Szacunek
Niebo nad willą Antoniusa, jednego z najbardziej szanowanych polityków w imperium, przybrało barwę krwistej czerwieni. Wielkimi krokami zbliżał się czas przyjęcia, które patrycjusz organizował od kilku tygodni. Lista gości obejmowała najznamienitszych obywateli Rzymu. Wśród zaproszonych byli politycy z senatu, zaprawieni w boju oficerowie oraz najbliżsi przyjaciele samego wielkiego cesarza.
Do domu patrycjusza zaczęli przychodzić pierwsi goście, którzy z wielką zazdrością podziewali przybytek bogacza. Marmur w całej konstrukcji domu był tak powszechny , że zdawać by się mogła, że jest on dostępny dla każdego. Mury willi zapełniały awangardowe jak na tamte czasy wielobarwne freski i malowidła. Bramy willi strzegły dwa odlane ze złota posągi minotaurów dzierżące w rękach ogromne topory.
Gości u wrót bram witał sam Antonius odziany w fioletową tunikę ze złotymi greckimi wzorkami. Pas mężczyzny owinięty był złotą wstęgą, co dodatkowo podkreślało jego nietuzinkowość. Na głowie miał założony laur, który lśnił od złocistego pyłu.
Gdy Antonius powita nowoprzybyłego gościa, patrycjusz oddawał go w ręce dwóch lub trzech nieziemsko pięknych niewolnic, których nagie ciała wysmarowane były olejkiem i lśniły od pozłacanego proszku. Każda z dziewcząt w uszach miała po wielkim kolczyku w kształcie półksiężyca, które wysadzone były drogocennymi kołowymi klejnotami. Zaproszeni goście aż ślinili się na widok jędrnych piersi i pośladków młodziutkich niewolnic. Wiedzieli, że dzisiejsza noc nigdy nie zostanie zapomniana ani przez jedną stroną, ani przez drugą. Dziewczyny obserwując nowoprzybyłych mężczyzn coraz częściej miały ochotę wymiotować. Grubi, obleśni i grubiańscy. Takie wrażenie odnosiły zniewolone piękności baczniej przyglądając się swoim „partnerom” na najbliższe wieczorne godziny.
Jeden z gości wyglądał nadzwyczaj ohydnie. Gdy gospodarz przywołał gestem dłoni dwie rudowłose, jedna z nich o mało nie zemdlała. Druga dziewczyna szybko złapała mdlejącą wspólniczkę niedoli i podprowadziła do oblecha. Dziewczyna szybko otrzeźwiała widząc surowy wzrok gospodarza. Obie złapały tłuściocha w taki sposób, aby ten nie mógł pomacać ich piersi, ani klepnąć w pośladki. Mężczyzna oblizał perwersyjnie zęby, ukłonił się patrycjuszowi i wszedł przez wielką bramę willi. Rudowłose niewolnice poprowadziły go najpierw przez ogród mimowolnie słuchając słów gościa, które układały się w listę chorych uciech albo wymyślnych tortur. Gdy wyszli z ogrodu zobaczyli przed sobą dwóch legionistów strzegących wejścia od największego z budynków willi. Żołnierze otworzyli drzwi i wpuścili całą trójkę do środka.
Kilkutygodniowy zarost drażnił delikatną skórę młodego więźnia. Chłopak siedział na zimnej kamiennej posadzce przykuty do niewzruszonej i oziębłej ściany. Jego zaczerwione od kajdan nadgarstki powoli zmieniały swoją barwę na czerń. Zakażenie miało już prawie twa tygodnie i stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Więzień jęczał od czasu do czasu, gdy budził się w środku nocy lub gdy przynoszono mu jedzenie. Będąc głuchym na wołanie „kuchmistrza”, ten bił go drewnianą miską w głowę tak długo, aż młodzieniec mdlał lub śpiący przewracał się na bok wyglądając jak trup. Jedynym kompanem nieszczęśnika były mieszkające w jego włosach wszy.
- Obudź się. – usłyszał kobiecy szept w swojej głowie, który stawał się coraz donioślejszy.
Chłopak otworzył oczy. Celę rozświetlała złota poświata, którą roztaczała nieziemsko piękna kobieta. Wyglądała niczym boginia. Jej blond włosy i zielonkawe oczy idealnie współgrały z zieloną tuniką pełną złotych wzorków i szlaczków. Ubiór kobiety odkrywał jej ciało od szyi aż do pępka zakrywając cieniutkimi pasami okrągłe piersi. Skóra zjawy błyszczała. Delikatność aury kobiety ukoiła na chwilę niespokojny umysł więźnia.
- Obudź się! – zagrzmiała nimfa.
Chłopak oprzytomniał. Zapomniał o swojej niedoli i piekących nadgarstkach. Złotowłosa przybliżyła się i usiadła obok niego opierając swoje nagie plecy o zimną, kamienną ścianę.
- Kim….. jesteś? – wyjąkał przykuty chłopak.
- Powiedzmy, że kimś, kto może cię uwolnić – odpowiedziała kobieta.
- Mnie? Czemu mnie? Po co? Ja i tak jestem już martwy, Moje ręce… Na mnie już nic dobrego nie czeka,
Z wielkim wysiłkiem złapał trzy wielkie hausty powietrza.
- Może nie czeka na ciebie coś, ale ktoś? – oznajmiła zjawa.
Młodzik zamknął oczy, a ostatnie słowa kobiety odbiły się echem w jego głowie.
Chłopak poczuł na policzkach delikatny podmuch wiatru. Otworzył oczy. Mimo to wszędzie było ciemno. Młodzieniec uniósł głowę ku górze. Na czarnym nieboskłonie niepodzielnie królował księżyc. Piękny i mistyczny.
- Lepiej? – usłyszał dochodzący zza jego pleców znajomy głos.
Odwrócił się. Blask nimfy nie zbladł. Wydawał się jeszcze jaśniejszy niż wtedy w celi.
- Gdzie jesteśmy? – zapytał młodzieniec.
Zjawa zbliżyła się do niego i wyciągnęła przed siebie ręce, dotykając palcem jego czoła.
- Tutaj – odpowiedziała. – Chodź. Coś ci pokażę.
Chłopak posłusznie ruszył za duchem.
W oddali dostrzegł światło. Ognisko. Czerń nocy ustąpiła ognistemu blaskowi ginącemu w koronach mrocznych drzew.
- Kto to? – zapytał młodzieniec.
Przy ognisku siedziało kilku ludzi odzianych w zwierzęce skóry. Najbliżej niego znajdowała się urocza kobieta trzymająca jakieś zawiniątko.
- Mama? – zapytał.
- Patrz! – rzekła zjawa.
Kobieta kołysała swoje maleńkie szczęście i nuciła mu jakąś dziwną spokojną pieśń. Maluszek przetarł oczka, otworzył usteczka i mlasnął. Kobieta ucałowała dziecko i mocno je przytuliła.
- Tutaj są te dzikusy. – usłyszał głos za sobą.
Młodzieniec widząc oddział kucających legionistów zaczął wrzeszczeć.
- Uciekajcie! Uciekajcie!
- Głupi ty! – skarciła go zjawa.- To tylko wspomnienie. Nie usłyszą cię.
- Wspomnienie? Wspomnienia się pamięta.
- Część tego wspomnienia nie należy do ciebie. Tylko do mnie.
Młodzieniec zamilkł.
- Do ataku! – zaryczał któryś z Rzymian.
Rozgorzała walka. Krew, jęki, szczęk stali. Po paru chwilach ludzie w skórach leżeli martwi. Ciężko ranna kobieta z całej siły ściskała swoje dziecko chroniąc je przed ogromnymi łapami żołnierzy.
- Daj to dziwko! – krzyknął jeden z Rzymian i przebił krtań kobiety mieczem.
Nieokreślony bulgot wyrwał się z jej gardła. Umarła. Zabójca chwycił śpiące dzieciątko.
- Może będzie z niego jakiś pożytek? – drwił żołnierz. – Ale cuchnie.
- Zabijmy go po prostu.
- Marcus się wkurzy jak przyjdziemy beż żadnego dziecka.
- Ten bachor jest bezwartościowy. To tylko niemowlę.
- To rozkaz Marcusa. Wolę nie wchodzić z nim w polemikę. Może będzie chciał zrobić z niego gladiatora? Nie wiem. Nie mój interes. Ale mamy przyjść z kimś kto żyje. I tak zrobimy.
Młodzieniec znów poczuł chłód, ból i głód. Był z powrotem w celi.
- Dlaczego mnie zabrali? – zapytał.
- Tak naprawdę Marcus nie chciał zrobić z ciebie niewolnika, ani gladiatora. Potrzebował dziecka. Syna. Jego żona była bezpłodna. Mimo wszystkich okrucieństw jakie uczynił jedno muszę mu oddać. Bardzo kochał swoją żonę. I był gotowy zrobić dla niej wszystko.
- To dlaczego jesteś tu? A nie w ciepłej i przytulnej willi?
- To proste. Antonius był rywalem Marcusa. Przekupił kilku wpływowych ludzi, aby poręczyli, że nie jesteś z jego krwi. Marcus i jego żona nie chcieli cię oddać. Zapłacili straszliwą cenę.
Na twarz młodzieńca wypełzł grymas bólu. Chciał umrzeć. Miał dość.
- Mogę ci pomóc. – oznajmiła nimfa.
- Czemu ja? Przecież wielu cierpi. – zauważył chłopak.
- Byłam coś winna twojej matce. Ale nie mogę powiedzieć ci szczegółów. To jak będzie?
- Ja… chcę umrzeć. Mam już dość.
- Nie chcesz pomóc innym? Właśnie teraz setka takich jak ty potrzebuje pomocy. Mógłbyś przynieść ulgę ich cierpieniom. Wybór jest twój.
Ból w kroczu był nie do zniesienia. Rudowłosa już nie miała nawet siły krzyczeć. Mimo ciernienia dzielnie znosiła kolejne pchnięcia tłuściocha. Ręce miała zaciśnięte w pięści. Stojąca obok dziewczyna mocno ściskała ją za nadgarstek. Nie mogła jednak nic zrobić. Strach przejął we władanie jej serce i umysł.
- Ciaśniutka. – rzekł oblech, gdy skończył. – Takie lubię najbardziej.
Dziewczyna nie ruszała się. Tępo patrzyła w marmurowy sufit. Nogi miała rozłożone jakby czekała na kolejnego absztyfikanta. Prawda była jednak inna. Nie miała już siły. Było jej wszystko jedno.
- Błagam cię! – krzyczała dziewczyna, którą ocaliła od zemdlenia. – Nie zostawiaj mnie samej. Proszę!
Oblech napił się ze srebrnej czary czerwonego wina i popatrzył wzrokiem człowieka kierowanego przez pierwotne instynkty. Rudowłosa przeraziła się. Teraz jej kolej. Popatrzyła na swoją koleżankę, która nie dawała już praktycznie żadnych odznak życia. Jęki gwałconych dziewcząt wypełniły salę. Niektóre nawet próbowały się wymknąć swoim oprawcom. Jednak były zaraz łapane i okrutnie karane. Dla zabawiającej się „elity” ich ciała były jedynie bezwartościowym mięsem, z którym można było zrobić, co się chciało. Dlatego kary dla uciekinierek ograniczała jedynie wyobraźnia „poszkodowanych” Gdy oblech się napoił podszedł do leżącej na szkarłatnym płótnie rudowłosej, której klatka piersiowa nieznacznie się podnosiła. Stojąca dziewczyna zaniosła się histerycznym płaczem.
- No chodź ognistowłosa – zaczął grubas. – Pokaż, co masz dla mnie.
Tłuste ręce chwyciły dziewczynę.
- Błagam! Nie rób tego! – krzyczała, ale jej krzyk zagłuszały krzyki innych dziewczyn.
- Musimy zająć się twoją koleżanką. Musimy przecież mieć gdzieś miejsce. Prawda?
Leżąca słyszała każde słowo grubasa. Jednak nie dawała tego po sobie poznać. Poza tym ból i bezsilność mieszały się ze sobą, tworząc miksturę obojętności. Z czasem jęki przycichły. Nie słyszała niczego. Widziała jedynie fruwające złote miski, tace, gliniane dzbany z winem. Zamknęła oczy. Była poza życiem.
- Żyje? – usłyszała męski zasapany głos.
- Oddycha. – powiedziała jakaś kobieta.
Dziewczyna otworzyła oczy. Nad nią pochylał się przystojny młody mężczyzna i kilka pięknych dziewczyn ubranych w drogie ubiory. Niektóre były nieco zakrwawione. Młodzieniec uśmiechnął się i delikatnie podniósł rudowłosą piękność. Dziewczyna beznamiętnie patrzyła się w jego oczy i zakrwawioną twarz. Dotknęła jego policzka dłonią. Jej oczy zapełniły się łzami. Czuła się bezpiecznie, mimo leżących wokół ciach rzymskich dostojników.
- Już dobrze. – powiedział chłopak. – Już ci nic nie grozi.
Oboje mocno się przytulili. Rudowłosa naprawdę nie pragnęła niczego więcej jak odrobiny ciepła i szacunku.
Zjawa po raz ostatni popatrzyła na byłego więźnia. Była szczęśliwa. Udało się. Ocalił te młode niewiasty od strasznego losu. Odchodząc do swojego świata cieszyła się, że pomogła odnaleźć jednemu z zagubionych ludzi właściwą ścieżkę.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania