Poprzednie częściTarg - Dzień I - Rozdział I

Targ - Dzień IV - Rozdział XIII

Strażnicy prowadzili ich przez uśpiony Targ. Pomimo obchodów Dnia Oczyszczenia o tej porze niewiele się już działo. Wszelkie występy i pokazy walk zakończyły się dawno temu. Teraz ludzie w większości byli pochowani w karczmach, jeżeli już ktoś wychodził na zewnątrz to w niewielkich grupkach, nie więcej niż po trzy osoby. W panującej wokół ciszy wyraźnie słychać było ziemię chrzęszczącą pod ich butami. Jedynie gdy mijali przybytek Matki na chwilę zrobiło się głośniej, w takim czasie odwiedzających nie brakowało, nawet o tak późnej porze. Stąd też w niektórych oknach domu paliły się światła, a do uszu przechodniów docierały śmiechy dziewcząt i chłopców oraz inne odgłosy dobrej zabawy. Zielonka starał się nie patrzeć w tę stronę. Unikał nie tyle myślenia o tym co mogłoby być lecz dobrych wspomnień. Zazwyczaj myślał o obecnej niedoli jako o dobrym losie, który z pewnością był lepszy od wszystkiego, co mogło go czekać u Matki, jednak gdy czasem pozwalał sobie zabrnąć zbyt daleko w przeszłość, pojawiały się wątpliwości, a ten beztroski śmiech i myśl o pewnej strawie niepokojąco świdrowały jego serce.

Szybko jednak minęli przybytek Matki podążając dalej w stronę nieodległego Holdu a myśli szczurołapa z ulgą powędrowały gdzie indziej. Gdy posuwali się naprzód wiatr z coraz większą siłą hulał po ścieżce szarpiąc poły namiotów usytuowanych po jej lewej stronie i daremnie rozbijał się o ściany murowanych budynków stojących po drugiej. Zielonka podążył wzrokiem za chmurą pyłu gnanego natarczywymi podmuchami w stronę domu Aksamitnej, którego frontowa ściana wydawała się szara w panującym wokół mroku, a wymalowane na niej geometryczne wzory stanowiły ledwie ciemniejsze plamy na tym tle. Szczurołap spojrzał na stojących po bokach drzwi rycerzy w dawnych łuskowych pancerzach. W ponurej ciemności i przy tej aurze sprawiali wrażenie o wiele bardziej realistycznych niż w ciągu dnia. Obok tego wznoszącego cep chłopak ujrzał kłąb kurzu niemal dorównujący wysokością samemu posągowi. Tkwił tam przez chwilę, po czym wiatr pchnął go za statuę.

Tymczasem strażnicy popędzili ich do szybszego marszu i już wkrótce zbliżyli się do bramy Holdu strzeżonej przez czterech ludzi. Wszyscy równo skinęli głowami Węgorzowi, a jeden z nich otworzył wrota. Zielonka był pewien, że zaprowadzą ich do podziemi pierwszej wieży, gdzie znajdował się ogólny loch, do którego upychano każdego kogo złapano na łamaniu praw Targu. Jednak Węgorz wyminął drzwi prowadzące do tego miejsca, a zamiast tego skierował się dalej. Zaprowadzono ich do drugiej wieży, gdzie zostali sprowadzeni schodami w dół, a następnie umieszczeni w ciasnej ciemnej izbie. Panował tam nieprzyjemny chłód, ale przynajmniej było sucho i mieli do dyspozycji dwie prycze. Zielonka jeszcze nie widział w Holdzie takich luksusów, nigdy wcześniej nie był w tym miejscu. Zanim ich zamknięto, strażnicy odebrali im broń i przeszukali kieszenie odbierając wszystko co tam znaleźli. Węgorz zamknął odebrane przedmioty w wielkiej skrzyni stojącej przed izbą, uważnie je wcześniej oglądając, jego szczególną ciekawość wzbudził znaleziony w kieszeni Zimy Pierścień składający się z trzech kręgów metalu, każdy w innym kolorze, które były ze sobą połączone w jednym miejscu, jednak poruszały się dowolnie względem siebie.

-Liczę, że odzyskam ten przedmiot razem z resztą mojego dobytku, gdy już nas stąd wypuścicie –powiedział do niego Zima.

-Nie jestem złodziejem –odparł Węgorz.

-Taką mam nadzieję.

Kapitan zatrzasnął wieko skrzyni i założył na nim masywną kłódkę, przekręcił klucz w zamku, a następnie schował go do kieszeni spodni.

-A tak dla zaspokojenia mojej ciekawości -zagadnął go jeszcze Zima. -Dlaczego nie schwytał mnie pan wtedy, gdy wyruszałem na Mokradła?

-Nie zanosiło się wówcza, żebu wynosił się pan z Targu na dobre -odparł kapitan.

-Poza tym było tam zbyt wielu ludzi? Woleliście zamknąć mnie możliwie po cichu.

Węgorz nie odpowiedział i wprowadzono ich do izby a następnie zatrzaśnięto za nimi drzwi. Zielonka był potwornie zmęczony, nie zważając na nic podszedł do najbliższej pryczy i położył się na niej.

-Wszystko w porządku? -spytał Zima, jednak chłopak go zignorował.

Przybysz wraz z Niewiernym podeszli do drugiej pryczy i usiedli obok siebie.

-Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? –spytał go mag.

-Wiedziałem, że mogła cię zatrzymać jedynie niedokończona sprawa z przeszłości –słysząc to Niewierny zaśmiał się gorzko. -Więc sprawdziłem czy po tej stronie Targu, z której miałeś przybyć, znajdowało się kiedyś cokolwiek interesującego i natknąłem się na informację o tym magazynie odpadów –odparł przybysz. –A w konkretne miejsce zaprowadziły nas ślady bestii i wskazówki ognika.

-Ognik tak daleko od północno-zachodniej granicy? –zdziwił się mag. -Zaczęły się nami poważnie interesować.

-Twierdził, że jedynie obserwują. Póki co faktycznie okazały się najmniej zaangażowane.

Zielonka ledwie ich słuchał. Był potwornie zmęczony, a ponadto zły i zagubiony. Zima okazał mu wiele dobroci i to jak się wydawało bezinteresownie. Wprawdzie twierdził, że chłopak jest jego przewodnikiem, ale obaj dobrze wiedzieli, że tego rodzaju usługi można było uzyskać za o wiele niższą cenę. Tymczasem przybysz dbał o szczurołapa, karmił go, a nawet uzbroił. Nikt wcześniej tyle dla niego nie zrobił nie oczekując niczego w zamian. Ponadto Zima dał mu o wiele więcej - towarzystwo. Chłopak nie zdawał sobie nawet sprawy z faktu jak bardzo tego pragnął. Jedyne na co mógł liczyć w swoim życiu to wymiana kilku zdań z Odwróconym Uśmiechem, albo parę łyków deszczówki w Jarze wraz z innymi wyrzutkami, których nie było stać na wejście na Targ. Nigdy jednak nie spędził z nikim tak wiele czasu naraz. Zima nie był może przesadnie towarzyski, ale już sama jego obecność sprawiała, że Zielonka czuł się lepiej.

Dlatego teraz był na niego wściekły. Wprawdzie o tym, że przybysz ma ukraść z Holdu jakiś przedmiot, wiedział tylko dlatego, że podsłuchał jego rozmowę z Odwróconym Uśmiechem, ale jednak naiwnie liczył, że odegra jakąś rolę w tym przedsięwzięciu. Chociażby stanie na czatach. Tymczasem okazało się, że Zima zrobił wszystko sam i nawet nie wtajemniczył go w swojej plany. Chłopak czuł się tym mocno dotknięty i nie wiedział jak ma sobie z tym poradzić. Zima ciągał go za sobą wszędzie, wliczając w to nocny pojedynek na Zadziorze i przedzieranie się przez Mokradła. Dlaczego więc uznał, że do Holdu powinien włamać się sam? I nawet nie spytał go, czy kiedykolwiek był w środku. Szczurołapem targały w związku z tym silne emocje, wcisnął się więc w ścianę przy swojej pryczy i próbował zasnąć licząc na to, że po obudzeniu nie będzie miał w głowie takiego chaosu.

-Swoją drogą ciekawe skąd się wzięły te bestie -dotarły do jego uszu słowa Niewiernego.

-Kto wie jak długo te odpady wsączały się w grunt na Mokradłach -odparł Zima.

-Nie gadaj głupstw -oburzył się Niewierny. -To był perin, gdyby te wilki się go najadły, to by zwyczajnie wyzdychały.

-Widziałeś ich sierść.

-Tak... -Zielonka usłyszał kroki, jakby mag wstał i zaczął przechadzać się po izbie. -To znaczy, że ktoś musiał użyć tych odpadów. Ale w czystej formie nic by mu one nie dały.

-Myślisz, że zostały zmodyfikowane? Kto mógłby to zrobić.

-Jakiś konstruktor z dawnych czasów, alchemik, mag... Ktoś dysponujący odpowiednią wiedzą.

-Ale w jakim celu?

-Właśnie.

Po tych słowach zapanowała cisza, jeśli nie liczyć niespokojnych kroków Niewiernego przemierzającego izbę w tę i z powrotem. Zielonkę jeszcze bardziej rozzłościło to nagłe urwanie tematu, gdyż słowa obu przyjaciół wzbudziły jego ciekawość. Skulił się więc jeszcze bardziej na swojej pryczy i stopniowo ogarniała go coraz większa senność.

-Myślisz, że kiedy po nas pośle? –usłyszał jeszcze słowa Niewiernego, nim osunął się w sen.

Zbudziło go delikatne potrząsanie za ramię. Gdy otworzył oczy, ujrzał nad sobą białą maskę Zimy.

-Przyszli po nas –powiedział przybysz.

Zielonka nie odpowiedział. Podniósł głowę i spojrzał w stronę drzwi. Stało tam już dwóch strażników. Szczurołap bez słowa wstał z pryczy. Niewierny podobnie jak Zima był już na nogach, chłopak zastanawiał się, czy spali choć przez chwilę.

Wszyscy trzej ruszyli do drzwi. Strażnicy przepuścili ich bez słowa. Na zewnątrz stała kolejna dwójka, która poprowadziła ich do wyjścia z wieży. Na dziedzińcu czekał już na nich Węgorz w asyście trzech innych strażników. Było jeszcze ciemno, Zielonka zastanawiał się jak długo spał, jednak sądząc po tym, że wciąż był obolały, a głowa wyraźnie mu ciążyła, nie trwało to zapewne zbyt długo. Podobnie jak w drodze do Holdu, także i teraz strażnicy ich otoczyli, a Węgorz poprowadził całą grupę. Nie skierowali się w stronę bramy, zamiast tego ruszyli ścieżką prowadzącą na wzgórze, na którym stał niewielki pałacyk. Smętna pamiątka z czasów przed Skażeniem. Dawniej dwuskrzydłowy piętrowy budynek musiał robić spore wrażenie na odwiedzających Targ nawet jeszcze po Skażeniu. Obecnie tynk był już pociemniały i odłaził płatami. Na części dachu brakowało dachówek, a bruk na ganku był w wielu miejscach wybrakowany. Jednak i tak był to najbardziej okazały budynek w obrębie Targu i zawsze rezydował w nim nadzorca.

Węgorz wprowadził ich do środka i znaleźli się w przestronnym holu z którego odbijały dwa korytarze oraz zaniedbane schody o rzeźbionych poręczach. Wewnątrz pałacyk również nie przedstawiał się szczególnie okazale. Niegdyś białe ściany zżółkły, a w wielu miejscach farba popękała, podobnie jak marmurowe płyty na posadzce. Schody i poręcze nosiły ślady nieostrożnego użytkowania. Jednak wszędzie było czysto, a podłoga wręcz połyskiwała w świetle pochodni niesionych przez strażników.

-Widziałem już lepiej zachowane budynki –stwierdził półgłosem Niewierny.

Zielonka zgodził się z nim w duchu. W porównaniu z przepychem przybytku Matki, który wciąż jeszcze miał w pamięci, wnętrze pałacu władczyni Targu wyglądało jak zwykły stragan z Dołu przy stoisku w Tencie.

Zostali poprowadzeni lewym korytarzem wprost do przestronnego gabinetu. Urządzony był skromnie, jeśli nie liczyć dwóch zwieszających się od sufitu aż do ziemi pomarańczowych płacht materiału, na których zieloną nicią wyhaftowano spore spirale. Resztę umeblowania stanowiło jedno biurko i niewielki regał z kilkoma księgami.

Za biurkiem siedziała Siostra, tym razem odziana w zieloną suknię z bufiastymi rękawami. Całą twarz skrywała za srebrną maską z wytrawionymi na policzkach czarnymi kwiecistymi wzorami. Jej blond włosy związane były w warkocz okalający jej głowę niczym korona. Oprócz niej w gabinecie znajdował się jeszcze Piękny, stojący raczej swobodnie obok biurka, na blacie którego leżało czarne sukno, pod którym musiały znajdować się jakieś przedmioty, bowiem kształt materiału był nieregularny.

-Dziękuję Kapitanie –zwróciła się do Węgorza Siostra. –Pańscy ludzie mogą wyjść.

Węgorz spojrzał niepewnie na Zimę i Niewiernego, jednak skinął głową pilnującym ich strażnikom, którzy wyszli bez słowa.

-Jak na sprytnego przestępcę łatwo dał się pan złapać Zimo –zwróciła się do niego Siostra.

-Wystarczy Zimo –odparł przybysz. –Sprytny zapewne jestem, ale jak można nazywać mnie przestępcą, kiedy nie istnieje prawo?

-Mamy prawa Targu –rzucił ostro Piękny. –Każdy kto tu przebywa ma obowiązek ich przestrzegać.

Zima zaśmiał się bezczelnie i spojrzał kapitanowi prosto w oczy.

-Jeżeli chcecie, żeby ktokolwiek przestrzegał waszych praw, musicie je lepiej egzekwować.

-Zatem nie zaprzeczasz, że dwa dni temu pod osłoną nocy włamałeś się do Holdu i ukradłeś przedmiot niewiadomego pochodzenia? –spytała spokojnie Siostra.

-Jako próbka moich możliwości pani –Zima skłonił się przed nią z galanterią. -Nie była to jednak kradzież, a zwykły wykup.

Kobieta skinęła głową i uniosła leżące na blacie biurka czarne sukno. Znajdowało się pod nim kilkanaście większych bryłek soli, flakonik perfum i pomarańczowy szal z wyhaftowaną zieloną spiralą. Siostra wzięła do ręki szal i uniosła go w górę.

-Ten szal kupiono od Aksamitnej... –zaczęła.

-Już się przyznałem –stwierdził Zima.

-Do kradzieży –odparła chłodno Siostra. -Czy jak wolisz to nazywać wykupu. Lista zarzutów wobec ciebie jest jednak dłuższa.

-Nie wszystkie da się obronić –odpowiedział spokojnie przybysz. -Owszem próbowałem przekupić obecnego tu kapitana straży, nie zaprzeczę również, że zakłócałem spokój w Zarazie, zresztą to bardzo adekwatna nazwa biorąc pod uwagę kogo tam goszczą. Natomiast nie próbowałem przekupić kapłana, złożyłem jedynie datek na potrzeby Sanctum, poza tym na szczęście żaden kult nie podlega jakiejkolwiek władzy. Chociaż tyle dobrego przyszło nam ze Skażenia.

-Próbowałeś również przekupić wpływowego kupca –nie ustawała Siostra.

-Musiałem mieć pewność, że powiążecie mnie z tym wszystkim –Zima wydawał się być szczerze ubawiony całą sytuacją. -I jeżeli już rozmawiamy o moich grzechach, to nie zapominajmy również, że zakłócałem spokój na procesji inaugurującej obchody...

-Wystarczy! -Piękny ruszył w jego stronę. -Ta bezczelność będzie cię drogo kosztowała!

-Uspokój się –osadził go Węgorz. –To wszystko od początku było zbyt ostentacyjne. Pracujesz dla Chleba?

-Kapitanie! –tym razem Siostra uniosła głos. -Na zbyt wiele pan sobie pozwala.

-Tylko dlatego, że zadał właściwe pytanie? –spytał Zima. –Pozwolę sobie od razu na nie odpowiedzieć. Nie pracuję dla Chleba, wprost przeciwnie. Chciałem zaoferować swe usługi Siostrze. Myślę, że w obecnej sytuacji mogę się wam przydać. Niewierny również –wskazał na stojącego po swojej prawicy maga.

-To starzec –stwierdziła Siostra. -Sądząc po twoim głosie Zimo ty również. Jakiego rodzaju usługi możecie mi zaoferować?

-Potrafię to i owo –stwierdził Niewierny. –A wiek jeszcze mnie nie zamroczył.

-Co do moich możliwości, to jak już ustaliśmy, przedstawiłem skromną próbkę –dodał Zima.

Siostra nie odpowiedziała. Spojrzała kolejno na Pięknego i Węgorza. Ten drugi zacisnął w napięciu szczękę, jednak skinął głową. Piękny natomiast patrzył na Zimę i Niewiernego z jawną wrogością. Pokręcił przecząco głową i wrócił na swoje miejsce przy biurku.

-Nie twierdzę, że potrzebuję usług kogokolwiek z zewnątrz –Siostra bacznie ich teraz obserwowała. -Mogłabym wprawdzie rozważyć twoją ofertę Zimo, jednak niczego o was nie wiem –stwierdziła.

-Wiesz pani, że potrafię włamać się do Holdu –odparł przybysz. -A tego dnia o ile zdążyłem się zorientować, służby nie pełnili ludzie Chochli.

Węgorz zagwizdał cicho przez zęby, a Piękny syknął z irytacją. Natomiast Siostra pozostała niewzruszona, nadal czujnie spoglądając w nieprzeniknioną maskę Zimy.

-Więc to aż tak widoczne? –powiedziała lodowatym tonem.

-Zagrajmy w otwarte karty –zaproponował Zima robiąc krok w stronę biurka. –Jesteś pani na Targu obca. Przywędrowałaś tutaj zapewne z Dawności, młoda, ambitna. Szybko się zadomowiłaś. Nie przybyłaś jednak sama. Przyprowadziłaś z sobą ludzi, dobrze uzbrojonych a nie w błyskotki Szynki. To oczywiste, że Rada w Dawności próbuje jednoczyć największe ośrodki, minęło już dość czasu od Skażenia. Dziwi mnie natomiast, że wybrali kogoś, kto tak jawnie deklaruje przywiązanie do jednego z dawnych rodów biorąc pod uwagę co się z nimi wyprawiało zaraz po Skażeniu.

-Ród Spirali stracił swych ostatnich dziedziców –oznajmiła sucho Siostra.

-Jak większość możnych rodów, nie widzę tu jednak ich barw –stwierdził Zima. –Do rzeczy jednak. Twoich ludzi wystarczyło żeby przejąć władzę, ale było ich zbyt mało, aby ją utrzymać, logiczne że zaczęłaś korzystać z miejscowych. Ale po latach nawet najlepsza władza nudzi się ludziom. Pojawił się nowy gracz, miejscowy, lubiany i wystarczająco majętny, żeby mógł sobie pozwolić na podburzanie stałych mieszkańców, a część strażników chętnie widziałaby na czele Targu miejscowego.

-To nie tylko to –powiedział Węgorz nim Siostra zgromiła go wzrokiem.

W gabinecie zapanowała ciężka cisza. Zielonka zrozumiał, że Zima wyczuł, iż powinien się wstrzymać. Jednak po drugiej stronie biurka nikt nie chciał podjąć tematu. Obecni w gabinecie jedynie mierzyli się wzrokiem próbując przeniknąć maski pozostałych, nie tylko te fizyczne. Siostra z napięciem wpatrywała się w błękitne oczy Zimy, który spokojnie ją obserwował. Obaj jej kapitanowie mieli mocno zaciśnięte szczęki, a ich ręce oparte były na biodrach w pobliżu rękojeści mieczy. Niewierny natomiast z ironicznym uśmiechem na wargach błądził wzrokiem po wystroju pomieszczenia. Milczenie przedłużało się, jednak dla Zielonki było jasne, że Zima nie zamierza go przerywać.

-Węgorz ma rację – poddała się wreszcie Siostra. – Gdyby Chleb był zwykłym miejscowym, poradziłabym sobie z nim, ale on przez lata pod moim patronatem stał się głównym dostawcą żywności. Odpowiada za myśliwych, zbieraczy i nielicznych hodowców których mamy. A teraz zapragnął władzy dla siebie.

Zima skinął głową. Zielonka zorientował się, że przybysz już to wszystko wiedział. Chłopak często miał wrażenie, że Zima niewiele słucha i błądzi myślami we własnym świecie, tymczasem okazało się, że wszystko pilnie obserwował i wyciągał właściwe wnioski.

-Mówisz, że chciałeś mi zaoferować swoje usługi –powiedziała Siostra. –Zatem mam zamiar cię sprawdzić. Kilka miesięcy temu wydałam Chlebowi polecenie, aby dostarczał na Targ mniej żywności, a więcej magazynował. Dotarły do mnie niepokojące wieści z kilku stron i chciałam zabezpieczyć Targ na ciężkie czasy. Początkowo Chleb wypełniał moje polecenie magazynując więcej niż dotychczas, ale nadal zaopatrując nas z naddatkiem. Jednak ostatnimi czasy zaczął dostarczać na Targ zbyt mało żywności destabilizując ceny oraz nastroje społeczne. Do tej pory musiał już zgromadzić znaczne zapasy, jednak nie jesteśmy pewni gdzie je trzyma.

-Mam je wyśledzić? -spytał Zima.

-Potwierdzić moje przypuszczenia -odparła Siostra. -O ile się nie mylę, żywność powinna znajdować się w starej Siłowni.

-Sprawdzimy to -odparł przybysz. -Czy to wszystko?

Nim odpowiedziała, Siostra znów spojrzała mu w oczy, tym razem z wyraźnym wahaniem.

-Domysł z Radą rzeczywiście był słuszny. Chcą zjednoczyć pod sobą większe skupiska ludzkie -powiedziała. -Aby zapewnić sobie przychylność Targu mają zamiar na powrót uruchomić Siłownię.

-Niczego się nie nauczyli –prychnął Niewierny.

-Tak myślisz starcze? -Siostra zmierzyła go lodowatym spojrzeniem. -Czy kilka działających Siłowni, może istotnie pogorszyć nasz los? Skażenie już się dokonało i nic na to nie poradzimy. Ale potrzebujemy tej energii, choć części technologii z dawnych lat. Dzięki niej nasze społeczeństwo będzie mieć jakąś szansę.

-Ciekawym skąd weźmiecie węgiel -prychnął Niewierny.

-To już zmartwienie Rady -odparła władczyni Targu. -Natomiast zgodnie z ostatnimi wytycznymi jakie otrzymałam z Dawności, miałam sprawdzić w jakim jest stanie i co da się zrobić z naszą Siłownią. Niestety to teren Chleba, więc żeby jawnie nie okazywać mu wrogości nie mogłam posłać tam moich ludzi. A on od jakiegoś czasu rozpuszcza pogłoski, że w Siłowni straszy i oficjalnie nie wysyła tam nikogo. Sprawdźcie to, jesteście niezależni, jeśli tam pójdziecie nie zaogni to moich stosunków z Chlebem.

-Z przyjemnością pani –Zima znów się ukłonił.-Tak się składa, że Niewierny wie to i owo o siłowniach.

Słysząc to Siostra skinęła głową.

-A co do zapłaty... -zaczęła.

-O tym porozmawiamy później – uciął Zima.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania