Sylwestrowe fajerwerki

Telefon dzwonił, nie jakiś tam komórkowy, tylko zwyczajny staro systemowy, wypisz, wymaluj taki jak ja. Oczekiwałem na jego podłączenie blisko trzydzieści lat i doczekałem się na krótko przed sprzedaniem telekomunikacji polskiej francuzom za bezdurno. Choć zyski z abonamentów zasilają teraz budżet innego państwa, to ja patriota nie zamierzam z telefonu sieciowego rezygnować przynajmniej przez podobny czas, jaki oczekiwałem na jego zainstalowanie. Dzwonek aparatu napierniczał już dobrą chwilę, zanim nie upewniłem się, co do intencji telefonującego. Nigdy naciągacze nie utrzymywali próby połączenia tak długo, dla nich liczyła się tylko kasa i po maksymalnie siedmiu sygnałach wybierali z listy następnego naiwnego do oskubania.

Słuchawkę podniosłem jednak dopiero wtedy, gdy już byłem pewny, że to ktoś z rodziny, albo jakiś znajomy.

- Słucham – powiedziałem.

- Cześć szwagier, wybieracie się gdzieś dzisiaj na sylwestra?

- Jak zwykle przywitamy nowy rok w domu przed telewizorem.

- Możemy wpaść do was na sylwestra?

- Co się stało, że nie idziecie jak zwykle gdzieś na bal sylwestrowy jak co roku? – zapytałem zaniepokojony.

- Posprzeczaliśmy się z twoją siostrą, jak zwykle poszło o drobiazg.

- Porozmawiamy jak przyjdziecie – powiedziałem nie chcąc drążyć w rozmowie telefonicznej tego tematu i odłożyłem słuchawkę.

Przyznam się szczerze, że rozmowa ta mnie zaniepokoiła, ponieważ siostra była wyjątkowo ustępliwą osobą. Często swędziała mnie ręka żeby przylać szwagrowi za jego nieodpowiedzialne zachowanie. Skoro jednak żona mu wybaczała wszystkie dotychczasowe wybryki, to, co ja w takim przypadku mogę.

Jeszcze siedemnastej nie było jak pojawili się w naszym domu. Przyszli pieszo z przystanku autobusowego przez pół wsi, więc zaraz po telefonie wyszli z domu. Musiało być faktycznie coś niedobrego miedzy nimi, skoro tak wcześnie zjawili się u nas. Siostra jak ją witałem wyglądała na mocno wkurzoną. Chcąc dowiedzieć się o przyczynę jej zdenerwowania, zaprosiłem szwagra do pokoju. Kobiety poszły do kuchni coś pitrasić, a my usiedliśmy przy zero siedem. Postawiłem kieliszki i nalałem pierwszą kolejkę. Szwagier nie czekając na mnie chłapnął kielicha i oczekiwał na powtórkę. Bez popitki i zagrychy obaliliśmy pół butelki zanim szwagier się otworzył.

- Wyobraź sobie szwagier Sandra wściekła się o baterię.

Faktycznie nie widziałem powodu do złości z powodu zakupu baterii zlewozmywakowej, lub wannowej.

- Może trzeba było zabrać ją na zakupy i kupić taką, jaka jej się podoba. Pokrętła jej nie odpowiadają czy wajcha, zresztą zawsze można iść i wymienić – powiedziałem. ugodowym tonem.

- Nie o taką baterie chodzi.

- To nie podoba się jej bateria do pilota czy latarki? – zapytałem.

Długo nie chciał mi odpowiedzieć na pytanie, złamał się dopiero jak kończyliśmy drugą flaszkę zero siedem tym razem jego.

- Zaraz przyniosę moją baterię – powiedział i poszedł do przedpokoju.

Przytargał sporych rozmiarów torbę, którą wcześniej przyniósł. Zawartość musiała być lekka, ponieważ po nim nie było widać wysiłku z dźwigania bagażu.

- Patrz szwagier i podziwiaj – mówił to podczas wyciągania zawartości.

Stawiał na stole kolejno trzy pakunki, pięknie kolorowo ozdobione i różnej wielkości.

- Co to jest? - zapytałem.

- Są to wyrzutnie fajerwerków, ta odda czterdzieści osiem strzałów na wysokość czterdzieści pięć metrów, średnia odda sto pięćdziesiąt strzałów na wysokość trzydziestu metrów, największa ma sto dwadzieścia siedem strzałów na wysokość trzydziestu pięciu metrów.

- Ile ciebie to wszystko kosztowało?

- Całą baterię kupiłem w bardzo dobrej cenie, zapłaciłem jedynie siedemset złotych. Dzisiaj o północy z okazji nowego roku dwa tysiące siedemnastego dam ognia z wszystkich luf – odpowiedział wychylając kolejnego kielicha szwagier.

Po jego prezentacji i odpowiedzi poczułem, że muszę się napić. Otworzyłem barek i złapałem świeże zero pół, popatrzyłem jeszcze raz na baterię szwagra, odłożyłem trzymaną butelkę z powrotem i wyciągnąłem całego litra. Wychyliłem kilka kielichów zanim przetrawiłem te siedem stówek, choć to nie moje tylko siostry. Kiedy indziej, a zwłaszcza na trzeźwo nie powiedziałbym tego, co po tych wypitych flaszeczkach.

- To ma być bateria, takie malutkie gówno.

- Może masz lepszą i mnie przebijesz – powiedział zaczepnym bełkotliwym głosem szwagier, doskonale wiedząc, że mam węża w kieszeni.

Ambicja i chory honor wzięły u mnie górę, wstałem od stołu wywracając niechcąco kolejnego otwartego litra.

- Choć ze mną do stodoły, to zobaczysz.

Było nam bardzo ciepło, dlatego nawet nie traciliśmy czasu na ubieranie się i poszliśmy tak jak staliśmy prościutko do stodoły. Tam ściągnąłem zabezpieczający brezent i oczom naszym ukazały się trzy wyrzutnie Katiusz.

- Widzisz szwagier to jest moja bateria – odpowiedziałem chełpliwym głosem.

- Skąd je masz?

- Kupiłem hurtem od Rosjan po okazyjnej cenie, jak wyprowadzali się z Polski. Chciałem wtedy przywalić złodziejom, którzy nie zapłacili mi za dostarczone zborze. Jednak w tamtym czasie tyle się tego w krótkim czasie namnożyło, że nie wiedziałem, do kogo mam właściwie strzelać. Pozostało mi jedynie wstawić wyrzutnie do stodoły i czekać na ustalenie konkretnego złodzieja, który mnie okradł.

- To tylko nadaje się na złom – powiedział szwagier, oglądając wnikliwie i dotykając moich ślicznotek.

- Jaki złom to jest pierwszorzędny sprzęt, zaraz ci udowodnię, tylko pomóż mi wytargać je za dom.

Moje Katiusze to słynne BM-8 kalibru 82 mm na 24 pociski, wyprodukowane podczas drugiej wojny światowej i pierwotnie były zamontowane na podwoziu lekkiego czołgu T-60. Pojazdu do przewożenia nie miałem, lecz do wyciągnięcia trzech wyrzutni szynowych wykorzystaliśmy mój leciwy traktor Ursus C-360. Podczas całej operacji ustawiania baterii, posilaliśmy się kolejnym literkiem. Nakierowaliśmy wyrzutnie na moje nieużytkowane pole, które jest pod samym lasem pięć kilometrów od domu. Pod koniec drugiej wojny światowej była tam hitlerowska lina obrony, poprzecinana okopami i wzmocniona okopanymi czołgami panterami i tygrysami skutecznie odpierała ataki Kościuszkowców. Od kilku lat nic tam nie mogę uprawiać, ponieważ poszukiwacze pamiątek militarnych wyposażeni w detektory systematycznie niszczą moje plony.

Artylerzystom ustawienie jednej wyrzutni i załadowanie jej pociskami zajmuje najwyżej piętnaście minut. Nam z każdą zeszło po godzinie, dopiero przed północą byliśmy gotowi na oddanie strzałów. Szwagier miał dać komendę do odpalenia, a ja miałem to wykonać. Stanął obok mnie na chwiejnych nogach, sprawdził w telefonie komórkowym godzinę, podniósł rękę i krzyknął.

- Fajer!

Przyciskam guzik odpalania, a tu nic, dalej próbuję, lecz bezskutecznie.

- Mówiłem, że to szmelc i nadaje się tylko na złom.

Wszędzie dokoła nas odpalono fajerwerki i słychać wybuchy. Dopiero po solidnym łyku z butelki przypomniało mi się, że to nie sprzęt winny tylko komenda.

- Szwagier daj komendę po rosyjsku, a nie po niemiecku – powiedziałem głośno.

Stanął jak wcześniej i krzyknął.

- Agoń.

Nagle bez mojego udziału „Organy Stalina” przebudziły się do życia, z tyłu rakiet pojawił się ogień i siedemdziesiąt dwa pociski z rykiem pomknęło w noc. Zaledwie po kilku sekundach moje zdewastowane przez kopaczy pole pokryło się licznymi wybuchami. Pomimo tego, że eksplozje były potężne i spowodowały lokalne trzęsienie ziemi to nikt tego nie zauważył. Prawdopodobnie kanonada została zagłuszona przez pokrywające niebo w tym czasie wybuchy fajerwerków. Rozczarowani efektem wróciliśmy do domu kontynuować noworoczną biesiadę. Jedyny pożytek z naszego przywitania nowego roku to taki, że w końcu moje pole zostało przystosowane do dopłat unijnych bez potężnych nakładów finansowych. Bateria szwagra musi poczekać do końca nowego roku i w sylwestra ją odpalimy.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Violet 02.01.2017
    Nie chciałabym, takiego zapobiegliwego sąsiada mieć obok siebie. Opowiadanko śmieszne. 4.
    Pozdrawiam.
  • DJNŚ 07.01.2017
    Masz bardzo dobre teksty. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania