Syrenka

Brąswałd - nieduża wieś, położona w województwie warmińsko-mazurskim, licząca sobie około 378 mieszkańców. Jednym z nich był Kazimierz. Kazimierz Marchlik. Z zamiłowania i z dziada pradziada rolnik, opiekun gospodarstwa, pierwszy i ostatni syn swojego ojca Włodzimierza. Od urodzenia mieszkał w Brąswałdzie, gdzie również poznał swoją żonę Jadwigę - potocznie nazywaną przez sąsiadów "Jadźką". Jak w każdy ciepły, czerwocowy dzień Kazimierz doglądał swojego cennego dorobku. Po ojcu Włodzimierzu, zostało mu przepisane 300 hektarów ziemi, z czego ponad połowa powierzchni została przeznaczona na uprawy. Resztę miejsca zajmował dom, wybiegi dla kur oraz obory dla świń. Kazik mógł pochwalić się również dwiema dostojnymi krowami - Krasulą i Krosulą. W imionach nie próżnował, gdyż zawsze powtarzał, że " i tak nie aportują". Był on człowiekiem pracowitym, co często gryzło się z jego szczupłą posturą. Twarz miał pomarszczoną, często brudną, włosy rzadkie. Charakterem - jak zwykł twierdzić - nie dorastał mu nikt z okolicznych mieszkańców. Był dumnym tradycjonalistą. Z chęcią wysłuchał każdego, ale i tak jego argumenty przebijały wszystko. Był też bardzo dumny. Marchlikowie rzadko opuszczali "małą ojczyznę". Ich syn, Janek, chodził do szkoły w okolicznej mieścinie, 3 kilometry od Brąswałdu. Przeważnie jeździł na własną rękę rowerem, który dostał od ciotki Kaśki na komunię. Kazik z żoną raz na miesiąc wybierali się do sklepu, w sytuacji gdy w ich pełnej zazwyczaj lodówce czegoś zabrakło.

Do mieszkańców niewielkiej wsi, należała również Danuta Nowicka. Najlepsza przyjaciółka Jadwigi. Kazikowi, ta najlepsza przyjaciółka działała na nerwy. Gdy tylko słyszał od żony "Danusia, Dancia, Danulka", puls mu natychmiast przyspieszał. Danuta była "radiem Brąswałdu", wiedziała wszystko o wszystkim i dzięki temu wszyscy to wszystko wiedzieli. Jadwiga lubiła plotkować z Danutą, i mimo, że Kazikowi nigdy się to nie podobało - wychodziły razem na tak zwane "zwiady" aby mieć o czym opowiadać. W trakcie sielankowego doglądania pola, Kazik, odwróciwszy się za siebie, dostrzegł idącą gruntową ścieżką wzdłuż pola Dankę. Szła chwiejąc się i nieustannie próbując utrzymać równowagę. Stary Marchlik wytężył wzrok i ujrzał czerwone, spiczaste szpilki na jej muskularnych nogach. Na ten widok Kazik osłupiał z niedowierzania. Spojrzał jeszcze raz ku górze i ujrzał umodelowane blond włosy, jakich nigdy na głowie Nowickiej odkąd żyje nie widział. Przez chwile, zastanawiał się, czy aby napewno jest to ta Danka. Gdy tylko o tym pomyślał, kobieta odwróciła się i Kazik nie miał już wątpliwości.

- Do żony?! Jadźka zajęta jest, od razu mówię. A co sąsiadeczka taka wystrojona jak stróż w Boże Ciało?

Danka Nowicka zatrzymawszy się, oparła rękę o biodro i zgięła kolano u prawej nogi. "Poza modelki" wciąż nie dawała oczekiwaniego efektu. Jej ciężka postura oraz tzw. "chłopska" twarz gryzły się z domniemanym szykiem i elegancją.

-O! Marchlik! Ekspert od modelingu! Spójrz Ty na siebie i zrób coś dla tej Jadzi. Garnitur byś włożył albo co? Tylko pola dogląda, jakby miał je ktoś okraść. Pilnuj Ty te kury bo wszystki owies wydziobią!

-Młodziaki Ci po burakach skakały i krzyczały takie słowa? Modeling...pf! Ty, stara baba a głupia...- powiedział Kazik i kiwnął znacząco głową. Znów miał powód do dumy. Zawsze największy, gdy dogryzał Nowickiej. Poprawiając czapkę, spojrzał jeszcze raz na buty Danki i zapytał:

-To gdzie tak kopytkujesz sąsiadko, jak nie do mojej Jadzi?

-Do sklepu do Zbyszka, pochwalić się no przecież! Co ty nie słyszałeś? Mircia moja kochana na Syrenkę się wybiera, ha! Pracę dostała, kariera przed Nią w stolicy. Gdzie tu w tej biedzie, wśród tych kartofli robić będzie? Tam pieniądz jest i wszystko jest. - powiedziała Danka, jednocześnie uśmiechając się szelmowsko do Kazika. Ten jeszcze raz spojrzał na Nią od dołu do góry i z góry na dół, po czym zapytał:

-Ty też na te rewiry z Mirką jedziesz?

-Niee...jeszcze nie! Do busa ją odprowadzić tylko idę, no w końcu matka jestem tak? Córkę wyściskać i ucałować, jak inaczej. I pokazać się trzeba tym burakom, co to w jednych gaciach i tydzień w ziemi się babrają. - na te słowa Kazik machnął ręką i spoglądając na pole, powiedział do Danki:

-Daj Ty spokój...zapomniałaś? Jak dwa dni temu, na Boga, sadziłaś i usta gryzłaś, że nie rosną liście, że nic. Ty może, sąsiadeczko, na pole się nie nadajesz...tylko do kabaretu. - zaśmiał się. Nowicka zmarszczyła brwi i rzuciła szybkie "Do zobaczenia, Marchlik!" , po czym udała się w kierunku sklepu Zbyszka. Kazik wiedział, że do wieczora ma spokój. Czuł niesamowitą rześkość gdy przelotny, chłodny wiatr rozbujał jego zboże i oplótł go samego zapachem który tak uwielbiał. Skierował swój wzrok jeszcze raz w kierunku pola a następnie w kierunku domu. Tymczasem poczuł inny zapach. Coś podobnego do gołąbków w sosie pomidorowym. Uwielbiał właśnie to danie i nie wiedział, dlaczego akurat Jadzia zdecydowała się na nie. Przecież tak rzadko to robi. Na stole często królują ziemniaki, maślanka, gotowane jajka, dwa chleby i ogrom szynki z wędzarni Kulkównej.

Gdy Kazik wszedł do domu, przestraszył się krzątającej się w jedną i drugą stronę żony. Kobieta przy tuszy, w ciemno-zielonym fartuszku z kieszonką z przodu chwytała a to za garnek, a to za olej, jednocześnie sprzątając i podając jedzenie na talerze. Kazik zawsze podziwiał Jadźkę za to, jak dobrze radzi sobie w domu. Nie ma rzeczy, której by nie zrobiła. Poznał ją gdy była wesołą, szczupłą panienką, opiekującą się swoim schorowanym ojcem. Od zawsze była pracowita. Uwielbiała chodzić do lasu na spacery i się całować. Kazik też lubił. Może dlatego są ze sobą tak długo? Ale Jadźka przytyła. Obracając się wokół jedzenia - nic dziwnego, ale Kazik wciąż tak mocno ją kochał. Kochał jej błękitne oczy i kasztanowe włosy. Zawsze miękkie i pachnące:

- Ty mi nie przeszkadzaj lepiej, proszę ja Ciebie, idź do pokoju do Janka, zaraz podam do stołu i porozmawiamy, bo Ty jak zwykle nic nie wiesz...- odrzekła Jadzia krzątając się wokoło. Rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku Janka, a ten ze spokojem w głosie odparł:

- Wiesz kogo spotkałem? Nowicką. Zgadnij co za cyrk odstawiła. Mirka na Syrenkę się wybiera i ta już szaleju się najadła, co to ona nie będzie robić w tej stolicy i jakie to korzyści Danka z tego będzie miała. Już naszych od buraków wyzywa i chwalić się po całej wsi biega!

-Wiem, wiedziałam nawet wcześniej niż Ty, że Mircia Danusi na ludzi wyrasta. Z resztą, byś zainteresował się Naszym synem. Jak był na wakacjach w Krakowie, to poznał dziewczynę, właśnie z Syrenki! Ledwie to z niego wyciągnęłam. Ale idź! Siadaj! Przy obiedzie to i rozmowa płynie. - powiedziała Jadzia tym samym dając znak Kazikowi, żeby opuścił kuchnię i poszedł szybko do pokoju usiąść.

Gdy wszedł, zobaczył syna. Kurczowo trzymającego za sztućce, jakby nie mógł się doczekać obiadu, bądź czegoś innego. Uśmiechał się do ojca z zamiarem przytulenia go, Kazik jednak wystawił rękę w geście zatrzymania syna. Zawsze stronił od czułości z synem, uważał, że mężczyzna powinien być twardy i to właśnie on jako głowa domu powinien być traktowany poważnie.

- Mama Ci już powiedziała? - spytał niepewnie ojca. Kazik odsuwając krzesło naprzeciw syna, aby usiąść, z chrypką w głosie powiedział :

- Powiedz Ty mi, synu, co w naszych dziewczynach z Brąswałdu, jest nie tak? Że co, nie takie łatwe jak te Syrenkowe? Że myślą o poważnym związku a nie w ciuciu babkę chcą grać, jak tamte, co to nawet rąk ubrudzić się boją? Powiedz mi, synu, co w nich nie tak?

- Stereotypy, tato! Katarzyna jest naprawdę miłą, ładną i przede wszystkim wykształconą dziewczyną. Mieszka w Warszawie i dużo zarabia. Zrozum, to nie plotki, że tam tak dużo pieniędzy jest! - starał się przekonać Kazika Janek. Na nic mu jednak były te gadaniny. Kazik zmarszczył czoło i przybliżył swoją twarz w kierunku syna.

- Rozum Ci odebrało? Drugi, co jak Danka, wyobraża sobie nie wiadomo co? Tam jest, jest pieniądz. U nas też. Zrozum, że tam jest dla tych, co tam mieszkali, studia skończyli i pracują też tam. Dla tamtejszych jest. Dla nas nie ma. Natomiast dla nas jest tutaj, dla nich u nas nie ma. Rozumiesz, synu? - odparł Kazik. Miał stary Marchlik dużo doświadczenia. Nie jedno widział, nie jedno słyszał, aby móc być utwierdzonym w swoich racjach. Nie interesowały go tak bardzo pieniądze jak innych tych, którzy wpatrzeni w telewizję, tonęli w obietnicach, przekonaniach i ładnych ujęciach kamery szczęśliwych, bogatych ludzi przechadzających się po stolicy. Artystów, biznesmenów, profesorów, zakochanych. Jednak za tak zwanym "zapleczem", krzyczała głośno biedota: "pan da!", "na jedzenie, na leki", "na piwo, dziękuję!" lub "zbieram na bilet do domu!". Kazik wiedział, że jego syn skończy w tej szarej rzeczywistości. Nie ukończona szkoła średnia. Żadnych perspektyw na życie, ciągłe "skąd skombinować pieniądze?", "tato, pożycz...". Widział w oczach syna obłęd, gdy mówił o domniemanej Katarzynie. Zakochanej w Nim po uszy. Stary Marchlik zastanawiał się, co jego syn dziewczynie nawymyślał. Był dobrym kombinatorem. A Jadźka cały czas wierzyła, że rozum mu wróci. Najlepiej za pomocą kobiety.

- Tato, dałbyś spokój. Jutro wyjeżdżam. Mama dała mi na bilet.

- Ciekawe z czyjego portfela mama taka rozrzutna? Jadzia? Jadzia! Pozwól no na chwilę! Odstaw te talerze i cho no tu! - Krzyknął Kazik wystarczająco głośno aby żona go usłyszała. Zabiegana i ubrudzona sosem Jadzia pojawiła się w drzwiach jadalni. Rozłożyła ręce w poddańczym geście i spytała zmęczonym głosem:

- Co się znowu dzieje? Zaraz nakładam ziemniaki, nie możecie poczekać aż przyniosę obiad?

- Nie. Jeśli wyłączyłaś ziemniaki to siadaj tu na chwilę i posłuchajcie mnie oboje JESZCZE RAZ. - podkreślił Kazik. Jadzia szybko tylko zajrzała czy wyłączyła gaz, zdjęła fartuszek i usiadła obok syna, kierując wzrok zapytania w stronę męża. Kazik milczał i wskazał ręką na Jadzię, aby pierwsza zabrała głos. Wytłumaczyła się.

- Że co? Ja? Co ja tu winna jestem, że syn chce wyjechać? Może mu się powiedzie. Z resztą przy kobiecie, to całkiem inaczej. Nigdy nie słuchasz syna. Może tym razem, dałbyś spokój ze swoimi mądrościami! - burknęła speszona Jadzia.

- Gdybym tylko chciał, zapobiegłbym temu. Kazałbym Jankowi nakarmić kury, udając, że nic nie słyszałem. Wtedy, mogłabyś powiedzieć, że nie słucham. Ale gdy chcę uchronić go przed niepowodzeniem, nie mów, że nie słucham. Bo słucham, słucham jak nigdy. - powiedział Kazik tym razem spokojnie. Jakby coś zrozumiał. Jakby dostrzegł coś w tym obrazie Jelenia w którego mówiąc to, wciąż się wpatrywał. Jednak jego wzrok szybko skierował się w stronę Janka. Janek poczuł się lekko speszony, jak jego matka. Próbował coś powiedzieć, lecz zaczynał analizować. Analizować jak nigdy nie analizował. Kazik wnet odrzekł, nie spuszczając wzroku z syna:

- Przecież Janek jest już dorosły. On wie lepiej, co jest dla niego dobre. - gdy to powiedział, uśmiechnął się niepewnie i wstał od stołu.

- Zaraz obiad! Gdzie idziesz?! - krzyknęła gwałtownie Jadzia. Stary Marchlik odwróciwszy się po paru krokach, z ogromnym jak nigdy zmartwieniem na twarzy, rzekł stanowczo:

- Nie jestem głodny.

Odwrócił się w kierunku wyjścia. Chwycił za czapkę i wrócił do ulubionego zajęcia.

Ten ciepły, czerwcowy dzień, Kazik Marchlik, spędził na doglądaniu pola.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 05.09.2016
    ,,obory dla świń. '' - obora to dom dla bydła, świnie mieszkają w chlewach, dla dużej ilości świń - chlewnia
    ,,, i mimo, że '' - wywal przecinek przed że.
    ,,Spójrz Ty na siebie '' - wszystkie ty, ciebie, wam i inne w opowiadaniach piszemy mała literą. Listy co innego :)
    ,, stara baba a głupia...- '' - przed a zawsze przecinek
    ,,Czuł niesamowitą rześkość gdy przelotny,'' - przed gdy przecinek
    ,,zapachem który tak uwielbiał. '' - przed który zawsze przecinek
    ,,Gdy wszedł, zobaczył syna. Kurczowo trzymającego'' - tu połącz w jedno zdanie
    ,, Krzyknął Kazik wystarczająco głośno '' - w dialogach wszystkie gębowe czyli krzyknął, powiedział, rzekł, burknął - małą literką
    ,,JESZCZE RAZ.'' - nie używa się takich krzyczących zapisów. To nie ładnie wygląda i niczemu nie służy, wystarczy, że napisałaś ,,podkreślił Kazik.''
    Bardzo fajne opowiadanie, lubię takie klimaty :)
    Pojawiło się sporo błędów, ale kto ich nie robi? Skorzystaj z funkcji edycji i popraw niedociągnięcia :) Dałam 5 :)
  • Anho 05.09.2016
    To jedno z moich pierwszych opowiadań i faktycznie jest w nim sporo błędów.
    Dziękuję za dobre rady i opinię :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania