Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Szpitalne Chwile

To była zimna i wietrzna noc. Jedna z tych które wpędzały jednych ludzi w depresję, a u innych powodowały migreny. Księżyc był w pełni, delikatnie oświetlając spowite mgłą miasto.

W takie noce najlepiej jest siedzieć w domu, popijając zimne piwo i oglądając jakiś dobry film. Frank zazwyczaj tak robił ale nie dziś. Ten dzień był dziwny. Chociaż to mało powiedziane. Był komiczny i tragiczny jednocześnie. Idąc po wybetonowanej alejce, obok parku nasłuchiwał odgłosów resztek ocalałych zwierząt, a raczej owadów i ptaków które ocalały z całego tego pędu cywilizacji na który skazani jesteśmy.

 

Frank Sloan miał 32 lata , studiował medycynę, ale nie ukończył studiów i nie został lekarzem. Jak w całym jego życiu nic nie zostało ukończone. Tkwiąc gdzieś między początkiem, środkiem inie widząc końca. Ale pozostał w branży lekarskiej. Jako pielęgniarz. Tę nieszczęsną posadę zawdzięczał dyrektorowi szpitala w Miscatonic, Michaelowi Johnsonowi. W przeszłości przyjaźnił się z jego ojcem, niegdyś świetnym chirurgiem. Przez wielu uważanym za jednego z najlepszych w kraju. Johnson był postawnym mężczyzną koło sześćdziesiątki. Miał srebrne wąsy i brodę. Był człowiekiem dobrodusznym, ale i stanowczym. Miał świdrujący wzrok przed którym nie dawało się nic ukryć.

Praca Sloana w wymarzonym zawodzie sprowadzała się do noszenia i podawania leków dla pacjentów, sprzątanie i przygotowywanie sal do operacji i tym podobnych zajęć.

Miał tego po dziurki w nosie, a jedyne co go tam trzymało to pani doktor Catherine Donovan. Na oko miała niecałe trzydzieści lat, duże brązowe oczy i pełne usta zawsze delikatnie pomalowane na różowo. Należała do kobiet które przyciągają wzrok każdego faceta, lecz nie było w niej żadnej wulgarności. Miała w sobie dziwny spokój. Była taka opanowana. Imponowało to Frankowi i jednocześnie bardzo go onieśmielało. Jego zdaniem każdy lekarz powinien być tak opanowany jak ona. Ten spokój intrygował nie tylko jego. Wszyscy lekarze płci męskiej oczywiście próbowali ją rozgryźć, ale bezskutecznie. Dla każdego była miła, ale powściągliwa. Sloan zważając na to, że nie był nawet lekarzem, tylko męską pielęgniarką nie łudził się nawet że miałby u niej szanse. Więc marzył o niej, a w pracy widząc ją, poprawiał mu się humor i miał tak już do końca dnia. Ale było minęło już nie jest pracownikiem tego szpitala. A zaczęło się dziś z rana.

Miał wydzielić dawki lekarstw i obsłużyć pacjentów z parteru i pierwszego piętra. Zazwyczaj zajmowała się tym Dorothy, pielęgniarka starsza chyba nawet od tego szpitala. Była oschła dla każdego z wyjątkiem Johnsona. Gdy tylko się spotykali ona zrzucała ponurą maskę i dało się zauważyć leciutki uśmiech. Chodziły plotki że lata temu coś ich łączyło.

Idąc po nieskazitelnie czystej i śmierdzącej detergentami podłodze John mijał poszczególne sale podając pacjentom różnego rodzaju leki. Zaczynając od przeciwbólowych, na ciśnienie, na serce, a kończąc na przeciwdepresyjnych. Po kilku salach drogę zastąpił mu doktor Peterson.

- Co tutaj robisz Frank? - zapytał go zdziwiony.

- To co zawsze o tej porze - odparł z kwaśną miną.

Uśmiechnął się do niego i powiedział:

- Nie czytałeś rozkładu? Dziś Ann obsługuje pacjentów.

- Co ty pleciesz? - spytał.

- Oj nawet pielęgniarstwo to chyba za trudne zajęcie jak dla ciebie - po czym mrugnął do niego porozumiewawczo.

- Pieprz się! - Prychnął.

 

Peterson był lekarzem w tym szpitalu od 3 lat. Razem studiowali na medycynie. Z tym rezultatem że on ukończył, a Frank rzucił akademię medyczną. Zawsze ze sobą rywalizowali i przeważnie Sloan wygrywał.

- Zapewne ma teraz sporo satysfakcji dogryzając mi - myślał wielokrotnie. Był wysoki miał czarną bujną czuprynę

i był nawet przystojny. Jego jedyna słabość to dwie kochanki które obracał jak żona nie widzi. Na co dzień chodził uśmiechnięty po oddziałach i zaczepiał młode pacjentki.

Sloan podszedł do rozkładu i przeczytał że rzeczywiście dziś Ann Smith ma dyżur na salach, a on jest wpisany na czyszczenie, dezynfekcję i przygotowanie sali operacyjnej, do dzisiejszych zmagań chirurgów. Popatrzył na zegarek, dochodziła dziesiąta.

-Cholera! - zaklął pod nosem.

Szybkim krokiem skierował się do sali operacyjnej. Upewnił się że jeszcze nikogo tam nie ma, więc przygotował detergenty i wziął się za pierwszy etap jakim było dokładne umycie i wyszorowanie podłogi. Niechcący zahaczył nogą o wiadro wylewając sporo na podłogę. - Zaraz będzie błyszczeć jak talerze przed obiadem! - powiedział z miną eksperta.

Z salą operacyjną stykał się magazyn podzielony na trzy pomieszczenia w których trzymało się leki, narzędzia chirurgiczne, a na końcu odpady pooperacyjne. Z magazynu do sali było małe okienko, dość wysoko żeby nikt nie zaglądał w czasie operacji.

Usłyszał że ktoś jest w magazynie i nuci jakąś melodię. Skojarzył sobie że to doktor Catherine, bo tylko ona nuciła tę melodię chodząc po korytarzach. Natychmiast rzucił mopa, podbiegł i cichutko wspiął sie do okna. Nie mylił się to doktor Donovan. Szukała leków w pierwszym magazynie. Schylała się a jej piękne, gładkie i długie nogi błyszczały w świetle starej migoczącej żarówki. Frank poczuł że jego penis zaczyna twardnieć. Widocznie pani doktor nie mogła sobie poradzić bo uklękła sięgając głębiej w szufladę. Jej spódnica uniosła się ukazując kawałek pośladków i czerwonych koronkowych majtek. Sloan poczuł że za chwilę rozerwie mu spodnie. Wreszcie wszedł do magazynu niezręcznie maskując potężną erekcję i spytał:

- Pani doktor czy mógłbym w czymś pomóc?

- Ach to ty Frank - Mógłbyś mi pomóc wyjąć te pudło? Chyba się zaklinowało - odparła zrezygnowana.

Słysząc jak wymawia jego imię o mało co nie osunął się na ziemię.

-Nie ma sprawy - odparł bez wysiłku wyjmując duży karton z zastrzykami jak później spostrzegł.

- Dziękuję - powiedziała po chwili niezręcznej ciszy jaka nastała.

Wpatrywała w niego z uśmiechem.

- Do usług - Odpowiedział głośno przełykając ślinę.

Zbliżyła się do niego .Ich usta dzieliły tylko centymetry.

-Czy to sen? - pomyślał. - Tak to na pewno sen a ja zaraz się obudzę.

Przysunęła się jeszcze bliżej. - Zawsze mi się podobałeś. Wiem że prawie zostałeś lekarzem i wiem że bardzo Ci się podobam. - szepnęła mu do ucha. Mówiąc to przesunęła delikatnie dłonią po jego kroku wydając pomruk zadowolenia.

Rozpinając mu rozporek znowu uklękła. Wyciągnęła jego męskość twardą niczym hartowana stal i wzięła go do ust. Frank wydał z siebie przeciągły jęk rozkoszy, gdy te piękne ponętne usta otaczały go ciasno. Podniecenie było ogromne więc poczuł że zbliża się koniec.

- Pani doktor. Ja zaraz.. Ja już dochodzę - wysapał.

- Mhm - usłyszał w odpowiedzi.

I nasiliła ruchy. Sloan poczuł jak gigantyczny orgazm przeszywa jego ciało. Dyszał tak próbując uspokoić oddech.

Doktor Donovan wstała. Poprawiła ubranie. Uśmiechnęła się i powiedziała

- Chyba było Ci to potrzebne, nazbierało się tego.

Mówiąc to ponownie posłała mu ten zniewalający uśmiech i wyszła ze swoimi zastrzykami.

Frank był zszokowany nadal nie będąc pewnym czy to nie sen. To jednak się wydarzyło. Czuł się wspaniale.

Wychodząc z magazynu zauważył zamieszanie w części budynku gdzie znajdowała się sala operacyjna.

Podbiegł do niego Peterson.

- To ty zajmowałeś sie salą operacyjną? - zapytał mnie szybko.

- Tak ja a co? - bąknął.

- Był wypadek w centrum. Jakiś pijany pierdolec wjechał rozpędzonym pick upem w autobus. Przywieźli do nas sześć osób w stanie ciężkim. Dwie miały być natychmiast operowane. Ale chirurg wchodząc na salę poślizgnął się na rozlanej wodzie i złamał rękę. Za 45 minut ma do nas przyjechać drugi chirurg. A najbardziej poszkodowana pacjentka którą trzeba było natychmiast operować zmarła 5 minut temu.

- O Boże! - krzyknął w szoku Sloan - Przecież nie było mnie dwadzieścia minut!!

- Teraz dopiero dobiorą ci się do dupy - dodał Peterson i szybko oddalił się w stronę sali.

 

Frank wrócił do domu zmarznięty na kość. Miał już dosyć wałęsania się po nocy bez celu. Teraz siedząc i pijąc martini z lodem dostrzegł paradoks dzisiejszego dnia. Podsumowując był to jego najlepszy i najgorszy zarazem dzień w życiu. Nie mógł powiedzieć że żałował ponieważ wreszcie i dogłębnie zbliżył się do pani doktor. Lecz również nie mógł się tym w pełni cieszyć ponieważ poniekąd odpowiadał za śmierć człowieka. Dzięki dyrektorowi Johnsonowi udało mu się wyjść z tego cało, nie będzie odpowiadać przed sądem jednakże musiał złożyć natychmiastową rezygnację.

- Oto cena za pożądanie! - zabulgotał sam do siebie dopijając martini. Zaczął przysypiać mając nadzieję że we śnie znowu ujrzy swoją ulubioną lekarkę.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 06.10.2018
    To jest niesamowite.
    Laska podchodzi z dystansem do każdego, w tym do peela.

    I nagle cud!
    Klęczy u wrót!
    Nieba...

    Rany, jakie to tendencyjne.
    Do wyrzygania.
    :/
  • Tomasz Dk 06.10.2018
    Nie tendencyjne a tandetne chciałeś zapewne rzec ANALfabeto ;)
  • Tomasz Dk 06.10.2018
    To moje pierwsze opowiadanie z 2009 roku. Dziękuję za miłą krytykę i pierdol się ;)
  • Aisak 06.10.2018
    xDDD
    To, że tandetne to inna prawda, ale że tendencyjne dla buców twojego pokroju, to miałam na myśli xD
    ANALfabeto xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania