Szaman n. Cz 3
- Co mi powiesz ciekawego? Wydajesz się być podenerwowany.- szczurek wplótł się bardziej we włosy jakby chowając się przed czymś.- Pewnie kot gospodarza co?-zapytał Samuel. Jak na zawołanie spod wielkiego kontuaru wskoczył na blat wyleniały kot.- A więc to Twój oprawca?- gryzoń wynurzył się spod włosów, po czym umknął i schował się za karkiem szamana.
- No widzisz jak to jest mały przyjacielu. Ty masz jednego wroga przed którym uciekasz. A ja muszę się ukrywać i uciekać przed wszystkimi.- odparł lekko mówiąc bardziej do siebie niż do kompana. Zwierzątko słysząc ciepły głos wynurzyło się nieco i teraz odważniej patrzyło na otaczający go świat.
- Obiecuję, że to tej całej kabale uwolnię Cię od Twojego oprawcy- uśmiechnął się, a szczurek aż zapiszczał z radości.
-E! Jełop!- dało się słyszeć tubalny głos z końca zapijaczonej amokiem Sali. -Samuel rozejrzał się. Jego wzrok napotkał zbliżającego się osiłka z twarzą wioskowego przygłupa. Jego świńskie oczka tak blisko znajdowały się obok siebie i zlewały się w jedno iż szaman miał wrażenie, że szarżuje na niego mityczny cyklop. Jego zmoczony wymiocinami kaftan rzucał niewypowiedziany odór, który przebijał się o dziwo na tle smrodu panującego w karczmie.
- EJ ty tam!- skierował tłustego palca w stronę wędrowca. Ów osobnik był wysokiej postury, a także posiadał znaczącą nadwagę więc jego brzuch swawolnie merdał na boki kiedy kroczył tym swoim swawolnym krokiem.-Dawaj no tu!- zamachnął się ręką i pokazując wyjście.
Samuel w pierwszej chwili lekko zmieszany począł się rozglądać. Nikt nie zwrócił na tą sytuację najmniejszej atencji. Każdy z ludzi przebywających w tym pomieszczeniu oddało się pijackiej drzemce.
-Widocznie będę musiał rozmawiać z byle obwiesiem, który nie zdążył się w porę schlać. Tego zgarbionego dziadygę którego obdarowałem miedziakiem dorwę później.- pomyślał.
Mężczyzna wstał i jak gdyby nigdy nic udał się na zaplecze poddając się zaproszeniu. Zszedł schodkami do ciemnej piwniczki gdzie paliła się tylko jedna świeczka, a obrzygany i tłusty mężczyzna siedział już na zydlu pocąc się i śmierdząc jak utaplane w błocie prosię.
-Siadaj- rozkazał. Samuel był przygotowany na wszystko. Obmyślał w tak krótkiej chwili jakiego stylu walki użyje na przeciwniku w razie ataku. Był skoncentrowany. Usiadł. Obwieś dłubał w zębach wykałaczką, a jego zgniłe zęby oraz oddech przywodziły na myśl świeżo otwarty grobowiec. Jego wzrok był zarazem zawzięty lecz mało rozumny. Grubas uderzył pięścią w stół. Szaman wzdrygnął się.
- Jestem Grun. Ludzie na mnie mówią Grubas. Jestem właścicielem tej karczmy. A ty kto?
Samuel zwlekał z odpowiedzią lecz oczy właściciela nie dawały mu cienia szansy na uniknięcie pytania.
- Jestem Samuel. Po prostu Samuel.
-Tak po prostu?- zdziwił się.
- Tak po prostu- potwierdził.
-Hm..- zaczął grzebać grubym paluchem w nosie na przemian przemieszczając wykałaczkę w ustach to w prawo to w lewo.- Więc czego chcesz?
-Informacji.
-Hahaha- roześmiał się, a jego głos był jak dźwięk spiżowego dzwonu.- Informacji mówisz. A to Ci dopiero. A myślisz, że kim ja jestem? Agentem kontrwywiadu? Wiesz co to kontrwywiad co?
- Tak wiem.
- Bardzo dobrze. Słuchaj uważnie. -Wycelował tłusty paluch w stronę rozmówcy. Jego pożółkły paznokieć mógłby posłużyć jako bagnet. Był długi, zakrzywiony i śmiertelnie groźny.- My nie lubimy takich jak ty. Wiem kim jesteś i wiem komu służysz. Widziałem te twoje talizmany na ciele i rękach. Nie próbuj ich teraz ukrywać. Jesteś kolejnym szarlatanem, który sprowadzi na nasze miasteczko zarazę albo coś gorszego.
- Jestem tu tylko przejazdem. Szukam kogoś.- odparł niewinnie.
-Gówno mnie obchodzi kogo szukasz!- rozeźlił się karczmarz. Won mi stąd! Albo zawołam moje pieski. Nie pokazuj się w mojej karczmie już nigdy więcej, a jak Cię zobaczę gdzieś na drodze od razu doniosę o tym gdzie się znajdujesz! Straże patrolują gościńce znacznie częściej odkąd szkarłatna mgła przychodzi i zabiera naszych ludzi.
- Szkarłatna mgła?- wzrok szamana zmienił się w pytający. Słyszał o szkarłatnej mgle, ale tylko z pradawnych podań, które czytał jako jeszcze dzieciak.
- Tak! Szkarłatna zaraza, mgła jakiś mór spada na mieszkańców. Nie wiadomo co to.- patrzył teraz w dogasający płomień świecy.
-Mogę pomóc.
-Ale…jesteś szarlatanem! To wasza sprawka! Precz mi stąd!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania