Syn Inferno #2
Lucian od kilku godzin wpatrywał się w okno samochodu. To już trzecia przeprowadzka w tym roku. Trzeci koszmar nowego domu, nowej szkoły, nowego środowiska, do którego i tak nie zdąży się przyzwyczaić przed kolejną przeprowadzką. Wszystkie poprzednie spontaniczne przeniesienia były spowodowane Lucianem, choć wcale tego nie chciał. Jakimś cudem Lucian był magnesem na paranormalne zjawiska. Co najmniej raz w tygodniu jego otoczenie przypominało miejsce nawiedzone przez demony. Urządzenia żyły własnym życiem, meble poruszały się samoistnie, wrony i kruki zbierały się wokół niego armiami, temperatury szalały, a to tylko te niewinne objawy. Czasami rzeczy wokół niego niszczyły się bez żadnego powodu co zdecydowanie nie pomagało jego codziennemu życiu.
Kiedy człowiek przypomina opętanego przez złe duchy inni ludzie nie ustawiają się w kolejkach do przyjaźni z taką osobą. Lucian mógł to poczuć na własnej skórze, od swoich pierwszych kontaktów z innymi ludźmi. Każdy wytrzymywał najwyżej miesiąc, zanim uznał Luciana za dziwaka lub seryjnego mordercę. Teraz czeka go ta sama rutyna, która skończy się przeprowadzką po tym, jak każdy w mieście uzna Luciana za zło wcielone. Przynajmniej jego rodzina była przyzwyczajona do nadprzyrodzonych impulsów Luciana, a dom był jedynym miejscem, w którym nikt nie patrzy na niego ze strachem lub pogardą.
Auto rodziny Luciana zbliżało się do ich nowego domu. Samochód prowadził jego ojciec Adam. Łysiejący mężczyzna o bladej cerze skóry, który jednym okiem uważał na drogę, a drugim po raz setny sprawdzał GPS. Lucian wielokrotnie pytał się ojca, czy wie, dlaczego ściąga na siebie tyle chaosu, ale Adam zawsze uciekał z konwersacji. Od rozstania z żoną wydawał się podwójnie zakręcony niż dawniej. Po lewej stronie Luciana siedziała jego starsza siostra Michelle. Osiemnastoletnia, atrakcyjna brunetka, dużo wyższa od swojego brata. Jakimś cudem znajdowała światełko we wszystkich przeprowadzkach, ale pewnie jest to spowodowane tym, że w porównaniu do introwertycznego brata, który sieje chaos w każdym środowisku, znacznie łatwiej zdobywa nowych przyjaciół w każdym nowym miejscu.
Adam zauważył ponurą minę syna i powiedział:
— Lucian, nie martw się. W tym mieście nie będzie tak źle.
— Mówiłeś to dwa miasta temu. Dobrze, że mamy pieniądze na te przeprowadzki. Ciekawi mnie, czy tym razem pomieszkamy tu miesiąc, czy dwa.
— Może tydzień, jeżeli spalisz szkołę kichnięciem — Michelle się zaśmiała, ale Lucian nie odwzajemnił emocji — Oj, no przepraszam, ale meble przesuwały się wokół ciebie jak żywe więc...
— To nawet nie jest moja wina — Lucian jej przerwał — Odkąd potrafię chodzić cały ten syf dzieje się wbrew mojej woli. Oddałbym rękę tylko, żeby to skończyć.
— Tato, a co, jeżeli pewnego dnia pojawią się jacyś federalni i zaczną pytać o Luciana?
— Rząd go nie wyczaił przez szesnaście lat, więc nic się nie stanie — zapewnił ją Adam trochę zestresowanym głosem — Ale spokojnie, Lucian, te wszystkie... anomalie nie są aż tak tragiczne.
— Nie są tragiczne? To może Lucian wytłumaczy, dlaczego dwóch chłopaków z twojej klasy mówiło, że poszczułeś ich wężami, przez które prawie zginęli.
— A co ja jestem? Zaklinacz węży? Nie umiem grać na flecie i węże to nie moja działka. Prędzej kruki i wrony, te akurat lecą do mnie jak ćmy do światła... oraz ci goście byli strasznymi dupkami i sobie zasłużyli.
— Jak tam chcesz, ale bądź tak miły i kontroluj to.
Lucian przewrócił oczami i powrócił do wyglądania za okno. Po kilkunastu minutach jazdy zaparkowali przed dużą posiadłością przypominającą dom z horrorów. Rodzina wysiadła z samochodu i przyjrzeli się nowemu miejscu zamieszkania.
— Na bank coś mnie opęta, jak wejdę do tego domu — wymamrotał Lucian — Tato, to miejsce na pewno jest bezpieczne?
— Dom, jest stary więc nie wchodźcie na strych i do piwnicy, bo możecie zrobić sobie krzywdę. Poza tym nie ma czym się martwić — odrzekł beztrosko — Starzy właściciele zostawili większość mebli, więc możecie iść znaleźć swoje pokoje.
— A gdzie są nasze pokoje?
— A ja wiem? Ten dom jest jak małe miasto. Gdzieś na pewno są.
Lucian złapał się za czoło i wszedł z ojcem i siostrą do posiadłości. W środku wyglądała straszniej niż na zewnątrz. Czerwone ściany, ciemne meble i żyrandole, co trzecia deska skrzypiała, a każdy korytarz i pokój ogarniał półmrok.
Podczas sprawdzania drugiego piętra Lucian natknął się na kolejny, ale tym razem oświetlony dwiema lampkami wiszącymi na ścianach. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi, na którymi wisiał krzyż. Widocznie poprzedni właściciele domu byli religijni. Nagle głowa Luciana eksplodowała bólem. Złapał się za czoło, zacisnął powieki i cofnął się parę kroków. Kiedy ból zniknął otworzył oczy, a pierwsze co zobaczył to zgaszone światła i odwrócony do góry nogami krzyż otoczony czerwoną aurą. Lucian wytrzeszczył oczy, odwrócił się i szybko pomaszerował w kierunku schodów.
— Nie, nie, nie, absolutnie nie, nie ma mowy!
Szybko zszedł na parter do salonu, jak najdalej od kolejnej anomalii. Spotkał tam Michelle siedzącą na telefonie przed rozpalonym kominkiem i zobaczył Adama rozmawiającym z kierowcą ciężarówki od przeprowadzek.
— Jak coś te drzwi z zamkami obok kuchni to piwnica — powiedziała Michelle — Pamiętaj, że tam nie wchodzimy. Przypominam, bo Bóg wie co ci przyjdzie do głowy z tymi twoimi “mrocznymi mocami”.
— Spokojnie, jeszcze niczego tutaj nie spaliłem — odrzekł szorstko pomijając część historii z krzyżem.
Michelle wstała z fotelu i podeszła do drzwi frontowych.
— Idę zobaczyć miasto, chcesz się przyłączyć?
— Już? Dopiero co przyjechaliśmy.
— Widzisz, Lucian, w taki sposób ludzie zdobywają życie towarzyskie.
— A wal się — wycedził przez zęby, ale wyszedł z posiadłości razem z siostrą.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania