało, te święta niczym nie różniły się od poprzednich. Dziadkowie gderali, babciom wypadały sztuczne szczęki, Kamila i Maciuś na przemian kłócili się i wypatrywali Mikołaja, ja żywiłem się rzucanymi mi przez Andrzeja kawałkami ryby po grecku, a Adam po setnej uwadze "ciotuni" na temat jego włosów, butów i w ogule istnienia nie wytrzymał i wyszedł z pokoju. Biedna Monika chciała chyba zrobić to samo, ale nie mogła, i jej jedyną deską ratunku była podejrzanie długa wizyta w toalecie. Nie powiem wam co robił frajer, bo zanim zaczął się udzielać towarzysko, ja błogo zasnąłem.
Bardzo proszę Was o skomentowanie tego opowiadania, bo zamieżam z tego zrobić niezobowiązującą serię, tzn. nie połączone fabułą fragmenty z życia głównego bohatera wrzucane w odstępie czasu od 24 godzin do miesiąca i chcę wiedzieć czy ten projekt ma poparcie.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania