Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Tarcza Księżyca
Była to piękna noc. Kalendarzowe lato skończyło się zaledwie kilka dni temu i jesień nie
zdążyła się jeszcze dobrze rozpanoszyć po swoich włościach. Było ciepło, a na płótnie nocnego
nieba rozpościerała się srebrna tarcza księżyca w pełnej swojej okazałości. Nieboskłon usiany był
milionami malutkich gwiazd które towarzyszyły wiernie swojemu większemu koledze w tym
wieczornym spektaklu. Potęga ich połączonego glansu czyniła tą noc wyjątkowo jasną i
nastrojową.
W ten właśnie wieczór dwójka postaci zdecydowała się na opuszczenie przytulnych progów
przydrożnej karczmy. Jedną z nich był wysoki człowiek, przystojny, wysoki i dobrze zbudowany.
Lekka bryza mierzwiła jego ciemne blond włosy, a czarne jak najmroczniejsza otchłań, oczy
beztrosko patrzyły na otaczający go świat.
Jego towarzyszka była znacznie niższa, jednak nie była on dzieckiem, ale niziołkiem. Była młoda,
miała nie więcej niż szesnaście lat, ale już widać w niej było uśpione piękno które tylko czekało by
się przebudzić. Długie blond włosy luźno opadały na jej ramiona i plecy, a jej bystre spojrzenie
padało wszędzie tylko nie na jej towarzysza.
- Piękna to noc – oznajmił Ismir zaciągając się powietrzem. - Aż mam się ochotę położyć na łące i
podziwiać gwiazdy do samego rana.
-Więc chodźmy! - Wypaliła nagle Madelin, a potem szybko przeklęła się w myślach.
„Durna, durna durna, durna!” krzyczała na siebie, ale po chwili przestała. „Jest dobrze, przecież i
tak chciałam z nim porozmawiać na osobności. Byłoby jednak lepiej gdybym się tak nie
stresowała.”
Jej towarzysz zerknął na nią i przez chwile młoda kapłanka Nethysa przestraszyła się że czyta jej
w myślach, ale bezzwłocznie odegnała tą myśl. „Nie zrobiłby tego, nie mi.”
- Dobrze się czujesz?
Niziołka energiczne, nawet zbyt energicznie przytaknęła głową.
- Tak, chodźmy do lasu, musi być tam jakieś dobre miejsce by popodziwiać gwiazdy.
Ruszyła pierwsza, szybkim krokiem, prawie biegła i nie oglądała się za siebie.
Jednooko ruszył za kapłanką.
Daleko tam gdzie wzrok śmiertelnika nie sięga trzy kobiety siedziały w pięknym kwiecistym
ogrodzie. Było tam pełno drzew których gałęzie uginały się od soczystych owoców gotowych tylko
do zerwania i spożycia. Powietrze przesycone było kwiecistymi aromatami od których rozkosznej
wonni aż kręciło się w głowie.
Sarenrae, Desna i Shelyn przyglądały się całej sytuacji poprzez tafle srebrnego zwierciadła które
było ich oknem na tamten świat.
- Jak myślicie, pocałują się? - Zapytała Desna która uważnie przyglądała znanej nam dwójce.
Shelyn roześmiała się wesoło.
- Przez wzgląd na to ile wysiłku włożyłaś w tą noc to osobiście liczę na coś więcej niż tylko
pocałunek.
Bogini snów, szczęścia, gwiazd i nocy tylko uśmiechnęła się skromnie na słowa swojej kochanki.
Nie było to sekretem że postanowiła odrobinę dopomóc zakochanym w zbliżeniu się do siebie.
- Oby tylko nie zabrakło jej odwagi. - Oznajmiła Sarenrae.
Shelyn lekceważąco machnęła dłonią.
- Nie ma o co się bać. Ma serce wojowniczki, tak samo jak jej prababka. A teraz cicho, zaraz się
zacznie!
Trzy boginie w milczeniu obserwowały dalszy ciąg wydarzeń.
- Czy to co pisałeś w liście to prawda!? - Wypaliła Madelin kiedy tylko znaleźli odpowiednie miejsce
w lesie.
„Lucjusz byłby zemnie dumny. Właśnie wykazałam się taktem i subtelnością godną cegłówki”
Ismir zamrugał kilka razy jakby to nagłe pytanie lekko go oszołomiło.
- To wiele tłumaczy. - Oznajmił po sekundzie. - To dla tego jesteś taka zdenerwowana i
czerwienisz się bardziej niż zwykle.
Na twarzy nieśmiertelnego czarodzieja zagościł łagodny uśmiech.
- Tak masz racje! -Kapłanka zebrała w sobie całą odwagę jaką tylko znalazła i stanęła przed nim
patrząc mu prosto w oczy. - Denerwuje się i czerwienie bo zamieszałeś mi w sercu ty cholerny
bandyto. Nagle w moim życiu pojawił się przystojny dandys o mocach wykraczających ludzkiemu
wyobrażeniu i zaczyna mi mówić słodkie słowa. Pokazuje mi świat o którym nie wiedziałam i do
którego nie miała wstępu, na Nethysa, jak miała się w tobie nie zakochać?!
- Jednak to nie był problem dopóki to były tylko moje uczucia, a teraz – Madelin wyciągnęła z torby
pogięty list. Czytała go tyle razy że pamiętała jego treść na pamięć i mogła ją wyrecytować bez
zająknięcia o każdej porze dnia i nocy. - Nie wiem co myśleć i dlatego naskakuje na ciebie tak
nagle bo czuje że eksploduje jak się nie dowiem. Czy to co napisałeś, to na poważnie? Mów jednak
prawdę bo jak boga kocham, zabije cię!
Niektóre osoby mają ten problem z zaufaniem i miłością że ich one przerażają. Lękają się ryzyka
rozczarowania i zranienia które im towarzyszy. Jedną z tych osób była Madelin, bała się co
wprowadzało ją we wściekłość której wyraz byliśmy świadkami.
Ismir nie cofnął się pod naporem jej słów, wręcz przeciwnie, zbliżył się do niej i uklęknął tuż
przednią.
- Jestem stary i zniszczony, jak statek pływam po oceanie i nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Moje uczucia są skomplikowane, przez lata nic nie czułem, nic poza dojmującą samotnością. Kiedy
się spotkaliśmy uznałem że przyczepie się do ciebie by zabić trochę czasu. Ale…. Brakowało mi do
tego serca.
Mówił cały czasy, a jego oczy ani na moment nie przestawały się wpatrywać w jej.
- To było nasze trzecie spotkanie, byłem w bardzo złym stanie. Wbrew doświadczeniom
pozwoliłem w swoim martwym sercu na nadzieje która jak zawsze okazała się płona.
W kącikach jego oczu zaczęły zbierać się łzy.
- Kiedy się wtedy spotkaliśmy chciałem to zakończyć, ale twój uśmiech, twoje miłe słowa…
Działały jak balsam na ranę. Nim się obejrzałem nie chodziło mi już o zabicie czasu. Choć świat dla
mnie stracił wszystkie kolory, to ty dalej jesteś w stanie je wiedzieć, a dzięki tobie ja także.
- Czy to miłość? Dla mnie tak i więcej nie potrzebuje. Stać obok ciebie i móc patrzeć na cuda
świata które dzięki tobie znowu nabierają na wspaniałości, więcej nie śmiem pragnąć.
Wziął ją za rance i zamknął jej drobne dłonie w swoich.
Madelin nachyliła się i pocałowała go w usta. Był to delikatny, jak muśnięcie liścia, buziak, ale
mówił więcej niż setki pięknych i wymyślnych słów. Tym jednym gestem sprawiła że serce
wiecznego Ismira Jednookiego zabiło szybciej i mocniej.
- A więc to tak smakuje życie – wyszeptał, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
Kapłanka znowu go pocałowała.
„ Samotność to coś strasznego” Pomyślała kiedy ich usta znowu się zetknęły. „Nawet najpotężniejsi
lękają się jej bardziej niż śmierci”.
W ogrodach trzy boginie wszystko widziały i wszystko słyszały.
-To takie piękne – zachwyciła się Shelyn. - Już w mojej głowie rodzą się setki poematów i tysiące
pieśni opiewających tą miłość.
Sarenrae przytaknęła, jednak w jej geście było pewne wahanie.
- Czy to na pewno dobrze? Czy krwiożercza bestia naprawdę może kochać się w owcy? -
Zapytała bogini słońca.
- Ismir nigdy nie był „krwiożerczą bestią”, nawet kiedy czynił zło robił to z rozpaczy, a nie
dlatego że cierpienie innych sprawiało mu przyjemność. - Wzięła go w obronę Desna.
- Czy więc ta miłość nie przyczyni się do większego cierpienia? Ona umrze, ze starości czy na
wskutek innych powodów. - Mówiła Sarenrae. - Czy Ismir będzie w stanie się z tym pogodzić?
- Miłość nasz uszlachetnia, czyni nas lepszymi wersjami nas samych. - Orzekła Shelyn. - Już raz
miłość go zmieniła, wierze że teraz nie będzie inaczej.
- Miejmy nadzieje. - Powiedziała do swoich kochanek Desna. - W końcu, gdzie byłby świat
gdyby nie miłość i nadzieja?
Ismir otarł łzy z policzka.
- Cholera, dawno nie płakałem, właściwie to zapomniałem jak to jest.
Madelin uśmiechnęła się promiennie.
- Chyba czas już na mnie- stwierdził Jednooki i już szykował się do powstania kiedy Madelin zarzuciła mu się na szyje i przywarła swoimi ustami do jego. Pocałunek był niezdarny ze względu na brak jej doświadczenia, jednak nie było w nim nic niewinnego.
Młoda kapłanka otwarła drzwi swojego umysły i wyrzuciła za próg zdrowy rozsądek, a następnie zaprosiła do środka pożądanie.
„Oszalałam i jestem szczęśliwa!” Wykrzyknęła w duchu.
Ismir lekko zbity z tropu delikatnie ją od siebie odsunął. Choć starał się zachować rozsądek to
jednak był to bardziej wysiłek na pokaz.
- Nie spodziewałem się tego po tobie.
Z figlarnym śmiechem kapłanka położyła się przed nim na trawie.
- Wpisze to sobie w listę osiągnięć życiowych. Udało mi się zaskoczyć pana „Wszystko
widziałem, wszystko robiłem.”
Jej sarkazm był maską za którą starała się schować zdenerwowanie. Serce biło jej w piersi z
szaleńczą szybkością i bała się że zaraz wyrwie się na zewnątrz. Ale była zdeterminowana, cała ta
miłość to było szaleństwo, więc czemu by się mu całkowicie nie poddać?
Usta Ismira wygięły się w wilczym uśmiechu i zanim się obejrzała wisiał tuż nad nią tak blisko że
stykali się czubkami nosów. Czuła jak jego słodki oddech owiewa jej twarz i nagle zrobiło jej się
bardzo gorąco.
Pocałował ją, odważnie i namiętnie, jemu nie brakowało wprawy. „Boże!” Jęknęła w myślach
Madelin kiedy jego język znalazł się w jej ustach. Uniosła swoje drobne dłonie i oparła je na jego
torsie, był on taki wielki, a ona taka mała.
Zabrała się za rozpinanie guzików jego koszuli, jednak nie szło jej to najlepiej. Zaczęła je więc
rozrywać, co było już znacznie prostsze. Kiedy tylko uporała się z ostatnim zapięciem jej dłonie
mogły swobodnie eksplorować jego nagie ciało. Czuła pod opuszkami palców twarde jak skała
mięśnie i wzbierające w niej napięcie tylko nabrało na sile.
Dłonie Ismira też nie próżnowały i zanurkowały pod jej spódnice. Przez krótką chwile jego
palce błądziły po jej udach, a potem pośladkach aż spoczęły na tali i objęły ją bez najmniejszego
problemu. Wtedy też Madelin oprzytomniała i stanowczo odsunęła od siebie Jednookiego.
- Powiększ mnie – oznajmia.- Nie chce czuć się jak dziecko w uścisku olbrzyma, ale jak kobieta
w objęciach ukochanego.
Odsuną się od niej i ukląkł na trawie kilka kroków od niej. Nie było żadnych gestów, błysków czy
jakiś innych objawów użycia magii. W jednej chwili była małym i kruchym niziołkiem a potem
była wysokim i kruchym człowiekiem.
- A więc nie potrzebujesz nawet dotykać osoby by ją przemienić. - Stwierdziła Madelin z lekkim
zaskoczeniem.
Ismir odpowiedział jej szelmowskim uśmiechem, a potem zaczął powoli się rozbierać. Tuż przed
nią, bez pośpiechu, żeby mogła wszystko dokładnie obejrzeć. Przez chwile wpatrywała się w niego
jak oczarowana i podziwiała jego imponujące ciało. Jednak kiedy jego dłonie chwyciły za pasek
spodni sama też zaczęła zdejmować z siebie odzienie.
Sukienki pozbyła się błyskawicznie, tak samo majtki poleciały gdzieś na bok w krzaki. Problem
był ze stanikiem i jego cholernym zapięciem.
„Po co mi on w ogóle?” Zastanawiała się zezłoszczona niziołka jednocześnie walcząc z
zaczepami które ewidentnie nie chciały współpracować. „ To nie tak że mam co nim
podtrzymywać!”
Gdyby nie władające nią teraz silne emocje Madelin mogłaby posmutnieć z powodu tej myśli.
Aczkolwiek to nie tak że nie było dla niej nadziei. Wszystkie kobiety jej rodu koniec końców wyrosły
na atrakcyjne damy, więc jej sprawa wcale nie należała do przegranych.
Sarenrae stanęła przed zwierciadłem i narzuciła na nie fioletową narzutę.
- Koniec spektaklu – zwróciła się do swoich dwóch towarzyszek. - Dajmy zakochanym odrobinę
prywatności. Poza tym – dodała jednocześnie zsuwając ramiączko swojej sukni. - Po co patrzeć
skoro same możemy same zagrać w tą grę.
Desna i Shelyn spojrzały na siebie a następnie dołączyły do niej.
Mocowanie stanika w końcu uległo i Madelin nareszcie mogła wyzwolić swoje drobne piersi spod
jego tyranii. Cisnęła go w mroki lasu tak daleko jak tylko mogła, nawet nie myśląc o tym że po
wszystkim bardzo będzie chciała go odzyskać.
Spojrzała na Ismira i po raz kolejny tego wieczora, rumieńce wykwitły na jej policzkach. Nie
chodziło tylko o jego piękne ciało które teraz mogła podziwiać w pełnej jego okazałości. Jego
wyżłobione jak w kamieniu muskuły czy twardniejące na jej oczach prącie, które jak pika stawała
sztorcem w jej stronę. Przynajmniej nie tylko o to.
Pożerał ją wzrokiem, jego ciemne oczy zachłannie prześlizgiwały się po każdym centymetrze jej
ciała. Pragnął jej, pożądał jej i tylko dzięki sile woli jeszcze się na nią nie rzucił.
Ruszył na kolanach w jej stronę, ale ona miała inne plany. Uniosła wyżej nogę i oparła ją o jego
pierś. Zaskoczony jej zachowaniem uniósł pytająco brew.
- Chce spróbować kilku rzeczy. - oznajmiła.
Jednooki znowu uśmiechnął się jak wilki, delikatnie zsunął jej but ze stopy, a potem pończochę, a
następnie sięgnął ku jej drugiej stopie. W tym czasie Madelin opuściła stópkę i dosięgła nią jego
sterczącego na baczność penisa. Ismir mruknął jak kot pod jej dotykiem i uniósł na nią swoje
spojrzenie.
Kiedy ona pieściła go na dole, on rozebrał jej drugą nogę i zaczął ją powoli całować.
Rozpoczął od palców i szedł dalej zahaczając lubieżnie o podbicie a następnie pietę. Wykonywał
swoją prace z oddaniem i uwielbieniem jakim najwierniejsi kapłani obdarowują swoich bogów.
Cały absurd sytuacji nie umykał Madelin i nawet się zaśmiała z tego powodu. Ismir Jednooki,
nieśmiertelny czarodziej, jedna z najpotężniejszych istot świata właśnie pieściła jej nogi jakby były
one największym cudem we wszechświecie! Jej podniecenie tylko nabierało na sile.
Jego usta zsunęły się na kostkę a potem powędrowały wzdłuż łydki aż do zagięcia kolan. Nie
mogła się go doczekać i rozwarła szerzej nogi w zapraszającym geście.
„ Błagam, choć do mnie, czuje że zaraz oszaleje!” Krzyczała w duchu, ale z jej ust wydobyły się
tylko rozkoszny pomruk.
Ale on się nie śpieszył. Przez chwile uważnie studiował jej uda, najpierw lewe, potem prawe i
dopiero kiedy zbadał je dokładnie zanurzył się między jej nogami i zabrał do prawdziwej pracy.
Jego usta i język pieściły Madelin z wprawą możliwą do zdobycia tylko poprzez lata praktyki.
Czuła ogień który rozlewał się po całym jej ciele, miała wrażenie że płonie i chciała by to uczucie
nigdy nie minęło. Owładnięta żądzą, jedną ręką chwyciła za włosy swojego partnera, nie
pozwalając my na dłuższe przerwy w jego pieszczotach. Drugą natomiast złapała za swoje drobne
szpiczaste pierś i zaczęła je miętosić. Z jej ust wydarł się głośny jęk, a potem kolejny i po nim
jeszcze jeden.
Jak to dobrze że same boginie zadbały by nikt im tej nocy nie przeszkadzał.
Trwali tak przez chwilę aż Ismir wydarł swoją głowę z jej lubieżnego uchwytu. Spojrzał na nią i
się zachwycił. Choć noc nie była upalna całe jej ciało było zroszone potem dzięki czemu jej
krągłości rozkosznie błyszczały w świetle księżyca. Jej sterczące sutki kusiły i zapraszały, a łono
tylko czekało by je zaatakował swoim ostrym mieczem.
- Kocham cię, kocham cię jak nigdy żadnej innej kobiety – oświadczył z pewnością w głosie którą
nie zachwiałby najdzikszy sztorm.
- Choć do mnie – jęknęła w odpowiedzi kapłanka unosząc w jego stronę ręce.
Spełnił jej życzenie, ich usta znowu się złączyły w szaleńczym pocałunku.
- Zrób to – szepnęła mu do ucha pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim. - Zaklinam cię na
wszystkich bogów, zrób to.
Zrobił to, wbił się w nią swoim ostrzem. Madelin szarpnęło, a następnie poczuła ból rodzący się pomiędzy jej udami.
- Będę delikatny – przyrzekł jej.
Ostrożnie przesuwał swoimi biodrami w przód i tył. Przy każdym jego ruchu z jej ust wydobywał
się niekontrolowany jęk. Z początku były one spowodowane bólem, ale z czasem cierpienie zostało
zastąpione przez rozkosz.
Oboje czuli że niedługo sięgnął szczytu swoich możliwości. Każdy ruch, każdy oddech przybliżał
ich do wielkiego finału. Kapłanka objęła go swoimi dłońmi i nogami, przywarła do niego tak
mocno jak tylko mogła. Tonęła, a on był jej jedynym połączeniem ze światem materialnym. Ismir
syknął czując jej paznokcie wbijające się w jego plecy, ale była to tylko kropla w morzu uczuć jakie
teraz doznawał. Nie raz kochał się z kobietami i mężczyznami, ale teraz czuł się jak nastolatek
który pierwszy raz doznawał przyjemności sexu.
- Zaraz dojdę – sapnęła mu do ucha.
- Ja też!
Serca biły coraz szybciej, a ruchy jego bioder nabierały na szybkości. Jęki obu
rozbrzmiały tej pięknej księżycowej nocy, a kiedy doszło do wielkiego finału przeobraziły się one
w krzyki ekstazy.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania