Szczęście Iseny
Nazajutrz mistrz był słaby lecz jego życiu nie zagrażała żadna moc. Tylko normalne wyczerpanie, o ile normalnym bylo przeżycie kilkunastu miesięcy w Czarnej Górze.
- Musimy jechać powoli, a będzie deszcz a nawet burza, i to przez kilka dni - niepokoiły się elfy.
- Nie zdążymy do twierdzy a mistrz nie może zmoknąć
- Mamy namiot. Musimy zbudować szałas - zdecydował Elrond.
- Szałas ,i to nawet solidny, jest niedaleko - mój leśny dom . Widziałam na mapie- powiedziała Isena .
Elrond skrzywił się. Znów nie on, nie jego wygodny dom, ale ta dziewczyna !
- Myślisz że jest jeszcze dobry?
- Podjedziemy skokiem naprawić co trzeba a wy powoli dociagniecie- ucieszył się Glori patrząc na mapę.
- Wszystko co trzeba będzie potem sprowadzi się z twierdzy - dodał.
Szczęście Iseny. Babskie szczęście. Spojrzenia, uśmiechy, muśnięcia czubkiem palców. Smakołyki, drobiazgi, żarty, czułe słówka. Takie szczęście po którym zostaje zasuszony liść na dnie szkatułki z klejontami, najcenniejszy z jej zawartości.
Tym razem nie musiała nic robić ani niczego się bać. Elfy dbały o ogień, wodę, dach. Jedzenie przywożono z twierdzy. Dla przyjemności odwiedzała dawne miejsca i zbierała w nich pęki ziół. Aby zająć czymś ręce odkryła zapomniany kłębek kolorowej przędzy i zaczęła ozdabiać jedną z koszul Gandalfa.
Mistrz szybko dochodził do sił. Przespał deszcze a potem drzemał w słońcu.
Nie, nie drzemał. Patrzył na nią teraz aż odłożyła haft i spojrzała na niego.
- Powiedz mi jak to wszystko było - powiedział spokojnie.
- Wezwano mnie do infirmerii- zaczęła jednym tchem opowiadać wszystko to, o czym dotąd nie pozwalała sobie myśleć .
Podmienione słoiki, martwe mrówki.
- Smoczy jad. Dziękuję że mi go nie dałaś. Chciałaś mnie wtedy ostrzec a ja - przepraszam ! - uśmiechnął się. Isena popatrzyła na niego przez chwilę, ale potem powiedziala coś innego:
- Tym samym jadem zraniono Aragorna
- Tak, ma wielką moc że go zablokował.
- Zaplanowałeś to wszystko?
- Nie, zupełnie nie. Myślałem że wszystko zawaliłem i to była najgorsza tortura Czarnej Góry. Dopóki nie uznałem że należy pozwolic światu toczyć się własną jego drogą.
- Wszystko było tak jakby zaplanowane - upierała się Isena
- Tak jakby przyszedł czas dla pewnych spraw. Że Athenor poradzi sam sobie bez swojego mistrza. I musialem na to pozwolić.
Że znajdziesz pierścień , przechowasz go i oddasz. Dostałaś go legalnie. Podczas nominacji. Przepalony. Był twój. Nie musiałaś.
Isena zachneła się.
- Nie musiałam? Och Gandalfie, nic nie wiesz o .....O babskiej magii. O uzdrawiania. Nigdy nie mógłbym go użyć , gdybys ty ....- nie rozpłakać się teraz, nie rozpłakać, nie rozsypać.
- Nic nie wiem o miłości, chciałaś powiedzieć? Tak, to prawda. Odtrąciłem tą część życia by wzmocnić swą moc, i to był mój błąd. Nie doceniłem miłości. Iseno, no już, już - nagle podszedł do niej, objął ją i płakała, płakała objęta przez niego, i płacz ten wzmocnił ja i uspokoił.
- Przepraszam - powtarzał Gandalf.
- Przecież teraz, teraz - mistrzu? - otarła łzy Isena i popatrzyła pytająco.
- Boję się że mamy mało czasu - westchnął.
- Weźmy to, co jest - szepnęła przytulając się do niego. Po czym tak jak wtedy uklękła przed nim i ujęła jego dłoń. Podniósł ją i przytulił.
- Gdzie i kiedy? - zapytał z uśmiechem.
- Masz dość sił?
- Od dawna- przytaknął.
- Elrond jedzie jutro do twierdzy- stwierdziła.
- Acha....
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania