Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Szósty

Kolejny dzień w pracy. Czas wlekł się mozolnie do przodu. Czasami miałem wrażenie, że nie przesuwa się w ogóle. Jedyną pocieszającą myślą był fakt, że był piątek. Na biurku przede mną leżało kilka faktur, parę wniosków i jedno pismo od ubezpieczyciela. Spojrzałem na dane poszkodowanego. Podmurna 2/4, Genowefa Jantar. Nie chciałem tam jechać, nie przy piątku. Zwłaszcza, że na zewnątrz lało niemiłosiernie. Dochodziła godzina czternasta, a na zewnątrz wyglądało jakby była co najmniej dwudziesta druga. Nie miałem jednak wyboru. To pismo leżało już u mnie ponad tydzień. Przygotowałem całą niezbędną dokumentację, pożegnałem się ze wszystkimi i opuściłem moje miejsce pracy.

 

Jak najszybciej przemierzyłem cały parking, aby przemoknąć tylko tyle, ile było to konieczne. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku miejscowości, gdzie mieszkała poszkodowana. Zagłębiłem się w przemyśleniach. Rozplanowywałem swój weekend. Potem zacząłem się zastanawiać, co właściwie stało się w tym domu. Pismo mówiło tylko o przecieku pokrycia dachowego, ale ja w moim systemie bezskutecznie usiłowałem odnaleźć to zdarzenie. Nikt nie zgłosił takiej szkody.

 

Rozmyślenia pochłonęły mnie na tyle, że nawet nie spostrzegłem, kiedy zjechałem w wybrukowaną drogę prowadzącą do domu Pani Jantar. Pogoda nie poprawiła się ani trochę. Cała droga spływała wodą. Zajechałem pod dom, który, prawdę mówiąc, wyglądał jak malutki dworek. Z zewnątrz otaczała go siatka wysoka na półtorej metra. Wokół rosły drzewa i krzewy. Sama furtka była ledwo zauważalna, gdyż po obu jej stronach rosły bardzo gęste i wysokie krzewy, tworząc łuk i tunel prowadzący do drzwi. Sam dom składał się jakby z dwóch bliźniaczych otynkowanych części po lewej i prawej stronie oraz części centralnej z piętrem. Balkon na piętrze był podtrzymywany przez cztery kolumny, które były w nie najlepszym stanie. Niewiele lepiej prezentowały się okna: szklane, wysokie z drewnianą stolarką okienną, która widocznie została dotknięta zębem czasu. W zasadzi to cały budynek wyglądał na dość wiekowy. Nie było się więc w sumie czemu dziwić, że i dach przeciekł. Trzeba było przyznać, że przy obecnej pogodzie cały dom prezentował się dosyć upiornie.

 

Deszcz nieustannie lał się z nieba. Wysiadłem z samochodu i w panującym półmroku doszedłem do furtki. Nacisnąłem na klamkę. Zamek się otworzył, a ja popchnąłem furtkę do środka. Zaskrzypiała przeraźliwie. Podszedłem do drzwi wejściowych, które były przeszklone. Przez panującą w środku ciemność udało mi się dojrzeć mały przedsionek oraz pomieszczenie za nim, gdzie znajdowały się schody na piętro. Skupiłem wzrok. W tym momencie coś błyskawicznie ruszyło w górę schodów. Nie miałem pojęcia co to było, ale było to na tyle gwałtowne, że w pierwszej chwili odskoczyłem od szyby jak oparzony. Co Ty odwalasz? Pomyślałem. Wziąłem kilka głębszych oddechów i nacisnąłem na przycisk od domofonu.

 

Cisza. Poczekałem jeszcze chwilę. Zadzwoniłem ponownie. Chwilę po tym jak puściłem przycisk, usłyszałem dźwięk podnoszonej słuchawki i głos, który wskazywał, że jego właścicielka jest już w sędziwym wieku. Zapytała mnie, w jakiej sprawie przychodzę. W kilku zdaniach przedstawiłem jej sytuację, że otrzymaliśmy pismo, aby potwierdzić szkodę, że nie mamy w systemie zgłoszenia, które by o tym mówiło i że chciałbym zweryfikować powstałą szkodę. "Proszę poczekać, zaraz zejdę" - usłyszałem.

 

Pięć minut później na schodach zauważyłem niską postać, która z każdym wykonanym krokiem kolebała się w lewo i w prawo. Im bliżej drzwi podchodziła, tym więcej szczegółów byłem w stanie zauważyć. Kobieta wyglądała jakby już dawno skończyła dziewięćdziesiąt lat. Była siwa, niska, zgarbiona i pomarszczona. Nic nadzwyczajnego jak na osobę w jej wieku. Jednak było w niej coś, co przykuło moją uwagę. Oczy. Oczy, które były bystre, szybkie i ciągle analizujące. Zupełnie nie pasowały mi do całej postaci Pani Jantar.

 

Otworzyła drzwi i zaprosiła, abym wszedł do przedsionka. "Czy posiada Pan jakiś identyfikator?" - zapytała. - "Wie Pan jak to bywa w tych czasach, różne rzeczy mówią w telewizji, o oszustach i takie tam." Wyciągnąłem mój identyfikator, ponownie się przedstawiłem oraz pokazałem jej pismo od ubezpieczyciela. "Proszę za mną." - rzuciła, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku schodów. W przedsionku panował delikatny półmrok. Ruszyłem za Panią Jantar, jednocześnie oglądając obrazy znajdujące się na ścianach w przedsionku. Obrazy były jakimś typem abstrakcji. Czarne płótno pomazane czerwonymi i szkarłatnymi plamami. Dziwne. Przeważnie w domach starszych ludzi widywałem obrazy z motywami krajobrazów i kwiatów.

 

Z przedsionka przeszliśmy do przedpokoju, w którym już na dobre zapanowała ciemność, jednak lokatorka zdawała sobie nic z tego nie robić. Poruszała się tak, jakby ciemność jej w ogóle nie przeszkadzała. Pewnie to przyzwyczajenie. W końcu mieszkała tu od lat, więc musiała znać dom na pamięć. Przyglądając się kolejnemu pomieszczeniu usłyszałem trzask. O kurwa! Nie wiem, czy to powiedziałem na głos, czy tylko pomyślałem. Miałem nadzieję, że to drugie. Przestraszyłem się i zacząłem rozglądać za źródłem hałasu. To drzwi po prawej stronie, które najprawdopodobniej prowadziły do piwnicy. "Przepraszam za to." - powiedziała gospodyni po czym zniknęła na chwilę za tymi drzwiami tylko po to, by po dosłownie pięciu sekundach pojawić się z powrotem. Zamknęła drzwi na klucz i schowała go do kieszeni. "Chodźmy." - usłyszałem.

 

Wchodząc po schodach, ujrzałem na ścianie zdjęcia, a może to były obrazy. Przy tym świetle ciężko było to stwierdzić, ale wyglądały bardzo realnie. Każde z pięciu zdjęć przedstawiało portret innej osoby. Były one zrobione w taki sposób, że patrząc na nie odniosłem wrażenie, że każda z postaci mnie obserwuje, ponieważ w miarę tego jak przesuwaliśmy się do góry po schodach, ich wzrok zdawał się podróżować za nami. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że gdyby ktokolwiek zapytał mnie o określenie emocji, jakie towarzyszą postaciom ze zdjęć, nie byłbym w stanie tego określić. Wyraz ich twarzy wyrażał tyle emocji naraz, z zarazem miałem wrażenie, że żadnej.

 

Weszliśmy na piętro. Tam po prawej stronie znajdowało się pomieszczenie, w którym jak zostałem poinformowany, znajdował się schowek. Natomiast na wprost nas znajdowały się drzwi do mieszkania. "Proszę, zapraszam." Wszedłem do mieszkania. Pani Jantar zakluczyła drzwi zaraz za mną i wskazała kolejne drzwi.

 

Okazało się, że drzwi prowadziły do pokoju, gdzie ujrzałem na suficie ogromną plamę, a także odpadający tynk. To w tym miejscu musiało dojść do przecieku dachu. Pomimo lejącego się z nieba deszczu, okno było uchylone. W pokoju panował chłód. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Nie byłem jednak w stanie stwierdzić do czego jest podobny, ale nie była to najprzyjemniejsza woń. Jednak to nie sufit czy zapach przykuły najbardziej moją uwagę. Na każdej ze ścian w tym pokoju ujrzałem wielkie maski rytualne. Jakby pamiątki z Afryki czy innego egzotycznego regionu świata. Jedna z masek upiornie uśmiechała się, szczerząc kły i przyglądając mi się pustymi czarnymi oczami. Druga z nich miała minę wykrzywioną w grymasie bólu, a z jej oczy płynęły łzy. Natomiast ostatnia maska była większa niż pozostałem. Miała dwa rogi, trzecie oko na środku czoła i groźną miną. To było bardzo niepokojące. Chłód pomieszczenie, panujący zapach oraz widok masek sprawiły, że poczułem się trochę słabo. "Przepraszam, czy mógłbym skorzystać z łazienki?" - zapytałem. "Oczywiście." - odpowiedziała, "Do końca korytarza i na lewo." Wyszedłem z pokoju i ruszyłem we wskazanym kierunku.

 

Z każdą chwilą czułem się jakoś dziwnie słabo. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Odkręciłem wodę, przepłukałem twarz. Spojrzałem w lustro. Co się z Tobą dzieje? Zapytałem samego siebie. Nie potrafiłem znaleźć przyczyny, dlaczego odkąd tylko wszedłem do tego miejsca, wszystko zdawało mi się być straszne. Nie byłem z natury osobą bojaźliwą, powiem więcej, w mojej grupie znajomych to ja byłem tym, który zawsze uchodził za najśmielszego. Odwróciłem się w kierunku drzwi. Coś kopnąłem, potoczyło się po podłodze. Wcześniej tego nie zauważyłem. Podniosłem coś, co okazała się być kawałkiem kości, ludzkiej kości. Ja pierdole, a więc jednak nie bez przyczyny panikowałem. Dobra, muszę to rozegrać na spokojnie. Wrócę tam, szybko dokończymy formalności jak gdyby nigdy nic i zmywam się stąd. Dasz radę, ogarnij się. Wziąłem jeszcze kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić, opanować drżenie rąk i ruszyłem z powrotem do pokoju.

 

Pochłonięty rozmyślanie o tym, jak najszybciej zakończyć formalności, wszedłem do pokoju z przeciekającym dachem. Ku mojemu zaskoczeniu nie zastałem tam gospodyni. Rozejrzałem się wokół siebie. Nic nie dostrzegłem. Nagle usłyszałem huk. Podskoczyłem i odwróciłem się w stronę szafy, która stałą przy oknie. Wypadły z niej, z raczej wylały się ludzkie szczątki. Kości, sznur jelit i inne wnętrzności, skóra jakby zdjęta z człowieka, części ciała pogryzione, rozszarpane na kawałki. Jakieś ręce, głowy. Tyle zdążyłem zobaczyć, zanim padłem na kolana i zwymiotowałem na podłogę w odruchu obrzydzenia. Teraz już wiedziałem, skąd dochodził ten smród. Wiele ze szczątków zaczynało już gnić, siniejąc i puchnąc. W jednej z głów rozpoznałem jakimś cudem twarz ze zdjęcia w korytarzy. W tej szafie musiały znajdować się więcej niż jedne zwłoki. Nie zastanawiając się nad makabrycznym widokiem, postanowiłem, że czas uciekać.

 

Wstałem z kolan, odwróciłem się. Ujrzałem kolejny przerażający widok. Coś, czego nigdy nie będę w stanie wymazać z mojego umysłu. Oto przede mną stała Pani Jantar, choć stałą to określenie na wyrost. Przygarbiona przyglądała mi się ze skupieniem na twarzy. Jej całe ciało zaczęło się trząść. W pewnym momencie usłyszałem jak zaczyna wypowiadać dziwne słowa w niezrozumiałym dla mnie języku. Usłyszałem nienaturalne chrupnięcia w jej ciele. Nie przestając recytować gardłowym, chrypliwym głosem, zaczęła się kłaść i wić. Jej kości przeskakiwały w stawach, zmieniając miejsce. Nagle przede mną nie było już śladu po Pani Jantar, a jej miejsce zajął jakiś wynaturzony potwór, który tylko odziany było w powłokę z jej ciała, które na skutek tego, że twór był znacznie większy, popękało w kilku miejscach odsłaniając otwarte popękane tkanki, zerwane ścięgna i kości. Twór miał znacznie dłuższe kończyny niż człowiek. Prezentowała się upiornie. Wyglądało to tak, jakby Pani Jantar powyłamywała wszystkie ręce i nogi ze stawów i obróciła je o sto osiemdziesiąt stopni, w ten sposób, że stojąc na czworakach jej brzuch był u góry, a głowa, która zgodnie z działaniem ludzkiego ciała powinna być do góry nogami, również przekręciła się wydając przy tym przeraźliwy trzask łamanego karku. Zacząłem wrzeszczeć, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jej recytacja trwała nadal. Pomału zaczęła zbliżać się w moim kierunku. Odruchowo zacząłem się cofać. Wdepnąłem w moje wymiociny i poślizgnąłem się na nich. Upadając do tyłu znalazłem się między ludzkimi szczątkami, które wypadły z szafy. Zacząłem panicznie oddychać i wygrzebywać się z gnijącego stosy. Kątem oka dostrzegłem, że maski zaczęły pulsować czerwonym blaskiem. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale nie chciałem umierać.

 

Okno - moja jedyna droga ucieczki. Maszkara zbliżała się do mnie równym tempem, nie ustając w recytacji. Jej głos stawał się coraz bardziej skrzekliwy i przerażający. Chwyciłem klamkę, otworzyłem okno i już byłem gotowy do skoku, ale w tym momencie nastała cisza. Recytacja ustała. Nie chciałem się nawet oglądać, żeby dowiedzieć się dlaczego. Wtedy poczułem jak coś potężnego chwyta mnie za ramię i odwraca. Próbowałem z całych sił się wyrwać, ale nadaremno. Przed moimi oczami ujrzałem te same przebiegłe, żywe oczy i pysk, który rozwierając się, przemówił, a głos ten napawał mnie trwogą. "Jam jest Grakoath, a Ty zginiesz, twoja powłoka cielesna posłuży mi do przedłużenia mojego bytu w tym nędznym wymiarze, zaś dusza twoja na zawsze uwięziona zostanie w otchłani bezkresu." Po czym Grakoath wgryzła się w moją twarz, jednocześnie wyszarpując moje ręce z ciała. Czy ja umieram? Czy to naprawdę tyle? Czy nic nie mogę zrobić? Poczułem jak tracę świadomość, a mój umysł odpływa. Przyszła wszechogarniająca ciemność.

 

Ocknąłem się. Dookoła widzę tylko ciemność. Gdzie ja jestem? Co się dzieje? Jak długi byłem nieprzytomny? Rozejrzałem się. Przede mną ujrzałem wielki ekran. Zbliżyłem się do niego. To co dostrzegłem sprawiło, że zadrżałbym z przerażenia, gdyby jeszcze żył. Obrazy, które już wcześniej się wydarzyły. Widzę jak ktoś stoi przed drzwiami w oddali, a na schodach pojawia się Grakoath, która błyskawicznie biegnie na górę i przemienia się w Panią Jantar. Schodzi, otwiera drzwi i wpuszcza nieznajomego. Po krótkim dialogu wchodzą do środka. Przedsionek. Postacie są wyraźniejsze. Przedpokój. Kierują się w stronę schodów. Im są bliżej, tym bardziej szczegółowo widzę postać nieznajomego. Idą coraz bliżej mnie. Mam wrażenie, że zaraz na mnie wpadną. Nagle nieznajomy spojrzał na mnie, a ja na niego. Po chwili odwraca wzrok jakby patrzył obok mnie, a później idzie dalej w górę schodów. "Dziwne te obrazy." - mówi nieznajomy odchodząc w kierunku mieszkania Pani Jantar. Zacząłem krzyczeć z całych sił, aby tam nie szedł, obserwując go jak wchodzi za nią do mieszkania, a drzwi zamykają się. I ostatnie, co usłyszałem to dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach wejściowych. Zostałem szóstym obrazem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Torgensen 23.12.2020
    Z góry przepraszam za formę w jakiej to zostało opublikowane. Czy ktoś jest w stanie mi pomóc albo udzielić wskazówek jak edytować tekst przed publikacją? Chodzi mi tutaj o akapity i wyjustowanie tekstu. Po przekopiowaniu z edytora tekstu wszystko się rozjechało
  • Józef Kemilk 23.12.2020
    Wiele nie da się zrobić. Do edycji służy ołówek, który znajdziesz na twoim profilu w zakładce publikacje.
    Co do tekstu, to liczby piszemy słownie, dialogi zaczynamy od nowej linii półpauzą. Sam tekst możesz podzielić na moduły enterem. A w opku nie tłumacz, co kto mówił, tylko napisz dialog. Jak chcesz coś więcej to napisz, wtedy spróbuję wypunktować co i jak.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania