Tacy jak my 1

Ten malomowny outsider, ktory zazwyczaj znika z pola widzenia. Nie rozpoczyna pierwszy rozmowy, nawet jezeli wymaga to od niego sytuacja. Sprawia wrazenie aroganckiego badz pograzonego w swoim swiecie. Uznawany za dziwaka, bo wyglada jak dziwak. Zazwyczaj sie garbi, twarz ma pokryta pryszczami, ubiera sie inaczej niz reszta. Wiekszosc osob kojarzy te stereotypowa postac. Pojawia sie w ksiazkach, komiksach czy filmach. W rzeczywistosci wyglada to troche inaczej. Tak jak w naszym przypadku.

Bezchmurne bladoniebieskie niebo, typowe dla nadmorskich miejscowosci w sierpniowa upalna niedziele. Niewiele stalych mieszkancow decyduje sie na opuszczenie mieszkania, a turysci wybieraja najszybsze mozliwe drogi, zeby dostac sie do zatloczonych restauracji badz kawiarni. Wszyscy wygladaja na zmeczonych panujacymi warunkami, ale zarazem zrelaksowanych. Powolne dni. Ja i Jass nalezymy do tej drugiej grupy. Po jej nieumalowanej twarzy splywaja kropelki potu, zaczesuje swoje krotkie blond wlosy do tylu i patrzy na mnie swoimi duzymi, szarymi oczyma, na ktore zwrocilem uwage juz rok temu. Na nasz stolik doniesiono zdecydowanie za duzo jedzenia jak na nasza dwojke, wiec leniwie zabieramy sie do jedzenia owocow morza. Przestronnosc restauracji idealnie komponuje sie do atmosfery calego dnia. Nie rozmawiamy za wiele, wygladamy przez okno, dajac poniesc sie blogiemu uczuciu relaksu. Danie zapijamy lampka wina. Wszystko jest perfekcyjne. W tym momencie wydaje mi sie, ze nie moglbym oczekiwac niczego wiecej od swojego zycia. Prowadze regularny tryb zycia. Chociaz dla niektorych, zapewne mlodszych ode mnie ludzi, na pewno wydaje sie to niesamowicie nudne. Jednak dla mnie oznacza to wewnetrzny spokoj i dobre samopoczucie. Dzieki swojej pracowitosci i w pewnym stopniu upartosci udalo mi zdobyc swietne stanowisko w firmie technologicznej. No i jestem zakochany z wzajemnoscia.

W moim jedzeniu znajduja sie robaki. Czarne ohydnie wijace sie robaki wielkosci paznokcia. Przecieram oczy, ale one nie znikaja. Wiem, ze nie sa prawdziwe. Doskonale to wiem. Ale nie moge sie pozbyc tego widoku. Czuje jak w mojej klatce piersiowej narasta napiecie, serce zaczyna kolotac. Pod stolem delikatnie uciskam reke w miejscu pomiedzy kciukiem a palcem wskazujacym. Najpierw jedna reka, a potem druga. Nie chce, zeby ktokolwiek zauwazyl, ze cos jest ze mna nie tak. Jass spoglada na mnie z zaciekawieniem, powoli zujac krewetke. Odpowiadam, ze wszystko jest okej. Dodaje z delikatnym usmiechem, ze to miejsce jest cudowne i powinnismy tutaj kiedys wrocic. Widze jak jej twarz lagodnieje. Wycieram spocone rece o spodenki i siegam po widelec. Moje dlonie sa lodowate. Czuje, ze nie moge oddychac. Jest mi niedobrze. Bawie sie jedzeniem. Podnosze widelec z nabita zawartoscia do twarzy. W tym momencie zaczynam mowic o pieknie nieba, zeby odwrocic uwage od jedzenia, ktore z powrotem odkladam na talerz. Ona przytakuje z zamysleniem spogladajac w gore. Mam wrazenie, ze umieram. Wiem, ze to nieprawda. Ale nie moge tez oddychac, mysle o mozliwosci ataku serca. Wszystko dookola staje sie niesamowicie glosne, przytlaczajace, zbyt jasne, zbyt bliskie. Mam ochote uciec. Albo chociaz isc na spacer. Czuje, ze nie moge sie ruszyc. Boje sie, ze jak to zrobie to ktos to zauwazy. Mozliwe, ze powinienem isc do lekarza. Albo do szpitala. Jesli to atak serca to czas jest niezwykle istotny. Objawy zaczely sie jakies 15 minut temu, czyli powinienem skierowac sie po pomoc w ciagu najblizszych kilku godzin, inaczej moze byc za pozno. Wiem, ze wcale nie umieram, ale nie moge odeprzec tego okropnego uczucia. Ciagle mi niedobrze. Ciagle bawie sie jedzeniem mowiac, ze po wczorajszych koktajlach troche slabo sie czuje. Jass sie smieje, mowiac, ze prowadze tak regularny tryb zycia, ze trzy drinki potrafia spowodowac kaca. Zmuszam sie do jedzenia, dokladnie przezuwam. Probuje polknac, co udaje mi sie dopiero za drugim razem przez scisniete gardlo. Dotykam swojej szyi. Czuje, ze zachowuje sie zbyt nerwowo i obawiam sie, ze ktos to zauwazy. Powoli odrywam lodowata reke od swojego ciala. Place za kolacje, wychodzimy. Nie lape jej za reke, zeby nie poczula jak zimne sa moje. Z calych sil probuje sie uspokoic, ale czuje, ze zaraz zemdleje.

Spacerujemy brzegiem morza, staram sie nie umrzec i skupiam na przyjemnym dotyku piasku. W takich sytuacjach potrzebuje jakiegos punktu rozpraszajacego. Ona mowi, ze powinnismy wracac, bo powinna przygotowac sie na spotkanie z Kate. To jej przyjaciolka, tego wieczoru maja spedzic babski wieczor w akompaniamencie romansidel i plotek, wiec na naszym sto osiemdziesiatym dziewiatym kroku godze sie na powrot do hotelu. Ciagle mi niedobrze. Tak bardzo sie ciesze, ze Jass akurat dzisiaj wychodzi.

Wejscie do znajomego budynku daje mi uczucie komfortu. Kate zadzwonila, ze podjedzie chwilke wczesniej niz planowaly, wiec Jass w pospiechu przed wyjsciem niczego nie zauwaza. Mam nadzieje.

Klade sie na lozku. Czuje sie wykonczony. Zamykam oczy, ale sprawia to jeszcze wieksze nudnosci. Podnosze sie z telefonem w rece. Rozwazam zadzwonienie na pogotowie, bo ciagle mam wrazenie, ze umieram. Staram sie sobie wytlumaczyc, ze to tylko jeden z tych okropnych atakow. Dziala na chwile, ale nie sprawia, ze objawy znikaja.

Biore szybki prysznic. Strasznie sie boje, ciagle sie drapie po calym ciele. To moj objaw stresu. Po dwoch godzinach ogladania debilnych obrazkow w koncu czuje sie odrobine senny. Staram sie skorzystac z okazji i klade sie na lozku. Zamykam oczy, czuje jak powoli odplywam. BAM. Natychmiast sie podnosze przez mocna fale nudnosci. Siadam opierajac sie o sciane. Czytalem, ze na nudnosci dobrym sposobem jest wypicie wygazowanej coli. Wychodze z pokoju w kierunku automatu z napojami. Kupuje cole. Otwieram. Zamykam. Wstrzasam. Otwieram. Zamykam. Wstrzasam. Nabieram lyk napoju. Ok, nic sie nie dzieje. Czytam wiadomosci i pije dalej. Po godzinie czuje sie lepiej, wiec znowu kieruje sie do lozka.

Jest juz 1:24.

03:21 kurwa mac.

4:01 Jass wraca do pokoju, delikatnie sie chwiejac znajduje droge do lozka. Przeprasza, ze mnie obudzila, na co odpowiadam zmeczonym glosem, ze to nic. Szybko zasypia.

Jakbym zasnal to moglbym spac przez cztery godziny.

4:59 trzy godziny.

Zasypiam.

8:06 kurwa mac.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Marian 07.08.2017
    Przeczytałem trzy pierwsze zdania i dałem sobie spokój.
    Nie będę czytał tekstu autora, który nie używa polskich liter.
    Albo pisz po polsku, albo nie pisz wcale.
  • splited 08.08.2017
    Tu, gdzie mieszkam nie mam dostepu do polskich znakow.
    Pisac i tak bede.
    Pozdrawiam.
  • Marian 08.08.2017
    W dzisiejszym świecie informatyki można mieć wszystkie znaki.
    Trzeba tylko chcieć. Idziesz na łatwiznę.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania