Poprzednie częściTarg - Dzień I - Rozdział I

Targ - Dzień II - Rozdział V

Następnego dnia Zielonka zbudził się dość wcześnie. Spał wprawdzie na kocu rozłożonym pod oknem na podłodze, ale to i tak były komfortowe warunki w porównaniu z jego zwykłymi legowiskami. Poprzedniego wieczoru poszedł za radą Zimy i pozostał na dole ledwie chwilę dłużej. Ciekawiły go wprawdzie lokalne plotki i opowieści z dalszych stron, ale po dniu pełnym wrażeń odczuwał zmęczenie.

Gdy się zbudził, Zimy nie było w ich niewielkiej izbie. Nieco zaskoczony tym faktem poderwał się na nogi i w pierwszym odruchu chciał biec na dół, jednak po chwili uznał, że widocznie przybysz jeszcze go nie potrzebuje. Podszedł zatem do niewielkiego okienka i wyjrzał na zewnątrz.

Z tego miejsca otwierał się przed nim widok na rozstaje, na którym poprzedniego dnia spotkał Zimę. Kawałek dalej od tego miejsca między namiotami widoczne było przejście na Kocioł, a za nim jego oczom ukazał się również fragment Trójkąta. Dawno już Zielonka nie patrzył na Targ z takiej perspektywy. Zawsze uwielbiał obserwować ten gąszcz namiotów poprzetykany placami handlowymi. Strzelistą sylwetkę Tentu górującego nad pozostałymi stoiskami i widoczną w oddali masywną bryłę Sanctum. Ten widok, choć ponury z uwagi na kłębiące się bezustannie w górze gęste, ciemne chmury, zawsze napawał go niezwykłym entuzjazmem. Patrząc na Targ z tej perspektywy czuł, że może wszystko, a tam w dole czeka morze niezliczonych możliwości. Tego poranka to uczucie wróciło do niego ze zdwojoną mocą i nie potrafił mu się opierać, nawet wiedząc, że oparte jest jedynie na sentymencie.

Alejki nie były jeszcze zatłoczone, jednak sporo ludzi krążyło już w swoich sprawach między placami. O tej porze dnia przeważali tacy ubrani w znoszone i podniszczone szaty, z materiałowymi maskami na twarzach. Na takich jak oni najlepsze towary nigdy nie czekały. Zielonka obserwował ich przez dłuższą chwilę, gdy nagle jego uwagę przykuła potężna postać. Aleją od strony Cisnej podążał niezwykle wysoki, postawny mężczyzna. Dosłownie górował nad tłumem wyższy od przechodniów co najmniej o dwie głowy. Poły jego masywnego czarnego płaszcza niemal szorowały po ziemi, a ciemna maska zdawała się pochłaniać wszelkie światło. Jednak to nie sam mężczyzna przyciągał uwagę wszystkich przechodniów. Tuż za nim sunęła dosłownie unosząc się w powietrzu stalowa skrzynia. Była dłuższa niż jej właściciel i szeroka na metr. Całą jej powierzchnię pokrywały wymyślne zdobienia, a na wieku wykuto romboidalną twarz bez rysów, jedynie z pustymi oczodołami i dwoma wąskimi szparkami imitującymi nozdrza. Pod twarzą znajdował się długi niemal jak całe wieko trzon zakończony potężnym młotem niby do połowy zatopiony w skrzyni.

Zielonka patrzył jak urzeczony, gdy wielki mężczyzna skręcił na drogę prowadzącą do Trójkąta, a skrzynia cały czas posłusznie sunęła za nim. Chłopak poderwał się nagle, wypadł na wąski korytarz i pognał do stromych schodów. Zbiegł po nich głośno tupiąc, przeciął salę wspólną i już był na zewnątrz. Spojrzał w stronę Trójkąta, ale nie ujrzał już nieznajomego i jego skrzyni.

-Dokąd tak pędzisz? –głos Mak osadził go w miejscu nim ruszył do biegu. –Miałam nie wypuszczać cię bez śniadania.

Zielonka odwrócił się z zawstydzeniem i tylko przez krótką chwilę spojrzał na widoczną połowę twarzy karczmarki.

-Zobaczyłem coś... kogoś –poprawił się. –I chciałem mu się bliżej przyjrzeć.

-Będziesz to musiał przełożyć –stwierdziła Mak. –Twój towarzysz wyraźnie powiedział, że masz zjeść śniadanie i na niego zaczekać.

Chcąc nie chcąc chłopak wrócił do karczmy, a po chwili zrezygnowany skubał podpłomyk i koślawą rzepę. Odczuwał wprawdzie głód, ale bardziej od jedzenia interesował go ów nieznajomy, niecodziennie widywało się kogoś takiego w okolicy Targu.

-Wolałbyś szczura? –Zielonka podniósł wzrok znad miski i ujrzał dosiadającego się do stołu Zimę. –To raczej danie obiadowe.

-Nie chodzi o jedzenie –odparł chłopak. –Rano obserwowałem Targ przez okno i zobaczyłem kogoś interesującego.

Zielonka dokładnie opisał Zimie mężczyznę, którego widział.

-Skażony –prychnął przybysz z pogardą.

-Więc to nie był mag? –chłopak nie wiedział, czy bardziej zdziwił go ten fakt, czy reakcja Zimy.

-Magowie mają choć tyle poczucia przyzwoitości, albo chociaż instynktu samozachowawczego, żeby nie okazywać tak ostentacyjnie kim są. Ale te plugawe zgniłki...

-A miałam pana za rozsądnego człowieka –to Mak podeszła do ich stolika z dzbankiem lekkiego piwa i kubkiem dla Zielonki.

-Nie brak mi rozsądku –odparł Zima. –W przeciwieństwie do nich.

-To ludzie tacy sami jak my –stwierdziła karczmarka oburzonym tonem. –Tylko odmienieni przez to, co się stało. I to wina tych cholernych magów.

-Wina –sarknął Zima. –Jakby to cokolwiek znaczyło. Są jacy są i powinni to znosić w ukryciu.

Mak nie odpowiedziała. Zamaszyście odstawiła dzbanek na stół i odeszła.

Gdy Zielonka się najadł wyszli z Zimą na zewnątrz. Poszli na Trójkąt, który stanowił jeden z trzech głównych placów na Targu. Nie dorównywał on wielkością Kwadratowi, ale i tak był spory. U wejścia na plac znajdowała się stara pompa, przy której stała kolejka ludzi z wiadrami i misami. Jakiś mężczyzna w burym kubraku i twarzy zakrytej brązową maską pompował właśnie wodę do stojącego pod pompą wiadra. Woda była mętna.

-Skąd pompowana jest ta woda? -spytał Zielonkę Zima, gdy mijali pompę.

-O ile wiem z jakiegoś ujęcia znajdującego się gdzieś pod Targiem.

-Mętna jak wszędzie. -Stwierdził przybysz. -Skażenie tak wiele nam odebrało. -Pokręcił powoli głową, po czym zmienił temat. -Wczoraj w karczmie zainteresował mnie pewien wątek. Kiedy ten kupiec w masce lisa zachwycał się krasomówczą sztuką Siostry, jeden z gości zapytał go, czy służył kiedyś rodowi Spirali, dlaczego?

-To żadna tajemnica –odparł Zielonka. -Wszyscy na Targu plotkują o tym, że Siostra pochodzi z tego rodu, albo co najmniej jest z nim powiązana w jakiś sposób. Podobno nawet ma dwa wielkie proporce z symbolem spirali zawieszone na ścianach w swoim gabinecie.

-I ludziom to nie przeszkadza?

-O ile wiem, dobrze zarządza Targiem, więc pewnie nie zwracają na to uwagi.

-Interesujące –skomentował Zima, po czym pogrążył się w milczeniu.

Kiedy znaleźli się już na Trójkącie, grupa robotników właśnie ustawiała scenę. Była ona podobna do podwyższenia, z którego poprzedniego dnia przemawiała Siostra, jednak mniejsza. Podobne sceny jeszcze tego samego dnia miały się znaleźć na wszystkich placach Targu.

-Zawsze to tak wygląda? –spytał Zima wskazując scenę.

-Z reguły tak –odparł Zielonka. –Od jutra na każdym z placów odbywać się będą przedstawienia i występy bardów. Zawsze też pojawiają się mężczyźni chętni wziąć udział w zapasach czy walce na pięści. Do tego akrobaci, tancerze. Coś wesołego dla każdego. Siostra tak to urządziła.

-Siostra -Zima jakby się zamyślił. -Pamiętasz jej przybycie na Targ?

-Jak przez mgłę –przyznał Zielonka. –To było z dziesięć lat temu. Wiem, że pojawiła się tu ze sporym majątkiem i grupą swoich strażników – Węgorz i Piękny przybyli razem z nią. Szybko uzyskała poparcie Ojca i znaczących kupców. Przegoniła poprzedniego władcę, ale nie wiem jak to się dokładnie stało. Nigdy mnie to nie interesowało.

Zima skinął głową. Dalej szli w milczeniu obserwując jak scena nabiera kształtów. Nieopodal rozstawione było stoisko jej zarządcy, który zapisywał mających wystąpić artystów.

-Bochen? –awanturował się właśnie jeden z nich.

-Na Kwadracie zapłaciłbyś trzy –stwierdził zarządca.

-Na Kwadracie miałbym cztery razy tyle słuchaczy co tutaj.

-Znakomicie, znasz drogę...

-To doprawdy prostackie.

Zielonka był ciekaw jak długo artysta będzie się awanturował nim wreszcie ustąpi lub zrezygnuje, ale Zima nie miał zamiaru się zatrzymywać. Kroczyli więc dalej między porozstawianymi straganami wypełnionymi przeróżnymi towarami. Uwagę Zielonki przyciągały zwłaszcza wyglądające na drogie tkaniny, na które spoglądał nieomal pożądliwie, próbując jednocześnie jak najmniej rzucać się w oczy, aby przypadkiem nikt nie zauważył jego łachmanów. Na szczęście nie było to specjalnie trudne. Takie miejsca jak Trójkąt czy Kwadrat zawsze przyciągały odwiedzających. Odwiedzających nie klientów. W tych czasach niewielu było stać na drogie szaty, czy ozdoby, o kunsztownie wykonanych zabawkach nawet nie wspominając. Dlatego ceny były wysokie. Ale nie odstraszało to gapiów, którzy snując się między straganami zapewne oglądali w swych głowach inny świat, ten, który zdawał się być bezpowrotnie stracony.

Zima rozglądał się ciekawie wśród stoisk porozstawianych przez licznych kupców, jednak do żadnego nie podszedł. Czasem tylko zwalniał kroku i uważniej lustrował prezentowany asortyment.

-Czego szukasz Zimo? –zagadnął z zainteresowaniem Zielonka.

-Czegoś bardzo konkretnego –odparł zapytany. –Ale tutaj tego nie widzę. Na Kwadracie pewnie mają większy wybór?

-I wyższe ceny –skwitował chłopak.

-To akurat wyłącznie moje zmartwienie. Prowadź.

Aby dojść na Kwadrat musieli przejść obok wejścia na Kocioł i następnie skręcić w lewo. Po krótkim marszu dotarli do rozstaja, gdzie usłyszeli dźwięk gongów. Zatrzymali się, a przed nimi od strony Kwadratu wyłoniła się procesja prowadzona przez mężczyznę dźwigającego emblemat Upartego. Za nim kroczyło sześciu kolejnych, po trzech z każdej strony, którzy uderzali w gongi. Pochód zamykał Ojciec wraz z dwójką innych ludzi -mężczyzną i kobietą - każdy z nich niósł w ręce sporych rozmiarów kocioł. Przechodnie schodzili im z drogi, gdy kroczyli pewnym krokiem w stronę głównej alei i już po chwili zniknęli Zielonce i Zimie z oczu.

-Dokąd się udają? –spytał przybysz.

-Na mokradła –chłopak patrzył z przejęciem w miejsce, gdzie znikła procesja. –Idą do specjalnego źródła, z którego przyniosą wodę. Wrócą wieczorem i przez następnych kilka dni Ojciec będzie się modlił, aby ta woda stała się Wodą Oczyszczenia.

-I stanie się?

-Być może dla niektórych –odparł Zielonka. –Podobno zdarzały się już uzdrowienia –chłopak spojrzał ze smutkiem na swoje zaczerwienione, popękane dłonie. -Chętnie bym jakieś ujrzał.

-A dlaczego nie skorzysta z miejscowego źródła?

-Uwierzyłbyś, że miejscowa woda może stać się Wodą Oczyszczenia?

Zima jedynie potrząsnął głową i ruszyli dalej by już po chwili znaleźć się na Kwadracie, gdzie od rana wyrosły dwie sceny nie licząc tej usytuowanej na tyłach Tentu. Panował przy nich jeszcze niewielki ruch, ale niektórzy z artystów podchodzących się zapisać wyglądali, jakby mogli zapłacić za występ i z dwadzieścia bochnów.

-Czy tutaj również będziemy tylko snuć się bez celu? –spytał Zielonka.

-Właściwie to nie –stwierdził Zima. –Chętnie odwiedzę tę handlarkę o pięknych ramionach.

Chłopak nie skomentował, jednak posłusznie poprowadził go do namiotu Aksamitnej. Był on dość obszerny, nawet jak na Kwadrat, wysoki i kolorowy, na jego ścianach żywo prezentowały się zieleń, żółć, czerwień i błękit. Poły namiotu szeroko rozstawiono, a przed wejściem stał imponujący stragan, obsługiwany przez wysokiego mężczyznę w schludnej szacie i drewnianej lakierowanej masce skrywającej górną połowę twarzy. Widoczne pod nią policzki miał gładko wygolone.

-Czym mogę służyć? –spytał na widok podchodzącego Zimy. Uśmiechnął się przy tym jakby już zostawili u niego ze trzy bochny.

Przybysz ledwie rzucił okiem na towary rozstawione na straganie.

-To chyba nie wszystko co macie do zaoferowania? –spytał.

-Naturalnie –uśmiech sprzedawcy pozostał na swoim miejscu. –Bogactwo naszej oferty nie zmieściłoby się na jednym straganie. Czy jednak wolno mi będzie zwrócić pańską uwagę na te aksamity?

Zielonka podążył wzrokiem za wskazaniem tamtego. W środkowej części straganu leżały równo złożone szaty z delikatnie połyskującego materiału, głównie zielone i niebieskie. Chłopak wpatrywał się w nie jak urzeczony, jednak Zima nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem.

-Każda warta może z bochen –stwierdził.

-Dwa –rzucił kupiec, nadal się uśmiechał, ale głos miał stanowczy.

-Nie sądzę –skwitował Zima. –Poza tym poszukuję szczególnych wyrobów, te tutaj mógłby kupić każdy.

-Doskonale –kupiec przeciągnął nieco s. –Zatem zapraszam.

Wskazał ręką rozsunięte poły namiotu. Zima skinął mu głową i ruszył do środka. Zielonkę oszołomił przepych z jakim urządzono wnętrze. Całe zastawione było regałami, ale ustawionymi w logicznym porządku i ze smakiem, każdy wypełniono schludnie ułożonymi towarami, dominowały eleganckie szaty, ale nie brakowało również biżuterii, a nawet skórzanych toreb.

Ledwie przekroczyli próg namiotu, nad ich głowami odezwał się dzwonek, a już po chwili spomiędzy regałów wyłonił się kolejny postawny młodzieniec w lakierowanej masce.

-Czym mogę służyć czcigodnym panom? -spytał słodkim głosem, w którym nie krył się choćby cień sugestii, że jedynie jednego z klientów można było opatrzyć tym mianem. -Mamy tylko najlepsze towary.

Zima ostentacyjnie rozejrzał się wśród regałów, podszedł do jednego czy dwóch, jednak ledwie rzucił okiem na ich zawartość.

-Nie tego szukamy –powiedział raczej oschle.

-Czy mogę spytać czego brakuje naszym towarom? -głos młodzieńca pozostał słodki i lepki jak miód, jednak przymilny uśmiech jakby nieco zastygł na wargach.

-Oryginalności mój panie -odrzekł bez wahania Zima. -Oryginalności. Byle prostak może tu wejść i kupić te łachy, a potem rozpowiadać na lewo i prawo jak to wydał ze trzy bochny na tunikę.

-Zapewniam, że tych towarów nie sprzedajemy tak tanio -młodzieniec podszedł do regału, przy którym stał Zima.

-Uczciwość to cnota dawno zapomniana –rzekł jakby do siebie przybysz. -Zatem powiedzmy, że pięć bochnów, czy ile sobie liczycie za te udawane luksusy. Czy naprawdę nie macie tutaj niczego wartościowego? -kontynuował Zima przechadzając się między regałami.

-Nasze najwspanialsze towary czcigodna Aksamitna sprzedaje osobiście -stwierdził młodzieniec. -Jednak można je nabyć jedynie w Tencie -ostatnie słowo wypowiedział takim tonem jakby sugerował, że ani Zima ani tym bardziej Zielonka nie mogą liczyć choćby na szansę zobaczenia tych towarów.

-W Tencie? Znakomicie. Zatem nie marnujmy tu więcej czasu -powiedział Zima kierując się do wyjścia, a Zielonka oczywiście podążył za nim.

-Wiesz, kiedy byłem tu ostatnio, większość handlu odbywała się właśnie w tym wielkim namiocie –powiedział przybysz do szczurołapa, gdy zmierzali w stronę pobliskiego wejścia do Tentu.

-To musiało być dawno temu Zimo -odparł Zielonka. -Teraz to najdroższe miejsce na całym Targu -stwierdził chłopak. -Za samo wejście tam płaci się dwa razy tyle, co za szarfę na jeden dzień.

-Niesamowite -Zima pokręcił głową. -Zaraz się przekonamy, czy ten namiot jest tego wart.

O tej porze na Kwadracie sporo się już działo. Oczywiście wszędzie wokół kręciło się sporo ludzi zainteresowanych towarami wystawianymi przez kupców na tym najbardziej prestiżowym z placów. Oprócz nich Zielonka widział również akrobatów, bardów czy iluzjonistów próbujących zainteresować przechodniów swymi występami. Nie było ich jeszcze zbyt wielu, ale wiedział, że z każdym dniem na Targ będą przybywać kolejni. Obchody Dnia Oczyszczenia zawsze przyciągały wszelkiej maści artystów.

-Powiedz mi -zagaił Zima -czy wszyscy mieszkańcy Targu trudnią się handlem?

-Skądże -stanowczo zaprzeczył Zielonka. -Może z połowa, a pewnie i mniej.

-Doprawdy? -przybysz jakby się zdziwił. -Wydawać by się mogło, że tak ożywiony ośrodek wymiany handlowej zamieszkują głównie handlarze.

-Nie zapominaj, że handlarze muszą coś jeść -powiedział szczurołap. -Wielu mieszkańców Targu pracuje jako myśliwi lub przy uprawie roślin, albo hodowli tych nielicznych stad, jakie są własnością Targu. Poza tym mamy drwali, nosiwodów, porządkowych, poszukiwaczy... Oczywiście również rzemieślników, którzy wytwarzają część sprzedawanych tutaj towarów. Być może w dawnych czasach Targ służył głównie wymianie handlowej, jednak już od dawna bardziej przypomina osadę, jedną z tych o jakich słyszy się w opowieściach o dawnych czasach.

-Nie sądzę -krytycznie stwierdził Zima. -To co tutaj widzę w niczym nie przypomina osad z dawnych czasów. Raczej skansen w którym trzeba płacić za każdy pozór dawnego życia.

Tymczasem zbliżyli się już do wejścia do Tentu. Po obu jego stronach stało dwóch strażników, a bezpośrednio przed odsłoniętą płachtą powitał ich wysoki mężczyzna w kolorowych szatach i barwnej masce zasłaniającej twarz.

-Witam panów -zagaił radośnie. -Jak rozumiem interesują was jedynie najlepsze towary. Za jedyne cztery precle od głowy, będziecie mogli wejść do Tentu i przekonać się jakie wspaniałości skrywa.

-Nie mogę się doczekać -stwierdził Zima wręczając mu niewielki kryształ soli.

-Zacna opłata -mężczyzna przyjął sól, a następnie zginając się w ukłonie ustąpił im z drogi. -Udanych łowów -gdy go mijali, mężczyzna odłożył kryształ soli do jednego z koszy stojących na niskim stole usytuowanym przy wejściu do namiotu. Znajdowały się w nich rozmaite drobne przedmioty, skrawki materiału, metalowe płytki, kawałki drewna, a nawet żywność. Wszystko co miało jakąkolwiek wymierną wartość, służyło jako środek płatniczy.

Zielonka nigdy wcześniej nie był w środku Tentu i gdy tam wchodził widok absolutnie go oszołomił. Wnętrze ogromnego namiotu podzielono po obwodzie na mniejsze pomieszczenia płachtami barwnego materiału, natomiast w centrum pozostawiono wolny plac, na którym ustawiono jedynie kilka stojaków z pochodniami. Nie było tutaj śladu po tłoku panującym na zewnątrz Ledwie kilku ludzi przechadzało się wolnym krokiem od jednego z wydzielonych pomieszczeń do drugiego z namaszczeniem oglądając wystawione towary.

-Spójrzmy co też tutaj mają interesującego -Zima podszedł do pierwszego z brzegu straganu.

Tak się złożyło, że było to stoisko Sroki, który czujnie zerkał na każdego przechodnia spod swojej czarno białej maski. Jego stragan był wprawdzie skromnie zastawiony towarami, jednak każdy z nich skrzył się w świetle pochodni niesamowitym blaskiem. Zima wziął do ręki jeden z pierścieni i uważnie go oglądał pod nieufnym spojrzeniem kupca. Zielonka miał wrażenie, że sprzedawca gotów był krzyknąć na stojących nieopodal strażników, gdyby tylko przybysz wykonał jakikolwiek podejrzany ruch.

-Znakomita robota -powiedział z uznaniem Zima. -O ile potrafię to ocenić, ten pierścień wykonał osobiście złotnik rodu Spirali, to drogocenny okaz.

-W istocie -Sroka zdawał się być pod wrażeniem znawstwa z jakim przybysz podziwiał klejnot. -Jest wspaniały, choć to niejedyny wartościowy skarb w mojej kolekcji.

-Nie wątpię -Zima skinął głową. -A ile kosztuje?

-Sto bochnów.

Zima z uznaniem pokiwał głową.

-Czy kogokolwiek tutaj stać na takie dobra?

-Zdarza się -stwierdził kupiec. -Choć nie da się ukryć, że najlepszym rynkiem zbytu dla takich okazów pozostaje Dawność.

-Nie wątpię -Zima jakby z żalem odłożył pierścień z powrotem na stół. -Często pan tam podróżuje? -spytał z zainteresowaniem oglądając kilka innych świecidełek.

-Rzadko. Droga jest długa i niebezpieczna, trzeba mieć na oku naprawdę wartościowy interes, żeby to się opłaciło.

-Rozumiem -przybysz skinął głową. -Jeszcze przez chwilę oglądał biżuterię wystawianą przez Srokę, jednak ostatecznie niczego nie kupił i skierował się do kolejnego stoiska.

To dla odmiany całe było zawalone licznymi ziołami. Część leżała po prostu na straganie powiązana w pęczki, inne wysuszone i rozdrobnione zajmowały pootwierane szkatuły, a jeszcze inne spoczywały w schludnie powiązanych woreczkach. Sprzedawca w wytłaczanym kaftanie i połyskującej lakierowanej masce zachwalał właśnie swój towar stojącemu przed nim wysokiemu i szczupłemu klientowi.

-Cóż za spotkanie -odezwał się nagle Zima niezwykle jowialnym tonem. -Toż to sam Czwarty we własnej osobie.

Klient zielarza odwrócił wzrok i spojrzał na nich uważnie. Zielonka wyczytał wyraz zniecierpliwienia w jego oczach widocznych za granatową maską.

-Ma pan nade mną przewagę -powiedział raczej opryskliwie.

-Proszę wybaczyć, jestem Zima -przybysz wyciągnął do alchemika rękę, którą ten niepewnie uścisnął. -Mój przewodnik -wskazał na Zielonkę. -Opowiadał mi o panu, wie pan, widzieliśmy pana wczoraj podczas procesji.

-Ach tak -Czwarty spojrzał przelotnie na szczurołapa. -I co też mógł o mnie opowiadać?

-Przede wszystkim, że jest pan niezrównanym alchemikiem -Zima nie dał się zbić z tropu. -A ja potrzebowałbym mikstury na moją dolegliwość... -przybysz zawiesił głos.

-Jakiego rodzaju? -spytał Czwarty.

-Nie wiem, czy to odpowiednie miejsce, by rozmawiać o takich sprawach -Zima konfidencjonalnie zniżył ton głosu. -Rad jednak jestem, widząc, że zaopatruje się pan w najlepsze towary.

-A tak -Czwarty zwrócił głowę w stronę handlarza. -Właśnie szukam ziół dla pewnego klienta... niełatwy przypadek... ale nie powinienem o tym mówić.

-Oczywiście, nie będę przeszkadzał, odwiedzę pana przy najbliższej okazji.

-Zapraszam -Czwarty znów odwrócił głowę w ich stronę -a ten co tu znowu robi? -powiedział ze złością.

Zielonka odwrócił głowę i ujrzał wchodzącego do Tentu Brata. Rubin na jego czole połyskiwał krwisto w świetle pochodni. Spojrzał przelotnie w stronę stoiska zielarza, jednak zaraz ruszył na sam koniec wielkiego namiotu, gdzie swój stragan miał jakiś przyjezdny kupiec, wystawiający drobne meble.

-Denerwujący osobnik -prychnął Czwarty. -Mam wrażeniem że zawsze kręci się tam gdzie ja.

-Chyba go nie spotkałem -stwierdził Zima.

-Nie ma pan czego żałować... Zimo -alchemik zawiesił na chwilę głos ewidentnie szukając w pamięci imienia rozmówcy. -Handluje czym popadnie, a zyski uzyskuje głównie ze zbójeckich pożyczek. Niestety zajmuje na Kotle namiot tuż obok mojego.

-Rozumiem, że to dla pana dość niefortunne -stwierdził Zima. -Wyobrażam sobie ile kłopotu może sprawić kiepskie sąsiedztwo. Jednak nie będę zabierał więcej pańskiego czasu.

Po tych słowach ukłonił się alchemikowi, skinął na Zielonkę i ruszyli dalej. Szczurołap rozglądał się po Tencie chciwie chłonąc przepych tego miejsca. Jego uwagę przykuło szczególnie stoisko Szynki, którego otyły kowal pilnował osobiście. Wystawiony oręż mienił się wielobarwny blaskiem w świetle pochodni. Szczurołap patrzył jak urzeczony na rękojeści a nawet ostrza wykładane świecidełkami. Nie mógł wprost oderwać wzroku od mieczy, toporów i sztyletów, które wystawiał kowal. Tu w Tencie musiał mieć zgromadzone tylko to co najlepsze ze swoich towarów, którymi handlował również na Brzytwie, placu przeznaczonym do sprzedaży broni.

Jednak te wspaniałości ani na chwilę nie przyciągnęły uwagi Zimy, który prawie się nie rozglądał, szybko wypatrzył przy jednym ze stoisk Aksamitną i ruszył wprost do niej. Zaraz też znaleźli się przy jej przedziale.

Handlarka była odziana w błękitną szatę i biały woal. Bladość jej nagich ramion aż skrzyła się w półmroku Tentu. Spoglądała na nich, gdy się zbliżali jakby ich oceniając.

-Doprawdy zdumiewająco piękne ramiona –rzekł Zima z podziwem zamiast powitania.

-Nie udzielamy rabatów pochlebcom –odparła Aksamitna, ale w jej głosie wyraźnie przebijało zadowolenie. –Czym mogę służyć?

-Szukam czegoś dla wyjątkowej kobiety –Zima podszedł bliżej do straganu i uważnie zlustrował wzrokiem stojące za nim regały oraz ich zawartość. –Nie interesują mnie jednak szaty, ani żadne błyskotki, chciałbym czegoś niebanalnego.

-O jakiego rodzaju kobiecie mówimy? –spytała handlarka.

-Tego jeszcze nie wiem –Zima z uwagą oglądał towary.

-To znaczne utrudnienie –oświadczyła Aksamitna.

-Jak mi mówiono, pani jedna potrafi mi pomóc –rzucił Zima przechadzając się wzdłuż straganu.

Nie musiał mówić niczego więcej. Aksamitna błyskawicznie zakrzątnęła się wokół zgromadzonych towarów i już po chwili Zima z Zielonką przebierali w szalach, torbach, grzebykach i szkatułkach. Chłopak nie mógł się napatrzeć na te wszystkie skarby, a każdy kolejny wydawał się mu wspanialszy od poprzedniego. Jednak Zima wydawał się nieprzekonany, ledwie zerkał na towary Aksamitnej. Zielonka już myślał, że niczego nie kupi, gdy wtem wyciągnął rękę i chwycił prezentowany przez handlarkę pomarańczowy szal.

-Znakomity wybór –pochwaliła Aksamitna. –To najprawdziwszy jedwab. A te zielone zdobienia...

-Spirale –powiedział cicho Zima.

-Zgadza się. Jest wart dziesięć bochnów, jednak gotowa jestem oddać go za osiem.

-Niech będzie dziesięć –powiedział Zima wyciągając z zanadrza mieszek i wysypując z niego na rękę pięć sporych bryłek soli. –Ale gdyby ktoś się interesował nabywcą takiego szala, to proszę nie ujawniać, że miała pani taki w ofercie.

Aksamitna z wahaniem spojrzała na bryłki soli mieniące się w świetle pochodni. Zielonka myślał już, że ich nie weźmie, ona jednak skinęła głową i przyjęła zapłatę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania