Tam, gdzie diabeł... No właśnie, gdzie?
Ciemność.
To właśnie ona jako pierwsza powitała mnie, gdy się obudziłem. Chwilę po niej przyszedł strach, razem ze swoim przyrodnim bratem zdezorientowaniem. W głowie setki myśli, ciało niezdolne do jakichkolwiek ruchów.
- Gdzie ja jestem? - spytałem i, o dziwo, dostałem odpowiedź.
-Nie martw się. - powiedziała czerń - Już niedługo to będzie twoje najmniejsze zmartwienie.
- Kim jesteś? I co ja tutaj robię? - Powiedziałem w ciemność, która znów odpowiedziała.
- A czy to naprawdę ważne, kim jestem? Raczej ci to teraz nijak nie pomoże, prawda? - głos był spokojny, opanowany, w ogóle niepasujący do sytuacji - A co tutaj robisz? Tego to nawet ja nie wiem, ale mogę obiecać, że będziesz miał tu strasznie dużo zabawy. Musimy tylko poczekać na dzwonek... -
- Jaki, kurwa, dzwonek? O czym ty mówisz, do cholery?! - zawołałem, ale tym razem zastałem tylko ciszę. Nie przejmując się tym zbytnio, postanowiłem rozruszać swoje skamieniałe mięśnie i ścięgna.
Po kilku próbach, w końcu udało mi się choć trochę podnieść i musiałem wyglądać teraz jak rzymski konsul, leniący się na swym łożu, słuchający nowości ze świata. Brakowało tylko pięknej kobiety karmiącej mnie winogronami. I łoża. I świata.
Nagle, przerywając moje rzymskie rozmyślania, zabrzmiał dzwonek - ten zwiastujący zabawę. I właśnie wtedy spostrzegłem, że się świecę, ściana za mną zniknęła, a obok mnie stoi jeszcze trzech świecących się jegomościów. Po chwili ruszylismy do wyjścia, a kiedy przestąpiłem przez próg, zawładnęła mną nieodparta chęć pobiegnięcia przed siebie, co też uczyniłem. Przemieszczałem się długimi, pustymi korytarzami, skręcając a to w lewo, a to w prawo, w pogoni za czymś, czego nie znałem.
W pewnym momencie natrafiłem na korytarz wypełniony dziwnymi, świecącymi jasno i unoszącymi się w powietrzu kulkami. Wtedy też usłyszałem dziwny dźwięk - jakby ktoś raz po raz tłukł szklankę. Dźwięk narastał z każdą chwilą, a mi coraz bardziej wydawało się, ze znam skądś te kulki i ten nieznośny odgłos tłuczonego szkła. I wtedy w korytarzu pojawił się on: wielki, masywny, z paszczą szeroką na dziesięć metrów. Gdy go ujrzałem, wszystko we mnie struchlało i zmniejszyło do wielkości ziarenka piasku.
Już wiedziałem, skąd znam to miejsce, Wiedziałem również, że muszę uciekać najszybciej jak potrafię. Bo w tym świecie nie istnieje piekło albo niebo. Jeżeli zostaniesz złapany, przestajesz istnieć - tak po prostu. W tym świecie, stworzonym na kształt labiryntu. W świecie nie wybaczającym błędów.
W świecie Pac-mana.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania