Szmatawizm

a gdybym ośmielił się bardziej, aż pod

rozmazane gwiazdoty, ślady po zdartych

pumeksem dziarach, zagłębił się w ryski, blizenki?

 

oj, to zdecydowanie idzie w złym kierunku.

rozprzęga nas, puchniemy. blankiety zaproszeń

na fetę okazują się być niczym stare cedziłko:

żółte, kruche i nie najprzyjemniej pachną.

 

znów się świnię. wiadomo - głodnemu okruchy razowca

na myśli. muszę więc nieco zboczyć w bardziej

odludne i zdziczałe rejony. no i pcham się,

z niezmożoną siłą, ponad strzelistości.

 

pitekantrop ocyka się za bibliotecznym regałem,

zmartwychwstaje Andrzej Lepper. ma wygląd elfa

i nikt w pergaminoskórym, łagodnym ponad miarę

spiczastouchu nie rozpoznaje facia-brony.

znajomi odtrącają obcego dziwoląga,

dzieci i wdowa po nim — każą się wynosić, cudakowi.

 

mutuję więc dalej. kawalkada zwierząt:

dżentelmeni, pożyczkobiorcy, poczciwe bezdomnięta

o sercach z szafiru i margaryny.

 

do kogoś się dojdzie, prędzej czy później stworzy

coś dobrego. gdzieś tam czeka najwłaściwszy kształt,

dostatecznie łagodna, ale odporna na ścieranie

powierzchnia. tylko trzeba czasu, odpowiedniej liczby

oddartych grzbietów, obślinionych stron.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania