Poprzednie częściTarg - Dzień I - Rozdział I

Targ - Dzień V - Rozdział IX

Kiedy dotarli do namiotu Utraconego, było już jasno, choć kłębiące się nad Targiem chmury były tego dnia wyjątkowo ciemne i ponure. Po Kwadracie kręciło się kilku ludzi, a niektórzy kupcy krzątali się przy swoich kramach. W powietrzu czuć było atmosferę nadchodzącego święta, ale wyczuwało się również coś innego. Nabrzmiałe oczekiwanie. Jakby wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że wkrótce coś się wydarzy i obawiali się, jakie to będzie miało dla nich konsekwencje.

-Czują, że coś wisi w powietrzu –stwierdził Niewierny.

Zima tylko skinął głową nie odzywając się słowem.

-Skąd to wiecie? -spytał Zielonka.

-Przypatrz się straganom –odparł Niewierny. -Jeszcze wczoraj gdy szukałem Trumny, widziało się na nich sporo towarów. Wszyscy wystawiali to, co mieli najlepszego, licząc na wzmożone zainteresowanie w okresie obchodów Dnia Oczyszczenia. A co widzisz teraz?

Szczurołap rozejrzał się uważnie. Spoglądał na mijane stoiska i obserwował kupców. Nie odpowiedział od razu. Przez te kilka dni, które spędził w towarzystwie Zimy, nauczył się już, że w pierwszej kolejności warto zebrać jak najwięcej informacji i dokładnie je przemyśleć.

-Kupcy wystawiają mniejsze ilości towaru, niektóre stragany są niemal puste –powiedział wreszcie chłopak. -Większość swoich rzeczy trzymają zapewne w skrzyniach na wozach, chcą być szybko gotowi do drogi.

-Znakomicie –pochwalił go Niewierny. -Co jeszcze?

Zielonka skupił się znów wodząc wzrokiem po mijanej okolicy.

-Kupcy nie witają przechodniów uprzejmymi skinieniami, nie zachęcają do podejścia do swoich stoisk i przejrzenia towarów –kontynuował. -Raczej czujnie rozglądają się po okolicy, a do potencjalnych klientów podchodzą nieufnie.

-Wiedzą, że Chleb wrócił –stwierdził Zima. -I czują, że to nie będą zwykłe obchody Dnia Oczyszczenia. Pewnie niektórzy żałują, że w ogóle tu przybyli.

Oprócz kilku kupców, którzy pootwierali już swoje kramy i nielicznej grupy potencjalnych kupujących, na Kwadracie od rana kręciła się również niewielka grupka ludzi w brązowych szatach. Dwoma niewielkimi wózkami zwozili oni na plac większe i mniejsze części jakiejś konstrukcji. Część z nich była drewniana, jednak w przeważającej większości były one metalowe. Zwozili to wszystko i rozładowywali niedaleko wejścia do Tentu, gdzie dwoje innych ludzi również odzianych w brązowe szaty, systematycznie rozkładało przywożone części na ziemi.

-Będą budować kolejną scenę? -zdziwił się Niewierny.

-Poniekąd -odparł Zielonka. -To tradycyjna konstrukcja przy pomocy której Ojciec ogrzewa nad stosem Wodę Oczyszczenia.

-Interesujące -mruknął mag.

Tymczasem dotarli do namiotu Utraconego, który był jeszcze zasznurowany, co za pamięci Zielonki nie zdarzyło się nigdy o tej porze dnia. Kupiec zawsze pojawiał się w nim przed świtem a wychodził po zmroku. Szczurołap nie zwrócił na to wcześniej większej uwagi i dopiero teraz wydało mu się to dziwne. Nikt nigdy nie widział księgarza spacerującego po Targu, oglądającego towary oferowane przez innych, czy też zaglądającego choćby od czasu do czasu do karczmy. Spacer do namiotu i później z powrotem do domu był jego codziennym rytuałem, rutyną od której za pamięci Zielonki nie odstąpił ani razu.

-Musimy tam zajrzeć –stwierdził cicho Niewierny.

Nie było w zasadzie potrzeby ściszać głosu, bowiem o tej porze po Kwadracie kręciło się jeszcze niewiele osób, a jak już wcześniej zauważyli, ci którzy już się wybrali na poranny obchód, raczej starali się trzymać z daleka od innych ludzi.

-Podobno pod jego nieobecność ksiąg strzeże upiór –stwierdził z przestrachem Zielonka.

-Jeżeli w ogóle, to sam jest tym upiorem –Zima rozejrzał się po placu. –Ale nie możemy tak po prostu tam wejść, znajdźmy jakieś ustronne miejsce na tyłach.

Poszli więc w stronę Trójkąta, po czym gdy nikt ich nie obserwował, zagłębili się między namioty. To był świat Zielonki. Właśnie w tych ciasnych przestrzeniach spędzał najwięcej czasu wypatrując szczurów i kryjąc się przed strażą. Nigdy jednak nie zapuszczał się w pobliże namiotu Utraconego, nawet za dnia bał się upiora, o którym sporo słyszał. Ponadto siedziba księgarza znajdowała się niedaleko Zadziory, od której szczurołap również wolał się trzymać z daleka. Nie oznaczało to jednak, że nie wiedział jak trafić we właściwe miejsce. Poprowadził ich szybko i zdecydowanie, a przynajmniej na tyle szybko na ile było to możliwe biorąc pod uwagę zranioną nogę Niewiernego.

Gdy znaleźli się pod tylną ścianą namiotu, mag ostrożnie uniósł jego połę przy wykorzystaniu swej mocy. Zima schylił się i zajrzał do środka. Chwilę badał wnętrze wzrokiem, po czym się tam wturlał. Zielonka najostrożniej jak potrafił poszedł w jego ślady. Teraz, gdy wejście było zasznurowane, w środku panował prawdziwy mrok, a jedyne strzępki światła wpadały od strony uniesionej przez maga poły namiotu. Wnętrze wyglądało tak samo jak podczas ich poprzedniej wizyty kilka regałów zastawionych księgami i kontuar, za którym zwykle stał księgarz. Jednak tym razem Utraconego nie było na miejscu. Nie chował się w żadnym mrocznym kącie swojej księgarni, nie zaatakował ich również żaden upiór. Zima pospiesznie zlustrował wnętrze, po czym dał Zielonce znak, że wychodzą. Gdy byli już na zewnątrz, Niewierny równie ostrożnie jak przedtem ją podniósł, opuścił połę namiotu.

-Wiesz, który dom do niego należy? –Zima spytał szczurołapa.

-Jest już jasno –odparł niepewnie Zielonka.

-Tylko się rozejrzymy.

Poszli więc pod dom, który księgarz zajmował wraz z bratem. Była to niewielka piętrowa konstrukcja otoczona niewysokim murkiem. W kilku oknach wciąż jeszcze zachowały się okiennice w tej chwili zawarte na głucho. Pozostałe okna pozasłaniano od wewnątrz ciemnymi pasami materii. Obserwowali dom z odległości kilkudziesięciu metrów stojąc w przejściu na Trójkąt. Spośród przechodniów mijających dom Utraconego nikt na niego nawet nie spojrzał, nie mówiąc o wejściu na posesję. Budynek nikogo nie interesował. Po jakimś kwadransie obserwacji przeszli na tyły domu i tam się przyczaili.

-Chyba oszalał -powiedział nagle Niewierny.

-O co chodzi? -spytał Zima.

-Spójrz -mag wskazał gęstniejące kłęby kurzu na tyłach sąsiedniego budynku.

-Do kogo należy ten dom? -pytanie Zimy skierowane było do Zielonki.

-Do Aksamitnej -odparł szczurołap.

-Ile osób wie o tym cieniu? -rzucił bardziej do siebie Niewierny.

Tymczasem gęstniejący kłąb kurzu zaczął przybierać wyraźniejsze kształty. Wpłynął przy tym za rozrośnięty i źle utrzymany krzak znajdujący się na podwórzu tak, iż był niemal niewidoczny z drogi. Dopiero tam ostatecznie się uformował i zgęstniał przybierając postać zgarbionego mężczyzny. Człowiek przez chwilę czaił się za krzewem, po czym wyprostował się. Był wysoki, a na twarzy nosił granatową maskę.

-To nie Utracony -stwierdził Niewierny.

-Nie. To Czwarty -powiedział Zima. -Interesujące.

-Jest magiem? -spytał Zielonka.

-Nie -Niewierny pokręcił głową. -Żaden z nas nie posiadał takich umiejętności. To musi być skażony.

-Czwarty? -szczurołap nie dowierzał temu, co właśnie usłyszał.

Tymczasem alchemik otrzepał się z kurzu, wyszedł powoli zza krzaka i ruszył w stronę drogi. Przeszedł w pobliżu ich kryjówki, jednak nie wykrył ich obecności, a po chwili zniknął za zakrętem.

Dalsza obserwacja domu Utraconego nie przyniosła żadnych rezultatów. Zielonka zaobserwował natomiast coś innego. Czekali ponad godzinę i w tym czasie tłum poruszający się ulicami Targu wyraźnie zgęstniał. Co jakiś czas przechadzały się pośród niego grupki myśliwych w swoich długich zielonobrązowych płaszczach i z łukami przewieszonymi przez ramiona. Zwykle szło ich dwóch, trzech naraz, jednak w pewnym momencie minęła ich nawet pięcioosobowa grupa.

-Jakby nagle wyskoczyli spod ziemi –stwierdził Zima.-wcześniej widzieliśmy ich tylko w okolicach Późnej Godziny, a teraz jak się zdaje są wszędzie.

Zielonka skinął głową nieco rozczarowany faktem, że nie tylko on to zauważył. Odczekali jeszcze kilka minut, jednak gdy nie zaobserwowali niczego godnego uwagi, postanowili opuścić swoją kryjówkę i przyjrzeć się posiadłości z bliska. Podeszli do wysokiego drewnianego płotu i zajrzeli za niego przez szpary między deskami. Znajdował się tam niewielki i zaniedbany podwórzec. Utracony nie trzymał tam żadnych mebli, jedynie na środku podwórka z lichego trawnika wyrastała samotna podniszczona fontanna. Widoczne ponad podwórcem okna budynku podobnie jak na froncie były pozasłaniane, czy to zawartymi okiennicami, czy też ciemnymi zasłonami tam, gdzie brakowało tych pierwszych. Nie zaobserwowali żadnych ruchów wewnątrz budynku.

-Nie wydaje mi się, żeby był w środku –stwierdził wreszcie Niewierny.

-Na pewno tam jest, ale w ten sposób go nie wypatrzymy –uznał Zima.

-Dobrze wie, że będziemy go tutaj szukali –mag rozejrzał się wokół. -Poza tym za dużo ludzi się tu kręci, a jak już stwierdziliśmy wcześniej, większość jest obecnie nieufna. Nie ryzykowałbym włamania.

Zima jedynie skinął głową. Jeszcze przez jakiś czas obserwowali dom, jednak ku ogromnej uldze Zielonki wreszcie uznali, że wszyscy trzej potrzebują posiłku i czas już wracać do Ściętej.

-Jednak po drodze musimy koniecznie odwiedzić Czwartego –stwierdził Zima.

-Dlaczego? -spytał go Zielonka.

-Przecież byliśmy z nim umówieni.

Wówczas chłopak przypomniał sobie, że faktycznie mieli odwiedzić alchemika za dzień lub dwa. Poszli więc na Kocioł. Pomimo wczesnej pory z niewielkiej sceny ustawionej na placu przemawiał już jakiś bard. Niewątpliwie nie był on równie utalentowany jak Chaber, jednak jego słowa wzbudzały pewne zainteresowanie wśród tłumu.

-W ten sposób Ursula zablokowała dostawy żywności do mniejszych osad otaczających Targ –mówił artysta. -Strażnicy zatrzymywali każdy wóz, który miał wyjechać z osady i dokładnie go przeszukiwali, aby mieć pewność, że zachowywane są limity ilości wywożonego pożywienia. Jeżeli cokolwiek znaleźli zawracali właściciela wozu, bądź też zmuszali go do odsprzedania nadmiarowej żywności.

-Ostatnio ciągle słyszę jakieś historie o Ursuli –poskarżył się niezbyt cicho stojący w pewnym oddaleniu od sceny mężczyzna w atłasowej pelerynie.

-Fakt bardowie jakby się zmówili –przyznał stojący obok niego jegomość w masce Jastrzębia. -A jednak trzeba im przyznać, że te historie ostatnio zyskują na aktualności.

-Jednak za Dreana żyło się lepiej –skwitował sentencjonalnie mężczyzna w atłasowej pelerynie.

Tymczasem dotarli już do namiotu Czwartego. Alchemik znów nie zauważył ich przybycia. Pochylał się właśnie nad moździerzem i coś w nim intensywnie ugniatał.

-Przepraszam –zwrócił się do niego Zima jednocześnie podchodząc do stołu, przy którym pracował Czwarty.

-Zaraz, zaraz –odparł tamten nawet nie podnosząc wzroku.

-Nie zajmę panu dużo czasu –tym razem przybysz nie zamierzał czekać. -Chciałbym jedynie odebrać swoje lekarstwo.

-Lekarstwo? -Czwarty uniósł wzrok znad moździerza i uważnie przyjrzał się Zimie. -Ach to pan. Czy już minęły dwa dni?

-Owszem –odparł przybysz.

-Najmocniej przepraszam –sumitował się alchemik. -Ostatnie badania tak mnie pochłonęły, że na śmierć zapomniałem o pańskiej głowie.

-Nic nie szkodzi, mogę jeszcze poczekać –powiedział Zima pochylając się z zainteresowaniem nad moździerzem. -Proszę jednak powiedzieć, cóż to za badania są tak niezwykle zajmujące.

Czwarty rozejrzał się niepewnie. Dopiero wówczas zauważył stojących u wejścia do namiotu Zielonkę oraz Niewiernego.

-Zaraz, zaraz a panowie w jakiej sprawie?

-Panowie są ze mną –odpowiedział Zima. -Mojego przewodnika Zielonkę przedstawiłem panu już wcześniej. Natomiast Niewierny jest moim przyjacielem. Obaj są godni zaufania.

Alchemik wpatrywał się w nich czujnie, jednocześnie przyciągając moździerz do siebie.

-To nic wielkiego –powiedział.

-Doprawdy? Wyznam panu, że zupełnie nie znam się na alchemii –stwierdził Zima. -Wobec czego nawet niewielkie odkrycia mogą na mnie wywrzeć ogromne wrażenie.

-Ależ to doprawdy...

-Czyżby to były te eksperymenty, które zakłócają nocny spokój Brata? -delikatnie nacisnął przybysz.

-Owszem –Czwarty z rezygnacją pochylił głowę. -To stara receptura. Znalazłem ją w jednej z ksiąg Utraconego, oczywiście od razu ją kupiłem –spojrzał na regał stojący pod ścianą namiotu, którego półki pogrążone były w chaosie, a na jednej z nich spoczywało dość grube tomiszcze w skórzanej oprawie. -Jak wyczytałem w tej książce, w dawnych czasach znana była substancja, która pod wpływem gorąca dosłownie wybuchała. Odpowiednia ilość tej substancji potrafiła wyrwać dziurę w ziemi, a nawet uszkodzić mury budynków. Uznałem, że to niesamowite.

-I próbuje pan ją odtworzyć –Zima powoli pokiwał głową. -Z jakim skutkiem?

-Niestety na razie dość marnym, hałas i gęste kłęby dymu to jedyne, co udało mi się osiągnąć –wyznał Czwarty. -Po jednej takiej eksplozji muszę przez całą noc wietrzyć namiot, żeby pozbyć się tego dymu.

-To niezwykle zajmujące –stwierdził Zima. -Nie będziemy zatem przeszkadzali, a po moje lekarstwo wpadnę jutro bądź pojutrze, tylko tym razem proszę o nim pamiętać.

-Oczywiście.

Zima podszedł do Zielonki i Niewiernego i skinął im głową, żeby wyszli. Kiedy sam przekraczał próg namiotu odwrócił jeszcze głowę w stronę alchemika.

-Proszę pozdrowić ode mnie Aksamitną –rzucił na odchodnym a skonsternowany alchemik tylko odprowadzał go wzrokiem.

Po tej wizycie wrócili do Ściętej. W karczmie panował spory ruch, czuć już było, że Dzień Oczyszczenia za pasem, goście byli może mniej rozmowni niż zwykle, ale Mak z pewnością nie mogła narzekać na ich brak. Kiedy zajęli niewielki stolik w rogu pomieszczenia, karczmarka podeszła do nich.

-Już miałam wynająć wasz pokój –rzuciła bezceremonialnie.

-Opłaciłem go do Dnia Oczyszczenia –rzekł spokojnie Zima.

-Za dwóch gości. Poza tym opłacony czy nie szkoda żeby stał pusty –odparowała karczmarka. -A wy albo włóczycie się po Mokradłach, albo zwiedzacie lochy Holdu, więc kilku dodatkowych gości w waszych łóżkach nie zrobiłoby wam żadnej różnicy, a muszę powiedzieć, że kilku skażonych pytało mnie o ten pokój.

Zima tylko wzruszył ramionami nie reagując na zaczepkę i zamówił dla nich późne śniadanie. Gdy karczmarka poszła na zaplecze przybysz wraz z Niewiernym pochylili ku sobie głowy i pogrążyli się w cichej rozmowie. Zielonka nieszczególnie zwracał na nich uwagę. Koncentrował się raczej na barwnym tłumie gości wypełniającym salę wspólną. To był jedyny czas w roku, kiedy karczmarze mogli liczyć na pełne obłożenie mimo stosowania podwójnych, a nawet potrójnych stawek. Czuć też było, że to klientela innego kalibru niż zwykle. W tych dniach na Targ przybywał cały przekrój ludności zamieszkującej ziemie pozostałe ze wspaniałej niegdyś -jak twierdzili bardowie -Orezji. Oznaczało to również, że gromadziło się tu sporo nędzarzy, których na co dzień nie było stać na opłaty, ale którzy cały rok oszczędzali, aby choć w ciągu tych kilku dni nacieszyć się blaskiem tego miejsca. Wszyscy bez wyjątku odzież mieli solidną, a maski w miarę porządne. Żaden z gości karczmy nie chciał wyglądać na biedaka, który jedynie raz do roku pojawiał się na Targu, aby wziąć udział w święcie. Dlatego też w tych dniach nawet wielu spośród tych, którzy utrzymywali Targ przez większą część roku, musiało zadowalać się jednym z namiotów noclegowych postawionych na obrzeżach osady specjalnie na czas obchodów Dnia Oczyszczenia.

-Jeszcze nie wyruszasz Byku? –spytał ktoś krzepkiego mężczyznę rozwalonego na jednym z krzeseł i pociągającego tęgo z kufla.

-Mamy raptem trzecią godzinę dnia, zdążę.

-Ale drwale wyruszyli jeszcze przed świtem -nastawał tamten.

-Wiem gdzie są, znajdę ich –odparł spokojnie Byk pociągając kolejny łyk z kufla.

Wyruszenie drwali było kolejnym stałym elementem obchodów Dnia Oczyszczenia. Wyruszali oni w przeddzień wigilii święta w miejsce wskazane uprzednio przez ojca by naciąć i nazbierać chrustu. Następnie kolejnego dnia przygotowywano wielki stos, nad którym Ojciec przyrządzał ostatecznie wodę Oczyszczenia. Niektórzy twierdzili, że również ten ogień i pozostały po nim popiół mają moc oczyszczania, a funkcja drwala zawsze uważana była za niezwykle zaszczytną. Zielonka czasem zakradał się do lasu za drwalami, ale właściwie nie robili nigdy niczego niezwykłego.

-Ilu ich właściwie wyruszyło? -spytał ktoś.

-Trzech –odparł Byk z trzaskiem odstawiając kufel na stół.

-Dziwię się, że Ojciec znalazł kogokolwiek –wtrącił do rozmowy mężczyzna w masce Lisa, którego Zielonka kojarzył z poprzednich dni. -Po tym co wydarzyło się trzy dni temu, nie spodziewałbym się, że ludzie zechcą się znowu zapuszczać do lasu.

-Po zioła szedł przecież sam –zauważył siedzący nieopodal mężczyzna w masce Jastrzębia.

-I wrócił w jednym kawałku, nie niepokojony przez nikogo, ani nic –zauważył Byk. -Dajcie już spokój, na Mokradłach mieli po prostu pecha, ale drewno pozyskujemy w bezpiecznym miejscu –wstał od stołu i ruszył w stronę drzwi. -Do zobaczenia wieczorem –machnął ręką w stronę siedzących gości i wyszedł z karczmy mijając się w progu z kobietą w czarnej przepasce na oczach.

Tymczasem Zielonce i jego towarzyszom podano posiłek, kaszę z grochem.

-Chleb wrócił, ale dostaw nadal brak –skwitowała Mak w odpowiedzi na ponure spojrzenie Niewiernego.

-Kasza z grochem w zupełności nam wystarczy –odpowiedział Zima.

W trakcie posiłku przybysz z magiem kontynuowali swoją zawziętą dyskusję, więc to Zielonka pierwszy wypatrzył jak kobieta w czarnej przepasce na oczach, która przysiadła się do jednego ze stolików przy drzwiach wstaje i rusza w ich kierunku. Szła niespiesznie, lawirując w tłumie, przystając co jakiś czas przy którymś ze stołów i wdając się w krótszą bądź dłuższą dyskusję z siedzącymi przy nim osobami, jednak z każdym kolejnym takim ruchem znajdowała się coraz bliżej ich stolika, aż wreszcie bezceremonialnie się do nich dosiadła.

-Podobno wiecie o czymś o czym pewna dama powinna usłyszeć –powiedziała bez wstępów.

-Czy ja wiem –Niewierny podrapał się po głowie.

-Rozumiem nieufność –stwierdziła kobieta. -Jednak nie było sensu czekać, aż przyślecie chłopca. Wasz przyjaciel mówił, że będziecie wiedzieć, że przychodzę od niej.

Zielonka zauważył, że Zima wsunął rękę do kieszeni i przez chwilę tylko przypatrywał się kobiecie.

-Mogę? –spytał go Niewierny.

Przybysz tylko skinął głową nadal czujnie obserwując kobietę.

-Chleb ukrywa w Siłowni maga. Jednego z tych potężnych –powiedział cicho Niewierny. -Ktokolwiek to jest, potrafi naraz kierować kilkudziesięcioma szkieletami. Podejrzewamy, że w jakiś sposób zamierza wykorzystać jego zdolności.

-Przecież nie przyzna się, że współpracuje z magiem –stwierdziła kobieta.

-Pewnie nie. Raczej trzyma go na wszelki wypadek. I jako strażnika, w Siłowni zgromadził spore zapasy żywności.

-Więc faktycznie to tam ją trzyma.

-Tak –odparł mag. -Siostra mówiła nam, że jakiś czas temu nakazała mu zmniejszenie dostaw, ale zapasy jakie widzieliśmy w Siłowni...

-Teraz wiecie skąd ta napięta sytuacja. Na obchody Dnia Oczyszczenia zawsze tłumnie zjeżdżają się mieszkańcy wielu mniejszych osad licząc, że zrobią zapasy na kilka miesięcy i tym razem srogo się rozczarowali. Chleb z premedytacją wykorzystuje przeciw Siostrze jej własne polecenia -w głosie kobiety wyraźnie pobrzmiewała gorycz. -Wiecie coś jeszcze?

-Na ile byłem w stanie to ocenić, siłownia jest sprawna.

-Rozumiem, dziękuję.

Kobieta skinęła im głową i wstała.

-Proszę nie opuszczajcie jeszcze Targu, nasza znajoma może was potrzebować –powiedziała. -Poza tym nie odebraliście jeszcze zapłaty –dodała odchodząc.

Zielonka obserwował, jak podeszła do kolejnego stolika zagadując siedzących przy nim gości. Niewierny jak gdyby nic się przed chwilą nie stało wrócił do swojej kaszy, ale Zima cały czas patrzył za kobietą wciąż trzymając rękę w kieszeni.

-Co się stało? –spytał go wreszcie Niewierny, gdy na chwilę oderwał wzrok od miski.

-To naprawdę ona –wychrypiał przybysz.

Następne częściTarg - Dzień V - Rozdział XX

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania