Szabadság hid - Most wolności albo samobójców

Tam, gdzie świata aorty

milczą zaklęte w swych trzewiach

żelazne berło rozpaczy

dzierży skostniała ziemia.

 

Nad ziemią - głębina jest czarna

i gwiazdy - rozbitki na białych tratwach

gdzie w burzy fal księżyc umiera jak okręt.

Iskrzy im w dali miłością do końca

kadłub - silne ramię ojca,

ster - czuwająca matka.

 

Ich córki migoczą i gasną, falami

przykryte - jak nocną pierzyną;

aż pocałunek ostatni nić złotą porywa

nad cichą pustynię srebrnych kołowrotów,

skąd przędzie się szeptem: dobranoc.

 

***

 

Dla nich, co blaskiem swym niebo drążyły

i okiem jasnym, i sercem spokojnym -

mogiła życia, co zgina anioły

do płonnej chwili.

 

Dla nich - nie źródła, a studnie zaklęte

skąd nie ręką czerpać, lecz wybierać sznurem

nie czarowny zachwyt, ale gorzką dumę -

w samowary kręte.

 

Dla nich - płowy mech w gęstwinie loków,

poszum czasu nad głową zamiast nieba,

wyłupiaste strachem blade drzewa

w szum potoków.

A nam - patrzeć, jak strzała rzuca na kolana

i łamie w duchu wszystkich, co nią ugodzeni,

którzy w słońca puklerz obleczeni

zrzucają go z ciała.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania