Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Szach-mat

Emilia była niesfornym dzieckiem. Była ciekawska świata i wszędzie musiała wetknąć swój mały szczurzy nosek.

Rodzice dziewczynki sądzili, że ma niepohamowane pokłady energii. Czasem żartowali, że Kentowie byli w błędzie i Clark nie był ostatnim synem kryptonu- była jeszcze ich córka.

Kilkanaście lat później, gdy dziewczynka dorosła i weszła w okres dojrzewania, było co raz trudniej przywołać ją do porządku. Z niesfornej stała się buntownicza. Burza hormonów dawała się we znaki.

Była skryta i zamknięta w sobie. Uciekała często z domu, co przyprawiało o zawał serca jej rodziców. Była fanką głośnej metalowej muzyki, która była dla niej remedium na wszystkie bolączki tego świata. Lubiła czarny humor, czarne ubrania, swojego czarnego kota i w zasadzie wszystko co czarne.

Nie mówiła co czuje. Lubiła za to rysować, naturalnie czarnym ołówkiem. Znaki, symbole, niepojęte dla nikogo, chyba nawet dla niej samej.

Czy miały jakieś znaczenie? Kto wie.. Czy ludzkie życie nie jest pełne niezrozumiałych symboli?

W dzieciństwie Emilia lubiła sport, szczególnie siatkówkę. Dziś jej ulubionym sportem, było kopanie puszki po piwie lub zlizywanie łyżeczki po resztkach heroiny. Tylko dzięki temu jeszcze dawała radę.

Może wpadła w złe towarzystwo?- to zawsze jedna z pierwszych myśli nasuwających się rodzicom, którzy nie mogą pojąć co dzieje się z ich ukochanym dzieckiem. Taka zmiana? Z małej, dobrej duszyczki, w zimną i wyrachowaną wampirzycę? Jak to możliwe?

Lecz nie. Emilia była indywidualistką. Nikt nie kierował jej losem. To ona decydowała kto, co i jak. Nikt nie potrafił zbliżyć się do niej na tyle blisko, by móc z nią szczerze porozmawiać. Jej piękne, duże niczym pięciozłotówki czarne oczy, wyrażały więcej słów niż jej usta. Był to wzrok mówiący „odpierdol się ode mnie”.

Dziewczyna była mądra. Choć jej ubiór i styl życia dawał zupełnie inne wrażenie.

Emilia nie była chora. Nie miała depresji, nie była smutna. Jej umysł wykraczał poza to co ludzkie i wędrował ku nieznanemu w każdym momencie. Rozmyślała o śmierci, choć nigdy w kontekście samobójstwa. Była ciekawa. Ciekawa bogów, demonów, początku i końca.

Używki pomagały jej wejść w hipnotyczny trans, otworzyć inny wymiar- a przynajmniej tak twierdziła. Nie piła i nie brała dla przyjemności. Mówiła, że buduje most. Za każdym razem, gdy bierze kolejny łyk czterdziestoprocentowego napoju lub opala igłę, jest co raz bliżej. Widzi kontur. Widzi go. Macha jej z oddali. Czarna postać, czarna ręka..

Pewnego dnia Emilia stwierdziła, że jest gotowa. Musi spróbować. Musi połączyć się z wyższym istnieniem. Przywołać kogoś z nich. Nieważne kogo. Jeżeli odpowie jej Bóg, chętnie z nim porozmawia. Jeżeli odpowie jej demon, tym lepiej.

Nastolatka nie była fanką tablicy ouija. Słyszała podczas przerw w szkole, że jej nastoletni koledzy korzystali z niej, opowiadając i naśmiewając się z wystraszonych dziewuch, biorących udział w seansie.

 

-Prostactwo- tym jednym słowem skwitowała śmiechy mijając ich na korytarzu.

 

Czarne ametysty. To za pomocą tychże kamieni, miała zamiar skontaktować się z „drugą stroną”, używając ich jako katalizatora. Ułożone w niedużym w kręgu, pomiędzy nimi świeczki. W środku ona, w około rozrzucone kartki z symbolami i pióra czarnego kruka.

Dziewczyna zaczęła recytować niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika frazy.

 

-Przybywaj- powiedziała, kończąc czarną litanię . W pokoju zrobił się przeciąg, choć okna były zamknięte. Świeczki zgasły, a pióra ptaka wzbiły się w powietrze. Symbole z kartek ożyły i zaczęły rzucać na twarz dziewczyny czerwony blask, jakby strumień energii cisnął jej się do gardła.

 

Emilia była spokojna. Nie czuła strachu. Jej oddech był miarowy i płytki. Puls ledwo wyczuwalny, a kąciki ust na jej twarzy lekko uniesione.

 

-To Ty- wyszeptała w kierunku ściany, jakby mówiła bezpośrednio do kogoś- usiądź porozmawiamy- zaprosiła tajemniczą moc bez wahania, okazując szacunek i nie mogąc się doczekać co będzie dalej.

 

Na drugi dzień dziewczyna nie pamiętała nic konkretnego z minionej nocy. Jedyną pozostałością po spirytystycznym seansie, była drewniana figurka leżąca na środku pokoju niewiadomego pochodzenia. Dziewczyna podniosła przedmiot, obejrzała dokładnie z każdej strony, po czym zacisnęła mocno w lewej dłoni. Nie wiedząc z czym ma do czynienia, schowała ją głęboko do szuflady, gdzie spędziła kolejnych kilkadziesiąt lat...

***

Piotruś był słodkim dzieckiem. Na co dzień bywał uśmiechnięty i zadowolony. Chodził do 5 klasy podstawówki. Miał dużo kolegów, był lubiany przez swoich rówieśników i wychowawców.

Tego dnia chłopiec był bardzo podekscytowany. Za kilka godzin miał odbyć się szkolny turniej szachowy, w którym miał wziąć udział.

Piotruś bardzo lubił grać w szachy. Sprawiało mu to niebywałą frajdę. Mama także była zadowolona z zainteresowania dziecka, które rozwija intelekt i uczy logicznego myślenia. Turniej nie miał kategorii wiekowej, brali w nim udział uczniowie ze wszystkich klas. W takim przypadku pierwszoklasista mógł konkurować ze starszymi od siebie uczniami. Dla Piotrusia było to motywujące, bowiem mógł wykazać się swoim przygotowaniem i determinacją pokonania starszych uczestników.

Przygotowania zajęły mu kilka tygodni. Gdy jego koledzy wracając ze szkoły, wychodzili na boisko grać w piłkę, on zamykał się w swoim pokoju i z wielką pasją uczył się nowych kombinacji, zabójczych ruchów i skomplikowanych strategii. Czasami była to szewska pasja. Emocje brały górę, a porażki były nad wyraz gorzkie. Mimo to nie przestawał. Nie wiadomo po kim odziedziczył taką determinację, godną prawdziwego wojownika. Jednego był pewien. Dzień turnieju to będzie jego dzień. Choćby nie wiem co, wygra go. Wystarczająco długo ćwiczył i dużo poświęcił, żeby miało mu się nie udać. Na myśl o dumie, która poczuje jego mama, gdy wróci z pucharem, rozgrzewała jego serce.

 

-Mamo wygrałem!- wyobrażał sobie chwilę, w której ogłosi swoje zwycięstwo, wracając z pola walki.

 

Dzwonek szkolny. Długo nie trzeba było czekać, by klasa Piotrusia opuściła salę lekcyjną. Skoncentrowany chłopiec, wyszedł z klasy jako ostatni. Wolnym krokiem zmierzał w kierunku auli, w której odbywał się turniej. Sprawdził swoje nazwisko na liście uczestników. Jego pierwsza rozgrywka nie powinna stanowić dla niego wyzwania. Przeciwnikiem był jego kolega z klasy. Nie zbyt mądry. Nie wyglądał również na takiego, co przychodził po szkole i cały wolny czas poświęcał na grę w szachy. Być może jego uczestnictwo oparte było tylko na chęci zwolnienia z kolejnej lekcji.

Stolik numer 6. To właśnie tam chłopiec miał rozegrać swoją pierwszą potyczkę.

 

-Witam Was serdecznie na szkolnym turnieju szachowym…- zaczął przemowę dyrektor. Piotruś był jak zahipnotyzowany, dlatego nie zrozumiał nic więcej z tego co powiedział. Dopiero na sygnał oznajmiający początek turnieju chłopiec ocknął się ze swoich wizji.

Pierwsza runda poszła zgodnie z jego przypuszczeniami. Nie miał większego problemu, żeby pokonać swojego rówieśnika z klasy. Choć nie było to dla Piotrusia żadnym wyzwaniem, był to dopiero początek. Czekało go jeszcze 5 potyczek.

Z uporem maniaka chłopiec piął się w hierarchii konkursowej. Wygrał drugi pojedynek. Trzeci, czwarty, aż w końcu doszedł do finału. Tylko jedna rozgrywka dzieliła go od spełnienia marzeń. Jeden przeciwnik, 15 minut.

 

-Albo on, albo ja- powiedział w duchu Piotruś.

Starcie mistrzów. Finałowa rozgrywka nie była przypadkowa. Obaj gracze doszli do finału ciężką pracą i treningami.

-Koń na G5..- komentował speaker wydarzenia.

 

Widzowie byli równie zestresowani co gracze. Na twarzach malowało się niebywałe skupienie, wymieszane ze stresem i bliżej nieokreślonymi emocjami. Wszyscy dusili w sobie nerwy, nikt bowiem nie mógł dopingować swojego faworyta. Na turnieju obowiązywał nakaz absolutnej ciszy. Tylko taka atmosfera pozwalała w pełni skoncentrować się graczom.

Krople potu spływały po skroni Piotrusia. W głowie widział różne scenariusze. Przewidywał każdy ruch przeciwnika, choć ten deptał mu po piętach.

Po około 3 minutach rozległ się hałas.

 

-Mamy to! Koniec! Szach-mat! Zwycięża Piotr! – wykrzyczał speaker dając upust emocjom. Widzowie wstali i bili brawo, mimo że nie wszyscy byli tak samo szczęśliwi z wygranej Piotrusia. Niestety mama chłopca nie mogła uczestniczyć w wydarzeniu na żywo.

 

Około pół godziny trwała jeszcze ceremonia rozdawania nagród i wręczania pucharów. Gdy było już po wszystkim, chłopiec pędził ile sił w nogach do domu. Do mamy. Do chwili, którą wyobrażał sobie tak długo i tak intensywnie.

W pewnym momencie chłopiec wbiegł na jezdnie. Nie zauważył jednak, że światło chwile wcześniej zmieniło swój kolor. W odległości kilku ulic dało się słyszeć przeraźliwy huk. Część okolicznych mieszkańców opisywało później ten dźwięk, jako by wybuch bomby, eksplozje. Karetka pogotowia przyjechała po 7 minutach, zaalarmowana przez jednego z gapiów. Niestety Piotruś.. Piotr.. zmarł na miejscu. Była to ostatnia rozgrywka w jego życiu. Ratownicy zabierając ciało chłopca, znaleźli dziwną drewnianą figurkę zaciśniętą w jego lewej dłoni...

***

-Szach-mat- tym razem ja wygrałem.

-No cóż. W takim razie mamy… 99285718238592138 do 99285718238592137. Dalej wygrywam.

-Jeszcze jedna Twoja owieczka i będzie remis.

-Tak.. To co, jutro znów o tej samej porze?

-W rzeczy samej Boże.. W rzeczy samej..

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 31 lipca można napisać opowiadanie prozą, prozą poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Ptak w przestworzach”
    Temat drugi - „Anioły”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania