Syf - Violetta

Życie zaskakuje, z dnia na dzień robi się nieprzewidywalne, ludzie są chorzy, cierpią na niewiedzę, brak poznania. Niektóre rzeczy wydają się pomylone do takiego stopnia, że stają się normalne. Jako narrator, nie mogę przynajmniej w tym momencie więcej pisać na ten temat, zrozumcie, że to nie jest proste, tym bardziej, że Novum Pax widzi…

Opowiem teraz o V, Violetta. Dwudziestoletnia kobieta, brązowooka średnio ścięta brunetka, o jasnej karnacji, niskiego wzrostu, o drobnej budowie ciała, oczko w głowie ojca - Eglera, którego szczerze nienawidzi i oskarża go o doprowadzenie do śmierci matki, Weroniki. Weronika dwanaście lat temu popełniła samobójstwo, Egler traktował ją podmiotowo, na oczach Violetty niszczył Weronikę, nie używał wobec niej przemocy fizycznej lecz psychicznej. Egler groził Weronice całkowitą izolacją od świata, chociaż i tak była zamknięta w złotej klatce. Popadła w głęboką depresję, kończąc swój nieszczęśliwy żywot za pomocą nieznanej trucizny, zmarła w trakcie kąpieli w wannie. Egler wrócił na jakiś czas do kokainy, stał się oschły i wymagający wobec V. Violetta po ukończeniu prywatnego liceum, poszła na studia aktorskie, niestety nie mogła używać młodości tak jak jej rówieśnicy, w drodze na jak i z uczelni pilnowali jej ochroniarze, była zmuszana także do noszenia opaski z nadajnikiem. Po zajęciach musiała wracać prosto do domu, gdy stawiała opór, ochrona siłą wpychała ją do limuzyny. Pewien jesienny dzień, stał się dla niej wyjątkowy...

Opuszczając swój pokój, spakowała w plecak ubrania i trzy ulubione książki, trochę jedzenia oraz gruby plik dolarów, który podwędziła ojcu z gabinetu, gdy ten spał. Rano spotkała jeszcze ojca…

- Ojcze. – Zawołała Eglera schodząc po schodach willi – Mam do ciebie pytanie.

- Zamieniam się w słuch moja droga. – Egler wyrzucił cygaro do salonowego kominka. – Tylko mi nie mów o jakiejś imprezie, z góry uprzedzam, że się nie zgadzam, to niebezpieczne.

- Nie o to chodzi. – Odparła poirytowana – Mogę jechać na zakupy po zajęciach? Dasz mi swoją kartę? Muszę kupić kilka rzeczy…

- Co chcesz kupować? Przecież masz wszystko czego zapragniesz, moi ludzie to przyniosą – Uznał.

- Ty jesteś stary i nic nie rozumiesz! – Stwierdziła oburzona. – Kobiety lubią robić zakupy na własną rękę…

- Kiedy ty stałaś się taka pyskata? Ale dobrze… - Egler w tym momencie zmiękł. – Masz kartę, kup sobie co chcesz. – wstał z sofy i wcisnął jej kartę w dłoń. – Pamiętasz pin?

- Tak. Ale mam jeszcze jedno pytanie.

- Co jeszcze? Nie mam czasu na pogaduszki, muszę zająć się pracą…

- Mogę zabrać ze sobą koleżankę i kupić jej parę rzeczy? Chcemy przejechać się jej nowym autem…

- Jaką koleżankę?

- Ta która tu czasami ze mną przychodzi, Elizę Knight.

- Ach. Mówisz o tej drobnej blondynce, córce burmistrza. No pewnie, kupcie sobie coś, możecie nawet iść do kina, ale pamiętaj o tym, żeby nie oddalać się od ochrony, Gizmo i Pepe pojadą z wami. Zabiłbym się, gdybym coś ci się stało. Masz być przed 22:00 w domu.

- Nie martw się o mnie ojcze. – Zapewniła z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Idź już, bo się spóźnisz na zajęcia, Egbert czeka już w limuzynie.

- To pa!

- Cześć, cześć. – Egler pocałował córkę w czoło.

Violetta wsiadła do limuzyny. Lubiła przednie siedzenie, ze względu na starszego kierowcę Egberta, z którym mogła porozmawiać na różne tematy, bez obaw że ten wyjawi sekrety jej ojcu. Sześćdziesięcioletni Egbert, od dawna był szoferem Eglera. Wąsaty niziołek, sprawiał wrażenie serdecznego, szczerego i pogodnego człowieka. Zawsze elegancko ubrany w granatowy garnitur, lubił też nosić czarny melonik, który zakrywał jego siwe i poskręcane włosy.

- Witaj panienko, zapraszam do środka. – Egbert otworzył drzwi Violetcie.

- Dziękuję Egbercie.

- Każdy dzień pracy dla panienki, jest jak promyk słońca dla błądzącego w mrokach. Nie musi mi panienka dziękować. – Szofer odpalił silnik i ruszył w kierunku uczelni.

- Ależ muszę, jesteś taki uprzejmy, nie to co mój ojciec.

- Pan Federico po prostu się martwi, on chce jak najlepiej dla panienki.

- On chce mnie zniewolić. Najchętniej uciekłabym z tego wariatkowa.

- A co z nauką i karierą aktorską? – Egbert się zaniepokoił.

- Nie obchodzi mnie ona. – uznała. – Chciałabym zażyć normalnego życia, znaleźć sobie pracę, faceta. Najchętniej opuściłabym tę wyspę. Myślisz Egbercie, że byłoby to możliwe?

- Jeśli mam być szczery, to myślę, że tak. Jednakże Pan Federico, nie odpuści w poszukiwaniach, nawet nie wie panienka w jaki szał by wpadł. Przeczesałby każde miejsce, każdy skrawek wyspy, zablokowałby porty morskie i lotnicze. Nie powinniśmy o tym rozmawiać.

- Owszem powinniśmy, to nasze ostatnie spotkanie. Chciałam się z tobą pożegnać, ponieważ cię lubię i zawsze byłeś dla mnie miły. Do tego nigdy nie pisnąłeś słówka mojemu ojcu, o imprezach na które mnie potajemnie zawoziłeś, potrafiłeś tak przekonać ochroniarzy, że dawali mi na chwilę spokój i także milczeli. Będę cię miło wspominać… - Westchnęła lekko wzruszona.

- O czym panienka mówi? – Egbert szczerze się zasmucił. – Dokąd chcesz uciekać?!

- Może do Norwegii, sama jeszcze nie wiem, ale chyba tam. Znajdę kogoś z łodzią i mu zapłacę.

- To nierozważne, proszę jeszcze pomyśleć. Pochopne decyzje są najgorsze.

- Egbercie chcesz mojego szczęścia?

- Tak!

- To trzymaj za mnie kciuki.

Egbert nie wiedział co powiedzieć. Jego obowiązkiem było natychmiast donieść Eglerowi o zamiarach Violetty. Jednakże nie chciał niszczyć jej marzeń o wolności. Postanowił udawać nieświadomego. Przez resztę drogi na uczelnię, milczał i myślał o konsekwencjach tego czynu…

- Jesteśmy na miejscu panienko.

- Żegnaj Egbercie. Byłeś najlepszym człowiekiem jakiego poznałam. – Violetta puściła mu oczko i uśmiechnięta wysiadła z limuzyny.

Zajęcia trwały równe osiem godzin, V umówiła się z Elizą pod uczelnią, ta już czekała w samochodzie. Obie miały jechać sportowym Maserati Elizy do galerii przy Alei Głównej. Oczywiście w asyście przerośniętych ochroniarzy, którzy natychmiast wsiedli za Violettą do auta bez żadnego słowa. Dziewczyny przywitały się serdecznymi całusami.

- Viola jak tam studia?

- Dziś było nudno, a tak to wszystko w porządku. Na razie sama teoria. A u ciebie?

- Medycyna jest strasznie trudna. Też sobie radzę, ale na pewno nie tak dobrze jak ty.

- W takim razie musimy się napić jakiegoś dobrego koktajlu. Słyszałaś o tej nowej kawiarni w galerii? Ponoć podają tam najlepsze koktajle owocowe w mieście. – Oznajmiła radośnie V.

- Nie słyszałam. Ale wiem jedno, że ja dziś stawiam Viola.

- To twoja kolej?

- Tak tak. – Eliza roześmiała się. – Te twoje mięśniaki będą za nami wszędzie łazić?

- Chłopaki! – Zawołała Violetta.

- Słucham. – Odparł Pepe.

- Będziecie za nami wszędzie chodzić?

- Tak.

- Do toalety i przebieralni również?

- Nie. Nie możemy robić takich rzeczy… - uznał nieco zawstydzony ochroniarz.

- Widzisz Eliza, nie będą wszędzie za nami łazić. – V wyrzekła to z ironicznym uśmiechem.

- Ech, ciężko być księżniczką…

- Powiedziała to ta która wcale nie ma prywatnej ochrony i szoferów. – Violetta odparła pogniewana.

- No dobra jesteśmy podobne. Ale ja wywalczyłam trochę więcej swobód, no i stary pozwala mi jeździć samej wózkiem. Może powinnaś pogadać ze swoim wapniakiem. Kupiłby ci na pewno jakieś Ferrari albo Lamborghini.

- Zapomnij. Nie mam takiego luzu jak ty, w końcu jestem córką narkotykowego króla i rzeźnika…

- Nie powinna tak panienka mówić o szefie – Wtrącił się Pepe.

- Pepe zamknij się! – Warknęła V.

- Właśnie, nikt nie pytał cię o zdanie wieśniaku. – Dodała Eliza. – Ci ochroniarze to jakaś porażka, nie możemy ich wysadzić?!

- I tak nie wysiądą, są zaprogramowani przez mojego starego.

Minęło kilkanaście minut. Eliza zaparkowała samochód w podziemnym garażu. Cała czwórka wsiadła do parkingowej windy. Dziewczyny wpadły w zakupowy wir, chodziły od sklepu do sklepu, obładowując ochroniarzy torbami. Po dwóch godzinach zwiedzania galerii, przyjaciółki znalazły nową kawiarnię. Ochroniarze oczywiście dosiedli się z nimi do stolika…

- Pepe, weź swojego chłopaka i spieprzaj do innego stolika, przecież nie ucieknę… - Zażądała Violetta.

- No dobrze. – Pepe niechętnie zgodził się.

Eliza przyszła z koktajlami do stolika. Zamówiła ulubiony smak Violetty, truskawkowy.

- Strasznie tu dzisiaj tłoczno, ale przynajmniej pozbyłaś się na chwilę swoich chłopaków.

- Słuchaj Eliza, mam ważną sprawę do ciebie. – Odparła cicho V.

- Czemu jesteś taka mroczna Viola? – Zdziwiła się Eliza.

- Chcę się urwać ze sznurka staremu. Musisz mi pomóc, rozumiesz?

- Oszalałaś?! – Eli się uniosła, tak że ochroniarze zwrócili na nie uwagę.

- Uspokój się. – syknęła V. – Co się gapicie, gadamy o babskich sprawach nic wam do tego – zrugała ochroniarzy.

- Dobra Viola, nie wnikam, ale jak chcesz to zrobić? - Eliza poczuła niesamowitą ciekawość.

- Jesteśmy podobnej budowy, nawet cycki mamy takie same. – Uznała Violetta. – Jedyną przeszkodą są włosy.

- Do rzeczy Viola, nie lubię jak jesteś tajemnicza. Po za tym gdzie chcesz uciekać?

- Nie ważne, nasz kontakt się nie urwie, nie martw się Eli. – Zapewniała – Widziałaś ten sklep z perukami i maskami na drugim piętrze?

- Hmm… Chyba tak.

- W porządku. Zrobimy tak, że umówimy się pod Armanim, za dwadzieścia minut. Kupisz perukę w moim kolorze włosów. Ja odciągnę ochroniarzy pod sklep z biżuterią, będziesz miała czas na odpowiedni wybór…

- I co dalej Viola?

- W Armanim wejdziemy się przebrać do sąsiednich kabin, prześliznę się do twojej przebieralni pod ścianką przegradzającą. Wtedy ubierzesz perukę, i weźmiesz moją opaskę z nadajnikiem. Włożysz moje ciuchy i zasymulujesz, że chce ci się wymiotować, dzięki temu zasłonisz twarz i w pierwszej chwili te głupki nie połapią się, że to nie ja, pobiegną z tobą do toalety, postaraj się ich przetrzymać kilka minut. Jeszcze jedno, pożycz mi kluczyk od auta, zostawiłam u ciebie plecak, a jest mi potrzebny, samochód też pożyczę.

- Ale ty nie umiesz prowadzić!

- Widziałam na filmach jak to się robi, z resztą Egbert dawał mi czasem pojeździć limuzyną.

- Dobra niech ci będzie, ale jak coś, to powiem że mnie szantażowałaś. Masz stuknięte pomysły kobieto! – Uznała zszokowana Eliza.

- Do dzieła Eli!

Violetta zakomunikowała ochronie, że się rozdziela z koleżanką, ponieważ mają chwilową zmianę planów i chcą pozwiedzać sklepy osobno. Pepe z Gizmo nawet nie myśleli, po prostu poszli za V w kierunku sklepu jubilerskiego, a Eliza udała się w poszukiwaniu odpowiedniej peruki. Po dwudziestu minutach przyjaciółki spotkały się w umówionym miejscu. Weszły do sklepu, dobrały losowe ciuchy, jak to miały w zwyczaju i zamknęły się w przebieralniach. V, wśliznęła się do kabiny Elizy…

- Eli jesteś gotowa? – Spytała ponaglająco Violetta.

- Tak. Zróbmy to szybko.

Eliza przebrała się w ubrania V, założyła jej opaskę z nadajnikiem, po czym prześliznęła się do kabiny, w której pierwotnie miała być Violetta. Nagle wybiegła z niej w peruce, mając pochyloną głowę…

- Panienko co się stało?! – Zapytał wystraszony Pepe.

- Muszę szybko dostać się do toalety, ten koktajl chyba był nieświeży… - Zakomunikowała szeptem z rękoma na twarzy Eliza.

- Dobrze, w takim razie proszę iść za nami.

Plan Violetty powiódł się bez żadnych problemów. Zjechała windą na parking, wsiadła spokojnie za kółko i wyjechała z galerii, udała się pospiesznie w kierunku Diament Bank, zaparkowała nerwowo na chodniku, wjeżdżając przy tym w kosz na śmieci. Przy banku stały cztery bankomaty, z których wypłacała maksymalne sumy, aż opróżniła je do cna. Niedbale wepchała banknoty do pustej przegrody plecaka, miała około dwustu tysięcy dolarów. Tak zaopatrzona zniknęła w jednej z alejek koło banku…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania