Szczelina — nadmiar
[Nie zaglądaj do środka — to, co tam leży, już cię zna.]
Wynoszę śmieci jak zawsze — jedno ramię, jeden krok, nic wielkiego. A jednak w głowie zostaje ślad: przed wyjściem poprawiłem klucz w drzwiach dwa razy, choć zwykle robię to raz. Mała obsesja, której nie chcę nazywać, ale która dziś stawia sztywny znak zapytania.
Noc jest sucha, aż zbyt posłuszna. Worki szeleszczą, jak coś, co woli zostać na miejscu. Pod altanką czuję, że ktoś tu już stał. Powietrze ma kształt czyjegoś ciała — wyraźny, dopasowany do mojego ruchu.
Śmietnik uchylony, choć zamykałem go wczoraj na klik. Dotykam klapy — ciepła. Zbyt ciepła. Wgniecenie gładkie, decyzja przerwana w połowie.
Ktoś odchrząkuje. Nie za mną. We mnie. Dźwięk znajomy — mój ton sprzed lat, gdy mówiłem prawdę szybciej, niż zdążyłem ją złapać.
Otwieram pojemnik. Mój worek — rozcięty prosto, nożem do tapet. Obok drugi, też mój na pierwszy rzut oka, ale nie z mojego domu. Czarne tworzywo, ta sama marka. Ten sam węzeł, zacisk perfekcyjny, jakby ktoś powtarzał go na moich dłoniach przed właściwym ruchem. Zapach płynu do naczyń, którego nie używam — butelka rano stała przekręcona, nie pamiętam kiedy.
Na dnie kartonik po moich lekach — numer serii, data ważności, zagięcie na rogu wszystko identyczne. Dziś ich nie brałem, nie miałem po co. A jednak ktoś wyrzucił za mnie pustkę, która nie pasuje do żadnej godziny.
Cień przesuwa się za plecami. Nie widzę go.
Kark twardnieje, powietrze zmienia kierunek tylko na mnie.
Klapa domyka się z opóźnieniem, coś jeszcze próbuje złapać szczelinę.
Worek w środku porusza się — nie od wiatru. Coś pod spodem zmienia pozycję przy mnie, nie przeze mnie.
Staję nieruchomo. Za mną pęka gałązka — precyzyjnie. Dźwięk — jak próba.
Nie obracam się. W metalu coś przesuwa się drugi raz — ten drugi jest celowy.
[Worek w pojemniku oddycha jeszcze raz]

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania