" Tam gdzie diabeł mowi dobranoc"

Po zło­że­niu obiet­nicy Assa­silowi pamięt­nego wie­czoru, robi­łam wszystko aby ją speł­nić. Jed­nak nie od razu Rzym zbu­do­wano. Mia­łam zobo­wią­za­nia w pracy. Nie mogłam od tak zosta­wić pracy. Moje wewnętrzne poczu­cie obo­wiązku nie pozwa­lało mi to. Będąc w pracy sku­pia­łam się na powie­rzo­nych mi obo­wiąz­kach. Cho­ciaż cza­sami myślami „ ucie­ka­łam” do wideo roz­mów z Assa­silem. Pew­nie zasta­na­wia­cie się skąd na Kam­czatce Inter­net? No cóż. Dla chcą­cego nic trud­nego. Zwłasz­cza jeżeli osobą „ chcącą” jest…wam­pir. Z tego co zauwa­ży­łam prze­by­wa­jąc wśród wam­pirów zauwa­ży­łam,że dla więk­szo­ści z nich nie ma rze­czy nie­moż­li­wych. Nie zawsze dane nam były dłu­gie roz­mowy. Nie­jed­no­krot­nie nasze kon­wer­sa­cje trwały od pię­ciu do dzie­się­ciu,pięt­na­stu minut góra. Rozma­wia­li­śmy wtedy o nas,o przy­szło­ści oraz o róż­no­rod­no­ści kra­jo­brazu Sybe­ryj­skiej Kam­czatki. Jesz­cze wtedy nie mia­łam poję­cia, jak bar­dzo wyjazd do Rosji odmieni moje życie.

Zanim wyje­cha­łam na stałe wyjeż­dża­łam na urlop,aby zapo­znać się z tam­tej­szą rze­czywistością. Realia nie są za kolo­rowe. Pra­wie wszystko trzeba sobie spro­wa­dzać. Co dla zwy­kłego zja­da­cza chleba sta­nowi wyzwa­nie,zwłasz­cza finan­sowe. Assa­sil nie jest zwy­kłym zja­da­czem chleba. Kiedy inni miesz­kańcy bory­kają się z wie­loma pro­ble­mami zwią­za­nymi z życiem na Pół­wy­spie Kam­czac­kim. Assa­sil odna­lazł się tam. Wybu­do­wał 300 metrowy dom. który począt­kowo dzie­lił z człon­kami swo­jej grupy. Z cza­sem zaczęły poja­wiać się wokół inne domy. I tak powstała w środku Sybe­ryj­skiej głu­szy odizo­lo­wana wam­pirza enklawa. Zanim tam przy­je­cha­łam nie wie­dzia­łam,że Assa­sil i jego towa­rzy­sze osia­dli tam w pew­nym celu. Chcieli zapro­wa­dzić porzą­dek wśród tam­tej­szych pobra­tyń­ców. Mieli jeden cel. Bez względu na koszty umoc­nić swoją pozy­cję,zna­leźć sprzy­mie­rzeń­ców a wro­gów wybić co do jed­nego. Ich poczy­na­nia nie roze­szły się bez echa,ale o tym w dal­szej czę­ści.

Pamię­tam jak stre­so­wa­łam się kiedy mia­łam poroz­ma­wiać z Berie o urlo­pie. Nie pytaj­cie czemu. Sama nie mam poję­cia. Tam­tego dnia to był pią­tek po połu­dniu,wszystko zrobi­łam co o mnie nale­żało,posta­no­wi­łam że czas naj­wyż­szy pomy­śleć o urlo­pie. Korzy­sta­jąc że jest prze­rwa weszłam do gabi­netu Berie. Zasta­łam go za biur­kiem czy­ta­ją­cego coś w lap­to­pie. Usia­dłam naprze­ciwko niego i cze­ka­łam. Pół minuty,minuta,pół­tora minuty…

– Długo zamie­rzasz sie­dzieć tak i „ wypa­lać” mi dziurę w gło­wie Kate? Nie masz nic lep­szego do zro­bie­nia? To mówiąc Berie (zwany przeze mnie Vikin­giem) spoj­rzał znad kom­pu­tera.

– Nie chcia­łam prze­szka­dzać. Wszystko zro­bione i dopięte na ostatni guzik,jak zwy­kle.

– Mam rozu­mieć ze już nic a nic nie masz do roboty?

– Dokład­nie. Po week­en­dzie w ponie­dzia­łek Mr McGo­na­gal będzie dzwo­nił o 9. Berie zmarsz­czył brwi jak to miał w zwy­czaju,kiedy się nad czymś zasta­na­wiał.

– Peter McGo­na­gal ten od prze­targu?

– Tak.

– Mnie i Vla­dowi nie podoba się ta oferta. Poza tym Vlad od razu zauwa­żył że to nie Ty wysy­ła­łaś mu doku­menty. Dostał tylko fax.

– Ehhh. Tłu­ma­czy­łam Monic żeby naj­pierw zro­biła scan doku­men­tów a następ­nie prze­fak­so­wała je do Vlada. Sam fax to za mało. Vlad zawsze wyma­gał żeby papiery zostały zeska­no­wane i prze­słane na maila, po czym prze­fak­so­wane na jego domowy fax bądź w gabi­ne­cie. To zale­żało od tego czy był w biu­rze czy nie. Ale dla nie­któ­rych zapa­mię­ta­nie tego to za dużo. Powie­dzia­łam patrząc przed sie­bie.

– Naj­wi­docz­niej. Pocze­kaj zadzwo­nię do niego,tylko gdzie jest mój tele­fon? Berie odru­chowo zaczął szu­kać tele­fonu po kie­sze­niach mary­narki i spodni. A następ­nie na czę­ści biurka,którą był wsta­nie zoba­czyć.

– Pro­szę. Tu jest Twój tele­fon. > Pod­su­nę­łam mu apa­rat pod rękę.

– Dzię­kuje. Sama widzisz cza­sem trudno jest coś zna­leźć nawet wam­pirowi. Zwłasz­cza kiedy ma tylko jedno oko.

– Nic nie szko­dzi. Szu­ka­łeś po złej stro­nie. Od czego ma się zna­jomą i sekre­tarkę w jed­nej oso­bie.

– Mam Ci przy­po­mnieć zakres Two­ich obo­wiąz­ków?

– Tych jako sekre­tarki czy przy­ja­ciółki? Zapy­ta­łam zaczep­nie.

– Bar­dzo zabawne Kate. W tym cza­sie zaczął wybie­rać numer do syna.

Nim zdą­ży­łam coś powie­dzieć z gło­śnika tele­fonu roz­legł się głos Vlada.

– Słu­cham?

– Witaj synu. Mam nadzieje że Ci nie prze­szka­dzam?

– Nie.

– Słu­chaj…Peter Mcgo­na­gal chce ze mną roz­ma­wiać.

– O czym?

– O umo­wie i prze­targu tak sądzę.

– Widzia­łem tę umowę i nie podoba mi się zes…w tym momen­cie roz­le­gło się przej­mu­jące miau­cze­nie w tle. Cho­lerne koty cały czas łażą za mną i drą się. Wyno­cha już!!

– Ehhh szef znowu zapo­mniał zamó­wić jedze­nie dla kotów. Powie­dzia­łam zbyt gło­śno,zapo­mi­na­jąc że tele­fon ma włą­czony gło­śnik.

– Berie czy jest tam z Tobą Kate?

– Tak jest. Chce z Tobą o czym poroz­ma­wiać.

To może pójdę zło­żyć zamó­wie­nie dla kotów a Wy poroz­ma­wiajcie o swo­ich spra­wach. Za kilka chwil wrócę. Może być?

Kiedy Berie przy­tak­nał poszłam do swo­jego gabi­netu. Włą­czy­łam kom­pu­ter,zalo­go­wa­łam na stro­nie z któ­rej zama­wia­łam karmę dla Vlada kotów. Z reguły zama­wia­łam zapas karmy na około mie­siąc. Dopuki było jedze­nie nie było pro­blemu. Pro­blemy poja­wiały się wtedy gdy pokarmu zabra­kło. Vlad popro­stu zapo­mi­nał im kupić nowe,argu­men­tu­jąc tym że on nie je sta­łych pokar­mów. Biedne futrzaki cza­sem nie dosta­wały nic do jedze­nia przez trzy dni,wtedy cho­dziły za panem krok w krok gło­śno dopo­mi­na­jąc się o swoje. Gdy tak sie­dzia­łam przed moni­to­rem roz­leg się dzwięk wibra­cji tele­fonu syna­ga­li­zu­jąc,że dosta­łam wia­do­mość tek­stową. To Assa­sil pytał czy roz­ma­wiałam z jego ojcem o urlo­pie. Odpi­sa­łam mu w nastę­pu­jący spo­sób: ” Witaj mój Ty Tygry­sie. Jesz­cze nie roz­mwia­łam z Vla­dem o urlo­pie. Berie z nim roz­ma­wia o prze­targu,ale jak skoń­czą poroz­ma­wiam z nim. Jak będę coś wie­działa to dam Ci znać. Jak moja viza? Prze­sy­łam cału­ski i dwie rybie łuski: *”. Po wysła­niu ese­mesa Berie mnie zawo­łał do sie­bie,co zna­czyło że już skoń­czył roz­ma­wiać z Vla­dem.

– Kate. Chcia­łaś o czymś poroz­ma­wiać z Vla­dem.

– Już idę.

Kiedy szłam do tele­fonu mia­łam duszę na ramie­niu. Uczu­cie że mój roz­mówca wie o czym chce roz­ma­wiać,nie opusz­czało mnie. Po podej­ściu do Berie,który trzy­mał dłoni tele­fon zrobi­łam głę­boki odech,poczym zacze­łam roz­mowe.

– Witaj Sze­fie. Sta­ra­łam się żeby mój głos brzmiał natu­ral­nie i nie zdra­dzał tego co czuję.

– Witaj Kate. Berie wspo­mi­nał że chcia­łaś ze mną o czymś poroz­ma­wiać.

– Tak. Myśla­łam o urlo­pie. Dawno nie mia­łam wol­nego,no może tych dwóch dni kiedy jestem umó­wiona na kon­sul­ta­cje z leka­rzem. I tak sobie pomy­śla­łam że…

– Że poje­dziesz Sybe­rie do mojego syna. Tak?

– Eeee. Zamu­ro­wało mnie. Nie wie­dzia­łam co powie­dzieć. Dodat­kowo Berie mi się przy­glą­dał cały czas.

– Ehhhh. Tak. Chcę jechać do Assa­sila. Zoba­czyć jak tam jest.

-Powiem Ci dziew­czyno jak tam jest. Tam nie będzie luk­su­sów,skle­pów na wycią­gnię­cie ręki. Assa­sil i jego towa­rzy­sze są poza cywi­li­za­cją. Rozu­miesz? Tam jest jak to mówisz ’’ dzicz tań­czy i śpiewa”. ’’ Żyją” w dzi­czy. Zgi­niesz tam. To nie jest Moskwa,St. Peters­burg,Lenin­grad czy inne mia­sta. Tam żadzą prawa dżun­glii. Siniej­szy zjada słab­szego. Ale jak bar­dzo chcesz to jedż. Twoja wola…Twój wybór. Kiedy chcesz wziąc urlop?

– Za jakieś pół­tora mie­siąca. Jak wszystko beda miała zała­twione. Wiza i te sprawy.

– Czyli nie jesteś za tym żebym tam leciała?

– Zro­bisz jak uwa­żasz. Ja tylko wyra­zi­łem swoje zda­nie. Aaa zamów jedze­nie dla kotów bo cia­gle za mna łażą.

-Już to zrobi­łam. Chcesz jesz­cze z Berie poroz­ma­wiać?

– Tak daj mi do tele­fonu.

– Do usły­sze­nia Vlad. I dzię­kuję za roz­mowe.

– Prze­myśl sobie jesz­cze raz. Dowi­dze­nia Kate.

Po roz­mo­wie z sze­fem mia­łam mętlik w gło­wie,może o to cho­dziło jemu. Żeby zasiać wąt­pli­wość albo zwy­czaj­nie ostrzec. Jak zwy­kle czas szybko upłyną mi na pracy,zaku­pach,roz­mo­wach z Assa­silem oraz Berie co o tym sądzi. I tak dzień za dniem a nim się spo­strze­głam miną mie­siąc,a ter­nim wylotu zbli­żał się wiel­kimi kro­kami. Od czasu spo­tka­nia Vlada z Assa­silem nie widzia­łam go. Dla­tego jakże duże było moje zasko­cze­nie,gdy na tydzień przed moim urlo­pem w gabi­ne­cie oprucz Berie zosta­łam Vlada.

Po wej­ściu do gabi­netu przy­wi­ta­łam się z Berie,który jako pierw­szy " rzu­cił” mi się w oczy,kiedy już mia­łam zamiar iść do sie­bie za moimi ple­cami ode­zwał się głos.

– Dzień dobry Kate.

Po usły­sze­niu tego głosu zrobi­łam zwrot o 180 stopni. Kiedy obej­rza­łam się za sie­bie zoba­czyłam roz­ba­wio­nego Vlada.

– Vlad? Tu musia­łam się powstrzy­mać od zada­nia nie­sto­sow­nego pyta­nia „co tutaj robisz?”

W odpo­wie­dzi obaj pano­wie posłali sobie zna­czące spoj­rze­nia.

– Widze że moja obec­ność zasko­czyła Cie­bie?

– No cóż nie będę ukry­wała że tak nie jest. Nie­spo­dzie­wa­łam się że szybko Cie­bie zoba­cze tutaj. Po mojej wypo­wie­dzi przez twarz Vlada prze­mnkną gry­mas. Oboje wie­dzie­li­śmy co mia­łam na myśli. Widać było że czyn Assa­sila został bar­dzo per­so­nal­nie ode­brany przez Vlada. Dla niego to był cios zadany w plecy,przez osobę z którą wią­zał duże nadzieje.

– Ale jestem.

– Dobrze Cie­bie widzieć sze­fie. Powie­dzia­łam uśmie­cha­jąc się do niego. Nie chcia­łam bar­dziej brnąć w to. Z dwóch powo­dów. Popierw­sze Vlad jest typem meż­czy­zny,któ­rego lepiej mieć po swo­jej stro­nie niż prze­ciwko.Po dru­gie nie wie­dzia­łam wtedy jesz­cze że los tak naprawde ni­gdy nie roz­ołą­czył naszych dróg i po trze­cie duży sza­cu­nek do Vlada.Nastała nie­zręczna cisza. Chcia­łam coś powie­dzieć,lecz nie zabar­dzo wie­dzia­łam jak to " ubrać” w słowa.

Nato­miast Vlad stał naprze­ciwko mnie cze­kając,aż powiem to co mam powie­dzieć. Znał mnie nie od dzi­siaj i wie­dział że cza­sem mam " blo­kady” i trudno mi wyja­śnić o co mi cho­dzi,czy nie chce ura­zić kogoś. Cho­ciaż jak stwie­dził umiem posta­wić na swoim i odpy­sko­wać,ale szybko można mnie " usta­wić” do pionu. Kiedy cisza prze­cią­gała się w nie­skoń­czo­ność, w końcu Berie posta­no­wił ją prze­rwać…na szczę­ście.

– Kiedy lecisz do Moskwy Kate?

– Słu­cham? Jak z oddali dotarło do mnie pyta­nie Vikinga.

– Pyta­łam się kiedy lecisz do Moskwy. Bo z niej lecisz czy koleją trans­sy­be­ryj­ską jedziesz?

– Równo za tydzień lecę do Warszwy a tam ktoś na mnie bedzie cze­kał i zawie­zie do Moskwy.

-To nie lecisz? Wiesz jak długa podróż Cie­bie czeka? Wiesz wogóle gdzie jest Kam­czatka?

– Tak wiem. Ale Assa­sil chce żebym miała oba­stawe. Nie chce mnie samej puścić w taką podróż. Nie wiem czemu? Znam Rosyj­ski umia­ła­bym się porozu­mieć. Usły­sza­łam prych­nię­cie.

– Nie dała­byś sobie rady. Możesz znać mój język,ale jak ludzie dowie­dzą się że przy­je­cha­łaś z Anglii to wezmą Cie­bie za szpiega.

– Ja szpie­giem? Spoj­rzałam na Vlada z powięt­pie­niem.

– Ujmę to ina­czej. Polka pra­cu­jąca wiele lat w Anglii,w zna­cza­cej fir­mie,sekre­tarka samego szefa,w dodatku z obstawą. Jeśli myślisz że mój syn wyśle tylko jed­nego z nas to się mylisz. Będziesz miała przynaj­mniej troje ochro­nia­rzy. Jak sądzisz jak to wyglada?

– Szlag by to. Aż trzech na prawdę?! Chcia­łam być inco gnito.

Na to obaj pano­wie roze­śmiali się gło­śno. Obu­rzona ich zacho­wa­niem juz mia­łam iść do gabi­netu,gdy Vlad zatrzy­mał mnie.

– Dokąd to?

– Mam pracę do zro­bie­nia.

– To poczeka aż wró­cisz. To co mam Ci do powie­dze­nia jest waż­niej­sze.

– A praca? Nie rozumia­łam do czego zmie­rza Vlad.

– Poczeka. Monic Cie­bie zastę­puje.

– No tak ale…

– Sia­daj i słu­chaj. Głos Vlada był niczym bat. Opa­no­wany i sta­now­czy. Z doświad­cze­nia wie­dzia­łam,że jak " wcho­dzi” na takie tony,to lepiej robić to co karze. Usia­dłam jak kazał. Wysłu­cha­łam tyradę o tym że powi­nam jesz­cze raz prze­myśleć moją decy­zję. Vlad nakre­ślił mi warunki jakie mnie tam cze­kają,że wkro­czę w świat " praw­dzi­wych twar­dzieli”,któ­rzy uwa­żają że kobieta powina " grzać” łóżko,rodzić dzieci,dbać o domowe ogni­sko,a przede wszyst­kim jest " dodat­kiem” do męż­czy­zny. Po tych sło­wach posła­łam Vla­dowi " mor­der­cze” spoj­rze­nie. Na co uśmiech­nał się takim uśmie­chem męż­czy­zny wielce zado­wo­lo­nego z sie­bie i zna­ją­cego swoją war­tość. Berie dostał " ataku” kaszlu. O taaa żyć nie umie­rać.Vlad bar­dzo dobrze wie­dział jakie mam podej­ście do tego typu męż­czyzn. Oczy­wi­ście musiał to powie­dzieć. Tu aku­rat dro­czył się ze mną. Mono­log szefa trwał do póż­nego wie­czora prze­ry­wany wej­ściem od czasu do czasu Monic,która jak zoba­czyła Vlada nie wie­działa do kogo ma się zwró­cić. Po wysłu­cha­niu Vlada ode­zwa­łam sie tylko jed­nym zda­niem.

– I tak tam polecę. Dzie­kuję za wska­zówki i rady,ale chcę się sama prze­ko­nać jak tam jest.

– Zro­bisz jak uwa­żasz. Tylko potem nie chce słu­chać Two­jego jęcze­nia.

-Nie będzie żad­nego jęcze­nia Vlad.

– To jesz­cze zoba­czymy. Tak na mar­gi­ne­sie to już masz wolne. Ciesz się ostat­nimi dniami w cywi­li­zo­wa­nym świe­cie Kate.Potem bedzie Ci tego bra­ko­wało. Zoba­czysz.

Nic nie odpowie­dzia­łam mu na to. Wsta­łam spoj­rzałam na Vlada i Berie pożen­ga­łam się i wyszłam. Sie­dząc w samo­cho­dzie zasta­na­wiałam się nad tym co usły­sza­łam. Z tego co już wie­dzia­łam życie w Sybe­rii nie roz­piesz­cza,ale ludzie tam żyją od poko­leń. W związku z tym nie może być aż tak żle,jak to opi­sy­wał Vlad. Tak czy ina­czej pojadę tam.

Nad­szedł dzień wyjazdu. Nie będę ukry­wała że byłam zde­ner­wo­wana oczy­wi­ście mój part­ner,uspo­ka­jał mnie pisząc ese­mesy. Wyja­śnił kogo mam spo­dzie­wać się na lot­ni­sku,jak będzie wyglą­dała podróż ect. Jako że byłam podner­wo­wana wda­łam się z nim w dys­ku­sję,w moment dosta­łam tele­fon od niego.

– Cześć.

– A Cie­bie co ugry­zło?

– Mnie? Nic.

– Aż tu czuję Twoje zde­ne­ro­wa­nie.

– Aż tu czyli gdzie?

– W domu.

– W domu? A nie sza­ła­sie? Chyba prze­gie­łam.

– O czym Ty kobieto mówisz?! Rozma­wia­łaś z Vla­dem.

– Trudno to nazwać roz­mową. To był molog. Moim zda­niem Twój ojciec miną się z powo­ła­niem. Powi­nień być mówcą albo wykła­dowcą.

– Czas mi się koń­czy. Nie dener­wuj się niczym. Nie­długo się zoba­czymy…

Rozłą­czył się lub coś nas roz­łą­czyło.

Nie pozo­stało mi nic innego jak tylko udać się na auto­kar Natio­nal Express. Zaw­sze wybie­ra­łam tę linię auto­karów za wygodę oraz kom­fort podróży. Lot samo­lo­tem pra­wie cały prze­spa­łam. Jesz­cze wysia­da­jąc z samo­lotu byłam śpiąca,lecz kiedy po odpra­wie wyszłam na część lot­ni­ska dla przy­la­tu­ją­cych całe zmę­cze­nie mineło jak ręką odją,jak zoba­czyłam kto na mnie czeka. Otóż w cholu stało trzech meż­czyzn od 186 cm wzwyż ubra­nych na czarno,z ciem­nymi oku­la­rami i aurą " bez kija nie nie­pod­chodż”. Ludzie ich omi­jali lub tylko prze­lot­nie na nich zer­kali,nato­miast ochrona lot­ni­ska krą­żyła wokół nich. Wyglą­dało to nastę­pu­jąco były twie grypy Oni i ochro­nia­rze z lot­ni­ska a kilka metrów dalej pozo­stale osoby.

Jak tylko Pano­wie się zorien­to­wali że jestem,jeden z nich pod­szedł do mnie wzią mój bagaż i bez zbęd­nych słów ruszył w kie­runku wyj­ścia,dys­kret­nie dając znak pozo­sta­łym do odwrotu. Przez kilka sedund nie wie­dzia­łam jak mam się zacho­wać. Sta­łam tak patrząc za nim i się kiedy Enzo,bo tak ma na imię zorien­tuję że nie idę za nim. Nie było mi dane długo tak stać,bo poczu­łam jak ktoś lekko ale w zna­czący spo­sób mnie popy­cha do przodu abym szła. Nie chcia­łam robić sen na lot­ni­sku zwłasz­cza iż cały czas obser­wo­wali nas pra­cow­nicy lot­ni­ska. Ruszy­łam do przodu z podnie­sioną głową,nie­spo­glą­da­jąc się za sie­bie. W mil­cze­niu dotar­li­śmy do czar­nego vana przez duże V. Był ogromny poszła­bym o zakład że był pan­cerny,miał szyby kulo­od­porne,napęd na cztery koła i inne udo­god­nie­nia. O taaa. Vlad miał rację Assa­sil " poszedł na całość”. Nie oszczę­dzał ani na obsta­wie ani… Moje roz­my­sla­nia prze­rwało trza­śnię­cie drzwi i war­cze­nie Enzo

– Nie teraz Sier­giej.

– Chcę się tylko przy­wi­tać.

– Sier­giej! Już chcia­łam iść do niego kiedy czy­jaś dłoń mnie powstrzy­mała.

– Powie­dzia­łem Nie Teraz. Nie mamy czasu na ckliwe powi­ta­nia. Enzo był bar­dzo pewny sie­bie,widac było że Assa­sil mia­no­wał go " dowódcą” całej tej wyprawy. Co go jed­nak nie upo­waż­niało do takiego zacho­wa­nia,przy­nam­niej w moim mnie­ma­niu.

– Nie będziesz mi roz­ka­zy­wał Enzo co mam robić a czego nie. Sier­gie­jowi też to nie spodo­bało się. Jako że zna­łam jego histo­rie i wiem,że długo był zdany na sie­bie po prze­mia­nie,był pogar­dzany przez inne wam­piry. Stał się samot­ni­kiem a wręcz bun­tow­ni­kiem za co mało nie został stra­cony,dopiero Vlad który dostrzegł w nim to czego innni nie widzieli,posta­no­wił dać mu drugą szansę. Wiem z pew­nych żró­deł iż od tam­tej pory Sie­griej jest kimś w rodzaju taj­nego agenta Vlada w Rosji i jest mu ogrom­nie wdzięczny za drugą szanse.

Enzo na to momen­tal­nie sie spią w sobie. Atmos­fera zaczy­nała być gęsta. Jako że ktoś musiał to prze­rwać,bo obaj pano­wie byli gotowi wal­czyć tu i teraz. Posta­nowiłam zaże­gnać kon­flikt zanim na dobre się roz­winą.

– Pano­wie. To nie czas ani miej­sce na kłót­nie,więc zacho­wuj­cie się byle jak ale zacho­wuj­cie. Po moich sło­wach zapa­dła cisza. Wszy­scy zasty­gli w bez­ru­chu. Ser­giej poptrzył na mnie z lek­kim uśmie­chem,nato­miast Enzo dostał szczę­ko­ści­sku. Enzo jest jed­nym z tych męż­czyzn,któ­rzy lubią aby ostat­nie zda­nie nale­żało do niego,a tu kobieta zwraca mu uwagę. W odpo­wie­dzi wymi­nał mnie i wsiadł bez słowa od strony kie­rowcy,trza­ska­jąc drzwami samo­chodu.

< No to by było na tyle­> Pomy­śla­łam idąc w jego ślady.

Atmos­fera w samo­cho­dzie była napięta. Ba czu­łam się wręcz igno­ro­wana. Nikt z obec­nych nie zame­rzał zanie­nic ani słowa ze mną. Coś było nie tak. Enzo wyglą­dał jak chmura gra­dowa. Kie­dyś na początku mojego związku z Assa­silem ktoś mi powie­dział,że Enzo bar­dzo nie spodo­bał sie fakt że Assa­sil spo­tyka się ze mną. Czyżby na­dal o to cho­dziło? Jeśli tak,to mogę być w dużych tara­pa­tach. Choć w kon­fron­ta­cji z ludzmi nie było pro­blemu,to z wam­pirem nie mia­łam szans. Byłam szyb­sza i sil­niej­sza niż ludzie,lecz to było za mało w star­ciu z nie­umar­łym.

I co tu robił Sier­giej? To wszystko było dziwne i nie­dawło mi spo­koju. Wyje­cha­li­śmy z woje­wódz­twa Mazo­wiec­kiego. Jecha­li­śmy do miej­sco­wo­ści Goł­dap gdzie jest przej­ście gra­niczne z Rosją. W poło­wie drogi zatrzy­ma­li­śmy się w gęstym lesie. W tym samym momen­cie czer­wone świa­tełko zaświe­ciło mi się,że coś jest nie tak jak powino. Jak tylko Enzo wymie­nił spoj­rze­nia ze swo­imi towa­rzy­szami,zrozumia­łam że nie zamie­rzał mnie bez­piecz­nie dowieść do Assa­sila.

– Czemu się zatrzy­ma­li­śmy? Pomimo rosną­cego nie­po­koju posta­no­wi­łam nie dać po sobie znać że się boję. W odruż­nie­niu od ludzi któ­rym serce bije szyb­ciej gdy się boją. Moje zwol­niło a raczej ja zwol­ni­łam bicie serca i wyró­wa­na­łam oddech.

– Nie Twój inte­res hybrydo. Wszel­kie pozory jakie do tej pory Enzo zacho­wał zni­kły.

– Słu­cham? Nie dowie­rza­łam temu co przed chwilą usły­sza­łam. Na wszelki wypa­dek odpie­łam pasy aby szybko wydo­stać się z samo­chodu.

– Nigdy nie podo­bało mi się to że ktoś taki jak Assa­sil spo­tyka się z ludzką kobietą. Ale tak naprawdę już nie jesteś do końca ludzka. Kto Ci to zro­bił?

– Nie Twój inte­res. Za Chiny Ludowe nie zamie­rzałam zdra­dzić Andiego. Assa­sil nie daruje Ci tego jak coś mi sie sta­nie. Dobrze wiesz co grozi za zd…

– Milcz!

– Zgi­niesz za nie­sub­or­dy­na­cję. Adre­na­lina zaczeła dzia­łać co poskut­ko­wało lep­szym widze­niem,poczu­łam napływ ener­gii a co za tym idzie i pręd­kość. Pode­rze­wa­łam że Enzo nie zda­wał sobie sprawy z tego na co mnie stać. Był wam­pirem,ale nie doce­na­nie prze­ciw­nika to błąd.

– Być może ale Ty pierw­sza. W tym momen­cie wszystko poto­czyło się bły­ska­wicz­nie. Enzo chciał się na mnie rzu­cić ale pasy mu to unie­moż­li­wiły. Zanim je wyrwał ja już bie­głam w kie­runku drzew drogą sły­sząc jak w oda­lii mój oprawca kazał pozo­sta­łej dwójce wam­pirów mnie łapać. Tylko drzewa mogły dać mi schro­nie­nie. Naj­szyb­ciej jak mogłam wbie­głam w las. Było już ciemno. Nie widzia­łam tak dobrze jak w ciem­no­ści jak wam­piry,zdje­łam oku­lary bo prze­szka­dzały mi teraz. Sta­ra­łam się bez­sze­let­nie poru­szać,oddy­chać poci­chu cho­ciaż to mój zapach był moim wro­giem. On mnie w każ­dej chwili mógł mnie zdra­dzić. Przy­cza­iłam się za drze­wem,nad­słu­chi­wa­łam,roz­glą­da­łam. Jakieś dwie­ście może trzy­sta metrów ode­mnie migeły szybko jakieś sywetki.

< To oni. > Pomy­śła­łam ze zgrozą. Była noc to wam­pirów pora,oni w nocy mają prze­wagę ja nie.Chodz bylam w sta­nie ich zoba­czyć. Nie­stety to dzia­łało w obie strony oni też mogli mnie widzieć.Sta­łam w miej­scu. Czu­łam się jak zając,który wie że ktoś na niego poluje. Tylko kamu­flarz i łód szczę­ścia mógł mnie ura­to­wać. Byłam sama a przy­naj­miej tak mi się wtedy wyda­wało. W tym momen­cie poczu­łam jak ktoś zatyka mi usta,już mia­łam się wyry­wać i krzy­czeć kiedy usły­sza­łam zna­jomy głos.

– Szyyy Kate. To ja Sier­giej z chło­pa­kami. Pomy­śła­łem że przyda Ci się pomoc. Zaraz wezmę dłoń a Ty nie wydasz żad­nego dżwięku ok? W odpo­wie­dzi lekko kiw­ne­łam głową.

– Grzeczna dziew­czynka. Poczym dłoń zni­kła a ja zosta­łam obru­cona w stronę Sier­gieja i jego kom­pa­nów. Jed­nym z nich był Kovu. Nie­zmier­nie ucie­szy­łam się na jego widok,jed­nak nie był to czas ani miej­sce na powi­ta­nia. Wszy­scy byli w naj­wyż­szej goto­wo­ści. Było ich chyba z dzie­się­ciu. Poro­zu­mie­wali się bez słów,zapo­mocą gesty­ku­la­cji oraz mowy ciała. W mgnie­niu oka zostal ze na cztery osoby,pozo­stałe sześć zni­kło. Dopiero kiedy pej­dzer Sie­gieja zasy­gno­li­zo­wał wia­do­mość mogłam ode­tchnać.

Misja zostła zakoń­czona powo­dze­niem. Nogi mało pode mną sie nie ugieły na tą wia­do­mość. KIedy nie­bez­pie­czeń­stwo mineło nerwy zaczeły mi odcho­dzić. Nogi mia­łam jak z waty,ręcę trze­sły jakby były z gala­rety i powieka mi drgała. Jed­nym słowy byłam niczym kłę­bek ner­wów. Kiedy poja­wił się Kovu ruszy­łam w jego kie­runku a przy­naj­miej mia­łam taki zamiar. Udało mi sie zro­bić dwa kroki w jego stronę kiedy nogi odmó­wiły posłu­szeń­stawa. Przed upad­kiem urch­ro­niły mnie czy­jeś silne ramiona,kiedy zosta­łam posta­wiona do pionu zoba­czyłam uśmiech­nię­tego Kovu.

– Cześć.

Nic nie odpowie­dzia­łam tylko rzu­ci­łam mu się na szyję i pła­ka­łam.Płacz szybko prze­szedł w zawo­dze­nie. Pła­ka­łam jak dziecko bo byłam bez­pieczna i na tyle czu­łam się swo­dob­nie że sobie na to pozwo­li­łam. Czu­łam ulgę i radośc że w końcu mogę go uści­skać,że jest cały. Że żyje. Ostat­nim razem kiedy go widzia­łam był w kiep­skim sta­nie. Te mie­siące kiedy sądzi­łam że on i Assa­sil nie żyja były istym pie­kłem dla mnie.

– Nigdy wie.cej mi te.go nie r.ób.O..k? Wyją­ka­łam mu w ramię. Głos mia­łam przy­du­szony i łamiacy się ale wie­dzia­łam że usły­szał mnie. W odpo­wie­dzi wyswo­bo­dził się z zmo­jego uści­sku i spoj­rzał mi w oczy. Ja nic nie widzia­lam bo cały czas łzy leciały mi ciur­kiem a kotłu­jace się emo­cje nie pozwa­lały mi na wzie­cie głęb­szego odde­chu.

– Opa­nuj się kobieto. Nie jeste­śmy tutaj sami. Nie było zło­ści w jego gło­sie.

Prych­nę­łam niczym wście­kła kotka.

– I niby to Ci prze­szka­dza tak? Zpy­ta­łam już w miarę nor­mal­nym gło­sem.

– Mi nie ale mojej kobie­cie tak. Uśmiech­nał się zaczep­nie.

– Savan­nah jest tutaj?

– Tak jestem. I za każ­dym razem kiedy Was strace z oczu to wisisz na moim męż­czyznie.

Odw­ró­ci­łam się do niej. Nie mia­łam siły poraz enty jej tłu­ma­czyć że mnie i Kovu łączy przy­jażń i nic poza tym.

– Savan­nah ja naprawde nie mam siły. Mało nie zgnie­łam i …

-Wiem. O dziwo za każ­dym razem dajesz się zła­pać na sam tekst.

– Jaki teskt? Nie rozu­miem.

– Dobrze wiem co Cie­bie i Mojego Kovu (z naci­skiem na Mojego) łączy. Sam Kovu wyja­śnił mi to. To mówiąc sta­neła obok swo­jego part­nera i zna­cząco objeła go w pasie na co Kovu dostał wyszcze­rzu. Schle­biała mu zabor­czośc jego part­nerki.

– Twój meż­czyzna czeka na Cie­bie.

-To w takim razie czemu tu sto­imi. Jedżmy już. Już chcia­łam iść tylko nie mia­łam poję­cia gdzie są samo­chody. Sta­łam i nad­cze­ki­wa­łam.

– Dla­czego nie idziesz?

– Bo nie wiem gdzie są Wasze samo­chody?

– Ehhh dziew­czyno. Jesteś cza­sem jak dziecko we mgle. Trzeba trzy­mać za rękę i poka­zać. Kovu zde­cy­do­wa­nie popra­wił się chu­mor.

– Udam że nie sły­sza­łam tego. Ruszy­łam za nimi. Szli­śmy jakieś pół kilo­me­tra w głąb lasu.Kiedy nagle wszy­scy się zatrzy­mali.

– Czemu sto­imy?

– Jeste­śmy na miej­scu.

– Nie widze samo­cho­dów.

-Sądzi­łaś że zosta­wi­li­smy je na widoku. Pomyśl zanim coś powiesz. Kovu włą­czył się mój naj­mniej ulu­biony tryb " jam pan i władca a Ty kobieto masz się mnie słu­chać”. Zaczał wyda­wać roz­kazy i samo­do­chy w oka mgnie­niu poja­wiły się za sterty plan­dek i gałęzi.

– Serio gałę­zie? Nie mogli­ście ina­czej ich ukryć. Posta­nowiłam podo­ku­czać mu. Zaw­sze to robi­łam kiedy zacho­wy­wał jak pan i władca. Kovu posłał mi spoj­rze­nie mro­żące krew w żyłach i tylko powie­dział.

– Wsia­daj.

– Yes master. Zanim zamknął drzwi samo­chodu mogła­bym przy­siąc że powie­dział " kie­dyś ją udu­szę”. Roz­sia­dłam się wygod­nie. Rozluż­ni­łam wie­dząć że juz nic mi nie grozi i poczu­łam wszech­ogar­nia­jące mnie zmę­cze­nie. Głosy docho­dzące zewnątrz potę­go­wały to uczu­cie. Przy­mkne­łam oczy na chwile,pra­wie natych­miast zasy­pia­jąc. Kiedy już usy­pia­łam uszły­sza­łam jak przez mgłe ktoś mówi

– Pocze­kaj zaraz Ci ją dam do tele­fonu albo i nie. Zasneła.

-Nie śpię. Kovu aku­rat już miał zamiar wyco­fac się na zewnątrz.

– Z kim roz­ma­wiasz? Kovu?

– Z ojcem. Chce z Tobą poroz­ma­wiać.

-Ok. Kovu podał mi apa­rat.

– Słu­cham.

– Jak się czu­jesz?

– Jestem zmę­czona. A tak poza tym nic mi nie jest.

– Nie o to pytam. Assa­sil zaczał tra­cić cier­pli­wość.

– Ehh. Nie zdą­żyli mi nic zro­bić. Ucie­kłam im.

– Nie ucie­kłaś. Dali Ci uciec żeby zap…

– Assa­sil nie chcę o tym roz­ma­wiać. Jestem wyczer­pana emo­cjo­nal­nie i fizycz­nie. poroz­ma­wiamy jak się spo­tkamy. Dobrze?

– Co tylko zechcesz. Dobra­noc.

– Sas?

-Tak?

– Gdyby nie Kovu, Sier­giej i pozo­stali mogłoby mnie nie być. Nigdy im się nie odwdzię­czę.

– Wezmę to pod uwagę. Dobra­noc. Jesteś zmę­czona ponoć.

– Nie mogę się docze­kać kiedy Cie­bie zoba­czę.

– Dobra­noc Kate. Daj mi Kovu do tele­fonu. W tej samej sekun­dzie zoba­czyłam wycia­gnietą rekę Kovu po tele­fon. Spoj­rzałam na niego podejrz­li­wie.

-Pod­słu­chi­wa­łeś?!

– Ska­dże znowu?! Tu zro­bił minę nie­wi­niatką. A przy­naj­miej sta­rał się.

W samo­cho­dzie był pół mrok. Mdle świa­tło dawały małe lapeczki nad drzwami. Opar­łam głowę o zagło­wek i przy­mne­łam oczy. Czu­łam jakby moja głowa ode­wr­wała się od tuło­wia a następ­nie dry­fo­wała. Co zna­czyło że jestem bar­dziej zmę­czona sądzi­łam. Nie wie­dząc kiedy zasne­łam. Dopiero czyjść głos i potrzą­sa­nie mnie wybu­dziło.

– Mmmm co się dzieje?

– Witamy w Rosji Kate.

 

Gdzie dia­beł mówi dobra­noc część 2.

POWRÓT RAPORT

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania