Tango nad brzegiem morza

„ Nie ważne co grają, my tańczymy tango” , tak mawiała mama Izabeli Kopaniszyn. Kiedy pierwszy raz dr Iza o tym wspomniała na jednym ze swoich filmików, te słowa zadziałały na mnie jak zastrzyk z adrenaliny prosto w serce. Dziękuję za to dziś, bo właśnie dziś rozbrzmiewają one we mnie ze zdwojoną siłą. Nie ważne jak i co - ja tańczę. Dziś mój taniec jest czekaniem. Może akurat czekanie najbardziej kojarzone jest współcześnie z bezruchem i rezygnacją, ale coś we mnie krzyczy, że to nie prawda. W takim czekaniu wcale nie musi zamykać się uległość, nie ma też nic wspólnego z depresją. Paradoksalnie jest ono bardzo aktywne, ponieważ, jak wszystko w życiu jest procesem.

Przez moment przymykam oczy i staję się kobietą, która od kilku miesięcy czeka na powrót swojego męża z wyprawy morskiej. Czuję się dziwnie, czekając na mężczyznę, więc dopasuję rzeczywistość do siebie- miast mężczyzny będę wypatrywać syreny.

Więc czekam nad brzegiem morza, zimny wiatr szarpie mi myśli, deszcz zacina bezlitośnie. Od kilku miesięcy przychodzę tutaj o stałej porze, by w moim czekaniu poczuć zgiełk bycia sobą. Stojąc na przeciwko morza, mierzę się z jego siłą, do czasu, kiedy pokonana, z pełną gotowością, pozwalam by jego potęga mnie przeniknęła.

Wtedy na moment, wkraczam w przestrzeń poza ja, w której zgiełk zamienia się w harmonię, a moja frustracja rozśmiesza mnie do łez. Bo co jeśli w bezruchu czekania, mieszczą się najbardziej skomplikowane figury taneczne, na które ludzkie ciało może sobie pozwolić? Pozostawiam te pytania wiatrowi, który znajduje w nich dla siebie wspaniałą rozrywkę. Porywa je, przekręca w powietrzu, rozdmuchuje jedno słowo na tysiące małych atomów, mieszając je z ziarenkami piasku.

Potęga morza upomina się o mnie. Lęk, który do tej pory powstrzymywał mnie od bycia w bezruchu, wytrzeszczył ślepia, które bezwiednie zaczęły łzawić. Jestem tutaj, pełna mocy w swoim czekaniu bez oczekiwań. Ponieważ nagle uderza mnie fala, która zamiast zmrozić moje serce, rozpala je do czerwoności.

W obronnym geście odwracam głowę, przez moment nie patrzę w dal, przed siebie, ale spoglądam w kierunku, który normalnie jest z tyłu, a dziś jakoś dziwnie zamknął się w moim wnętrzu. Nie dostrzegam tam syren, ani tym bardziej mężczyzn. Czuję w swojej obecności, obecność kobiet, które były tu przede mną. Przez ułamek sekundy majaczą mi ich postaci, poruszane niczym powietrze ciepłem ziemii. Czekanie staje się naszą modlitwą, w której na zawsze zostajemy połączone.

Wszystkie moje babki i babki ich babek. Kobiety czekające na swoich mężów wracających z siódmego morza albo z wojen. Kobiety wypatrujące swoich synów, ślepnące od palącego słońca. W końcu kobiety, które z tęsknotą za sobą, czekają na swoje syrenie siostry, by w pięknie ich eterycznych ciał, dostrzec swoje odbicie.

I wszystkie one uśmiechając się do mnie swoją mądrością, kładą mi ręce na ramionach. Ich obecność staje się fizycznie odczuwalna, komórki mojego ciała rozpoznają każdą z nich.

Na cokolwiek w życiu czekam, nigdy w tym czekaniu nie będę już sama. nie będę również w naiwny sposób mylić czekania z oczekiwaniem. Nauczyłam się dostrzegać tę subtelną różnicę między nimi. Słyszę dźwięki śpiewu syren, nie, to tylko mewy. Nie ważne – cokolwiek...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Marian 14.01.2021
    Ciekawy i bardzo kobiecy tekst.
  • Dziękuję.
  • Piotrek P. 1988 14.01.2021
    Bardzo piękny, ciekawy, tajemniczy i inspirujący (nastrój, motyw morza, plaży, mew i syren) tekst. 5, pozdrawiam :-)
  • Pan Buczybór 15.01.2021
    Jest trochę drobnych błędów, ale ogólnie tekst jest naprawdę dobry. Ciekawy, poetycki obraz, płynna narracja, dobre operowanie słowem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania