" Tam gdzie diabeł mowi dobranoc"
Po złożeniu obietnicy Assasilowi pamiętnego wieczoru, robiłam wszystko aby ją spełnić. Jednak nie od razu Rzym zbudowano. Miałam zobowiązania w pracy. Nie mogłam od tak zostawić pracy. Moje wewnętrzne poczucie obowiązku nie pozwalało mi to. Będąc w pracy skupiałam się na powierzonych mi obowiązkach. Chociaż czasami myślami „ uciekałam” do wideo rozmów z Assasilem. Pewnie zastanawiacie się skąd na Kamczatce Internet? No cóż. Dla chcącego nic trudnego. Zwłaszcza jeżeli osobą „ chcącą” jest…wampir. Z tego co zauważyłam przebywając wśród wampirów zauważyłam,że dla większości z nich nie ma rzeczy niemożliwych. Nie zawsze dane nam były długie rozmowy. Niejednokrotnie nasze konwersacje trwały od pięciu do dziesięciu,piętnastu minut góra. Rozmawialiśmy wtedy o nas,o przyszłości oraz o różnorodności krajobrazu Syberyjskiej Kamczatki. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, jak bardzo wyjazd do Rosji odmieni moje życie.
Zanim wyjechałam na stałe wyjeżdżałam na urlop,aby zapoznać się z tamtejszą rzeczywistością. Realia nie są za kolorowe. Prawie wszystko trzeba sobie sprowadzać. Co dla zwykłego zjadacza chleba stanowi wyzwanie,zwłaszcza finansowe. Assasil nie jest zwykłym zjadaczem chleba. Kiedy inni mieszkańcy borykają się z wieloma problemami związanymi z życiem na Półwyspie Kamczackim. Assasil odnalazł się tam. Wybudował 300 metrowy dom. który początkowo dzielił z członkami swojej grupy. Z czasem zaczęły pojawiać się wokół inne domy. I tak powstała w środku Syberyjskiej głuszy odizolowana wampirza enklawa. Zanim tam przyjechałam nie wiedziałam,że Assasil i jego towarzysze osiadli tam w pewnym celu. Chcieli zaprowadzić porządek wśród tamtejszych pobratyńców. Mieli jeden cel. Bez względu na koszty umocnić swoją pozycję,znaleźć sprzymierzeńców a wrogów wybić co do jednego. Ich poczynania nie rozeszły się bez echa,ale o tym w dalszej części.
Pamiętam jak stresowałam się kiedy miałam porozmawiać z Berie o urlopie. Nie pytajcie czemu. Sama nie mam pojęcia. Tamtego dnia to był piątek po południu,wszystko zrobiłam co o mnie należało,postanowiłam że czas najwyższy pomyśleć o urlopie. Korzystając że jest przerwa weszłam do gabinetu Berie. Zastałam go za biurkiem czytającego coś w laptopie. Usiadłam naprzeciwko niego i czekałam. Pół minuty,minuta,półtora minuty…
– Długo zamierzasz siedzieć tak i „ wypalać” mi dziurę w głowie Kate? Nie masz nic lepszego do zrobienia? To mówiąc Berie (zwany przeze mnie Vikingiem) spojrzał znad komputera.
– Nie chciałam przeszkadzać. Wszystko zrobione i dopięte na ostatni guzik,jak zwykle.
– Mam rozumieć ze już nic a nic nie masz do roboty?
– Dokładnie. Po weekendzie w poniedziałek Mr McGonagal będzie dzwonił o 9. Berie zmarszczył brwi jak to miał w zwyczaju,kiedy się nad czymś zastanawiał.
– Peter McGonagal ten od przetargu?
– Tak.
– Mnie i Vladowi nie podoba się ta oferta. Poza tym Vlad od razu zauważył że to nie Ty wysyłałaś mu dokumenty. Dostał tylko fax.
– Ehhh. Tłumaczyłam Monic żeby najpierw zrobiła scan dokumentów a następnie przefaksowała je do Vlada. Sam fax to za mało. Vlad zawsze wymagał żeby papiery zostały zeskanowane i przesłane na maila, po czym przefaksowane na jego domowy fax bądź w gabinecie. To zależało od tego czy był w biurze czy nie. Ale dla niektórych zapamiętanie tego to za dużo. Powiedziałam patrząc przed siebie.
– Najwidoczniej. Poczekaj zadzwonię do niego,tylko gdzie jest mój telefon? Berie odruchowo zaczął szukać telefonu po kieszeniach marynarki i spodni. A następnie na części biurka,którą był wstanie zobaczyć.
– Proszę. Tu jest Twój telefon. > Podsunęłam mu aparat pod rękę.
– Dziękuje. Sama widzisz czasem trudno jest coś znaleźć nawet wampirowi. Zwłaszcza kiedy ma tylko jedno oko.
– Nic nie szkodzi. Szukałeś po złej stronie. Od czego ma się znajomą i sekretarkę w jednej osobie.
– Mam Ci przypomnieć zakres Twoich obowiązków?
– Tych jako sekretarki czy przyjaciółki? Zapytałam zaczepnie.
– Bardzo zabawne Kate. W tym czasie zaczął wybierać numer do syna.
Nim zdążyłam coś powiedzieć z głośnika telefonu rozległ się głos Vlada.
– Słucham?
– Witaj synu. Mam nadzieje że Ci nie przeszkadzam?
– Nie.
– Słuchaj…Peter Mcgonagal chce ze mną rozmawiać.
– O czym?
– O umowie i przetargu tak sądzę.
– Widziałem tę umowę i nie podoba mi się zes…w tym momencie rozległo się przejmujące miauczenie w tle. Cholerne koty cały czas łażą za mną i drą się. Wynocha już!!
– Ehhh szef znowu zapomniał zamówić jedzenie dla kotów. Powiedziałam zbyt głośno,zapominając że telefon ma włączony głośnik.
– Berie czy jest tam z Tobą Kate?
– Tak jest. Chce z Tobą o czym porozmawiać.
To może pójdę złożyć zamówienie dla kotów a Wy porozmawiajcie o swoich sprawach. Za kilka chwil wrócę. Może być?
Kiedy Berie przytaknał poszłam do swojego gabinetu. Włączyłam komputer,zalogowałam na stronie z której zamawiałam karmę dla Vlada kotów. Z reguły zamawiałam zapas karmy na około miesiąc. Dopuki było jedzenie nie było problemu. Problemy pojawiały się wtedy gdy pokarmu zabrakło. Vlad poprostu zapominał im kupić nowe,argumentując tym że on nie je stałych pokarmów. Biedne futrzaki czasem nie dostawały nic do jedzenia przez trzy dni,wtedy chodziły za panem krok w krok głośno dopominając się o swoje. Gdy tak siedziałam przed monitorem rozleg się dzwięk wibracji telefonu synagalizując,że dostałam wiadomość tekstową. To Assasil pytał czy rozmawiałam z jego ojcem o urlopie. Odpisałam mu w następujący sposób: ” Witaj mój Ty Tygrysie. Jeszcze nie rozmwiałam z Vladem o urlopie. Berie z nim rozmawia o przetargu,ale jak skończą porozmawiam z nim. Jak będę coś wiedziała to dam Ci znać. Jak moja viza? Przesyłam całuski i dwie rybie łuski: *”. Po wysłaniu esemesa Berie mnie zawołał do siebie,co znaczyło że już skończył rozmawiać z Vladem.
– Kate. Chciałaś o czymś porozmawiać z Vladem.
– Już idę.
Kiedy szłam do telefonu miałam duszę na ramieniu. Uczucie że mój rozmówca wie o czym chce rozmawiać,nie opuszczało mnie. Po podejściu do Berie,który trzymał dłoni telefon zrobiłam głęboki odech,poczym zaczełam rozmowe.
– Witaj Szefie. Starałam się żeby mój głos brzmiał naturalnie i nie zdradzał tego co czuję.
– Witaj Kate. Berie wspominał że chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
– Tak. Myślałam o urlopie. Dawno nie miałam wolnego,no może tych dwóch dni kiedy jestem umówiona na konsultacje z lekarzem. I tak sobie pomyślałam że…
– Że pojedziesz Syberie do mojego syna. Tak?
– Eeee. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Dodatkowo Berie mi się przyglądał cały czas.
– Ehhhh. Tak. Chcę jechać do Assasila. Zobaczyć jak tam jest.
-Powiem Ci dziewczyno jak tam jest. Tam nie będzie luksusów,sklepów na wyciągnięcie ręki. Assasil i jego towarzysze są poza cywilizacją. Rozumiesz? Tam jest jak to mówisz ’’ dzicz tańczy i śpiewa”. ’’ Żyją” w dziczy. Zginiesz tam. To nie jest Moskwa,St. Petersburg,Leningrad czy inne miasta. Tam żadzą prawa dżunglii. Siniejszy zjada słabszego. Ale jak bardzo chcesz to jedż. Twoja wola…Twój wybór. Kiedy chcesz wziąc urlop?
– Za jakieś półtora miesiąca. Jak wszystko beda miała załatwione. Wiza i te sprawy.
– Czyli nie jesteś za tym żebym tam leciała?
– Zrobisz jak uważasz. Ja tylko wyraziłem swoje zdanie. Aaa zamów jedzenie dla kotów bo ciagle za mna łażą.
-Już to zrobiłam. Chcesz jeszcze z Berie porozmawiać?
– Tak daj mi do telefonu.
– Do usłyszenia Vlad. I dziękuję za rozmowe.
– Przemyśl sobie jeszcze raz. Dowidzenia Kate.
Po rozmowie z szefem miałam mętlik w głowie,może o to chodziło jemu. Żeby zasiać wątpliwość albo zwyczajnie ostrzec. Jak zwykle czas szybko upłyną mi na pracy,zakupach,rozmowach z Assasilem oraz Berie co o tym sądzi. I tak dzień za dniem a nim się spostrzegłam miną miesiąc,a ternim wylotu zbliżał się wielkimi krokami. Od czasu spotkania Vlada z Assasilem nie widziałam go. Dlatego jakże duże było moje zaskoczenie,gdy na tydzień przed moim urlopem w gabinecie oprucz Berie zostałam Vlada.
Po wejściu do gabinetu przywitałam się z Berie,który jako pierwszy " rzucił” mi się w oczy,kiedy już miałam zamiar iść do siebie za moimi plecami odezwał się głos.
– Dzień dobry Kate.
Po usłyszeniu tego głosu zrobiłam zwrot o 180 stopni. Kiedy obejrzałam się za siebie zobaczyłam rozbawionego Vlada.
– Vlad? Tu musiałam się powstrzymać od zadania niestosownego pytania „co tutaj robisz?”
W odpowiedzi obaj panowie posłali sobie znaczące spojrzenia.
– Widze że moja obecność zaskoczyła Ciebie?
– No cóż nie będę ukrywała że tak nie jest. Niespodziewałam się że szybko Ciebie zobacze tutaj. Po mojej wypowiedzi przez twarz Vlada przemnkną grymas. Oboje wiedzieliśmy co miałam na myśli. Widać było że czyn Assasila został bardzo personalnie odebrany przez Vlada. Dla niego to był cios zadany w plecy,przez osobę z którą wiązał duże nadzieje.
– Ale jestem.
– Dobrze Ciebie widzieć szefie. Powiedziałam uśmiechając się do niego. Nie chciałam bardziej brnąć w to. Z dwóch powodów. Popierwsze Vlad jest typem meżczyzny,którego lepiej mieć po swojej stronie niż przeciwko.Po drugie nie wiedziałam wtedy jeszcze że los tak naprawde nigdy nie rozołączył naszych dróg i po trzecie duży szacunek do Vlada.Nastała niezręczna cisza. Chciałam coś powiedzieć,lecz nie zabardzo wiedziałam jak to " ubrać” w słowa.
Natomiast Vlad stał naprzeciwko mnie czekając,aż powiem to co mam powiedzieć. Znał mnie nie od dzisiaj i wiedział że czasem mam " blokady” i trudno mi wyjaśnić o co mi chodzi,czy nie chce urazić kogoś. Chociaż jak stwiedził umiem postawić na swoim i odpyskować,ale szybko można mnie " ustawić” do pionu. Kiedy cisza przeciągała się w nieskończoność, w końcu Berie postanowił ją przerwać…na szczęście.
– Kiedy lecisz do Moskwy Kate?
– Słucham? Jak z oddali dotarło do mnie pytanie Vikinga.
– Pytałam się kiedy lecisz do Moskwy. Bo z niej lecisz czy koleją transsyberyjską jedziesz?
– Równo za tydzień lecę do Warszwy a tam ktoś na mnie bedzie czekał i zawiezie do Moskwy.
-To nie lecisz? Wiesz jak długa podróż Ciebie czeka? Wiesz wogóle gdzie jest Kamczatka?
– Tak wiem. Ale Assasil chce żebym miała obastawe. Nie chce mnie samej puścić w taką podróż. Nie wiem czemu? Znam Rosyjski umiałabym się porozumieć. Usłyszałam prychnięcie.
– Nie dałabyś sobie rady. Możesz znać mój język,ale jak ludzie dowiedzą się że przyjechałaś z Anglii to wezmą Ciebie za szpiega.
– Ja szpiegiem? Spojrzałam na Vlada z powiętpieniem.
– Ujmę to inaczej. Polka pracująca wiele lat w Anglii,w znaczacej firmie,sekretarka samego szefa,w dodatku z obstawą. Jeśli myślisz że mój syn wyśle tylko jednego z nas to się mylisz. Będziesz miała przynajmniej troje ochroniarzy. Jak sądzisz jak to wyglada?
– Szlag by to. Aż trzech na prawdę?! Chciałam być inco gnito.
Na to obaj panowie roześmiali się głośno. Oburzona ich zachowaniem juz miałam iść do gabinetu,gdy Vlad zatrzymał mnie.
– Dokąd to?
– Mam pracę do zrobienia.
– To poczeka aż wrócisz. To co mam Ci do powiedzenia jest ważniejsze.
– A praca? Nie rozumiałam do czego zmierza Vlad.
– Poczeka. Monic Ciebie zastępuje.
– No tak ale…
– Siadaj i słuchaj. Głos Vlada był niczym bat. Opanowany i stanowczy. Z doświadczenia wiedziałam,że jak " wchodzi” na takie tony,to lepiej robić to co karze. Usiadłam jak kazał. Wysłuchałam tyradę o tym że powinam jeszcze raz przemyśleć moją decyzję. Vlad nakreślił mi warunki jakie mnie tam czekają,że wkroczę w świat " prawdziwych twardzieli”,którzy uważają że kobieta powina " grzać” łóżko,rodzić dzieci,dbać o domowe ognisko,a przede wszystkim jest " dodatkiem” do mężczyzny. Po tych słowach posłałam Vladowi " mordercze” spojrzenie. Na co uśmiechnał się takim uśmiechem mężczyzny wielce zadowolonego z siebie i znającego swoją wartość. Berie dostał " ataku” kaszlu. O taaa żyć nie umierać.Vlad bardzo dobrze wiedział jakie mam podejście do tego typu mężczyzn. Oczywiście musiał to powiedzieć. Tu akurat droczył się ze mną. Monolog szefa trwał do póżnego wieczora przerywany wejściem od czasu do czasu Monic,która jak zobaczyła Vlada nie wiedziała do kogo ma się zwrócić. Po wysłuchaniu Vlada odezwałam sie tylko jednym zdaniem.
– I tak tam polecę. Dziekuję za wskazówki i rady,ale chcę się sama przekonać jak tam jest.
– Zrobisz jak uważasz. Tylko potem nie chce słuchać Twojego jęczenia.
-Nie będzie żadnego jęczenia Vlad.
– To jeszcze zobaczymy. Tak na marginesie to już masz wolne. Ciesz się ostatnimi dniami w cywilizowanym świecie Kate.Potem bedzie Ci tego brakowało. Zobaczysz.
Nic nie odpowiedziałam mu na to. Wstałam spojrzałam na Vlada i Berie pożengałam się i wyszłam. Siedząc w samochodzie zastanawiałam się nad tym co usłyszałam. Z tego co już wiedziałam życie w Syberii nie rozpieszcza,ale ludzie tam żyją od pokoleń. W związku z tym nie może być aż tak żle,jak to opisywał Vlad. Tak czy inaczej pojadę tam.
Nadszedł dzień wyjazdu. Nie będę ukrywała że byłam zdenerwowana oczywiście mój partner,uspokajał mnie pisząc esemesy. Wyjaśnił kogo mam spodziewać się na lotnisku,jak będzie wyglądała podróż ect. Jako że byłam podnerwowana wdałam się z nim w dyskusję,w moment dostałam telefon od niego.
– Cześć.
– A Ciebie co ugryzło?
– Mnie? Nic.
– Aż tu czuję Twoje zdenerowanie.
– Aż tu czyli gdzie?
– W domu.
– W domu? A nie szałasie? Chyba przegiełam.
– O czym Ty kobieto mówisz?! Rozmawiałaś z Vladem.
– Trudno to nazwać rozmową. To był molog. Moim zdaniem Twój ojciec miną się z powołaniem. Powinień być mówcą albo wykładowcą.
– Czas mi się kończy. Nie denerwuj się niczym. Niedługo się zobaczymy…
Rozłączył się lub coś nas rozłączyło.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko udać się na autokar National Express. Zawsze wybierałam tę linię autokarów za wygodę oraz komfort podróży. Lot samolotem prawie cały przespałam. Jeszcze wysiadając z samolotu byłam śpiąca,lecz kiedy po odprawie wyszłam na część lotniska dla przylatujących całe zmęczenie mineło jak ręką odją,jak zobaczyłam kto na mnie czeka. Otóż w cholu stało trzech meżczyzn od 186 cm wzwyż ubranych na czarno,z ciemnymi okularami i aurą " bez kija nie niepodchodż”. Ludzie ich omijali lub tylko przelotnie na nich zerkali,natomiast ochrona lotniska krążyła wokół nich. Wyglądało to następująco były twie grypy Oni i ochroniarze z lotniska a kilka metrów dalej pozostale osoby.
Jak tylko Panowie się zorientowali że jestem,jeden z nich podszedł do mnie wzią mój bagaż i bez zbędnych słów ruszył w kierunku wyjścia,dyskretnie dając znak pozostałym do odwrotu. Przez kilka sedund nie wiedziałam jak mam się zachować. Stałam tak patrząc za nim i się kiedy Enzo,bo tak ma na imię zorientuję że nie idę za nim. Nie było mi dane długo tak stać,bo poczułam jak ktoś lekko ale w znaczący sposób mnie popycha do przodu abym szła. Nie chciałam robić sen na lotnisku zwłaszcza iż cały czas obserwowali nas pracownicy lotniska. Ruszyłam do przodu z podniesioną głową,niespoglądając się za siebie. W milczeniu dotarliśmy do czarnego vana przez duże V. Był ogromny poszłabym o zakład że był pancerny,miał szyby kuloodporne,napęd na cztery koła i inne udogodnienia. O taaa. Vlad miał rację Assasil " poszedł na całość”. Nie oszczędzał ani na obstawie ani… Moje rozmyslania przerwało trzaśnięcie drzwi i warczenie Enzo
– Nie teraz Siergiej.
– Chcę się tylko przywitać.
– Siergiej! Już chciałam iść do niego kiedy czyjaś dłoń mnie powstrzymała.
– Powiedziałem Nie Teraz. Nie mamy czasu na ckliwe powitania. Enzo był bardzo pewny siebie,widac było że Assasil mianował go " dowódcą” całej tej wyprawy. Co go jednak nie upoważniało do takiego zachowania,przynamniej w moim mniemaniu.
– Nie będziesz mi rozkazywał Enzo co mam robić a czego nie. Siergiejowi też to nie spodobało się. Jako że znałam jego historie i wiem,że długo był zdany na siebie po przemianie,był pogardzany przez inne wampiry. Stał się samotnikiem a wręcz buntownikiem za co mało nie został stracony,dopiero Vlad który dostrzegł w nim to czego innni nie widzieli,postanowił dać mu drugą szansę. Wiem z pewnych żródeł iż od tamtej pory Siegriej jest kimś w rodzaju tajnego agenta Vlada w Rosji i jest mu ogromnie wdzięczny za drugą szanse.
Enzo na to momentalnie sie spią w sobie. Atmosfera zaczynała być gęsta. Jako że ktoś musiał to przerwać,bo obaj panowie byli gotowi walczyć tu i teraz. Postanowiłam zażegnać konflikt zanim na dobre się rozwiną.
– Panowie. To nie czas ani miejsce na kłótnie,więc zachowujcie się byle jak ale zachowujcie. Po moich słowach zapadła cisza. Wszyscy zastygli w bezruchu. Sergiej poptrzył na mnie z lekkim uśmiechem,natomiast Enzo dostał szczękościsku. Enzo jest jednym z tych mężczyzn,którzy lubią aby ostatnie zdanie należało do niego,a tu kobieta zwraca mu uwagę. W odpowiedzi wyminał mnie i wsiadł bez słowa od strony kierowcy,trzaskając drzwami samochodu.
< No to by było na tyle> Pomyślałam idąc w jego ślady.
Atmosfera w samochodzie była napięta. Ba czułam się wręcz ignorowana. Nikt z obecnych nie zamerzał zanienic ani słowa ze mną. Coś było nie tak. Enzo wyglądał jak chmura gradowa. Kiedyś na początku mojego związku z Assasilem ktoś mi powiedział,że Enzo bardzo nie spodobał sie fakt że Assasil spotyka się ze mną. Czyżby nadal o to chodziło? Jeśli tak,to mogę być w dużych tarapatach. Choć w konfrontacji z ludzmi nie było problemu,to z wampirem nie miałam szans. Byłam szybsza i silniejsza niż ludzie,lecz to było za mało w starciu z nieumarłym.
I co tu robił Siergiej? To wszystko było dziwne i niedawło mi spokoju. Wyjechaliśmy z województwa Mazowieckiego. Jechaliśmy do miejscowości Gołdap gdzie jest przejście graniczne z Rosją. W połowie drogi zatrzymaliśmy się w gęstym lesie. W tym samym momencie czerwone światełko zaświeciło mi się,że coś jest nie tak jak powino. Jak tylko Enzo wymienił spojrzenia ze swoimi towarzyszami,zrozumiałam że nie zamierzał mnie bezpiecznie dowieść do Assasila.
– Czemu się zatrzymaliśmy? Pomimo rosnącego niepokoju postanowiłam nie dać po sobie znać że się boję. W odrużnieniu od ludzi którym serce bije szybciej gdy się boją. Moje zwolniło a raczej ja zwolniłam bicie serca i wyrówanałam oddech.
– Nie Twój interes hybrydo. Wszelkie pozory jakie do tej pory Enzo zachował znikły.
– Słucham? Nie dowierzałam temu co przed chwilą usłyszałam. Na wszelki wypadek odpiełam pasy aby szybko wydostać się z samochodu.
– Nigdy nie podobało mi się to że ktoś taki jak Assasil spotyka się z ludzką kobietą. Ale tak naprawdę już nie jesteś do końca ludzka. Kto Ci to zrobił?
– Nie Twój interes. Za Chiny Ludowe nie zamierzałam zdradzić Andiego. Assasil nie daruje Ci tego jak coś mi sie stanie. Dobrze wiesz co grozi za zd…
– Milcz!
– Zginiesz za niesubordynację. Adrenalina zaczeła działać co poskutkowało lepszym widzeniem,poczułam napływ energii a co za tym idzie i prędkość. Poderzewałam że Enzo nie zdawał sobie sprawy z tego na co mnie stać. Był wampirem,ale nie docenanie przeciwnika to błąd.
– Być może ale Ty pierwsza. W tym momencie wszystko potoczyło się błyskawicznie. Enzo chciał się na mnie rzucić ale pasy mu to uniemożliwiły. Zanim je wyrwał ja już biegłam w kierunku drzew drogą słysząc jak w odalii mój oprawca kazał pozostałej dwójce wampirów mnie łapać. Tylko drzewa mogły dać mi schronienie. Najszybciej jak mogłam wbiegłam w las. Było już ciemno. Nie widziałam tak dobrze jak w ciemności jak wampiry,zdjełam okulary bo przeszkadzały mi teraz. Starałam się bezszeletnie poruszać,oddychać pocichu chociaż to mój zapach był moim wrogiem. On mnie w każdej chwili mógł mnie zdradzić. Przyczaiłam się za drzewem,nadsłuchiwałam,rozglądałam. Jakieś dwieście może trzysta metrów odemnie migeły szybko jakieś sywetki.
< To oni. > Pomyśłałam ze zgrozą. Była noc to wampirów pora,oni w nocy mają przewagę ja nie.Chodz bylam w stanie ich zobaczyć. Niestety to działało w obie strony oni też mogli mnie widzieć.Stałam w miejscu. Czułam się jak zając,który wie że ktoś na niego poluje. Tylko kamuflarz i łód szczęścia mógł mnie uratować. Byłam sama a przynajmiej tak mi się wtedy wydawało. W tym momencie poczułam jak ktoś zatyka mi usta,już miałam się wyrywać i krzyczeć kiedy usłyszałam znajomy głos.
– Szyyy Kate. To ja Siergiej z chłopakami. Pomyśłałem że przyda Ci się pomoc. Zaraz wezmę dłoń a Ty nie wydasz żadnego dżwięku ok? W odpowiedzi lekko kiwnełam głową.
– Grzeczna dziewczynka. Poczym dłoń znikła a ja zostałam obrucona w stronę Siergieja i jego kompanów. Jednym z nich był Kovu. Niezmiernie ucieszyłam się na jego widok,jednak nie był to czas ani miejsce na powitania. Wszyscy byli w najwyższej gotowości. Było ich chyba z dziesięciu. Porozumiewali się bez słów,zapomocą gestykulacji oraz mowy ciała. W mgnieniu oka zostal ze na cztery osoby,pozostałe sześć znikło. Dopiero kiedy pejdzer Siegieja zasygnolizował wiadomość mogłam odetchnać.
Misja zostła zakończona powodzeniem. Nogi mało pode mną sie nie ugieły na tą wiadomość. KIedy niebezpieczeństwo mineło nerwy zaczeły mi odchodzić. Nogi miałam jak z waty,ręcę trzesły jakby były z galarety i powieka mi drgała. Jednym słowy byłam niczym kłębek nerwów. Kiedy pojawił się Kovu ruszyłam w jego kierunku a przynajmiej miałam taki zamiar. Udało mi sie zrobić dwa kroki w jego stronę kiedy nogi odmówiły posłuszeństawa. Przed upadkiem urchroniły mnie czyjeś silne ramiona,kiedy zostałam postawiona do pionu zobaczyłam uśmiechniętego Kovu.
– Cześć.
Nic nie odpowiedziałam tylko rzuciłam mu się na szyję i płakałam.Płacz szybko przeszedł w zawodzenie. Płakałam jak dziecko bo byłam bezpieczna i na tyle czułam się swodobnie że sobie na to pozwoliłam. Czułam ulgę i radośc że w końcu mogę go uściskać,że jest cały. Że żyje. Ostatnim razem kiedy go widziałam był w kiepskim stanie. Te miesiące kiedy sądziłam że on i Assasil nie żyja były istym piekłem dla mnie.
– Nigdy wie.cej mi te.go nie r.ób.O..k? Wyjąkałam mu w ramię. Głos miałam przyduszony i łamiacy się ale wiedziałam że usłyszał mnie. W odpowiedzi wyswobodził się z zmojego uścisku i spojrzał mi w oczy. Ja nic nie widzialam bo cały czas łzy leciały mi ciurkiem a kotłujace się emocje nie pozwalały mi na wziecie głębszego oddechu.
– Opanuj się kobieto. Nie jesteśmy tutaj sami. Nie było złości w jego głosie.
Prychnęłam niczym wściekła kotka.
– I niby to Ci przeszkadza tak? Zpytałam już w miarę normalnym głosem.
– Mi nie ale mojej kobiecie tak. Uśmiechnał się zaczepnie.
– Savannah jest tutaj?
– Tak jestem. I za każdym razem kiedy Was strace z oczu to wisisz na moim mężczyznie.
Odwróciłam się do niej. Nie miałam siły poraz enty jej tłumaczyć że mnie i Kovu łączy przyjażń i nic poza tym.
– Savannah ja naprawde nie mam siły. Mało nie zgniełam i …
-Wiem. O dziwo za każdym razem dajesz się złapać na sam tekst.
– Jaki teskt? Nie rozumiem.
– Dobrze wiem co Ciebie i Mojego Kovu (z naciskiem na Mojego) łączy. Sam Kovu wyjaśnił mi to. To mówiąc staneła obok swojego partnera i znacząco objeła go w pasie na co Kovu dostał wyszczerzu. Schlebiała mu zaborczośc jego partnerki.
– Twój meżczyzna czeka na Ciebie.
-To w takim razie czemu tu stoimi. Jedżmy już. Już chciałam iść tylko nie miałam pojęcia gdzie są samochody. Stałam i nadczekiwałam.
– Dlaczego nie idziesz?
– Bo nie wiem gdzie są Wasze samochody?
– Ehhh dziewczyno. Jesteś czasem jak dziecko we mgle. Trzeba trzymać za rękę i pokazać. Kovu zdecydowanie poprawił się chumor.
– Udam że nie słyszałam tego. Ruszyłam za nimi. Szliśmy jakieś pół kilometra w głąb lasu.Kiedy nagle wszyscy się zatrzymali.
– Czemu stoimy?
– Jesteśmy na miejscu.
– Nie widze samochodów.
-Sądziłaś że zostawilismy je na widoku. Pomyśl zanim coś powiesz. Kovu włączył się mój najmniej ulubiony tryb " jam pan i władca a Ty kobieto masz się mnie słuchać”. Zaczał wydawać rozkazy i samodochy w oka mgnieniu pojawiły się za sterty plandek i gałęzi.
– Serio gałęzie? Nie mogliście inaczej ich ukryć. Postanowiłam podokuczać mu. Zawsze to robiłam kiedy zachowywał jak pan i władca. Kovu posłał mi spojrzenie mrożące krew w żyłach i tylko powiedział.
– Wsiadaj.
– Yes master. Zanim zamknął drzwi samochodu mogłabym przysiąc że powiedział " kiedyś ją uduszę”. Rozsiadłam się wygodnie. Rozlużniłam wiedząć że juz nic mi nie grozi i poczułam wszechogarniające mnie zmęczenie. Głosy dochodzące zewnątrz potęgowały to uczucie. Przymknełam oczy na chwile,prawie natychmiast zasypiając. Kiedy już usypiałam uszłyszałam jak przez mgłe ktoś mówi
– Poczekaj zaraz Ci ją dam do telefonu albo i nie. Zasneła.
-Nie śpię. Kovu akurat już miał zamiar wycofac się na zewnątrz.
– Z kim rozmawiasz? Kovu?
– Z ojcem. Chce z Tobą porozmawiać.
-Ok. Kovu podał mi aparat.
– Słucham.
– Jak się czujesz?
– Jestem zmęczona. A tak poza tym nic mi nie jest.
– Nie o to pytam. Assasil zaczał tracić cierpliwość.
– Ehh. Nie zdążyli mi nic zrobić. Uciekłam im.
– Nie uciekłaś. Dali Ci uciec żeby zap…
– Assasil nie chcę o tym rozmawiać. Jestem wyczerpana emocjonalnie i fizycznie. porozmawiamy jak się spotkamy. Dobrze?
– Co tylko zechcesz. Dobranoc.
– Sas?
-Tak?
– Gdyby nie Kovu, Siergiej i pozostali mogłoby mnie nie być. Nigdy im się nie odwdzięczę.
– Wezmę to pod uwagę. Dobranoc. Jesteś zmęczona ponoć.
– Nie mogę się doczekać kiedy Ciebie zobaczę.
– Dobranoc Kate. Daj mi Kovu do telefonu. W tej samej sekundzie zobaczyłam wyciagnietą rekę Kovu po telefon. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Podsłuchiwałeś?!
– Skadże znowu?! Tu zrobił minę niewiniatką. A przynajmiej starał się.
W samochodzie był pół mrok. Mdle światło dawały małe lapeczki nad drzwami. Oparłam głowę o zagłowek i przymnełam oczy. Czułam jakby moja głowa odewrwała się od tułowia a następnie dryfowała. Co znaczyło że jestem bardziej zmęczona sądziłam. Nie wiedząc kiedy zasnełam. Dopiero czyjść głos i potrząsanie mnie wybudziło.
– Mmmm co się dzieje?
– Witamy w Rosji Kate.
Gdzie diabeł mówi dobranoc część 2.
POWRÓT RAPORT
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania