Targ - Dzień IV - Rozdział XV
Wrócili do Ściętej, gdzie Zima podjął przegląd swojego uzbrojenia, które metodycznie czyścił i ostrzył. Zielonka początkowo poczuł zainteresowanie tym nowym zajęciem, usiadł więc razem z przybyszem doglądając swojego sztyletu. Szybko się jednak okazało, że wymaga to wiele skupienia i mechanicznego powtarzania tych samy czynności, wobec czego szczurołap znużył się tym zajęciem. Schował broń i rozejrzał się po ich niewielkiej izdebce, po czym nie bardzo wiedząc co ze sobą począć z nudów podszedł do okna. Zerknął najpierw w stronę Tentu, później Sanctum, a następnie po prostu gapił się na trakt w poszukiwaniu ciekawych przechodniów. Tym razem jednak nie dopisywało mu szczęście. Choć ruch o tej porze dnia był spory, to w większości aleję przemierzali zwykli ludzie objuczeni towarami bądź ciągnący za sobą niewielkie wózki. Jedynym interesującym zajęciem związanym z ich obserwacją było wypatrywanie odsłoniętych części ciała. Wielu bowiem podobnie jak Aksamitna nie zakrywało tych miejsc, których nie dotknęło skażenie. Zielonka widział więc mężczyzn i kobiety w krótkich spodniach bądź sukniach, których nogi, nawet jeśli niezbyt kształtne, były widoczne dla wszystkich. Inni odsłaniali ręce, bądź ramiona. Kilkoro przechodniów miało w ubraniach głębokie wycięcia na plecach. Szczurołap dostrzegł też dwie kobiety z wyjątkowo głębokimi wcięciami w dekoltach, a nawet jednego mężczyznę z koszulą mocno wyciętą w okolicy podbrzusza, co uznał za sporą przesadę. Obserwacja pochłonęła go na jakiś czas, jednak gdy już się napatrzył na tych wszystkich ludzi, wróciło dojmujące poczucie znudzenia.
-Będzie bardzo niebezpiecznie? –spytał nagle Zimę, gdy już nie mógł znieść panującej w pokoju ciszy, a w tłumie za oknem nie przechodził nikt interesujący.
-Zależy co Chleb tam chowa –odparł przybysz. -Nie martw się, zostawię Mak trochę soli, żeby starczyło na Twój pobyt przez jakiś czas na wypadek, gdybym nie wrócił.
-Nie wrócił? -spytał Zielonka.
-Cokolwiek się tam kryje, zawsze może okazać się bardziej niebezpieczne niż zakładałem.
-Myślałem, że idę z wami –Zielonka nie krył rozczarowania.
-Nie tym razem.
-Wziąłeś mnie na Mokradła –powiedział chłopak z wyrzutem.
-Spodziewałem się, co mogę tam zastać i uznałem, że jestem w stanie ciebie chronić. Tutaj nie mam takiej pewności.
Szczurołap próbował go przekonać do zmiany zdania, ale na próżno. Im mocniej naciskał, tym bardziej Zima był stanowczy. Pomimo tego, co powiedział przybysz, Zielonka nie rozumiał, dlaczego tym razem ma zostać w gospodzie, skoro poprzedniej nocy razem wyruszyli na Mokradła. Tym bardziej, że Siłownia wydawała mu się zawsze o wiele bezpieczniejszym miejscem. Był tam wcześniej raz czy dwa, jeszcze zanim ludzie zaczęli gadać, że tam straszy i nie spotkał żadnego upiora. Zima był jednak nieugięty, a gdy wrócił Niewierny z miejsca go poparł.
Na szczęście to Zielonka był wieloletnim mieszkańcem Targu, więc gdy w nocy obaj mężczyźni udali się na wyprawę, chłopak odczekał chwilę, po czym ruszył za nimi. Najtrudniejszym zadaniem okazało się wyjście ze Ściętej. Mak czuwała na dole i pomimo iż we wspólnej izbie nie brakowało gości, od razu dostrzegła go na schodach prowadzących do wspólnej izby i zgromiła wzrokiem. Zielonka bez słowa wrócił na górę, nie wszedł jednak z powrotem do pokoju zajmowanego wspólnie z Zimą. Skierował się natomiast do okna znajdującego się na końcu korytarza. Otworzył je najciszej jak potrafił i wyjrzał na zewnątrz. Tak jak zapamiętał, poniżej znajdował się niewielki zadaszony wykusz. Szczurołap wahał się tylko przez chwilę. Ostrożnie przełożył nogi przez parapet, po czym z wolna zaczął się opuszczać na rękach. Już po kilku chwilach poczuł oparcie pod stopami, gdy dotknął nimi szczytu zadaszenia. Poszukał jak najpewniejszego ułożenia nóg, po czym puścił parapet i począł się schylać opierając ręce o ścianę budynku. Udało mu się zachować równowagę, a gdy był już wystarczająco pochylony odwrócił się, usiadł na daszku i powoli zsunął się do jego krawędzi. Reszta była już prosta, chwycił się rynny i opuścił nad ziemię, a po chwili znajdował się już między namiotami.
Przez wiele lat wychowywał się na Targu, a nawet po odejściu od Matki wielokrotnie wracał tutaj pokątnie kryjąc się przed strażą. Znał sekretne ścieżki między placami i był pewien, że znacznie wyprzedzi Zimę i Niewiernego. Nie mógł jednak po prostu zaczekać przy wyjściu z Targu, bo stamtąd i tak by go odprawili. Przemykając cicho między namiotami układał sobie w głowie plan drogi. Postanowił, że wymknie się w okolicy Sanctum, gdzie z powodu bliskości lasu nigdy nie powstawały tymczasowe obozowiska, mógłby więc w spokoju pokonać pierwszy fragment drogi między drzewami i dotrzeć na tyle daleko, że odprawianie go nie miałoby już sensu. Powziąwszy tę decyzję raźniej ruszył między namiotami. Wprawdzie mając swoją szarfę, mógłby swobodnie poruszać się po uliczkach Targu, jednak idąc samemu preferował sposób poruszania, do którego był przyzwyczajony już od kilku lat. Jednak pomimo, iż się spieszył, nie mógł sobie odmówić, choć kilku ukradkowych spojrzeń na świętujących ludzi, a czwartego dnia obchodów było ich już wielu. Na Drugim Trójkącie odbywał się właśnie turniej zapaśniczy, a muskuły zawodników drgały w świetle ognisk i pochodni, gdy zwarli się w mocarnym uścisku próbując nawzajem wypchnąć się poza obręb wyrysowanego na ziemi kręgu. Zielonka rzucił przelotne spojrzenie na tłum obserwujący to widowisko i dostrzegł w nim Odwrócony Uśmiech. Wnosząc po jego nonszalanckiej postawie, kupiec zdawał się być znudzony widowiskiem, a jednak tkwił pomiędzy gapiami odwracając głowę to w jedną to w drugą stronę, jakby komentował przebieg zawodów. Musiał to zresztą robić z właściwym sobie poczuciem humoru, bowiem ludzie zgromadzeni wokół niego dosłownie trzęśli się od śmiechu.
W pewnym oddaleniu od niego chłopak dostrzegł również Szynkę. Kowal w odróżnieniu od kupca miał wokół siebie nieco wolnej przestrzeni, wobec czego mógł swobodnie oglądać walkę. Razem z nim stali również Chochla i Tkacz, a cała trójka zdawała się prowadzić ożywioną dyskusję. Trudno było o bardziej dobrane towarzystwo, jeden z najbogatszych kupców na Targu, którego sława sięgała daleko poza granice osady, kapitan straży przedkładający własny status ponad egzekwowanie praw Targu oraz kapłan troszczący się bardziej o przychylność lokalnej śmietanki niż własnego boga. Zielonka jedynie z dezaprobatą pokręcił głową i ruszył dalej.
Dotarcie na tyły Sanctum nie nastręczyło mu większych trudności. Gdy przekradał się dyskretnie w pobliżu świątyni, dostrzegł wracającego traktem Ojca z torbą wypełnioną ziołami. Stary kapłan szedł powoli, wyraźnie zgarbiony z głową pochyloną do ziemi. Chłopak zastanowił się przez chwilę jakie też troski zaprzątały w tej chwili jego myśli, jednak nie miał czasu dłużej nad tym rozmyślać.
Gdy dotarł do granicy Targu realizując wcześniej powzięty plan nie skierował się prosto na trakt. Ruszył przed siebie między drzewami stopniowo zbliżając się do drogi. Las nie był tu tak gęsty jak na Mokradłach, ale rozłożyste konary wysokich drzew i tak uderzały o siebie na wietrze. W krzakach słyszał też co jakiś czas gwałtowne szelesty. Wprawdzie większa zwierzyna już dawno nauczyła się unikać terenów wokół Targu, ale za to do ludzkich siedzib wciąż podchodziły kuny, szczury i zbłąkane lisy. Nie mogły one wprawdzie wyrządzić mu wielkiej krzywdy, ale parę razy udało im się porządnie go nastraszyć.
Zielonka starał się iść czujnie, ale szybko. Nie chciał bowiem, aby Zima z Niewiernym zbyt szybko go dogonili. Dotarł już prawie na milę od Targu, gdy przypomniał sobie, że Zima wyznaczył to miejsce na jakieś zagadkowe spotkanie. Chłopak zbliżył się więc do traktu, jednak pozostał skryty w przydrożnych krzakach. Ostrożnie i czujnie obserwował drogę prowadzącą od strony Targu. Zastanawiał się jak rozegrać całą sytuację, czy od razu wyjść Zimie naprzeciw i przekonać go do wzięcia ze sobą, czy też śledzić go do samej Siłowni i dopiero wówczas się ujawnić. Nie mógł się zdecydować, które rozwiązanie będzie lepsze. Gdy tak rozmyślał, począł rozglądać się wzdłuż całego traktu. Wtem wypatrzył znany mu wielki głaz stojący samotnie przy drodze, na którym wyryto oznaczenie dystansu od dawnego miasta, na którego pozostałościach wyrósł Targ. Równo jedna mila. Tuż za tym głazem droga skręcała delikatnie w prawo. Zielonka ominął go wzrokiem, gdy nagle coś sobie uświadomił. Przyjrzał mu się jeszcze raz i wówczas dostrzegł masywny kształt częściowo skryty za głazem. Gdy mu się przypatrywał, sylwetka poruszyła się delikatnie.
Szczurołap ostrożnie zagłębił się między drzewa i począł skradać się w stronę zakrętu. Nie chciał podchodzić zbyt blisko, ale musiał wybadać, kto też czai się za głazem. Poruszał się niemal bezszelestnie, czujnie wypatrując na ziemi wszelkich przeszkód, które nieopatrznie nadepnięte mogłyby zdradzić jego obecność. Podszedł do zakrętu tak blisko jak tylko się odważył i ponownie wpatrzył się w ciemną sylwetkę. To był tamten wielki nieznajomy z Zarazy. Siedział spokojnie na swojej skrzyni zapatrzony w jakiś punkt na drodze. W otaczającej go ciemności wydał się Zielonce jeszcze większy. Chłopak przestraszył się, że nieznajomy jakimś cudem dowiedział się, iż Zima będzie tędy przechodził i zastawił tu na niego pułapkę. Szczurołap zaczął się cofać w stronę, z której przyszedł, ale gdy odwrócił głowę w stronę Targu, spostrzegł, że Zima z Niewiernym wynurzają się właśnie z ciemności. Wówczas chłopak podjął decyzję, wyskoczył na trakt i zaczął machać rękoma.
-Zimo! –krzyknął najgłośniej jak potrafił. –To pułapka! –darł się biegnąc w stronę przybysza.
Tamten zareagował instynktownie i błyskawicznie sięgnął po miecz. Również Niewierny trzymał już w dłoni swój oręż. Zielonka biegnąc w ich stronę zaryzykował spojrzenie w kierunku nieznajomego. Poderwał się on ze swej skrzyni i ze sztyletami w rękach rozglądał na boki, podczas gdy skrzynia skrząc się błękitnymi iskrami uniosła się w powietrze i osłoniła mu plecy.
-Co się dzieje? –spytał Zima, gdy Zielonka do nich dobiegł.
-Tamten Skażony się na was zaczaił –wysapał chłopak wskazując nieznajomego ręką.
Zima z Niewiernym spojrzeli w tamtym kierunku, a mag po chwili ryknął głośnym śmiechem. Przybysz natomiast westchnął i schował miecz. Nic nie powiedział, podszedł tylko do wielkoluda.
-Długo tu czekasz? –spytał.
-Dobre pół godziny –odparł tamten swym głębokim basem.
-Poznałeś już Zielonkę –Zima wskazał chłopaka. –Zielonko to jest Trumna.
-Więc ta niechęć do skażonych... –podjął chłopak.
-Jest autentyczna –Trumna zaśmiał się tubalnie. –Przyjaciółmi jesteśmy tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy.
I to było wszystko. Nie robili mu żadnych wymówek. Niczego mu nie wytłumaczyli. Ale również go nie odprawili, a to było dla niego najważniejsze.
Dalej poszli więc razem, a do przejścia mieli jeszcze trzy mile. Las gęstniał stopniowo, a do tej pory ledwie dający o sobie znać wiatr zaczął przybierać na sile. Towarzysze Zielonki nie odzywali się do siebie, więc i on pozostał milczący. Nie wiedział o czym miałby z nimi w tej chwili rozmawiać, miał zbyt wiele pytań, aby zacząć od któregokolwiek. Gdy rozmyślał nad tym wszystkim, z mroku przed nimi wyłoniła się masywną sylwetka Siłowni. Jednak pierwszym co ujrzeli była ogromna hałda popiołu wymieszanego z żużlem usypana na kilkuhektarowym polu powstałym po wykarczowanym w tym miejscu lesie. Góra odpadów niemal dorównywała wysokością okolicznym drzewom. Ten widok zawsze przerażał Zielonkę, który wyobrażał sobie, jak staje bezpośrednio pod nią, a ona osypuje się grzebiąc go pod kilkoma tonami popiołu. Chłopak odruchowo wzdrygnął się, gdy tylko o tym pomyślał.
Dalej wznosił się przysadzisty trzypiętrowy budynek, który na tle hałdy odpadów wyglądał jak dziecięca zabawka z dawnych lat. Za nim w odległości dobrych pięćdziesięciu metrów wznosiły się dwa wysokie kominy, z których już od wielu lat nie wydobywał się dym. W miarę jak się zbliżali masywna bryła Siłowni rosła w ich oczach. Dla Zielonki była wręcz niewyobrażalnie ogromna, nigdy w życiu nie widział niczego większego. Gdy myślał teraz o wysokich ścianach Tentu wydawały mu się wręcz żartem przy masywnych kominach Siłowni. Wszystko to jednak było niczym wobec górującej ponad lasem hałdy popiołu.
-Przerażający widok -stwierdził Niewierny. -Dawno zapracowaliśmy na śmierć tego świata. A teraz nie dość, że skręca się on w agonii, to jeszcze ci w Dawności chcą ponownie uruchamiać siłownie. Myślisz, że naprawdę powinniśmy? - spojrzał na idącego po jego lewej stronie przybysza w bieli.
-To nie ma znaczenia -powiedział Zima nawet na niego nie patrząc. -Pamiętaj po co tutaj jesteśmy. Mówiłeś, że już tu kiedyś byłeś –ostatnie zdanie skierował do Zielonki.
-Raz czy dwa –odparł chłopak. –Cała Siłownia jest otoczona wysokim murem, ale brama frontowa już dawno została wyłamana.
-Mur nie uległ zniszczeniu w trakcie Skażenia? –spytał Niewierny.
-Nie. Cały budynek zachował się w dobrym stanie, choć teraz tynk odpada ze starości.
-Ciekawe –stwierdził Trumna. –Ryzykujemy od frontu?
-Aż cię świerzbi, co? –rzucił do niego mag.
-Pójdziemy lasem, obejdziemy budynek i poszukamy dogodnego miejsca do przejścia –zadecydował Zima.
-W takim razie musimy nadłożyć drogi, nie zbliżę się do tej hałdy -powiedział Niewierny.
Zima tylko skinął głową. Poszli więc dalej traktem i wyminęli Siłownię. Dopiero wówczas zagłębili się między drzewa i zaczęli okrążać mur. Budynek widziany z tej perspektywy wyglądał równie posępnie jak zapamiętał Zielonka. Grube ściany i wąskie okna nadawały mu wygląd obronnej twierdzy. Spoglądając na częściowo zatopioną w mroku ponurą sylwetkę Siłowni, chłopak przypomniał sobie, że podobno przed laty, w czasach przed Skażeniem miał tu swoją siedzibę jeden z lordów, który zarządzał dostawami energii nie tylko w najbliższej okolicy, ale również do odległych osad. Szczurołap nie rozumiał jak ktokolwiek mógł mieszkać w takim miejscu. Bryła była w zasadzie jednolita i od boku oraz z tyłu wyglądała dość podobnie jak od frontu. Dwa masywne kominy wznoszące się za budynkiem nadawały mu wygląd niezgrabnej bestii z nieproporcjonalnie wielkim ogonem.
Idąc przez las poruszali się wzdłuż boku Siłowni. Było dość cicho jeśli nie liczyć odgłosów ich własnych kroków. Mur na całej swej długości wznosił się wysoko na jakieś dwa metry i jedynie z rzadka zdarzały się w nim niewielkie ubytki.
-Niezwykle interesujące –skwitował w pewnym momencie Trumna swym tubalnym głosem.
Gdy tak szli, Zielonka co jakiś czas zerkał na Zimę, który uważnie obserwował mur oraz znajdujący się za nim budynek.
-Spróbujemy tutaj –przybysz zatrzymał się raptownie w miejscu, które dzieliła jedynie niewielka odległość od końca Siłowni. –Trumna?
Wielkolud stanął na swojej skrzyni, która rozjarzyła się błękitnym blaskiem i powoli uniosła go ponad murem. Zielonka patrzył zafascynowany, jak przykucnięty Trumna wznosi się powoli uważnie rozglądając na boki. Po chwili zniknął całkowicie za murowaną konstrukcją. Nie było go raptem kilka minut, a gdy wrócił nie opadł całkowicie na trawę.
-Nikogo nie ma w zasięgu wzroku –powiedział. –Rzucę Wam linę –i znów przeniósł się ponad murem, a po chwili oni sami wspinali się po przerzuconej przez niego linie.
Po drugiej stronie muru było pusto, jeśli nie liczyć kilku leżących tu i ówdzie w wysokiej trawie zwierzęcych kości. Panowała tam przytłaczająca cisza, a miejsce wyglądało na prawdziwie opuszczone. Podeszli do drzwi znajdujących się na tyłach budynku. Były to zwykłe metalowe odrzwia. Dla Zielonki okazały się sporym rozczarowaniem. Pamiętał z poprzednich wizyt główne wejście do Siłowni, które zagradzały potężne drewniane wrota. Dwuskrzydłowe, pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi ludzi i nizmy przy pracy. Tak naprawdę za każdym razem przychodził tutaj tylko po to, żeby je obejrzeć, zastanawiając się, na ile wiernie te obrazy prezentują rzeczywistość sprzed Skażenia. Wrota były wprawdzie odrapane i wyblakłe, ale stały pewnie, a wiele wyrytych na nich scen zachowało się w czytelnej formie. Ulubiony obraz Zielonki przedstawiał pole porośnięte wysokim zbożem, po którym obok siebie równo podążały dwa spore nizmy ścinające plony, za nimi w pewnym oddaleniu szedł samotny człowiek nadzorujący ich pracę. Szczurołapa nieodmiennie zachwycała przedstawiona tam obfitość pożywienia oraz łatwość z jaką je pozyskiwano. Z rozmyślań wyrwało go głośne zgrzytnięcie, gdy Trumna nacisnął klamkę i spróbował pociągnąć drzwi do siebie, jednak nie udało mu się ich otworzyć.
-Wywarzamy? –spytał Zielonka.
Niewierny tylko prychnął i podszedł do wrót. Przez chwilę patrzył na nie w milczeniu, po czym sięgnął do sakiewki przy pasie i wydobył z niej dwa zakrzywione pręty. Pochylił się nad dziurką od klucza i chwilę pomanewrował w niej tymi narzędziami, aż usłyszeli szczęk zamka. Mag otworzył drzwi i schował pręty. Następnie wyciągnął ze swej sakwy dwie pochodnie, hubkę i krzesiwo. Podał obie pochodnie Zielonce, który przytrzymał je gdy mag krzesał skry. Już po chwili na każdej z nich gorzał płomień. Wówczas Niewierny wziął od niego jedną pochodnię i wszedł do środka nie oglądając się na resztę. Zima poszedł za nim. Zielonka spojrzał na Trumnę, który poklepał go po ramieniu masywną dłonią.
- Będę zabezpieczał tyły –powiedział dając do zrozumienia, że chłopak powinien iść przed nim.
Szczurołap skinął głową i wszedł do budynku trzymając wysoko swoją pochodnię. Niewierny i Zima stali nieopodal drzwi czekając na towarzyszy. Obaj pochylali się uważnie obserwując podłogę. Zielonka przyglądał się im z zainteresowaniem, a w panującym wewnątrz półmroku jaki dawały dwie odpalone pochodnie, nawet nie zauważył, że na coś nadepnął. Usłyszał nieprzyjemny chrzęst. Pochylił się sprawdzając co leżało na jego drodze i wzdrygnął się widząc kości jakiegoś małego zwierzęcia, być może lisa lub borsuka. Nieopodal leżała również większa czaszka, prawdopodobnie należąca kiedyś do wilka. Szczurołap ostrożniej stawiał stopy podchodząc do czekających na niego towarzyszy. Zauważył, że tym nad czym się pochylali był ludzki szkielet. W duchu zaniósł modły do Stada o opiekę.
-Skąd tego tyle? –zdziwił się Trumna podchodząc do nich.
-To zapewne te upiory, które tutaj straszą -stwierdził Zima.
-Mało subtelne -prychnął Niewierny.
-Kiedy byłem tu ostatnio, korytarze były puste –wtrącił Zielonka.
-A krążyły już wówczas historie o tym, jak to w Siłowni coś straszy? -spytał mag.
-Nie.
Niewierny tylko wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Gdy penetrowali budynek natknęli się na więcej kości, głównie zwierzęcych, jednak gdzieniegdzie porozrzucano również ludzkie czaszki, piszczele czy żebra, nigdzie jednak nie natknęli się na ludzi Chleba.
Wchodząc do budynku od tyłu, znaleźli się w części, w której musiały kiedyś być ulokowane pokoje robotników obsługujących Siłownię. Wzdłuż korytarza znajdowało się kilka niewielkich pomieszczeń. Ich umeblowanie właściwie nie różniło się między sobą, z reguły po dwa, trzy łóżka, jakieś szafy i stolik z krzesłem czy dwoma. Po obu stronach korytarza znaleźli łącznie sześć takich pokoi. Co zastanawiające, w niektórych z nich natknęli się na rozmaite kości. Zielonka wzdrygnął się, gdy przyszło mu do głowy, że w Siłowni mogła się niedawno zatrzymać grupa podróżników zmierzających na Targ, których jacyś rozbójnicy, być może ludzie Chleba, zaskoczyli i pomordowali rabując przewożone przez nich dobra. Taki uczynek stałby w sprzeczności z prawami Targu, jednak Szczurołap zastanawiał się, czy sięgały one również Siłowni. Formalnie Siostra roztaczała swą władzę również w tym miejscu, jednak o ile wiedział, jej straż nigdy nie patrolowała tych okolic.
Tymczasem dotarli do załomu korytarza. Zaraz za zakrętem w ścianie znajdowały się większe drzwi kryjące spore pomieszczenie, prawdopodobnie magazyn. Całe było zastawione skrzyniami i beczkami często stojącymi jedna na drugiej. Zima ostrożnie zajrzał do kilku najbliższych i odkrył, że znajduje się w nich suszone mięso oraz zboże. Zielonka również zajrzał do jednej z beczek i znalazł w niej ciasno upchane warzywa.
-Tutaj są nawet worki z mąką –zawołał Trumna, który odszedł kawałek dalej.
Wszyscy czterej spojrzeli po sobie. Nie musieli nic mówić, każdy wyciągnął odpowiednie wnioski. Nawet Zielonka zrozumiał z czym mają do czynienia. W milczeniu poszli dalej wybierając jedne z drzwi wychodzących z magazynu. Znaleźli się w kolejnym korytarzu, pod którego ścianami stały rzędy skrzyń. Zima zajrzał do najbliższej, która okazała się być wypełniona suszonym mięsem. Szczurołap uniósł wieko innej i odskoczył od niej z krzykiem, gdyż cała wypełniona była kośćmi, a na samym szczycie spoczywała wyszczerzona ludzka czaszka. Zielonka potrzebował chwili, nim się uspokoił a tymczasem jego towarzysze przejrzeli pozostałe skrzynie. W wielu z nich znaleźli ludzkie kości. Niewierny nieufnie się im przyglądał.
-Oni je tu gromadzą tak samo jak te zapasy –powiedział.
-Do czego niby mieliby je wykorzystać? -spytał Trumna.
- Tego jeszcze nie wiem –odpowiedział mu Zima. -Ale mam wrażenie, że Kamień odnalazłby tutaj kilku zaginionych lokatorów swojej nekropolii.
W milczeniu przemierzali kolejne korytarze i pomieszczenia przy akompaniamencie głuchego odgłosu kroków odbijającego się od ścian i okazjonalnego chrzęstu kości, gdy zdarzyło im się nadepnąć na resztki jakiegoś małego gryzonia. Znaleźli jeszcze dwa składy żywności, aż wreszcie dotarli do obszernej hali, w której centrum stały cztery wielkie piece, tak w każdym razie wyglądały. Były to masywne bloki ułożone z cegieł, każdy miał wielkie drzwi ze sporą przydymioną szybą, a od góry wychodziły z nich szerokie przewody kominowe, które wchodziły w plątaninę rur wijących się pod sufitem.
-Skoro piece są nienaruszone, to pozostaje nam odnaleźć sterówkę –stwierdził Niewierny podchodząc do ceglanych bloków.
Zima z Trumną również się do nich zbliżyli z ciekawością przyglądając się starodawnej konstrukcji. Zielonka pozostał trochę za nimi. Widział piece już wcześniej, i mimo że za każdym razem robiły na nim spore wrażeniem, to nie były w tej chwili najbardziej interesującym elementem pomieszczenia. Szczurołap z większym zainteresowaniem obserwował usypane pod ścianami sterty kości, które przyciągnęły jego uwagę, gdy tylko weszli do tego pomieszczenia. Gdy tak się w nie wpatrywał, miał wrażenie, że zaczynają się one poruszać. Wzmogło się ono, kiedy zdał sobie sprawę, że słyszy jednostajny chrzęst.
-Zimo -powiedział zduszonym głosem podchodząc do przybysza.
Ten odwrócił się w jego stronę i w ułamku sekundy dobył miecza.
-Przygotujcie się -powiedział spokojnie.
W tym momencie chrzęst kości jeszcze się wzmógł. Niewierny i Trumna również się odwrócili, a mag bez słowa dobył swej broni. Widząc to Zielonka odwrócił głowę. W niewielkiej odległości za nimi stał ludzki szkielet, wzrostem dorównywał niemal Trumnie, a w rękach trzymał dwa topory.
-Zdaje się, że masz swoją odpowiedź –rzucił Niewierny do Trumny raczej konwersacyjnym tonem.
Zielonka nie mógł pojąć, jak mag mógł w tej chwili zachowywać spokój. Zwłaszcza, gdy w korytarzu za szkieletem zatłoczyły się kolejne, a kości leżące w hali, które jak mu się wcześniej zdawało zaczęły się ruszać, poczęły już przybierać konkretne kształty. Byli otoczeni.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania