Sycylia w pigułce

Palermo. Zbliżała się godzina 15:00. Oznaczało to, że nadeszła pora na rytualną popołudniową lampkę wina, no, ewentualnie sześć. Większość Sycylijczyków pochłaniała się właśnie w polerowaniu kieliszków i chłodzeniu butelek z trunkiem. Dało się wyczuć leniwy nastrój, który idealnie komponował się z sycylijską śródziemnomorską architekturą. Gęsto zabudowane, niewielkie kamieniczki, były suto przyozdobione kwiatami i dziurami po kulach.

Podczas gdy większość mieszkańców Palermo zdążyła już się rozłożyć na swoich leżakach, pewien dość wysoki brunet, w biegu pokonywał kolejne uliczki sycylijskiego miasta. Jego śnieżno biały fartuch powiewający na wietrze oraz stetoskop zawieszony na szyi, wskazywały na to, że mężczyzna trudnił się lekarską profesją. Po sposobie w jakim pokonywał kolejne metry, oraz po świszczących co chwile w powietrzu kulach, można było się domyślać, że jegomość musiał narazić się albo miejscowemu urzędowi skarbowemu, albo sycylijskiej mafii. Znając jednak wigor większości włoskich urzędników, można było obstawić, że chodzi o tych drugich. Również hasła jakie rzucali w stronę uciekiniera, każą myśleć, że goniącym panom bliżej jest do półświatka przestępczego, niż do urzędniczego biurka.

 Zdechniesz psie!

 Już nie żyjesz pierdolony znachorze! – wykrzykiwali pomimo łapiącej ich co chwile

zadyszki.

Z czasem dystans pomiędzy gangsterami a medykiem się zwiększał. Mogło mieć to związek z tym, że mafiozi ważyli na oko po jakieś 120 – 140 kilogramów. Po przebiegnięciu kolejnych kilkuset metrów, gangsterskie nogi i płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa i mężczyźni musieli dać z wygraną.

 Jeszcze Cię dorwiemy pieprzony konowale! – wykrzykiwali w stronę oddalającego

się białego fartucha.

 

Wszystko zaczęło się od tego, że Giancarlo, bo takim imieniem namaścili go jego madre i padre, postanowił studiować medycynę na miejscowym uniwersytecie. Marzył o tym, by osiągnąć więcej niż jego rodzice, którzy prowadzili winiarnie. Jednak przez brak chęci do nauki oraz skromne oszczędności, udało mu się przetrwać na uniwerku raptem dwa semestry – wiadomo, wykładowcy się „cenią”. Potem stwierdził, że życie winiarza nie musi być wcale takie złe, dlatego postanowił, że wspólnie z rodzicami poprowadzi rodzinny biznes. I szło to jako tako, do momentu kiedy Carlo niechcący zabił swojego ojca korkiem podczas próby otwarcia butelki korkociągiem. Matka z rozpaczy utopiła się w beczce z winem i niedoszły winiarz został ostatnim żyjącym członkiem klanu Carizzo. Młody Włoch jednak nie miał za grosz talentu, by zarządzać czymkolwiek większym niż fryzura na swojej głowie, dlatego rodzinny interes szybko upadł. Jedyne co pozostało Gianiemu to kilkaset butelek wina i hamak na zapleczu podrzędnej pizzerii prowadzonej przez jego dobrego znajomego – Giuseppe, który w przyjaźni z Włochem najbardziej cenił posiadany przez niego „spadek”.

Pewnego dnia Giancarlo spacerował sobie po ciasnych uliczkach Palermo w poszukiwaniu niczego. Podobnie jak przypadku wielu rzeczy jakich się podejmował, i to mu się tym razem nie udało. Jego uwagę przykuło bowiem ogłoszenie zawieszone na ścianie jednej z kamieniczek:

 

 Rodzina Pazzinich zatrudni prywatnie lekarza do swojej nadwornej posiadłości.

Wymagane doświadczenie, odwaga, kreatywność oraz nie zadawanie zbędnych pytań. Pozwolenie na posiadanie broni nieobowiązkowe, ale zdecydowanie mile widziane. Wysoka płaca. Chętnych prosimy o zgłaszanie się do posiadłości przy ulicy B.13.

 

Carlo sczytywał treść ogłoszenia linijka po linijce, słowo po słowie, literka po literce. Gdy dotarł do jego końca, popatrzył na nie jeszcze przez chwilę, po czym szybko je zerwał i schował do kieszeni swojego płaszcza. W głowie Włocha od dawna nie kłębiło się tyle myśli co teraz. W jednym momencie okazało się, że życie wcale nie musi się kończyć na piciu wina, drzemaniu na hamaku i podkradaniu ciasta do pizzy Giuseppe.

 Porca Miseria! Ja pierdole! Pracować dla mafii! Jak wygrana na loterii. To by było

coś. W końcu pokazałbym wszystkim, że się do czegoś nadaje. Rodzice pękli by z dumy! – pomyślał entuzjastycznie, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że dostanie etatu u Pazzinich jest praktycznie niemożliwe z jednego prostego powodu – nie spełniał żadnego z wymagań. Pomimo towarzyszących mu wątpliwości, Carlo postanowił zawalczyć o posadę u Dona Pazziniego. Pierwszy raz od śmierci rodziców pojawiło się o niego coś ,co przypominało pewność siebie, którą zagubił w sobie dawno temu.

 Giuseppi! Guiseppi! Gdzie kurwa jesteś?! – wykrzyczał Carlo wbiegając do

pizzerii, nie przejmując się przy tym gośćmi, którzy w tym czasie byli w restauracji. Nie minęła chwila i wąsata sylwetka jego przyjaciela wyłoniła się zza pieca od pizzy.

 O co Ci chodzi Carizzo? Robisz mi burdel w knajpie! – skontrował mu szybko

Giuseppe.

 Patrz i czytaj! – rzekł do niego Giani, dając zerwane ogłoszenie. Właściciel

pizzerii zaczął je czytać, jednocześnie drapiąc się po głowie.

 Ten skurwiel Pazzini co miesiąc ściąga ode mnie niezły haracz. – mruknął

pod nosem Giuseppe.

 No właśnie! Pieprzony makaroniarz! – dopowiedział szybko Carlo.

 To w takim razie, po co chcesz u niego pracować Giani? – spytał Giuseppe.

 Chcę w końcu być kimś ważnym. Chcę być postrzegany jako ktoś więcej niż ten, który zabił swojego ojca korkiem od wina… Poza tym mógłbym też jakoś wpłynąć na bossa, żeby zostawił w spokoju twoją pizzerię. Pomyśl o tym. Potrzebuję tylko dojścia do lewych papierów. A wiem, że Ty takie masz. W końcu skąd masz koncesję, co?

 Ciszej! Chodź na zaplecze. Tam pogadamy. – odrzekł karczmarz

obejmując Gianiego przez ramie.

 Słuchaj Carlo. Może to co mówisz ma jakiś sens, ale załatwienie dyplomu doktora medycyny to nie taka prosta sprawa. Będzie trzeba przelać sporo wina mój drogi…

 Ile dokładnie? – zapytał z obawą niedoszły lekarz.

 No tak od dziesięciu, nawet do dwunastu skrzynek.

 Chyba cię popierdoliło Giuseppi! – rzekł z oburzeniem Carizzo.

 Fratelli, to nie ja ustalam tutaj stawki. Mówimy o skomplikowanej operacji. To

musi kosztować. Sfałszowanie dyplomu i pozwolenia na broń to jedno. Ale będzie trzeba jeszcze sypnąć odpowiednim ludziom na uniwerku i w urzędach, żeby w razie pytań nie robili problemów. – odpowiedział mu z pełnym spokojem Giuseppe.

 Ale ja sam mam na stanie raptem piętnaście skrzynek… Eh… No, ale ok. Bierz co

musisz z zaplecza i działaj. – powiedział nieco zrezygnowany, ale nadal mający wielkie nadzieje Giancarlo.

 

Nie minęły trzy dni, a na Giancarlo czekała już gotowa dokumentacja.

 Stary, czy ty w ogóle myślałeś nad tym jak będziesz leczył tych mafiozów jak im się rzeczywiście coś stanie? Przecież ty masz raptem rok opierdalania się na uniwerku. Rany postrzałowe, operacje nad otwartym sercu. Ogarniasz tematy? Pamiętasz cokolwiek? – spytał kompana Giuseppe, wręczając mu przy tym dyplom wraz z resztą papierów.

 Spokojna głowa, parę medycznych frazesów pamiętam. Po prostu będę przypisywał

jakieś ziółka czy aspirynę. Potem powiem, że przypadek był beznadziejny a gościa i tak czekała pewna śmierć. Damy radę.

Carlo zaczął przeglądać otrzymane papiery.

 Kurwa Giuseppi! Ginekolog? Nie było nic lepszego? Jakiś kardiolog, albo chociaż onkolog? – spytał z żałością Carizzo, wpatrując się w ramkę okalającą dyplom.

 Nie wybrzydzaj… I tak nie było łatwo to załatwić. Poza tym spójrz dalej. Masz papieskie referencje z samego Watykanu!

 No nawet nieźle. Już wszystko w moich rękach. Dzięki za wszystko Giuseppe! A teraz spierdalam tam, żeby nikt mnie nie ubiegł. – rzekł czule w stronę karczmarza,

po czym go objął przyjacielsko, założył nowy śnieżnobiały fartuch, który miał go uwiarygodnić w oczach mafii i ruszył w stronę ulicy B.

 

Po dwóch kwadransach, Giancarlo stał już pod rezydencją Pazziniego. W oczy rzuciło mu się dwóch mięśniaków w garniturach, którzy nieopodal niego wynosili podejrzanie duży worek na śmieci. Po mimo tego, iż w jego głowie pojawiła się jeszcze myśl zawahania, to zapukał on do drzwi mafijnej stancji. Po kilku chwilach, złota klamka w drzwiach się przekręciła, a oczom Gianiego ukazała się dwumetrowa sylwetka jednego z mafijnych goryli Pazziniego.

 Dzień dobry! Lekarz Nauk Medycznych Giancarlo Carizzo. Ja w sprawie pracy. Nadal

aktualne? – zapytał wysokiego jegomościa.

Włoch nie doczekał się odpowiedzi, jednak uniesiona dłoń gangstera, która skierowana była w kierunku wnętrza posiadłości, była wystarczającym zaproszeniem do środka. Goryl zabrał od Gianiego dokumenty, po czym zaprowadził go do gabinetu swojego szefa.

Gdy tylko młodzieniec przekroczył próg pokoju, Luciano Pazzini już na niego oczekiwał. Co więcej, zdecydował się nawet wstać, a przy 140 kilogramach wagi to nie lada wyzwanie.

 Całuj w sygnet lekarzyno! – warknął w stronę Gianiego, jeden ze sługusów Dona stojący w rogu gabinetu.

Carlo pokornie się schylił w geście szacunku, po czym skierował się w stronę Pazziniego, aby wykonać polecenie. Jednak po zrobieniu dwóch kroków, Włoch nieszczęśliwie potknął się o zawinięty próg dywanu i zrobił to na tyle niefortunnie, że w próbie utrzymania równowagi, poleciał w stronę Dona. Jego głowa trafiła prosto w otłuszczoną łysą czaszkę Pazziniego i obaj mężczyźni znaleźli się na podłodze. Podczas gdy cała mafijna świta skierowała złowrogie spojrzenia oraz lufy swoich broni w stronę fajtłapowatego Włocha, Don kazał swoim osiłkom podnieść siebie i Carizzo. Podczas gdy Giani żegnał się już w myślach ze swoim życiem, Pazzini spojrzał na niego z pod oka, po czym wybuchnął śmiechem. Wszyscy zgromadzeni w gabinecie, włącznie z Giancarlo, nie wiedzieli co ma oznaczać ta reakcja.

 Haha! Masz jaja młody! Żeby takie rzeczy odpierdalać w gabinecie najniebezpieczniejszego człowieka na tej wyspie? Kurwa, zupełnie jak ja za młodu! – rzekł radośnie Pazzini w kierunku Gianiego, przyjacielsko go przy tym obejmując i całując w policzek.

 Cieszę się, że zrobiłem dobre wejście szefie! – odpowiedział on szybko Donowi, sprawiając wrażenie jakby ta szopka była przeprowadzona celowo. Cała mafijna świta ze zdziwieniem przyglądała się temu co się dzieje, jednak nikt nie odważył się podważyć zdania Dona.

 Rzućmy okiem na papiery. Ginekolog, referencje z Watykanu. Idealnie! – Bierzemy Cię skurwielu! Zaczynasz od teraz! – rzucił entuzjastycznie Don.

 Wspaniale, nie pożałuje pan! Naprawdę! – skontrował mu w podobnym tonie młodzieniec.

 

Pazzini wyprowadził Gianiego z gabinetu, po czym skierowali się oni w głąb mafijnej posiadłości. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów marmurowej posadzki, Don wraz z swoim towarzyszem weszli do ogromnej sali zabiegowej. Na jej widok, podszywanego lekarza dosłownie zamurowało.

 O kurwa. – pomyślał.

 No Carizzo, masz tutaj najnowocześniejszy sprzęt jaki jest dostępny na rynku! Jednak wątpię by Ci był kiedykolwiek potrzebny. Od takie tam moje fanaberie. Generalnie to się tutaj nic nie dzieje. – odrzekł Don.

Giancarlo odetchnął z ulgą. Nim zdążył spytać Pazziniego o szczegóły swojej pracy, zauważył jak próg pomieszczenia przekroczyła nieznajoma dziewczyna. Jej falowane blond włosy sięgały do ramion, na których trzymała się krwistoczerwona sukienka wyraźnie przylegająca do ciała. Dało się zauważyć, że nieznajoma nie założyła dziś stanika. Nim Giancarlo zdążył ją na dobre zmierzyć wzrokiem, Pazzini przypomniał mu o swojej obecności.

 Młody! To jest Domenica, moja córeczka i jednocześnie twoje pierwsze zadanie. Ten

kurwiszon znów się puścił i zaszedł w ciążę. Zrób z nią porządek. Szybkie skrobanko i po bólu. To będzie już jej któraś z kolei aborcja, więc wie co i jak. Jak skończysz, to przez resztę dnia będziesz mógł zbijać bąki. Jednak jeśli coś spieprzysz u mojego kwiatuszka, to już nie żyjesz!

 A Ty Domenica, nie pyskuj panu doktorowi! – dodał na odchodne, po czym wyszedł z gabinetu.

 

Giancarlo i Domenica przed dłuższą chwilę stali w milczeniu. W głowie lekarza jawiło się tysiące myśli.

 Ja pierdolę! W co ja kurwa wdepnąłem! Jak ja mam zrobić aborcję?! Mogłem skończyć te studia… Co mam zrobić? Co zrobić?!

 Wiem! Uciekam! – pomyślał Carlo, po czym rzucił się do drzwi i zaczął szarpać za klamkę.

 Kurwa! Zamknięte! Ten fiut zamknął nas na klucz! – wykrzyczał z żałością młodzieniec

zupełnie zapominając o obecności córki Pazziniego.

 Doktorku, nie mamy całego dnia. Rób co masz zrobić, bo mam jeszcze dzisiaj balet do

zaliczenia. – rzuciła Domenica pogardliwie w stronę walczącego z drzwiami medyka.

Po tych słowach Carlo przypomniał sobie o istnieniu dziewczyny, po czym sprawiając pozory profesjonalizmu zaprosił ją na fotel ginekologiczny, a sam zaczął grać na czas grzebiąc bez celu w jednej z szuflad.

Domenica już czekała na fotelu, a do głowy Włocha nie pojawił się żaden pomysł.

 Długo jeszcze? – zapytała zniecierpliowna dziewczyna.

 Już już! Muszę przecież przygotować sprzęt! – odpowiedział Giani Domenice, po czym

skierował się w stronę leżących w rogu sali podręczników medycznych.

Carlo zaczął je nerwowo kartkować z nadzieją, że uda mu się w nich znaleźć jakąkolwiek wskazówkę dotyczącą przeprowadzenia aborcji. I owszem, znalazł nawet cały rozdział dotyczący tego zabiegu. Jednak ilość materiału i skomplikowane terminy medyczne skutecznie zniechęciły go zapoznania się z jego treścią. Kiedy sytuacja zdawała się już być beznadziejna, Gianni przewrócił kolejną stronę podręcznika.

 Bla bla bla bla bla… Środki zwiększające szanse na poronienie… bla bla bla… Orgazmy powodują u kobiet skurcze macicy… bla bla bla… orgazmy, zarówno w trakcie masturbacji jak i seksu zwiększają szansę poronienia.

W oczach Carizzo pojawił się błysk i nadzieja, że może jakimś cudem uda mu się wyjść jakoś z tej sytuacji żywym. Skierował się więc w stronę siedzącej na fotelu Domenici, uśmiechając się przy tym podejrzanie.

 Pani Domenico, proszę się odprężyć – powiedział w stronę Włoszki lekarz, po czym rozpiął klamrę paska podtrzymującego spodnie.

 Zaraz Zaraz! Co Ty kurwa robisz doktorku?! Masz mnie skrobać, a nie dymać! – wykrzyczała z oburzeniem dziewczyna.

Zmieszany ginekolog przez moment nie wiedział co ma powiedzieć. Po chwili jednak wyrecytował „pacjentce” dokładnie to, co przeczytał w jednej z książek wzbogacając przy tym swoje przemówienie o kilka mądrze brzmiących medycznych pojęć, których znaczenia nie znał sam zainteresowany. Przypomniał jej również o tym, że Don zabronił dziewczynie pyskować.

 O jak fajnie! Szkoda że poprzedni lekarze tak nie robili. W takim razie proszę mnie porządnie wypieprzyć… znaczy wyleczyć – zażartowała czerstwo dziewczyna.

 

Giani z lekką tremą zaczął dopierać się do majtek Domenici. Jednak gdy okazało się, że dziewczyna ich nie nosi, początkowa niepewność zniknęła i medyk zaczął już bardziej stanowczo wykonywać swój „zabieg”. Po chwilowym znużeniu, Domenica stawała się coraz bardziej ożywiona. Dziewczyna ściągnęła nogi z oparcia fotela i objęła nimi ciało młodego lekarza. Giancarlo spojrzał głęboko w oczy swojej pacjentce i zauważył, że ta zaczyna się rumienić. Czuł on, jak jej gładkie dłonie przesuwają się po jego plecach, a dziewczyna nie spuszcza wzroku z jego zielonych oczu. Od momentu, w którym ich spojrzenia się spotkały, żadne z nich nie spuściło już wzroku. Wydawało im się, że czas stanął w miejscu i zapomnieli przez chwilę po co się tu właściwie znajdują. Z tego letargu uniesień wyrwała ich dopiero przekręcająca się klamka drzwi.

 Co tu się do kurwy dzieje! Co wy odpierdalacie! Domenica, ty mała kurwo, ubieraj się! – wrzasnął rozwścieczony Don, który zajrzał właśnie do sali.

 Panie Pazzini, ja wyjaśnię! Chodziło mi o orgazmy! Bo Pan wie że… - próbował wytłumaczyć zakłopotany Carizzo.

 Ja ci kurwa dam lekarzyno! Bezczelny fiut. Dymać moją córeczkę?! Mój delikatny kwiatuszek?!

 Ale ja…

 Mario, Luigi! Brać tego śmiecia! – krzyknął do swoich pomagierów Don, ocierając przy tym swoją łysą czaszkę z kropli potu.

Giancarlo ledwie zdążył zapiąć spodnie, a mafijni goryle rzucili się w jego stronę. Siedząca na fotelu Domenica szczęśliwie odepchnęła nogą mężczyznę w fartuchu tak, że minął się on z dwoma gorylami, którzy z impetem wylądowali na ziemi.

 Doktorku! Okno! – krzyknęła zaaferowana dziewczyna.

Giancarlo bez chwili zastanowienia wyskoczył przez okno, efektownie wybijając przy tym szybę. Mario i Luigi ruszyli za nim. Lekarz zaczął uciekać w głąb Palermo, starając się zgubić pościg w wąskich uliczkach miasta. Goryle nie dawali za wygraną.

 Zdechniesz psie!

 Już nie żyjesz pierdolony znachorze! – wykrzykiwali pomimo łapiącej ich co chwile

zadyszki.

Z czasem dystans pomiędzy gangsterami, a medykiem się zwiększał. Mogło mieć to związek z tym, że mafiozi ważyli na oko po jakieś 120 – 130 kilogramów. Po przebiegnięciu kolejnych kilkuset metrów, gangsterskie nogi i płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa i mężczyźni musieli dać z wygraną.

 Jeszcze Cię dorwiemy pieprzony konowale! – wykrzykiwali w stronę oddalającego

się białego fartucha.

Lekarzowi udało się zgubić pościg w okolicach miejscowego portu. Wiedział jednak, że chłopcy Pazziniego po niego wrócą i że musi stąd uciekać. Na Sycylii był już skończony. Postanowił, że chwilowo się ulotni z Palermo i poczeka aż sprawa przycichnie. Kątem oka zauważył, że jeden z dostawczych frachtowców szykuje się do odpłynięcia.

 Schowam się tam i wysiądę przy pierwszej lepszej okazji – pomyślał, po czym

schował się w jednej ze skrzyń, które miały zostać załadowane na statek.

Po chwili marynarze wnieśli go na pokład frachtowca. Giancarlo korzystając z tego, że na chwilę został sam, zszedł pod pokład i w jednym z jego końców ułożył sobie tymczasową kajutę ze skrzyń pełnych sardynek. Gdy Włoch już szykował się do snu, jego uszy usłyszały jakiś dziwny szmer z drugiego końca pomieszczenia.

 Co to było do cholery? – pomyślał przez chwilę.

Nie zaprzątał jednak sobie tym więcej głowy, gdyż chęć snu była w tym momencie o

wiele silniejsza niż jego ciekawość.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • ausek 05.03.2016
    Staraj się nie zaczynać zdania od ''ale''. Na forum znajdziesz poradnik, jak poprawnie zapisywać dialogi. Polecam, mi też pomógł. :)
    ''pękli by'' - pękliby
    ''Po mimo'' - Pomimo
    ''z pod'' - spod
    ''z swoim'' - ze swoim
    Interpunkcja też trochę kuleje. Dobrze byłoby założyć sobie konto, bo wtedy masz możliwość poprawienia tekstu. :)
    Opowiadanie ciekawe, bliskie memu sercu ze wzglądu na kraj, jaki wybrałeś. :) Zostawiam 4 i pozdrawiam. :)
  • ausek 05.03.2016
    Poprawka... dałam 5, ach ta klawiatura :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania