O ile wiem, to słońce zagospodarowuje księżyc w spojrzenie
Skoro ono nie mogło na ciebie patrzeć
to księżyc spojrzał tylko jednym zamglonym okiem.
Morał taki:
Zależy jak się oświetli piękno.
Idąc leśną ścieżką,
znaleźliśmy małe źródło,
zapraszająco zamigotało
odcieniami mojej sukienki,
więc ją zdjęłam.
Kolibry tańczyły w miłosnym tańcu,
małe, zmysłowe ptaki,
słońce muskając skórę
zawstydziło się i zaszło,
tylko księżyc jednym okiem spoglądał.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Komentarze (18)
Skoro ono nie mogło na ciebie patrzeć
to księżyc spojrzał tylko jednym zamglonym okiem.
Morał taki:
Zależy jak się oświetli piękno.
Końcówka do czapy.
NO!
Idąc leśną ścieżką,
znaleźliśmy małe źródło,
zapraszająco zamigotało
odcieniami mojej sukienki,
więc ją zdjęłam.
Kolibry tańczyły w miłosnym tańcu,
małe, zmysłowe ptaki,
słońce muskając skórę
zawstydziło się i zaszło,
tylko księżyc jednym okiem spoglądał.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Taniec kolibra
Idąc leśną ścieżką,
znaleźliśmy małe źródło,
zapraszająco zamigotało
odcieniami mojej sukienki,
więc ją zdjęłam.
Ptaszek agonalnie, w miłosnym uniesieniu,
mały, zmysłowy cudak,
słońcem muskając skórę,
przywiał chmury.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Idąc leśną ścieżką,
znaleźliśmy małe źródło,
zapraszająco zamigotało
odcieniami mojej sukienki,
więc ją zdjęłam.
Ptaszek agonalnie, w miłosnym uniesieniu,
mały, zmysłowy cudak,
promieniami muskając skórę,
przywiał chmury.
Woda przelewała się przez palce,
spływała między piersiami,
więc brałeś ją w usta,
a ja językiem zbierałam
dreszcze z twojej szyi.
Koliber tańczył
w małych kształtach.
Słońce nie chciało na to patrzeć,
księżyc z politowaniem wzdychał do amorów.
Za wysoko się puszczasz ze złośliwościami. Mój stan licznika: > 1 000 000 bez wypadku.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania