Tajemnice Zamku

Zamek w Raciborzu był stary i pełen tajemnic. Od wieków krążyły o nim legendy i opowieści o nawiedzonych komnatach, zaklętych skarbach i straszliwych zjawach. Niektórzy twierdzili, że zamek był dawniej stolicą Kwadów, legendarnego ludu, który podbił Włochy i Hiszpanię. Inni mówili, że zamek był świadkiem wielu bitew i oblężeń, a jego mury kryły ślady krwi i zbrodni.

Jedna z takich historii dotyczyła księcia Jana Dobrego, który panował nad Raciborzem w XV wieku. Był on znany ze swojej okrucieństwa i bezwzględności. Nie szczędził nikomu, ani swoim poddanym, ani swoim wrogom, ani nawet swojej rodzinie. Miał on żonę, piękną i łagodną księżną Annę, która cierpiała pod jego jarzmem. Książę nie darzył jej miłością, lecz traktował jak niewolnicę. Zmuszał ją do spełniania jego zachcianek i kaprysów, a gdy mu się znudziła, zaczął ją znęcać i bić. Księżna Anna nie miała nikogo, kto by jej pomógł lub pocieszył. Była samotna i nieszczęśliwa.

Pewnego dnia książę postanowił wybrać się na polowanie do lasu. Zabrał ze sobą swoich dworzan i myśliwych, a księżnę zostawił na zamku pod strażą. Księżna Anna nie była smutna z powodu jego nieobecności, lecz raczej ulżyło jej, że na jakiś czas pozbyła się jego okrutnego spojrzenia. Postanowiła wykorzystać ten czas na spacer po zamku i odwiedzenie miejsc, których zwykle unikała.

Jednym z takich miejsc była wieża na północnym skrzydle zamku. Była to najstarsza część budowli, pochodząca jeszcze z czasów piastowskich. Wieża była wysoka i smukła, a jej szczyt górował nad całym miastem. Księżna Anna nigdy tam nie była, ponieważ książę zabronił jej wchodzić na wieżę. Mówił, że jest to miejsce niebezpieczne i zakazane, gdzie grasują duchy i demony. Księżna Anna nie wierzyła w te bajki, lecz bała się sprzeciwić swojemu mężowi. Teraz jednak poczuła ciekawość i odwagę, aby sprawdzić, co kryje się na wieży.

Wspięła się więc po stromych schodach, które prowadziły do drzwi z żelaznymi okuciami. Drzwi były zamknięte na wielki kłódkę, lecz klucz wisiał na haczyku obok nich. Księżna Anna chwyciła klucz i otworzyła drzwi. Za nimi ukazał się jej ciemny korytarz, którym wiało chłodne powietrze. Księżna Anna zapaliła pochodnię i ruszyła przed siebie.

Korytarz prowadził do małej komnaty na szczycie wieży. Była to niewielka izba z kamiennymi ścianami i drewnianym sufitem. Na środku stało łóżko pokryte czerwonym aksamitem, a obok niego szafka z lustrzanym blatem. Na ścianach wisiały portrety i gobeliny przedstawiające sceny z życia książąt raciborskich. Księżna Anna rozejrzała się po komnacie z zaciekawieniem. Zastanawiała się, kto tu mieszkał i dlaczego książę ukrywał to miejsce przed nią.

Wtem jej wzrok padł na jeden z portretów, który wisiał nad łóżkiem. Przedstawiał on młodego mężczyznę o jasnych włosach i niebieskich oczach. Miał on na sobie bogaty strój z purpurowym płaszczem i złotymi łańcuchami. W ręku trzymał berło, a na głowie miał koronę. Księżna Anna poczuła, że serce jej mocniej zabiło. Ten portret wyglądał znajomo. Był to portret jej męża, księcia Jana Dobrego, lecz nie takiego, jakiego ona znała. Był to portret młodego i przystojnego księcia, który uśmiechał się łagodnie i przyjaźnie. Księżna Anna nie mogła oderwać od niego wzroku. Nie rozumiała, jak to możliwe, że ten sam człowiek mógł tak się zmienić. Czy to był naprawdę jej mąż, czy może jego brat bliźniak?

Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, usłyszała za sobą głos:

- Witaj, moja droga. Cieszę się, że tu jesteś.

Księżna Anna odwróciła się ze strachem i zobaczyła postać mężczyzny, który stał w drzwiach. Był to ten sam mężczyzna, który był na portrecie. Miał on na sobie ten sam strój i ten sam uśmiech. Księżna Anna poczuła dreszcz na plecach. Nie wiedziała, czy to sen, czy rzeczywistość.

- Kim jesteś? - spytała z drżeniem w głosie.

- Jestem twoim mężem, księciem Janem Dobrym - odpowiedział mężczyzna.

- To niemożliwe - powiedziała księżna Anna. - Mój mąż jest na polowaniu. A ty nie jesteś nim. Ty jesteś... duchem.

- Nie bój się - powiedział mężczyzna. - Nie chcę ci zrobić krzywdy. Przyszedłem ci pomóc.

- Pomóc? W czym? - spytała księżna Anna.

- W ucieczce - powiedział mężczyzna. - W ucieczce od tego potwora, który cię zniewala i maltretuje.

- O czym ty mówisz? - spytała księżna Anna.

- Mówię o tym, co dobrze wiesz - powiedział mężczyzna. - O tym, że ten człowiek, który nazywa się twoim mężem, nie jest nim naprawdę. To nie jest prawdziwy książę Jan Dobry. To jest jego sobowtór, który go zabił i przejął jego miejsce.

Księżna Anna poczuła, że nogi jej się ugięły. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.

- To niemożliwe - powtórzyła.

- To prawda - zapewnił ją mężczyzna. - Ja jestem prawdziwym księciem Janem Dobrym. A ty jesteś moją prawdziwą żoną, księżną Anną.

- Jak to możliwe? - spytała księżna Anna.

- To długa historia - powiedział mężczyzna. - Ale jeśli mi zaufasz, opowiem ci ją i wyjaśnię ci wszystko.

Księżna Anna spojrzała na niego z niepewnością. Nie wiedziała, czy może mu wierzyć. Ale coś w jego spojrzeniu ją przekonywało. Coś w jego głosie ją uspokajało. Coś w jego uśmiechu ją pociągało.

- Dobrze - powiedział mężczyzna. - Zasiadaj więc wygodnie i posłuchaj mojej opowieści.

- Opowieści o tym, jak zostałem zamordowany przez mojego sobowtóra.

Księżna Anna usiadła na łóżku i przytuliła się do poduszki. Mężczyzna usiadł obok niej i zaczął opowiadać:

- Było to dziesięć lat temu, gdy byłem jeszcze młodym i szczęśliwym księciem. Rządziłem nad Raciborzem sprawiedliwie i mądrze, a ludzie mnie kochali. Miałem też piękną i kochającą żonę, ciebie, moją drogą. Byliśmy sobie wierni i oddani, a nasze małżeństwo było pełne miłości i harmonii.

- Pewnego dnia przybył do mnie posłaniec z zaproszeniem na turniej rycerski, który miał się odbyć w Krakowie. Był to wielki zaszczyt i okazja do pokazania swojej odwagi i umiejętności. Postanowiłem więc wziąć udział w turnieju i pojechać do Krakowa. Zabrałem ze sobą tylko kilku najbliższych rycerzy i dworzan, a resztę zostawiłem na zamku pod dowództwem mojego brata, księcia Kazimierza.

- Nie wiedziałem wtedy, że to był błąd. Nie wiedziałem, że mój brat był zazdrosny o moją pozycję i popularność. Nie wiedziałem, że knuł przeciwko mnie spisek z moim największym wrogiem, księciem Władysławem z Opola. Nie wiedziałem, że planowali mnie zabić i przejąć mój zamek.

- Gdy dotarłem do Krakowa, zostałem przyjęty z wielką gościnnością przez króla Kazimierza Jagiellończyka . Turniej trwał trzy dni i był pełen emocji i widowisk. Wziąłem udział we wszystkich konkurencjach i wygrałem wiele nagród. Byłem dumny ze swoich osiągnięć i cieszyłem się z uznania innych książąt i rycerzy.

- W ostatnim dniu turnieju miałem stoczyć pojedynek z księciem Władysławem z Opola. Był on moim najgroźniejszym rywalem i najbardziej znienawidzonym przeciwnikiem. Od dawna toczyliśmy ze sobą spory o granice i wpływy. Teraz mieliśmy rozstrzygnąć je na arenie.

- Pojedynek był zacięty i niepewny. Obaj byliśmy dobrze uzbrojeni i wyszkoleni. Walczyliśmy z honorem i odwagą, lecz żaden z nas nie chciał ustąpić. W końcu udało mi się zadać mu decydujący cios i zwalić go z konia. Podniosłem miecz do góry i krzyknąłem zwycięstwo.

- Wtedy stało się coś strasznego.

- Z tłumu ludzi, który oglądał pojedynek, wyskoczył jakiś człowiek ubrany w czarny płaszcz. Miał on na twarzy maskę, która była dokładną kopią mojej twarzy. Był to mój sobowtór, który został stworzony przez czarnoksiężnika na polecenie mojego brata . Ten czarnoksiężnik był mistrzem iluzji i magii. Potrafił zmieniać kształty ludzi i rzeczy według swojej woli.

- Mój sobowtór podbiegł do mnie z nożem w ręku i zanim zdążyłem się obronić, wbił mi go w serce. Upadłem na ziemię bez życia, a on zerwał maskę z twarzy i krzyknął:

- Jestem księciem Janem Dobrym z Raciborza! Zabijcie tego oszusta, który podszywał się pod mnie!

- Ludzie, którzy byli na widowni, byli zszokowani i przerażeni. Nie wiedzieli, co się dzieje i kto jest kim. Niektórzy uwierzyli mojemu sobowtórowi, inni nie. Wywiązała się wielka walka i zamieszanie. W tym czasie mój sobowtór uciekł z areny i pojechał do Raciborza. Tam spotkał się z moim bratem, który dowodził wojskiem, które oblegało mój zamek. Razem wdarli się do środka i zabili wszystkich, którzy im się sprzeciwiali. Wśród nich byli moi wierni rycerze i dworzanie, a także moja matka i siostra.

- Gdy mój sobowtór dotarł do twojej komnaty, znalazł cię tam płaczącą i modlącą się. Byłaś przerażona tym, co się działo i martwiłaś się o mnie. Mój sobowtór podszedł do ciebie i objął cię ramionami. Powiedział ci, że to on jest twoim mężem, a ja byłem jego sobowtórem. Powiedział ci, że wrócił z turnieju i pokonał mnie w pojedynku. Powiedział ci, że teraz wszystko będzie dobrze i że cię kocha.

- Ty nie wiedziałaś, co myśleć i co robić. Byłaś zdezorientowana i oszołomiona. Nie rozpoznałaś go, lecz też nie odrzuciłaś go. Zaufałaś mu i uwierzyłaś mu. A on skorzystał z tego i zaczął cię zniewalać i maltretować.

- Od tamtej pory żyjesz w niewoli i cierpieniu. A ja żyję w zaświatach jako duch.

Księżna Anna słuchała tej opowieści z niedowierzaniem i smutkiem. Nie mogła pojąć, że to wszystko było prawdą. Nie mogła pojąć, że przez tyle lat żyła w kłamstwie i bólu.

- To straszne - powiedziała.

- To prawda - powtórzył mężczyzna.

- Ale dlaczego dopiero teraz do mnie przyszedłeś? - spytała księżna Anna.

- Ponieważ dopiero teraz mogłem to zrobić - odpowiedział mężczyzna.

- Jak to?

- Ponieważ dopiero teraz spełniły się warunki, które pozwoliły mi się uwolnić od klątwy, która mnie trzymała w zaświatach.

- Jakie warunki?

- Warunki są trzy - powiedział mężczyzna.

- Po pierwsze, musiał minąć dziesięć lat od mojej śmierci.

- Po drugie, musiał być pełnia księżyca .

- Po trzecie, musiałaś wejść na tę wieżę i zobaczyć mój portret.

- Te warunki spełniły się dzisiaj - powiedział mężczyzna.

- Dlatego mogłem przyjść do ciebie i opowiedzieć ci prawdę.

Księżna Anna spojrzała przez okno na nocne niebo. Zobaczyła tam wielki biały księżyc, który świecił jasno nad zamkiem.

- To niesamowite - powiedziała.

- To cud - powiedział mężczyzna.

- Ale co teraz? - spytała księżna Anna.

- Teraz musimy uciekać stąd - powiedział mężczyzna.

- Uciekać? Dokąd? Jak?

- Uciekać do Krakowa - powiedział mężczyzna.

- Tam znajdziemy schronienie u króla Kazimierza Jagiellończyka. On jest moim przyjacielem.

- Zanim uciekliśmy z zamku, musieliśmy się ubrać w proste i skromne ubrania, aby nie zwracać na siebie uwagi. Zabraliśmy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i schowaliśmy je w torbach. Potem wyszliśmy z wieży i skierowaliśmy się do stajni, gdzie znajdowali się nasi konie.

- Na szczęście nikogo nie spotkaliśmy po drodze. Wszyscy byli zajęci przygotowaniami do powrotu mojego sobowtóra z polowania. Nie wiedzieli, że to nie on wraca, lecz my uciekamy.

- Gdy dotarliśmy do stajni, nasadziliśmy konie i ruszyliśmy w kierunku bramy. Tam czekał na nas strażnik, który miał klucz do otwarcia bramy. Był to jeden z moich wiernych ludzi, który pozostał przy życiu i pomagał mi w ucieczce. Dał nam znak, że wszystko jest gotowe i otworzył nam bramę.

- Wyjechaliśmy z zamku i skręciliśmy w lewo, w stronę drogi do Krakowa. Nie oglądaliśmy się za siebie, lecz pędziliśmy jak najszybciej. Wiedzieliśmy, że nie mamy czasu do stracenia. Wiedzieliśmy, że gdy mój sobowtór się zorientuje, że uciekliśmy, będzie nas gonił i chciał zabić.

- Jechaliśmy całą noc i cały dzień, nie zatrzymując się ani na chwilę. Przejechaliśmy przez wiele miast i wsi, lecz nikomu się nie zdradziliśmy. Udawaliśmy biednych kupców lub pielgrzymów, którzy jadą do Krakowa na targ lub na odpust. Nikt nas nie podejrzewał ani nie przeszkadzał.

- Po dwóch dniach dotarliśmy do Krakowa. Było to wielkie i piękne miasto, pełne życia i radości. Tam czekał na nas król Kazimierz Jagiellończyk , który był moim przyjacielem i sojusznikiem. Gdy dowiedział się o naszej ucieczce i o tym, co się stało na turnieju, był bardzo zdziwiony i zasmucony. Przyjął nas jednak z wielką gościnnością i obiecał nam pomoc.

- Zabrał nas do swojego zamku na Wawelu , gdzie dał nam komfortowe pokoje i zapewnił nam bezpieczeństwo. Tam opowiedzieliśmy mu całą prawdę o moim bracie , moim sobowtórze i czarnoksiężniku . Król był oburzony i oburzony tymi podstępami i zbrodniami. Postanowił więc zebrać swoje wojsko i ruszyć na Racibórz , aby odzyskać mój zamek i ukarać winnych.

- Po kilku dniach przygotowań wyruszyliśmy z Krakowa pod dowództwem króla Kazimierza . Ja jechałem obok niego jako jego doradca i przyjaciel. Ty jechałaś za nami jako jego gość i moja żona. Byliśmy pełni nadziei i odwagi, że odniesiemy zwycięstwo i sprawiedliwość.

- Po tygodniu dotarliśmy do Raciborza . Tam zastaliśmy mój zamek oblężony przez wojska mojego brata , mojego sobowtóra i księcia Władysława z Opola . Byli oni dobrze uzbrojeni i umocnieni. Nie zamierzali się poddać bez walki.

- Rozpoczęła się więc wielka bitwa o Racibórz . Była to bitwa krwawa i ciężka. Walczyliśmy ze wszystkich sił i z całego serca. Nie ustępowaliśmy ani o krok. Nie dawaliśmy się zastraszyć ani zniechęcić.

- W końcu udało nam się przełamać obronę wroga i dostać się do zamku. Tam toczyliśmy walkę z komnaty do komnaty, z piętra na piętro. Nie oszczędzaliśmy nikogo, kto stanął nam na drodze. Nie mieliśmy litości ani współczucia.

- Gdy dotarliśmy do wieży, gdzie była nasza komnata, spotkałem się twarzą w twarz z moim sobowtórem. Był on ubrany w mój strój i miał na sobie moją koronę. Był to widok przerażający i obrzydliwy. Nie mogłem znieść tego, że ktoś taki udawał mnie i niszczył moje życie.

- Rzuciłem się na niego z mieczem w ręce i krzyknąłem:

- Zabiję cię, ty podły oszust!

- On też rzucił się na mnie z nożem w ręce i krzyknął:

- Nie, to ja zabiję ciebie, ty fałszywy książę!

- Zaczęliśmy się bić ze sobą jak zwierzęta. Była to walka na śmierć i życie. Obaj byliśmy silni i zręczni. Obaj zadawaliśmy sobie rany i ciosy. Obaj nie chcieliśmy ustąpić.

- W pewnym momencie udało mi się go przewrócić na ziemię i przygwoździć go mieczem do podłogi. Patrzyłem mu w oczy i widziałem w nich nienawiść i strach. Powiedziałem mu:

- To koniec, ty nikczemniku. Teraz zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś.

- On spojrzał na mnie i powiedział:

- Nie, to nie koniec. To dopiero początek.

- Wtedy usłyszałem za sobą głos:

- Tak, to dopiero początek.

- Odwróciłem się i zobaczyłem czarnoksiężnika , który stał w drzwiach. Miał on na sobie czarny płaszcz i czarny kapelusz. W ręku trzymał różdżkę, z której biły błyskawice. Był to ten sam czarnoksiężnik, który stworzył mojego sobowtóra i rzucił na mnie klątwę.

- Powiedział mi:

- Myślałeś, że uciekniesz od swojego losu? Myślałeś, że pokonasz swojego sobowtóra? Myślałeś, że odzyskasz swoją żonę i swoje królestwo? Nic z tego. Ja jestem panem twojego życia i twojej śmierci. Ja jestem tym, który cię stworzył i tym, który cię zniszczy.

- Wtedy podniósł różdżkę do góry i krzyknął:

- Abra kadabra!

- Z jego różdżki wystrzeliła wielka błyskawica, która uderzyła mnie w pierś. Poczułem ogromny ból i paraliż. Upadłem na ziemię bezwładnie, a mój miecz wypadł mi z ręki.

- Czarnoksiężnik zaśmiał się głośno i powiedział:

- Tak, tak! To jest to! To jest koniec! Teraz umrzesz, ty głupi książę!

- Potem podszedł do mnie i pochylił się nade mną. Patrzył mi w oczy i mówił:

- Wiesz, co się teraz stanie? Teraz ja przejmę twoje miejsce. Teraz ja będę księciem Janem Dobrym z Raciborza . Teraz ja będę rządził nad twoim zamkiem i twoimi ludźmi. Teraz ja będę miał twoją żonę i twoje dzieci.

- Tak, tak - powiedział czarnoksiężnik . -

- Teraz ja będę miał twoją żonę i twoje dzieci. A ty będziesz tylko pamięcią, którą wymażę z ludzkich umysłów. Nikt nie będzie pamiętał o tobie, ty głupi książę!

- Wtedy usłyszałem twój głos:

- Nie! - krzyknęłaś. - To nieprawda! To nie on jest moim mężem! To ty jesteś moim mężem!

- Zobaczyłem cię, jak wbiegałaś do komnaty. Byłaś ubrana w białą suknię i miałaś na sobie moją koronę. Byłaś piękna i odważna. Podbiegłaś do mnie i objęłaś mnie ramionami. Powiedziałaś mi:

- Kocham cię, mój drogi. Nie pozwolę ci umrzeć. Nie pozwolę im cię zabrać.

- Czarnoksiężnik był zdumiony i rozzłoszczony. Powiedział ci:

- Odsuń się od niego, ty głupia kobieto! On nie jest twoim mężem! On jest tylko duchem, który zniknie za chwilę!

- Ty nie posłuchałaś go, lecz powiedziałaś:

- Nie, to ty jesteś tylko duchem, który zniknie za chwilę! To ty jesteś tylko złudzeniem, które stworzyłeś!

- Wtedy podniosłaś rękę do góry i pokazałaś mu coś, co trzymałaś w dłoni. Była to różdżka czarnoksiężnika , którą mu ukradłaś, gdy on się pochylał nade mną. Powiedziałaś mu:

- Abra kadabra!

- Z twojej różdżki wystrzeliła wielka błyskawica, która uderzyła czarnoksiężnika w pierś. Poczuł on ogromny ból i paraliż. Upadł na ziemię bezwładnie, a jego różdżka wypadła mu z ręki.

- Ty zaśmiałeś się głośno i powiedziałaś:

- Tak, tak! To jest to! To jest koniec! Teraz umrzesz, ty nikczemny czarnoksiężnik!

- Potem podszedłeś do niego i pochyliłeś się nad nim. Patrzyłeś mu w oczy i mówiłeś:

- Wiesz, co się teraz stanie? Teraz ja przejmę twoje miejsce. Teraz ja będę czarnoksiężnikiem Janem Dobrym z Raciborza . Teraz ja będę rządził nad twoją magią i twoimi iluzjami. Teraz ja będę miał twoją różdżkę i twoje moce.

- Tak, tak - powiedziałeś czarnoksiężnikowi . - Teraz zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś.

- Wtedy podniosłeś różdżkę do góry i krzyknąłeś:

- Abra kadabra!

- Z twojej różdżki wystrzeliła wielka błyskawica, która uderzyła mojego sobowtóra w pierś. Poczuł on ogromny ból i paraliż. Upadł na ziemię bezwładnie, a jego nóż wypadł mu z ręki.

- Ty zaśmiałeś się głośno i powiedziałeś:

- Tak, tak! To jest to! To jest koniec! Teraz umrzesz, ty podły sobowtór!

- Potem podszedłeś do niego i pochyliłeś się nad nim. Patrzyłeś mu w oczy i mówiłeś:

- Wiesz, co się teraz stanie? Teraz ja przejmę twoje miejsce. Teraz ja będę księciem Janem Dobrym z Raciborza . Teraz ja będę rządził nad moim zamkiem i moimi ludźmi. Teraz ja będę miał moją żonę i moje dzieci.

- Tak, tak - powiedziałeś mojemu sobowtórowi . - Teraz zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś.

- Wtedy podniosłeś różdżkę do góry i krzyknąłeś:

- Abra kadabra!

- Z twojej różdżki wystrzeliła wielka błyskawica, która uderzyła mnie w pierś. Poczułem ogromną ulgę i radość. Wstałem z ziemi żywy i zdrowy, a mój miecz wrócił mi do ręki.

- Ty zaśmiałeś się głośno i powiedziałeś:

- Tak, tak! To jest to! To jest koniec! Teraz żyjesz, ty wspaniały książę!

- Potem podszedłeś do mnie i objąłeś mnie ramionami. Powiedziałeś mi:

- Kocham cię, moja droga. Nie pozwoliłem ci umrzeć. Nie pozwoliłem im cię zabrać.

- Ja też cię objąłem i powiedziałem:

- Kocham cię, mój drogi. Nie pozwoliłeś mi umrzeć. Nie pozwoliłeś im mnie zabrać.

- Potem pocałowaliśmy się namiętnie i szczęśliwie.

- A potem żyliśmy długo i szczęśliwie.

***

Tak się skończyło moje opowiadanie o duchach, którego akcja dzieje się w Raciborzu na zamku.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania